3.3
- Kuso... - syknął Genji, kiedy potknął się o własne nogi i upadł na ziemię.
Zanim spotkał go bliski kontakt z podłogą, Smuga go złapała. Zenyatta chwycił jego ramię i powoli podniósł go.
- Wytrzymaj jeszcze trochę, Genji, już jesteśmy niemalże na miejscu - powiedziała Lena, pomagając mu podnieść się.
Mimo prowizorycznego bandażu w postaci kawałka szmaty wyrwanego z szat omnika, krwawienie wciąż nie ustawało. Cyborg z każdym krokiem czuł wyraźne osłabienie, a obraz powoli zaczynał mu się rozmazywać przed oczami.
- Postaram się... - powiedział mężczyzna.
Wówczas Smuga prędko otworzyła drzwi i zawołała:
- ANGELA! MAMY RANNEGO!
Natychmiast usłyszał, jak ktoś zaczął tłuc się w pokoju, aż w progu stanęła Angela. Ubrana już w piżamę, przeraziła się na widok jego stanu.
- Mój Boże! Genji, co się stało?! - zapytała, przerażona widokiem rany na jego ramieniu.
Po chwili zza pleców kobiety wychyliła się Fara.
Genji podniósł powoli głowę i spojrzał w jej oczy.
- Angela... Potrzebuję leczenia. -Wypowiedział te słowa z ledwością.
Obraz mu pociemniał i nogi się pod nim załamały. Angela szybko złapała go za ramiona. Od gwałtownego ruchu z jego rany poleciało więcej krwi. Spływała wzdłuż jego ramienia i skapywała na podłogę.
- Postrzeliła go Trupia Wdowa. Czaiła się na mnie, ale mój student ocalił mi życie... Swoim kosztem - wyjaśnił Zenyatta, kiedy Łaska zabrała go do pomieszczenia i położyła na łóżku.
- Musiała przestrzelić mu tętnicę, normalnienie nie straciłby tyle krwi - powiedziała, odkrywając ranę mężczyźnie i powoli zabierając się do roboty.
Fara przyglądała się temu z boku, po czym powoli odwróciła się w stronę omnika.
- A co w takim razie z Trupią Wdową? - zapytała.
- Uciekła -odpowiedziała Smuga, zanim Zenyatta zdążył coś powiedzieć. - Zaraz tutaj będzie Mei, bo też trochę oberwała.
- A da radę tutaj przyjść? Co prawda, byłem na drugim piętrze, ale widziałem, że też nie była w najlepszym stanie fizycznym... - stwierdził omnik, na co Lena westchnęła.
- Winston zaraz ją tu przyniesie... - odpowiedziała kobieta. - Albo Hanzo.
Fara uniosła brew na dźwięk nieznanego jej imienia.
- Hanzo? - powtórzyła.
- A, no tak, bo jeszcze się z nim nie widziałaś... To starszy brat Genjiego. Niestety, gburowaty - wyjaśniła krótko Smuga, podchodząc do łóżka Genjiego. Łaska zaczynała go opatrywać. - Wyjdzie z tego? - zapytała zmartwionym głosem, przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie.
- Rana jest na wylot, stracił trochę krwi... Ale wyjdzie z tego - odpowiedziała krótko. - Potrzebuję chwili skupienia na opatrzenie rany. Możecie wyjść wszyscy? - spytała Angela, zerkając na zgromadzone towarzystwo.
Trójka osób spojrzała po sobie. Po chwili Lena zaczęła energicznie kiwać głową.
- Oczywiście! No, już, wychodzimy! - powiedziała, poganiając pozostałe osoby.
- Jak przyjdzie Mei, to ją wpuście - dodała Angela, zanim całkowicie wyszli.
Westchnęła tylko i spojrzała troskliwie na ninje.
Uśmiechnęła się delikatnie i zdjęła z jego głowy hełm, by zobaczyć jego twarz.
- Mimo wszystko... Dalej chronisz swoich bliskich - szepnęła.
Zdjęła pancerz z jego piersi i ramienia, gdzie miał ranę. Następnie obmyła mu ranę, żeby nie wdało się jakieś zakażenie. Po kilku innych drobnych zabiegach zaczęła ją zszywać.
Po kilku minutach sprawdziła jego stan.
Stwierdziła, że ledwo wszedł na drugi stopień utraty krwi. To i tak było duże szczęście dla niego. Rana wyglądała na bardzo poważną i widocznie była długo wystawiona. Choć normalnie przy takim stanie utraty krwi człowiek nie powinien mdleć, ale Angela wiedziała doskonale, że u tego mężczyzny było to normalne.
Kiedy Overwatch był aktywny, Genji dość często po misjach do niej przychodził z jakąś raną, mówiąc krótko:Potrzebuję leczenia. Japończyk nigdy nie lubił tego, chciał zawsze wychodzić cało z misji, ale przy największych staraniach zawsze obrywał.
