3.4

Do sali wszedł nagle Żniwiarz.

- I jak poszło? - spytał, widząc zamieszanie wokół genetyczki.

Trupia Wdowa tylko spojrzała przelotnie na swojego szefa.

- Misja wykonana, tylko niestety... Nie udało mi się kogoś zabić. - Powiedziała to wręcz oburzonym tonem.

- A zdobyłaś jakieś informacje? - zapytał, wyraźnie nie przejmując się frustracją kobiety.

Ta tylko parsknęła.

- Winston potajemnie werbuje nowych członków do Overwatch - odpowiedziała krótko, krzyżując dłonie na piersi.

Mężczyzna pokiwał głową.

- Coś takiego... Więc mimo aktu PETRAS Winston wznowił działalność Overwatch - stwierdził i zaczął chodzić po laboratorium w zadumaniu.

Następnie jego spojrzenie padło na skupioną Moirę przy komputerze.

- Sombra, Trupia Wdowa... Czy możecie na chwilę mnie zostawić z Moirą? Mam z nią kilka spraw do objaśnienia - Zwrócił się do kobiet, na co Sombra energicznie wstała z krzesła.

- Ale dlaczego? - zapytała wręcz dziecinnym tonem. - Chcę zobaczyć, co Moira zamierza zrobić ze swoim królikiem doświadczalnym! - Powiedziała to wręcz błagającym tonem.

- Nic nie zrobię, jak mówiłam na początku, więc możesz sobie iść. Nie ma nic do oglądania. - odpowiedziała krótko kobieta, wyraźnie popierając zdanie Żniwiarza.

Tamta tylko burknęła i powiedziało cicho dobrze, po czym wyszła. Trupia Wdowa zaś zaczęła kroczyć za nią.

- Wdowo, zdaj dokładny raport Akandzie - zwrócił się jeszcze Reyes do Francuzki, zanim wyszła. Ta tylko mruknęła jasne i zamknęła za sobą drzwi.

Po chwili Żniwiarz westchnął i usiadł obok Moiry.

- Tak, więc jakie masz plany? - zapytał.

- Tak jak mówiłam Sombrze i Wdowie, przez najbliższe dni nic - odpowiedziała Moira, sprawdzając stan krwi obiektu doświadczalnego. - Za jakieś trzy, może dwa, zacznę działać. Co jak co, musimy zachować wszelkie środki ostrożności.

- I co? Będziesz ją tak przez cały czas obserwować? - spytał, na co genetyczka parsknęła.

- Chciałabym, ale jestem już w takim wieku, że nie mam na to siły, nawet z drobnymi modyfikacjami w moim ciele - odpowiedziała. - Ktoś będzie musiał mieć ją na oku, ale bynajmniej nie przez komputer...

- Chcesz powiedzieć, że trzeba wysłać szpiega? - To było bardziej stwierdzenie, aniżeli pytanie.

- Już to zrobiłam.

- Jak to? Kiedy? - zapytał widocznie zdumiony mężczyzna.

-Jakieś kilka minut temu. Będzie tam przez jakiś czas. Nikt nie będzie podejrzewać, że pracuje dla nas i siedzi tam tylko w jednym celu - odpowiedziała.

- A zdradzisz, kto to? - Mówiąc to, Żniwiarz zbliżył się do niej, na co kobieta, zerknęła na niego przelotnie.

- Znasz tą osobę doskonale, ale póki co nie powiem ci, kto to.

- A niby dlaczego? Skoro twierdzisz, że go znam? - zapytał wyraźnie nieco oburzony faktem, że Moira nie zamierza zdradzić mu więcej szczegółów.

- Bo mnie oto prosił. Po jakimś czasie zdradzę ci, kto to. Albo sam się domyślisz. - Po tych słowach odwróciła się w jego stronę, zakładając nogę na nogę.

Żniwiarz dokładnie się przyjrzał twarzy kobiety.

- Jesteś zmęczona - stwierdził.

- No i co z tego? Mogę dalej pracować...

- Moiro... Jest już późno... Jak sama mówiłaś, już masz swoje lata, więc kilka godzin snu ci nie zaszkodzi - naciskał mężczyzna, zauważając opór ze strony Irlandki.

- Wezmę zastrzyk lub tabletki, albo napije się kawy. Nic mi nie będzie. - Po tych słowach spojrzała na stół, gdzie miała już przygotowane leki.

