2. 2

-Ktoś jeszcze dzisiaj przyleci? - zapytała Mei, widząc, jak Winston krąży w tę i z powrotem po swoim laboratorium, poszukując czegoś.

Śnieżka zainteresowała się krzątaniem goryla i zaczęła obserwować jego poczynania.

-Tak. Co jest dla mnie dość zaskakujące -odpowiedział. -Bo przyleci ta osoba, której w życiu bym się spodziewał, że... Hm... Ponownie się zjawi. - Wskoczył na oponę, by następnie wejść na piętro. - Gdzie ja to zostawiłem? - mruknął pod nosem.

-A kto przyleci?

Mei podeszła do tablicy, na której był rozrysowany plan transportu części modułu satelity.

-Genji wraz ze swoim mistrzem, Zenyattą Tekartą. -Goryl przeszukał biurko, a nawet małą lodówkę, w której przetrzymywał masło orzechowe.

Mei wyprostowała się, słysząc znajome jej imię.

Genji.

To ten cyborg, co często siedział poddenerwowany, obmyślając plan, jak zemścić się na bracie. Ten mężczyzna, który często był w towarzystwie Łaski.

Pamiętała go doskonale.

Nie wydawał jej się zły, tak jak uważała Fara. Prędzej by powiedziała, że Genji był zagubiony w tym wszystkim. Potrzebował po prostu wsparcia. Takiego wsparcia, która oferowała mu Angela... Lecz nie była pewna, czy on je przyjmował.

Nie chciała za bardzo o tym rozmyślać. Zamiast tego, skupiła się na tablicy. Gdy przekręciła ją, zauważyła wszystkie działania matematyczne Winstona. Ach... Zapewne pracował nad barierą kulistą- pomyślała Mei. Winston pewnie szukał nowej funkcji ochronnej, która by chroniła niewinnych ludzi przed ostrzałami ze wszystkich stron. Przejrzała wyliczenia.

-Śnieżko, zostaw moje masło orzechowe! To nie zabawka! - Usłyszała z góry wołanie, a także cichy niby-chichot robota.

Kobieta jednak była bardziej skupiona na działaniu. Zmarszczyła brwi, kiedy zauważyła błąd w rachunkach.

-Winstonie, w tym działaniu jest błąd -zwróciła uwagę. -Powinien tu być minus, a nie plus, bo inaczej dojdzie do gwałtownej reakcji...

Rozległ się trzask. Nagle goryl wychylił się zza balustrady, marszcząc swoje wielkie brwi, a Śnieżka podleciała do przyjaciółki. Naukowiec zszedł na dół i stanął u boku Chinki. Poprawił okulary na nosie i sprawdził działanie.

Nagle jego oczy rozszerzyły się niczym dwa małe spodki i otworzył usta na kształt o.

-Teraz wszystko jasne! Jak mogłem tego nie przyuważyć! - Zmazał plusik i w jego miejsce narysował kredą minus. - A ja zastanawiałem się, co poszło nie tak! Myślałem, że to gdzieś w przewodach się spaliło lub szkiełko pękło, a tak naprawdę wykonałem źle obliczenia! - Mówiąc to, podszedł do stołu i sięgnął po metalowy dysk. - Eh... Skoro to nie usterka zewnętrzna, to będę musiał od początku zrobić Emiter Osłon.

Już zabierał się za zbieranie notatek, ale wtedy coś sobie przypomniał.

- Ach... Zaraz się za to wezmę, muszę tylko zrobić jedną rzecz. Mei, czy mógłbym cię prosić, byś zaniosła te wszystkie notatki do mojego gabinetu? - zapytał, wskazując na stos papierów na blacie.

-Oczywiście,Winstonie! Nie widzę przeszkód - odpowiedziała ciepło kobieta.

Winston wszedł ponownie na górę, wracając do poszukiwania czegoś, czego jej nie zdradził.

Nie zwlekając, Mei poukładała wszystkie notatki równiutko na jeden stos, a potem wzięła i wolnymi krokami poszła w głąb bazy. Za nią podążał dron, który nie opuszczał jej nawet na krok.

