3.5
– No i gotowe! – zawołał dumny z siebie Reinhardt, kiedy położył kanapę na swoje miejsce.
– Dobra robota! Teraz to miejsce już nie przypomina jakiś laboratorium tylko salon. –Winston uśmiechnął się, kiedy skończyli ogarniać główny przedsionek bazy.
Zamiast stołów roboczych i porozwalanych kartonów na parterze znalazły się trzy kanapy, które tworzyły kształt ćwierci księżyca, a na środku stanął okrągły stół.
Całe to pomieszczenie zostało posprzątane i poodkurzane. Zaś okno, które zostało wybite podczas incydentu ze Żniwiarzem, zostało wymienione.
– Całe szczęście... Bo już miałam dosyć tłumu w skrzydle szpitalnym – odezwała się Łaska, przechodząc przez nowy salon z pudłem w dłoni. Za nią szła Emily niosąca inny karton.
– A jak idą porządki w skrzydle szpitalnym? – zapytał Reinhardt.
– Z pomocą dziewczyn szybko ogarnęłyśmy ten cały bałagan – odpowiedziała Angela i uśmiechnęła się w stronę rudowłosej kobiety.
– Oj, to drobiazg, kochana – odpowiedziała, wtedy oddała w dłonie Niemca pudło, podobnie jak Łaska.
– Ale będziemy potrzebowali nowego wyposażenia i sprzętu medycznego – zwróciła się Szwajcarka w stronę naukowca.
– Postaram się to załatwić, Angelo, ale póki co nie obiecuję, że prędko to się stanie. Wiesz jak teraz stoimy finansowo – oznajmił goryl, sprawdzając na tablecie stan konta.
– Ale chociaż utrzymamy się przez dłuższy czas, prawda? – spytała zmartwionym głosem Emily, słysząc wymianę zdań między gorylem, a lekarką.
– Jeśli będziemy dobrze rozporządzać pieniędzmi... To utrzymamy się najdłużej dwa miesiące...
– To bardzo krótko! Winstonie, ty w ogóle pomyślałeś o pieniądzach, kiedy nas tu wzywałeś? – Blondynka była widocznie zszokowana, słysząc słowa przyjaciela.
Winston zadrżał na słowa kobiety, po czym westchnął smutno.
– Niestety nie... Tego nie brałem pod uwagę – odpowiedział krótko, na co Angela rozłożyła ręce. – Chyba, że ktoś z zewnątrz nam pomoże. Wiesz... Da nam wsparcie finansowe – stwierdził zamyślonym tonem goryl.
Doktor Ziegler tupnęła nogą.
– Winstonie! Wszyscy, którzy należą lub przynależeli do Overwatch, są poszukiwani! Myślisz, że ktoś by wspierał teraz... Przestępczą organizację? – Ostatnie słowa kobieta wypowiedziała wręcz z łzami w oczach, przy czym sama nie dowierzała temu, że to powiedziała. Mimo to, miała rację.
To prawda.
Overwatch był i jest wciąż poszukiwany.
Nikt w tych czasach ich nie wesprze.
Emily podeszła do Szwajcarki i przytuliła ją do siebie, próbując ją jakoś pocieszyć.
W tym momencie do nowo zrobionego salonu weszli Mei i Hanzo.
– Rety! Widzę, że dobrze wam poszło z porządkowaniem tutaj – stwierdziła wesoło Mei, ale jej mina zbladła, kiedy zobaczyła Łaskę, która o mały włos nie wybuchła płaczem i Emily, która tuliła ją do siebie. – Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona.
– O to, że nie mamy pieniędzy! – wybuchła nagle blondynka. – A jako, że nasza organizacja jest poszukiwana, to... To...
– Nikt was nie wesprze finansowo z powodu tego, że sam by się narażał władzy... A bez pieniędzy nie zawędrujecie daleko – stwierdził Hanzo, od razu domyślając się o co chodzi, krzyżując ręce na piersi i przyglądając się beznamiętnie wszystkim.
– Właśnie to przed chwilą mówiłam Winstonowi! – parsknęła Łaska, zerkając oskarżycielsko na goryla, po czym szybkimi krokami wyszła z salonu.