Zanim po nie sięgnęła, Gabriel chwycił ją za nadgarstek.

- Moiro... - naciskał. - Jako szef nakazuję ci, byś wzięła te kilka godzin snu... Już dość wykonałaś na dzisiaj roboty.

Moira zmarszczyła brwi na jego słowa i przez chwilę mierzyła go wzrokiem.

Nie minęła chwila, kiedy westchnęła, zabrała dłoń i wstała z krzesła.

- Dobrze... Niech ci będzie - powiedziała krótko i zaczęła wyłączać sprzęt.

- Wiesz, że nie możesz się tak przemęczać...

- Znowu zebrało ci się na troskę? - zapytała kobieta, zerkając na niego przez ramię. - Wiesz dobrze, że nie musisz się o mnie tak martwić. Lepiej się skup na sobie. - oznajmiła.

Mężczyzna westchnął tylko i milczał, obserwując przez chwilę, jak genetyczka ogarniała się.

To prawda.

Miała rację, ale... Wbrew pozorom, że on był jej szefem, to Moira była jednak poniekąd bliską mu osobą. Ponieważ jako ona jedyna z Blackwatch podążyła za nim do Szponu. Ocaliła resztki jego ciała z wybuchu w starej bazie Overwatch w Szwajcarii.

Była przy nim, nieważne, co się stało. Tak stała u jego boku w Blackwatch, tak i dalej stała przy nim, kiedy dołączył do Szponu.

Poniekąd... Moira to jedyna osoba, która mu pozostała po tych wszystkich wydarzeniach... I poniekąd dlatego była dla niego tak ważna...

I bliska...

*

Miejsce: Posterunek Gibraltar

Kraj: Gibraltar, brytyjskie terytorium zamorskie

Genji obudził się rano z tępym bólem w ramieniu. Kiedy spojrzał na nie, ujrzał dużą ilość bandaży owiniętych wokół jego ramienia, a także wystające rurki. Przyjrzał mu się dokładnie, a potem spojrzał na Mei, która leżała w drugim łóżku obok jego, ubrana w swoją piżamę.

Była już obudzona, czytała książkę.

- Och, Genji. Już się obudziłeś. - Nagle usłyszał głos Angeli, która podeszła do jego łóżka. Podniósł na nią wzrok, wtedy ujrzał za nią Farę i Brigitte, które siedziały przy stole i siłowały się na dłonie.

- Jak się czujesz? - wyrwała go z zamyślenia lekarka.

Cyborg spojrzał na nią i uśmiechnął się ciepło.

- Bardzo dobrze, dzięki tobie znowu czuję się jak nowo narodzony. - Próbował zażartować, wtedy usłyszał Brigitte.

- Hah! Wygrałam! - zawołała zwycięsko, kiedy położyła dłoń Egipcjanki na stół.

- Jeszcze raz - odezwała się do niej stanowczo Fara, która widocznie nie zamierzała odpuścić.

- Do trzech razy sztuka, co? - stwierdziła Szwedka, ponownie wystawiając dłoń z kobietą.

Łaska zachichotała na słowa ninjy.

- Cieszę się bardzo, że dobrze się czujesz. Dzisiaj cię odłączę i być może jeszcze tego samego dnia wyjdziesz. Tylko jedynie nie będziesz mógł ćwiczyć - oznajmiła kobieta. Spojrzała na Mei i zwróciła się do niej: - W sumie ty, Mei, możesz już wstać. Za wiele u ciebie obrażeń nie było.

Chinka przerwała czytanie, kiedy usłyszała głos doktor.

- Och, naprawdę? - zapytała nieco zaskoczona.

Angela kiwnęła głową. Uśmiechnęła się tylko promiennie.

- Dziękuję... Tylko nie jestem pewna, czy mogę dalej wstać... - Mówiąc to, postawiła nogi na ziemi. Od razu poczuła dziwny tępy ból w udzie, ale nie tak dokuczliwy, jak wczoraj. Co najwyżej mięśnie dawały o sobie wyraźnie znać, po pojedynku z Wdową.

- Myślę, że sobie poradzisz. Mogłabym co najwyżej dać ci tabletki przeciwbólowe - rzuciła tylko doktora, przekartkowując dokumenty.