*

-Nie wiem, czy powinienem tam być - powiedział Hanzo po dłuższym milczeniu, kiedy dosłownie za kilka minut mieli lądować.

Genji spojrzał na swojego brata. Nie dostrzegł, by ten czymś się martwił lub niepokoił, miał wręcz wrażenie, że to on ze wszystkich tutaj był najbardziej opanowany. On sam denerwował się spotkaniem z Angelą, bo miał w sumie ku temu powody.

Zranił ją mocno i bał się jej reakcji.

Westchnął tylko i zbliżył się do starszego Shimady.

-Wszystko im wyjaśnię, nie musisz się niczym martwić. Gdyby próbowali coś ci zrobić, to będą mieli do czynienia ze mną. - Wypowiedział te słowa powoli i opanowanym tonem.

-Potrafię sam o siebie zadbać - powiedział Hanzo dosłownie zaraz, jak młodszy brat skończył mówić.

-To czym się tak martwisz? - zapytał Genji.

Starszy Shimada rzucił na niego okiem.

-Niczym, to ty bardziej wyglądasz na zdenerwowanego. - Mówiąc to, odwrócił głowę w jego stronę.

Młodszy mężczyzna chciał to skomentować, ale ugryzł się w porę w język. Burknął tylko i oparł się plecami o fotel.

-Masz rację... Wybacz, ale w takim razie, dlaczego twierdzisz, że nie powinieneś tutaj być? - zapytał się, wgapiając się w sufit poduszkowca i kładąc ręce na brzuchu.

Na jego pytanie długowłosy mężczyzna odpowiedział spokojnie i krótko:

-Mam dziwne złe przeczucia... Nic więcej.

Zenyatta, który dotychczas siedział obok swojego ucznia i milczał, spojrzał na Hanzo. Łucznik beznamiętnie spojrzał na naszyjnik z lotosem, który dostał od Lōṭasy. Wręczył mu go z tymi słowami: Nawet z najgęstszego bagna kwiat lotosu wypływa na powierzchnię cały, zdrowy i czysty. Nadejdzie kiedyś ten dzień, kiedy na nowo ujrzysz blask świata, samemu będąc takim kwiatem lotosu.

Nie był pewny,co chciał przez to powiedzieć. Nie wiedział, czy miał na myśli jego honor czy walkę, którą toczył z samym sobą. Mimo początkowych protestów, z niechęcią przyjął jego podarek. Przymknął oko na jego słowa, choć wciąż krążyły mu po głowie. Też mi coś!- pomyślał sobie.- Nie będzie mnie pouczała jakaś maszyna!

-Lōṭasa to wyjątkowo mądry brat - zwrócił się Zenyatta do Hanzo, widząc go zamyślonego i wpatrującego się w zawieszkę. -Jeśli powiedział ci coś ważnego, zapamiętaj jego słowa.

Mężczyzna parsknął i odwrócił wzrok. Postanowił, że tego nie skomentuje i znowu zapanowała cisza, oczywiście do czasu.

-Kto w ogóle pilotuje statek? - zapytał nagle Hanzo.

-Autopilot - odpowiedział po prostu cyborg.

-Chyba żartujesz ze mnie...

-Ani trochę. -Spojrzał na niego. - W poduszkowcach Overwatch autopilot ma bardzo zaawansowany i sprawny system, więc niczym nie musisz się martwić. Nigdy nie zdarzyła się awaria.

Hanzo westchnął na jego słowa.

-Chyba... - dodał po chwili namysłu młodszy Shimada.

Starszy mężczyzna przewrócił oczami w dezaprobacie.

Po kilku minutach wylądowali.

-Yosh, jesteśmy już na miejscu - powiedział Genji, odpinając pasy, po czym sięgnął po swoją małą torbę. - Chodźmy, nie każmy im na siebie czekać - powiedział cyborg, kiedy Hanzo stanął w końcu na równe nogi.

Drzwi się otworzyły i mężczyźni wyszli na zewnątrz.