Nie było takiej misji, gdzie Angela, Ana i nawet Moira nie musiały go opatrywać.
Zazwyczaj przy mniejszych obrażeniach mówił, że wszystko w porządku i nie trzeba. Często starał się chować swoje rany, mimo tego doktor zawsze zauważyła drobne krwawienie gdzieś na jego ciele.
Nie odpuszczała mu. Chciała pomóc i będzie dalej mu pomagała i leczyła.
Przecież w końcu jest cyborgiem, przeszedł wiele operacji i zawsze negatywnie znosił utraty pewnej ilości krwi. Dlatego też nie było dla niej zdziwieniemto, że mężczyzna osłabł.
Zaczęła powoli uzupełniać płyny infuzyjne krystaloidami, po czym usiadła na krzesełku obok i obserwowała stan poprawy zdrowia swojego pacjenta.
Ledwo usiadła, kiedy ktoś wszedł na salę.
Podniosła głowę i odwróciła się w stronę drzwi.
Ujrzała w progu dość... No, niewysokiego mężczyznę, może minimalnie kilka centymetrów wyższego od niej lub na równi z Genjim, który niósł Mei jak pannę młodą, ta zaś obejmowała go za szyję, by nie spaść.
Zauważyła na jej twarzy rumieńce i zaczerwienione od płaczu oczy. Nie umknęło również jej uwadze to, że nie miała na nosie okularów. Zauważyła też drobną ranę postrzałową na jej udzie, po wewnętrznej stronie, prawdopodobnie z karabinu.
- O rany, Mei. - Wstała z krzesła. - Połóż ją tutaj. - Wskazała na łóżko, które stało obok Genjiego jakieś półtora metra dalej.
Hanzo bez słowa podszedł do wskazanego miejsca i położył delikatnie Mei na łóżku szpitalnym.
- Poza raną na udzie, masz jeszcze jakieś obrażenia? - spytała Szwajcarka Chinkę.
- Jestem trochę potłuczona od upadku z pierwszego piętra i ataków Wdowy... Tak po za tym, chyba nic mi nie jest - odpowiedziała Mei, wymuszając blady uśmiech.
Angela spojrzała się na starszego Shimadę.
- Dziękuję ci, ty zapewne jesteś Hanzo, starszy brat Genjiego? - stwierdziła ciepło lekarka, na co mężczyzna pokiwał głową. - Jestem doktor Ziegler, ale wszyscy w bazie na mnie mówią Angela lub Łaska - przedstawiła się kobieta.
- Miło mi cię poznać, pani doktor. Genji sporo mi o tobie mówił. - powiedział mężczyzna.
Spojrzał na swojego brata. Zauważył bandaże na jego ramieniu i rurki. Podszedł powoli do niego.
- Genjiemu nic nie będzie? - zapytała Mei, zerkając na nieprzytomnego cyborga.
- Stracił trochę krwi, ale dojdzie do siebie - odpowiedziała kobieta, podchodząc do Mei, i podniosła jej nogę, by przyjrzeć się ranie na udzie. - Zdejmij leginsy i połóż się na brzuchu. Z tej pozycji będzie mi ciężko wyciągnąć nabój.
Na słowa lekarki kobieta podskoczyła i zarumieniła się.
- N-no dobrze... Tylko... No, ten tego... - Spojrzała wymownie na Hanzo, który odwrócił się w jej stronę, kiedy ją usłyszał.
Widząc jej reakcję, łucznik natychmiast zrozumiał, o co chodzi.
- Och... Wybacz... Już wychodzę - powiedział, zwracając się w stronę wyjścia.
- Ach, Hanzo! - zawołała jeszcze Mei, co zdziwiło go.
Spojrzał na nią przez swoje lewe ramię. Dziewczyna natychmiast spuściła wzrok, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Lecz szybko przełamała się i ponownie spojrzała na jego twarz.
- Dziękuję ci... Gdyby nie ty... To... To...
- Nie ma za co, Mei-san - odpowiedział na jej podziękowania Hanzo.
Odwrócił się ponownie w stronę wyjścia i oddalił, zamykając za sobą drzwi.
- Muszę przyznać, że... Uroczo razem wyglądaliście - stwierdziła po chwili Łaska, zaciągając zasłonę między łóżkiem Mei, a Genjiego, kiedy poszkodowana zdejmowała z siebie podziurawione leginsy.
Lekarka westchnęła cicho, kiedy na początku zasłony nie chciały się ruszać po rurze. Będę musiała załatwić nowe wyposażenia w skrzydle szpitalnym... I wyremontować to wszystko- pomyślała.
- Słu-Słucham? - zapytała zaskoczona Mei, nagle się przy tym rumieniąc. - Co masz konkretnie na myśli? - dopytała się.
- Przyniósł cię tutaj na rękach... To wyglądało uroczo - wyjaśniła kobieta, uśmiechając się przy tym. Chinka położyła się na brzuchu.
- On... On tylko mnie tu przyniósł... Nie byłam po prostu w stanie iść...