Na słowa kobiety, Mei pokręciła tylko głową.

- Nie czuję raczej takiej potrzeby... Chyba, że te bóle byłyby nazbyt uporczywe, to wtedy bym wzięła. - Z tymi słowami stanęła na równe nogi.

Pierwsze, co ją uderzyło, to dziwne mrowienie w nogach, które potem minęło, ale mimo tego, wciąż odczuwała wyraźnie osłabienie w mięśniach.

- Możesz skorzystać z mojej łazienki. Za nim dojdziesz do swojej kwatery, to zdążyłabyś się umyć, no i przy okazji zmieniłabym ci opatrunek - powiedziała doktor, zwracając się w stronę Mei.

- Okej. Dziękuję, doktorze... A co z moimi ubraniami? - spytała.

- Przyniosłam ci je, kiedy spałaś - powiedziała Brigitte, kiedy siłowała się z Farą. -Uuu... Widzę, że tym razem nie zamierzasz odpuścić - stwierdziła, kiedy wciąż nie mogła położyć dłoni Egipcjanki.

- O jeny, dziękuję ci, kochana... W takim razie, już idę - oznajmiła dziewczyna i poszła do kwater Angeli.

Lekarka tylko uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do Genjiego, odłączając go od rurek.

- To, co zrobiłeś wczoraj ,Genji... Było bardzo odważne - rzekła do niego.

Mężczyzna, słysząc jej słowa, uśmiechnął się blado.

- To nic, doktorze... Ja tylko chroniłem mojego mistrza - odrzekł krótko.

Łaska zachichotała na jego słowa.

- Pewne rzeczy u ciebie się nie zmieniły - stwierdziła.

Genji uniósł brew.

- Co masz na myśli?

Wtem Angela złożyła krótki, ale słodki pocałunek na jego policzku. Japończyk zarumienił się wściekle.

Usłyszał trzask.

Fara przygwoździła dłoń Brigitte do stołu, ale z takim impetem, że prawie ją złamała.

- Ach! Fara! No już! Wygrałaś! Puść moją dłoń! - Inżynierka zaczęła walić wolną dłonią o stół, kiedy poczuła rwący ból w ramieniu.

Dopiero po chwili Amari ogarnęła, że wciąż nie puściła dłoni. Szybko uwolniła Brigitte.

- Wybacz - powiedziała krótko.

Spojrzała przez ramię na Genjiego, który wciąż żywo rozmawiał z Angelą.

*

Po godzinie Mei wyszła ze skrzydła szpitalnego i od razu skierowała się do gabinetu Winstona.

Drzwi były otwarte, więc kobieta nie miała problemu by wejść.

Winston dość często zostawiał otwarte drzwi, głównie dlatego, by się lepiej wywietrzyło. Chociaż mógł wpierw zrobić porządek, a potem otwierać na oścież drzwi.

Chinka weszła nieśmiało do środka i od razu zobaczyła go przy stole.

- I jak? - spytała, podchodząc do niego.

Goryl mruknął zadumany.

- Będzie ciężko, ale zapewniam ci, że da się ją uratować. - Mówiąc to, odkręcił blaszkę. - Dość poważnie został uszkodzony rdzeń. Trzeba będzie wymienić na nowy, a także zrobić nową obudowę i załatwić ekran - zwrócił się do wyraźnie zmartwionej kobiety.

- Rdzeń? A czy jak wymienisz na nowy, nie straci pamięci? - zapytała, widocznie zaniepokojona tym, co usłyszała.

- Oj nie, Mei, o to nie musisz się martwić. Twój dronek jest z tych lepszych wersji z tamtego okresu. Ten dron ma oddzielny dysk pamięciowy od rdzenia, a jak się uważnie przyjrzałem, to nie doznał jakiś poważnych uszkodzeń - zapewniał ciepło Winston, odkładając na chwilę narzędzia i spoglądając na kobietę.

- Jak długo potrwa naprawa? - Zerknęła na rozebranego na części drona.

- Najkrócej trzy czy cztery dni. To zależy, jak szybko dojdą części i znajdę ten konkretny model rdzenia - odpowiedział, zerkając na ekran komputera. - Zaraz poszukam, tylko usunę te uszkodzone elementy - dodał.

Nagle rozbrzmiał głos Ateny.