Przed podestem czekała już Smuga.

-Hejka, słonko! Dobrze wyglądasz, Genji! - stwierdziła Smuga z uśmiechem na twarzy.

Genji odwzajemnił uśmiech.

-Yo! Dobrze jest znowu cię widzieć, Leno-chan. Ani trochę się nie zmieniłaś! - przywitał się mężczyzna, przytulając ją krótko.

Po chwili Smuga pojawiła się nagle obok Zenyatty.

-Zenyatta Tekarta! A więc to ty jesteś mistrzem Genjiego! Dla mnie to zaszczyt spotkać jednego z członków Shambali. Mondatta był dla mnie inspiracją...

Zenyatta, słysząc słowa Angielki, ucieszył się.

-Dla nas wszystkich był inspiracją - powiedział omnik.

Lena błysnęła obok Hanzo.

-A ty kim jesteś? Też przynależysz do Shambali? - zapytała zaciekawiona Smuga.

Łucznik zmrużył powieki.

-Co? Nie... - Nie zdążył dopowiedzieć, kiedy ta nagle zniknęła i pojawiła się z jego lewej.

-WOW! Ale masz zarąbisty tatuaż! - Objęła jego utatuowane ramię i przyjrzała mu się. - Czy to wąż? - Hanzo podskoczył, kiedy ta dotknęła go znienacka.

-Jaki wąż! To smok! - odparował zdenerwowany starszy Shimada, zabierając swoją rękę, ale wtedy Lena znowu błysnęła.

-Smok! Czy ty też przywołujesz smoka, jak Genji? Ej, a co to!? - Za nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Angielka znalazła się za jego plecami i dotknęła cięciwy łuku, który miał przewieszony przez ramię. - Ty strzelasz z łuku? Hohoho! Mamy nowego snajpera w drużynie!

-Leno, możesz na chwilę stanąć w miejscu? - zapytał Genji, widząc, że zaraz jego brat wybuchnie.

Wtem Smuga, jak nagle zaczęła skakać przy mężczyźnie, tak nagle stanęła z powrotem na swoim miejscu.

-Leno Oxton- młodszy Shimada wskazał ręką na Hanzo - poznaj Hanzo Shimada, mojego starszego brata- przedstawił go i w tym momencie Lena znieruchomiała.

-Czej, Czej... - Pomachała dłońmi przed sobą i przyjrzała się jeszcze raz starszemu Shimadzie. Podeszła do niego i spojrzała na niego spode łba. Zmarszczyła brwi i skrzywiła usta. - Chwilunia... Genji czy to on...

-Tak, on - potwierdził Genji, zanim kobieta dokończyła pytanie.

Angielka przymrużyła oczy i mierzyła się wzrokiem z wyższym mężczyzną. Hanzo patrzył na nią beznamiętnie, bez odwracania wzroku.

Po krótkiej chwili pojedynku Lena wybuchła gromkim śmiechem, psując powagę sytuacji. Łucznika jakoś to nie bawiło.

-Oj, weź! Nie mów, że mamy nowego gbura w drużynie!

-Po pierwsze, umówmy się tak: nie ma nowego w drużynie, a po drugie: wcale nie jestem gburem - parsknął Hanzo.

Kobieta uniosła brew w zapytaniu i spojrzała na Genjiego.

-Hanzo jest tutaj kimś na kształt... Tymczasowego członka- wyjaśnił cyborg. - Będzie tutaj przez jakiś czas.

Starszy Shimada rzucił mu groźne spojrzenie.

-Nie jestem tymczasowym członkiem- powiedział do niego w ich ojczystym języku.

-Oj, weź, przestań-ten odpowiedział mu.

-A więc gość! No, dobra, nie ma problemu. Mamy sporo pokoi, więc nie będzie problemu, jeśli chodzi o nocleg - powiedziała Lena,widocznie ucieszona tym faktem.

Łucznik nie wiedział, czemu, ale ucieszył się, że kobieta tak to odebrała.