– Z emerytury zostało mi sporo pieniędzy. Jeśli byłaby taka potrzeba, to...
– Reinhardzie, to miłe, że ofiarujesz swoją pomoc, ale nawet z twojej renty nie pociągniemy długo – rzucił smutno Winston, po czym wskoczył na piętro i usiadł przy komputerze.
– Czyli mimo, że... Wszystkich wzywamy... To tak naprawdę... To wszystko, co teraz robimy, nie ma sensu, ponieważ nie mamy pieniędzy? – niedowierzała Mei, przyglądając się wszystkim. – A nie ma innego sposobu? Może, jednak obeszłoby się bez pieniędzy?
– Oczywiście, że nie, jeśli tworzy się organizację – odpowiedział krótko Hanzo. – Na samo założenie firmy trzeba mieć duże pieniądze, a co dopiero na prowadzenie jej...
Napotkał pytające spojrzenie Mei.
– Wiem coś o tym, bo sam miałem być liderem dużego klanu w Japonii. Bez pieniędzy ani rusz – dodał.
– Hanzo ma rację, Mei – przyznała smutno Emily. – Jeśli czegoś szybko nie wykombinujemy, to długo nie pociągniemy.
Nagle Reinhardt podszedł do Japończyka.
Mężczyzna natychmiast odczuł, z jakim wysokim mężczyzną miał do czynienia.
– Więc ty jesteś Hanzo, brat Genjiego – stwierdził wielkolud, uważnie mu się przyglądając.
Starszy Shimada uniósł brwi.
– Tak...? – potwierdził.
Wilhelm nieco zniżył głowę.
– Naprawdę? Bo skoro jesteś starszym bratem Genjiego, to myślałem, że będziesz... – Zamyślił się na chwilę.
– Skoro jestem jego starszym bratem, to co? – Łucznik denerwował się już stylem wypowiedzi starszego mężczyzny. Nie wiedział, co on o nim sądził. Sam zaś domyślał się, że prawdopodobnie ma do czynienia z najstarszym członkiem Overwatch, a sama jego budowa ciała i postawa sugerowały, jaki to był krzepki i mądry mężczyzna.
– Myślałem, że będziesz wyższy.
Hanzo zdębiał. Emily wybuchła śmiechem, a zaś Mei ledwo się powstrzymała.
– A okazuje się, że jesteś nawet od niego niższy! – Nagle Reinhardt wybuchł gromkim śmiechem.
– Nie jestem niski! – odparował Hanzo, wkurzony tym określeniem. – Po za tym, ty mierzysz jakieś dwa i pół metra i wszystko wydaje ci się niskie! – dodał wyraźnie oburzony.
Reinhardt złapał go za ramię, bo czym przestał się śmiać.
– Mam 2,23 metra wzrostu, chłopcze – Poklepał go po ramieniu. – No dobra! Trzeba jeszcze ogarnąć trochę stołówkę! Bo jak przyjdzie nowa dzieciarnia, to trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie! – stwierdził mężczyzna, odchodząc.
Japończyk wciąż stał w miejscu.
Zdenerwowany.
Nie jestem, kurwa, niski!- pomyślał wściekle. Jestem o jakieś trzy centymetry wyższy od Genjiego!
– Hanzo – wyrwała go z myśli Mei. – Nie przejmuj się nim. – Uśmiechnęła się ciepło. – Reinhardt jest wspaniałym człowiekiem, tylko czasami lubi sobie pożartować. Tak jak teraz. Ma dość specyficzne poczucie humoru. – Próbowała jakoś go... Ostudzić.
– Ta... Bardzo... Żartował. –Emily próbowała się powstrzymać, by jeszcze raz nie wybuchnąć śmiechem.
– Może dokończmy zwiedzanie? – zaproponowała Chinka, by jakoś rozluźnić napiętą atmosferę, która była wyraźnie odczuwalna wokół łucznika.
– Dobrze – odpowiedział.
Wtedy wyszli z salonu.