- Winstonie, masz nową wiadomość. - Harold natychmiast zerknął na komputer.

- Od kogo?

- Od Jesse'ego McCree - odpowiedziała i wyświetliła wiadomość elektroniczną.

Goryl zaczął czytać wiadomość. Poprawił swoje okulary i jeszcze bardziej zbliżył się do ekranu, marszcząc brwi.

- Co się dzieje, Winstonie? - zapytała dziewczyna, widząc wyraźną zmianę u przyjaciela.

- McCree... Nie może tutaj przybyć... - odpowiedział krótko.

Mei zamrugała kilka razy powiekami.

- Ale dlaczego?

Znała Jesse'ego i w sumie nawet dobrze się dogadywali za czasów Overwatch. Można nawet było rzec, że byli czymś na kształt przyjaciół.

- Jesse jest w Stanach. Nie może przybyć, bo jest poszukiwany. Gdyby próbował przebyć ocean, to władza mogłaby go złapać. - Odsunął się od ekranu. - Chyba, że mu pomożemy.

- Jak chcesz mu pomóc? - Widziała, że Winston się zamyśla.

- Będzie trzeba załatwić mu fałszywą wizę i jakieś przebranie. To jedyny sposób, by mógł się tutaj dostać...

- Winstonie... Ale to jest bardzo niebezpieczne!

- Wiem o tym... Ale masz lepszy pomysł? - Rozłożył bezradnie wielkie ramiona. - Władze w tych czasach mocno pilnują granic i monitorują ruchy statków i samolotów. Jeślibyśmy zostali złapani na przewożeniu nielegalnie pasażera samolotem, to byłyby straszne konsekwencje - powiedział naukowiec.

- Większe konsekwencje będą, jak przyłapią Jesse'ego z fałszywymi dokumentami... - stwierdziła Mei.

Harold westchnął tylko.

- A masz lepszy pomysł? To chętnie wysłucham.

Na jego pytanie dziewczyna cicho westchnęła.

- Nie... Możemy spróbować. - Spojrzała na twarz przyjaciela.

- Członkowie Overwatch powinni trzymać się razem. - Uśmiechnął się ciepło. Mei odwzajemniła uśmiech.

*

Mei wyszła z gabinetu Winstona i zaczęła kierować się do skrzydła szpitalnego, gdzie prawdopodobnie miała być Smuga. Naukowiec poinformował, że prawdopodobnie poszła odwiedzić przyjaciela.

Tak więc zmierzała tam z teczką w dłoni.

Kiedy szła w tym kierunku, zauważyła kogoś po drodze, w oddali.

Uśmiechnęła się promiennie, kiedy rozpoznała osobę.

- Hanzo! - zawołała mężczyznę, który zatrzymał się, słysząc jej głos. Podeszła do niego szybkimi krokami. - Dokąd idziesz? - zapytała się.

- Odwiedzić brata - odpowiedział krótko.

- Och, czyli w sumie będziemy szli w tym samym kierunku - stwierdziła ciepło, na co starszy Shimada uniósł brew.

- Też go odwiedzasz? - spytał.

-Ja właściwie idę do Leny, ponoć jest w skrzydle szpitalnym. Muszę jej coś przekazać, ale przy okazji mogę go też odwiedzić. - Po skończeniu zdania uśmiechnęła delikatnie do mężczyzny.

Japończyk krótko kiwnął głową i rzucił okiem na jej udo, gdzie widoczna była warstwa bandaży pod leginsami.

- Jak się czujesz? - Rzucił tylko pytanie, idąc obok dziewczyny.

- Dobrze - Spojrzała na swoją nogę. - Już nie boli tak mocno. - Ponownie podniosła wzrok na łucznika. - Co prawda, wciąż jestem obolała, ale znacznie lepiej się czuję. - Stwierdziła nieśmiało dziewczyna. Wtedy przypomniała się jej ta wczorajsza sytuacja...

Kiedy niósł ją na rękach do skrzydła szpitalnego, a potem słowa Angeli, że słodko razem wyglądali...

Na samo wspomnienie o tym lekko się zaczerwieniła i odwróciła wzrok.

-Wszystko w porządku? - spytał Hanzo, dostrzegając wyraźną zmianę w zachowaniu dziewczyny, która nagle z wesolutkiej kobiety stała się cichą i nieśmiałą dziewczynką.