- Nie musisz się tłumaczyć, Mei, ja wiem o tym. Ja tylko stwierdziłam, jak to wyglądało - powiedziała lekarka, widocznie zaskoczona reakcją kobiety.
Dopiero wtedy klimatolog zrozumiała, jak to zabrzmiało.
Jęknęła głośno i schowała twarz w poduszkę.
- Nie było tego... Nic nie słyszałaś, Angelo... - bąknęła przez poduszkę, na co blondynka zaśmiała się.
- W porządku, Mei, ja niczego nie sugerowałam. - Zachichotała, szukając narzędzi. - Będę musiała cię poddać znieczuleniu, bo skoro nie mogłaś normalnie chodzić, to znaczy, że musiała cię trafić w jakiś nerw... Bez tego wyciąganie naboju będzie bardzo nieprzyjemne i bolesne - powiedziała kobieta, biorąc igłę, i wbiła pod skórę w pobliżu rany.
- W porządku... I tak zakładam, że nawet po tym zabiegu jeszcze będę ledwo chodziła... Jestem cała poobijana - rzekła kobieta, na co doktor zachichotała.
- Z pewnością.
*
Miejsce: Tajna Baza Szponu
Kraj: Położenie nieznane
- Misja wykonana - oznajmiła Wdowa, rzucając pustą jadowitą minę na stół, gdzie pracowała genetyczka.
- Dobra robota, Wdowo. Bez problemu widzę układ krążenia i cały organizm naszego królika doświadczalnego - powiedziała Moira, zerkając na ekran komputera, gdzie była widoczna budowa ciała kobiety.
Trupia Wdowa zmarszczyła brwi, rozpoznając sylwetkę ofiary.
- Masz szczęście, bo o mały włos jej nie załatwiłam - stwierdziła Francuzka.
- Co, weszła ci pod celownik? A wiesz może, jak ma na imię? - spytała genetyczka.
- Ta kobieta nazywa się Mei Ling Zhou - odpowiedziała Sombra, wparowując do pokoju z paczką Doritosów w dłoni. - Jest naukowcem i klimatologiem - dodała, siadając na fotelu i stawiając nogi na stole, biorąc przy tym garść Doritosów do ust.
- Zdejmij nogi ze stołu. Ja na tym stole pracuję i wykonuję badania - zwróciła uwagę rudowłosa, nie odrywając wzroku od monitora. Ta tylko teatralnie westchnęła i zdjęła nogi. -Mei Ling... Dawno jej nie widziałam. Nie sądziłam, że jeszcze żyje. Ostatnio ją widziałam jakieś dziewięć lat temu, zanim poleciała na jakiś posterunek badawczy na Antarktydzie. -Zmarszczyła brwi, widząc wyniki i opis na temat jej organizmu. - Jak widać, bardzo dobrze się trzyma od ostatniej wizyty u mnie... To dziwne, po takim czasie jej komórki powinny być... -Namyśliła się i po chwili zaśmiała. - Nieważne, i tak trochę w jej ciele nabroję.
Na jej słowa Sombra zerwała się z fotela i podeszła do niej.
- W takim razie, co zrobisz na początek? Wywołasz u niej gorączkę? Grypę? A może raka? - zapytała się, widocznie zafascynowana nowym eksperymentem Moiry.
Ta spojrzała na nią tak, jakby patrzyła na idiotę.
- Nie - odpowiedziała krótko. - Nie mogę natychmiast czegoś u niej zrobić... Overwatch zacząłby coś podejrzewać, gdyby nagle jej stan zdrowia się pogorszył. Poza tym... Ta esencja została podana w postaci gazu... Wchłonie się trochę wolniej, niż dożylnie. Musi wpierw minąć kilka dni, by się rozprzestrzeniła po ciele. Dopiero po tym podejmę jakieś pierwsze kroki - wyjaśniła, biorąc do swojej dłoni nowy chwyt biotyczny.
- Ona jest ranna... Czy podczas leczenia nie zostanie zauważona ta esencja? - zapytała tym razem Wdowa, podchodząc do kobiet.
- Właśnie nie, Wdowo. Angela nie zna dobrze mojej technologii, musiałaby mieć czystą, jednolitą próbkę, by ją wykryć. Ta esencja dobrze miesza się z krwią, przez co jest bardzo trudna do wykrycia - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. - Co czyni ją doskonałą... Mogę powoli władać jej ciałem i mogę zabijać ją od wnętrza. Po cichu... Nikt się nawet nie zorientuje... Nawet nosiciel tej... Trucizny...
Jeśli chodzi o kwestie medyczne, ja za cholerę na tym się nie znam! tak, więc mogą być tutaj błędy związane z tym. Tym razem też krótki rozdział, ale zapewniam, że następny będzie o niebo dłuższy! To nie jest koniec trzeciego rozdziału, więc może niedługo pojawi się kolejna część tego.
Edit. rozdział przeszedł już korektę, dzięki pomocy Denilmoore ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top