Kiedy Emily upewniła się, że odeszli dostatecznie daleko, jeszcze raz wybuchła śmiechem.
– Boże, Rein! Ale on rzeczywiście ma rację! Jest niski! Czemu ja tego wcześniej nie zauważyłam!? Prawda, Winstonie? – Spojrzała na piętro, gdzie Winston siedział przy komputerze. Lecz widocznie goryl nie zwrócił uwagi na jej wołanie. – Ej, Winstonie! – Wołała, ale ten dalej siedział przy komputerze.
Westchnęła cicho, weszła na schody i stanęła w progu.
– Winstonie... Ja wiem, że nie wezwałeś nas tutaj z kaprysu. Zrobiłeś to, co uważałeś za słuszne i ja nie uważam, że to było lekkomyślne. – Podeszła do goryla. – Co do pieniędzy, to coś wykombinujemy, więc nie przejmuj się słowami Angeli. Przecież wiesz, że nie mówiła tego złośliwie.
Kiedy skończyła mówić, Winston westchnął.
– Ja chciałem tylko, byśmy wszyscy byli znowu razem... Jak rodzina. Byśmy dalej walczyli o dobro i porządek na tym świecie.
Kobieta przytuliła go.
– A czy tak nie jest? Przecież większość wróciła tutaj i wracają kolejni...
Przerwała, kiedy na ekranie pojawiła się wiadomość.
– Masz wiadomość, Winstonie! – oznajmiła Atena.
Harold wyprostował się i spojrzał na nadawcę.
– Chwilunia... Czy to naprawdę oni? – zapytał, jakby nie dowierzając, i otworzył email.
Emily i Winston przez chwilę siedzieli cicho i czytali wiadomość. Po czym powoli spojrzeli na siebie.
– Czy to... Czy to naprawdę... – zaczęła Emily, na co naukowiec powoli pokiwał głową.
– Tak... Ktoś oferuje nam wsparcie.
*
2 Dni później...
– Dzisiaj przylatują pierwsi nowi rekruci! – zawołał radośnie Reinhardt, siadając na kanapie.
– A także Fara i Smuga wracają z Jesse'm. Niedawno dzwoniła do mnie i powiedziała, że wszystko poszło jak z płatka! – powiedziała uradowana Emily. – Co prawda, McCree był bardzo wkurzony tym, jakie przebranie miał założyć i po części zmienić swój wygląd... Lecz po długich namowach udało się. – Zachichotała, po czym napiła się wcześniej przygotowanej kawy.
– Papo! – zawołała Brigitte. – Dzwonił przed chwilą mój tata. Powiedział, że za tydzień się tutaj pojawi! – Była widocznie uradowana.
– Nie gadaj! Czyżby Torbjörn ruszył swój zadek z tapczanu? Coś takiego! – zażartował Wilhelm, na co kobieta zaśmiała się. – Trzeba to uczcić! Angelo! Czy jest jakieś dobre piwo na składzie? – zawołał do blondynki, która przyniosła tackę z herbatą i kawą dla wszystkich zebranych.
– Nie wiem... Ale wolałabym, żebyś nie pił alkoholu w takim wieku... – zwróciła mu uwagę lekarka.
Niemiec burknął.
– Oj, tam! Nie przesadzaj! Jeden kufel mi nie zaszkodzi!
Łaska przewróciła oczami, po czym poszła do Winstona, który siedział przy komputerze. Oparła dłonie na swoich biodrach.
– Przez ostatnie dwa dni większość czasu siedziałeś tutaj albo w swoim gabinecie przy komputerze, Winstonie... To nie jest zdrowe – stwierdziła.
– Ja wiem, Angelo. Dlatego od czasu do czasu robię sobie piętnastominutowe przerwy na świeżym powietrzu. – Po tych słowach otworzył kolejne opakowanie masła orzechowego.
Szwajcarka znalazła się przy nim.
– Emily mówiła mi, że znaleźliście rozwiązanie z pieniędzmi... Możesz mi powiedzieć, co to za rozwiązanie? – zapytała kobieta.