- Tak! Oczywiście... - Odpowiedziała szybko, patrząc przez okno. Zbyt szybko, wręcz nerwowo.

Mężczyzna uniósł brew.

- Czy chodzi o... Śnieżkę? - Spytał ostrożnie.

Dziewczyna nieco uspokoiła się, kiedy mężczyzna rzucił inny temat, by zabrać ją od tamtych nieśmiałych myśli. Lecz poniekąd zasmucił ją fakt, że akurat wspomniał o jej przyjaciółce.

- Może... - Odpowiedziała cicho, kurczowo tuląc do siebie teczuszkę.

-Da się ją uratować? - spytał, widząc wyraźnie jej przygnębienie.

Kobieta kiwnęła krótko głową.

- Winston powiedział, że trochę potrwa naprawa, ale da się ją uratować... Przez kilka dni nie będzie mi towarzyszyć - stwierdziła smutno. Wtedy doszli do skrzydła szpitalnego.

Hanzo otworzył drzwi i wpuścił Mei do środka.

-Och, witaj, Mei! - zawołała Emily, kiedy zauważyła, jak kobieta weszła do pokoju.

Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.

-Witaj, Emily- przywitała się - Jest tutaj Lena?

Jak na zawołanie, obok Mei pojawiła się Smuga.

-Coś potrzebujesz, słonko? - zapytała radośnie dziewczyna, wówczas klimatolożka wręczyła jej teczkę.

-Winston ma dla ciebie i dla Fary zadanie - odpowiedziała krótko, kiedy Brytyjka wyciągnęła dokumenty z teczki.

- Jakie zadanie? - Zapytała się nagle ożywiona Fara, wstając z krzesła i podchodząc do kobiet.

-Oooo! Mamy przemycić tutaj Jesse'ego?! Dawno go nie widziałam... No i też dawno nie miałam takiego zadania! - powiedziała entuzjastycznie kobieta, na co Egipcjanka uniosła brew.

-McCree? On chce wrócić? - spytała się wyraźnie zdumiona tym.

-Tak, tylko jest właśnie problem. Bez naszej pomocy on tutaj się nie dostanie. - odpowiedziała Mei, na co Fara pokiwała głową.

-Domyślam się. Już nawet za czasów Overwatch miał problem z prawem w Stanach. Mimo tego, wciąż jest naszym najlepszym towarzyszem. Chętnie mu pomogę. - oznajmiła ciepło, na co Chinka uśmiechnęła się.

-Cieszę się, że jesteście chętne wzięcia udziału. W tym dokumencie Winston wszystko zapisał na temat planu sprowadzenia go tutaj - wyjaśniła, kiedy kobiety zaczęły oglądać dokumenty.

-Och... Wątpię by Jesse'mu się spodobało to przebranie... Ale skoro chce wrócić, to chyba nie będzie miał problemu. - Zachichotała Smuga i spojrzała na Emily.

-Emily, od jutra nie będzie mnie cały dzień lub dwa. Poradzisz sobie? - spytała się z wyraźną troską w głosie.

Emily zachichotała tylko cicho.

-Nie martw się, Leno, nie będę przecież sama - odpowiedziała ciepło.

*

W czasie, kiedy dziewczyny rozmawiały, Hanzo podszedł do łóżka Genjiego i usiadł na krześle.

-Witaj, bracie. Wybacz, że w takim stanie ci się pokazuje - spróbował zażartować mężczyzna, na co starszy Shimada prychnął.

-Mogłeś zginąć...

- Ale nie zginąłem. - Stwierdził cyborg, unosząc brew.

-Następnym razem bardziej siebie pilnuj - powiedział łucznik, krzyżując ręce na piersi.

-Hanzo... Czy ty właśnie się o mnie martwisz? - zapytał Genji, wymownie się uśmiechając.

-Oczywiście, że tak, baka! Jesteś moim bratem... Co prawda nie tym, jakiego znałem... Ale... Wciąż nim jesteś.

Po tych słowach odwrócił wzrok od niego, sam niedowierzając tym, że przyznał, że wciąż jest jego bratem.

-Jak za młodych lat. Co, bracie? - stwierdził młodszy Shimada.

Mimowolnie Hanzo też się uśmiechnął.

- Tak... Jak za młodych lat.

Po jego słowach dziewczyny wybuchły śmiechem.