– Mamy wsparcie finansowe od jednej firmy, która chętnie udzieli nam pomocy – odpowiedział krótko Winston.
– Jakiej jednej firmy? – spytała widocznie nieprzekonana kobieta. – Ale chyba nie za darmo! Przecież od tak by nam nie zaoferowali pomocy...
– Przyślą do nas dwie nowe osoby, które będą przez jakiś czas u nas. Z czego jedna będzie niby-rekrutem do tej organizacji – odpowiedział na niedokończone pytanie doktor Winston.
Blondynka wyprostowała się, słysząc jego słowa.
– I tylko tyle? – zdziwiła się.
– Tak, tylko tyle. – Odwrócił się w jej stronę. – Czyż to nie wspaniałe? – zapytał widocznie uradowany goryl.
Angela wzruszyła ramionami.
– No... Tak... Ale możesz mi powiedzieć co to za firma...
– WRÓCILIŚMY! – Nagle do salonu wparowała Smuga.
– Lena! – Zawołała uradowana Emily i rzuciła się w ramiona kobiety. Po czym się pocałowały.
– Oooo... Jak uroczo – powiedziała Brigitte, wtedy dojrzała za parą Farę i... Jesse'ego, który ledwo przypominał samego siebie.
Miał na sobie czarny kapelusz, niby kowbojski, a jednak nie. Ubrany w burgundowy płaszcz, z niebieską obcisłą kamizelką i czarne spodnie... Wydawało się, że wyglądał na niby-dżentelmena.
Ale najbardziej uwagę przykuwała jego twarz, a właściwie zarost. Jego broda została dziwnie wygolona, a wąsy śmiesznie zakręcone.
– Nigdy. Więcej – prychnął mężczyzna, odrzucając płaszcz i kapelusz. – O ile strój wytrzymałem, to za brodę i wąsy wam nie wybaczę.
– Czy ja wiem? Nie najgorzej wyglądasz, Jesse. Szczerze, wyglądasz teraz na prawdziwego dżentelmena. –Brigitte zachichotała, wtedy McCree spojrzał na nią.
– Brigitte, dawno cię nie widziałem. Dobrze cię widzieć. – Uśmiechnął się ciepło do kobiety, podając jej dłoń.
– Mi też, McCree...
– O! Serdeńko! No chodź tu do mnie! – Zawołał radośnie Reinhardt, wstając od kanapy, przy tym o mały włos nie przewracając stołu.
– Reinhardt! Kopę lat! Stary! – zawołał McCree, oferując dłoń, ale starszy mężczyzna miał inne plany.
Mocno przytulił do siebie kowboja i poklepał go po plecach.
– Cieszę się, że przybyłeś tutaj!
W tym momencie na dół zeszła Angela z Winstonem.
Lekarka zachichotała, kiedy zobaczyła McCree.
– Rzeczywiście... Trudno było cię rozpoznać – przyznała.
– Ej! Słonka! A gdzie są Mei i Genji? – zapytała nagle Lena, wtedy do pokoju przybył Zenyatta.
– Pokój z wami – przywitał się omnik. – Czy przybyli nowi rekruci? – zapytał ze spokojem.
– Póki co to my wróciliśmy z McCree. Mistrzu Zenyatta, czy widziałeś może Mei i Genjiego? – zapytała go.
– Genji poszedł szukać swojego brata. Zaś Mei... Nie widziałem – odpowiedział krótko.
– Mei poszła do mojego gabinetu. Chciała zobaczyć się ze swoim dronem – odpowiedział Winston na pytanie Brytyjki, po czym poszedł przywitać się z Jesse'm i przeprosić za takie przebranie.
– Pójdź po Mei. Niedługo pojawią się nowi rekruci, a wypadałby wszystkich przywitać – zaproponowała Angela Smudze, która tylko krótko pokiwała głową.
– Się robi! – Po tych słowach błysnęła.
*
Mei przez chwilę siedziała na krześle przed stołem, gdzie leżał jej częściowo naprawiony dronek.