- Boże, Leno! Weź, przestań! - Zaśmiała się Emily i dalej dziewczyny między sobą rozmawiały.

Pomiędzy kobietami Hanzo dostrzegł Mei, która promiennie uśmiechała się do wszystkich, a jej śmiech był doprawdy uroczy.

-Usłyszałem, że uratowałeś życie Mei przed Wdową. - stwierdził Genji, zauważając, jak wzrok starszego brata spoczął na niskiej Chince.

Japończyk spoważniał i spojrzał na cyborga.

-Zrobiłem to, co uważałem za słuszne - odpowiedział krótko.

- Wmawiaj sobie, ja wiem doskonale, że i tak byś to zrobił. - Hanzo zmarszczył brwi. - Ja wiem, że byś ją nie zostawił na pastwę losu - dodał Genji.

- Skąd ta pewność?

-Mei opowiadała mi, że cię oprowadzała po niektórych miejscach w bazie i rozmawiała trochę z tobą.

- Co mówiła? - zapytał się tak od niechcenia, jakby go to mocno nie interesowało... Choć naprawdę chciał wiedzieć, co myśli o nim ta kobieta.

Nie wiedział dlaczego, ale chciałby znać dokładnie jej opinię.

- Martwi się o ciebie - odpowiedział krótko. - Wie doskonale o tym, co... Wydarzyło się w naszej przeszłości. - Hanzo uniósł brew. - Zbliż się, Hanzo. - Tamten tylko westchnął, ale usłuchał go, przybliżając się. - Posłuchaj mnie... Ze wszystkich osób... Mei jest najbardziej dobroduszna i przyjacielska. Co prawda, w niektórych chwilach jest bardzo nieśmiała... Ale chce wszystkim pomóc, jak tylko najlepiej potrafi. Myślę, że powinieneś...

-Że co powinienem? - powtórzył Hanzo, choć domyślał się, o co mu chodzi.

-Zaprzyjaźnij się z nią. Naprawdę... Jej towarzystwo dobrze ci zrobi. Może nawet gdybyś bardziej się postarał to i nawet...

- Nie - przerwał mu prędko Hanzo. - Sam zdecyduję o tym, z kim będę rozmawiać i nawiązywać znajomości.

Po tych słowach spojrzał na z powrotem na kobiety. Poza tym... Czemu miałaby się mną zainteresować?- pomyślał mężczyzna.

- Jak sobie chcesz - rzucił tylko Genji. - Ale... Może chociaż ją poproś by do końca oprowadziła cię po bazie? No bo wiesz... Ja jeszcze nie jestem w stanie tego zrobić, dopiero za kilka godzin doktor może mnie wypuścić. - zaproponował mu, na co Japończyk westchnął.

-Niech ci będzie... Ale potem, sam zdecyduję, co dalej. - Z tymi słowami wstał.

- Jasne! - Powiedział Genji, kiedy starszy Shimada odszedł od niego.

-Mei- odezwał się mężczyzna do dziewczyny.

Nagle kobiety zamilkły, a Mei spojrzała pytająco na łucznika.

- Czy byłabyś chętna i do końca mnie oprowadziła po bazie? Wczoraj nie dokończyliśmy... - zapytał, na co kobieta uśmiechnęła się delikatnie.

-Oczywiście! Nie ma najmniejszego problemu! Chcesz teraz czy za chwilę? - spytała się go, na co starszy Shimada wzruszył ramionami.

-Możemy teraz... Jeśli nie masz nic przeciwko.

Dziewczyna zachichotała.

-Nie mam, ani trochę. No dobrze, to w takim razie ja was opuszczam, dziewczyny - zwróciła się na końcu do towarzystwa.

Po czym poszła dokończyć oprowadzanie starszego Shimady po bazie.

Zanim Hanzo wyszedł z sali, spojrzał jeszcze przelotnie na brata, który tylko uśmiechnął się i pokazał kciuka w górę.

Nowy rozdział! I jak wrażenia? :) Zwłaszcza, że tym razem zanim go udostępniłam został poprawiony przez Denilmoore ^^ Podziękujcie jej za to, że poświęciła chwilę na to :D

Kolejny rozdział być może pojawi się nie długo, ale to też będzie zależało od kilku rzeczy... Tak, więc łapajcie nowy rozdział :>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top