Ekran został wymieniony, podobnie jak obudowa, a nowy rdzeń miał zostać odebrany następnego dnia. Miała tylko nadzieję, że Śnieżka nie straci pamięci. Choć Winston zapewniał ją, że robocik będzie w pełni pamiętać wszystko, co się wydarzyło, od momentu pierwszego aktywowania, aż do jej poświęcenia.
– Niby to kilka dni, ale tęsknię za twoim towarzystwem – szepnęła kobieta, po czym pogłaskała po głowie nieruchomego robota.
Westchnęła tylko i wstała od stołu. Jej wzrok padł na zegar ścienny.
Zbliżała się osiemnasta.
– Zaraz pojawią się nowi rekruci. Trzeba będzie już iść – stwierdziła Chinka, zerkając przelotnie na drona. Zaczęła powoli się zbierać. Wyszła z gabinetu Winstona, zamykając za sobą zasuwane drzwi.
Skierowała się w stronę salonu.
W połowie drogi zaatakowało ją jakieś... Dziwne wrażenie.
Zaniepokoiło ją to.
Nie wiedziała w sumie, czemu. Z początku zignorowała to i wznowiła chód, lecz wtedy... Poczuła coś dziwnego. Tętno jej wzrosło. Odczuwała to mocno, zwłaszcza przy szyi.
Dotknęła się instynktownie w miejsce, gdzie te silne tętno odczuwała.
Mrowienie.
Jakby tam chodziły mrówki. Gdy zaledwie potarła niezauważalnie, miała jakieś dziwne odczucie.
W tym miejscu skóra zdawała się być znieczulona. Takie wrażenie, jak u dentysty, kiedy używa znieczulenia przy zębie.
Zaniepokojona tym, poszła do damskiej łazienki, która była dosłownie kilka kroków dalej. Weszła do niej i spojrzała w obszerne lustro.
Zamarła.
W tym miejscu, gdzie wyraźnie odczuwała dziwny wzrost tętna, jak i mrowienie... Skóra była sino-purpurowa, jakby się tam mocno uderzyła. Jednak najstraszniejsze było co innego... W tamtym miejscu przez skórę była mocno widoczna jej tętnica, zabarwiona na kolor czarny.
Dziewczyna przeraziła się.
Nie wiedziała, jak to się stało. W pewnym momencie czuła, jak jej się zrobiło słabo i miała dziwne zawroty głowy. Miała też wrażenie, że wyraźnie słyszała, jak huczała jej krew w uszach...
–A, tutaj jesteś, Mei! – zawołała nagle Lena, wparowując do otwartej łazienki. Mei podskoczyła i spojrzała na Brytyjkę. – O rany! Aleś ty blada! Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha! – stwierdziła.
Mei zdziwiła się.
Tylko blada? A co z tym sińcem na szyi?! Prędko spojrzała w lustro.
W miejscu, gdzie była widoczna jej czarna tętnica i zasinienie, nie pozostał żaden ślad. Była gładka biała skóra.
–Ej, Mei? Wszystko w porządku? Może zaprowadzić cię do Angeli – zaproponowała Smuga, widząc wyraźnie przerażoną dziewczynę.
–Och, nie! Nie trzeba! Po prostu mnie wystraszyłaś –Kobieta zachichotała niewinnie.
–O jeny... Nie sądziłam, że mogłam cię tak wystraszyć, wybacz – przeprosiła Lena, czując się nieco głupio, że tak niby wystraszyła dziewczynę.
–Nic się nie stało, Leno, naprawdę... – zapewniała ciepło Chinka, wtedy Angielka z powrotem uśmiechnęła się promiennie.
–No dobra! Skoro nic się nie stało, to chodźmy! Zapewne już przylecieli! Więc nie każmy na siebie czekać!
Po tych słowach pociągnęła Mei za rękę i poszły szybkimi krokami w stronę salonu.
Jednak Mei wciąż była zaniepokojona tym, co niedawno ujrzała...
Nowa część jak i ostatnia do trzeciego rozdziału! Za niedługo będzie czwarty rozdział ^^
No i... Zaczyna coś się dziać...
A to tylko początek tego...
Oczywiście wszystkie błędy zostały poprawione przez ukochaną Denilmoore <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top