-Leno, mam takie... Dość pilne pytanie. -Genji podrapał się po głowie. - Czy doktor... Znaczy się, Angela już jest? - zapytał nieśmiało i cicho.

Smuga na jego pytanie uśmiechnęła się ciepło, widocznie rozumiejąc, o co mu chodzi.

-Powinna być u siebie. Tylko... - Nie dokończyła, bo ten zaczął biec w stronę bazy. - Ej, Genji! Zaczekaj! - Pojawiła się szybko przed cyborgiem. - A co z Zenyattą i twoim bratem? - zapytała.

-Mną się nie musisz martwić, moja droga Leno. Wolę eksplorować okolicę w ciszy i spokoju- powiedział Zenyatta tym swoim mechanicznym głosem, a potem odszedł.

Został się Hanzo.

-Oprowadź go po bazie albo zaprowadź do Winstona- odpowiedział po prostu Genji.

-Ale Genji... - Nawet nie dokończyła zdania, albowiem ninja ponowił swój bieg.

Kobieta westchnęła tylko i powoli odwróciła się w stronę łucznika. Widocznie tym dwojgu nie spodobało się to, że przez chwilę będą spędzać czas ze sobą. Cóż Smuga mogła innego zrobić?

-No, dobra. - Podeszła do niego. - Proszę za mną, panie Shimada. Zaprowadzę cię do mojego przyjaciela. - Jakoś musiała zacząć, prawda?

-Nie musisz zwracać się do mnie formalnie, wystarczy Hanzo - powiedział mężczyzna, podążając za Smugą.

-No, dobra, Hanzo, tak więc może coś powiesz o sobie? Co właściwie cię skusiło, by spędzić te kilka dni czy tygodnie na tym posterunku? - zapytała Angielka.

-Brat chce mi pokazać nową opcję wyboru życia dla mnie - odpowiedział krótko, bo czemu miałby się z tym kryć? Przecież i tak Genji by im pewnie wygadał.

-Opcję? A co, wcześniej nie wiedziałeś, co robić w swoim życiu? Ponoć rządziłeś klanem, który, em... Overwatch potem zamknął. - Ostatnie słowa powiedziała trochę nieśmiało, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że miała w tym swój udział...

-Porzuciłem klan po śmierci Genjiego.

Smuga uniosła brew.

-Znaczy, wtedy, kiedy ty tak myślałeś, kiedy on potem znalazł się u nas? - stwierdziła, trochę niepewnie dobierając słowa.

-Zapewne tak.

Lena nie mogła rozgryźć tego człowieka. Rozmowa z nim o tym, co było związane z jego bratem, naprawdę była niezręczna. Nie wiedziała, jak powinna odpowiednio ocieplić atmosferę, jaka między nimi panowała. Och, podejrzewam, że to będzie trudny okres dla niego- pomyślała Smuga.

Wtem zadzwonił jej telefon.

-Oj, przepraszam, muszę odebrać- powiedziała szybko, sięgając po swój telefon do kieszeni, zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć. - Halo?

-Hej, Leno!- usłyszała głos Emily. -Mam drobny problem, mogłabyś mi pomóc? Kupiłam wszystko to, co było na liście... Jestem przy tej grani. Wiesz,od której strony... -odezwała się nieśmiało jej dziewczyna

-Oczywiście, kochanie, już tam pędzę! Będę za momencik! Papatki!

Odłożyła telefon, zanim usłyszała odpowiedź. Spojrzała prędko na Hanzo i powiedziała:

-Słuchaj, gabinet Winstona znajduje się niedaleko.-Mówiła jak najspokojniej. -Musisz przez dwa korytarze iść prosto, potem skręć w prawo. Jakieś kilka drzwi dalej są wielkie rozsuwane drzwi z imienną tabliczką jego gabinetu. Myślę, że szybko tam dojdziesz.

Mężczyzna uniósł brew.

-A co się stało? - zapytał.

-Moja dziewczyna ma mały problem i idę jej szybko pomóc. Przy okazji, nie przeraź się, jak go zobaczysz, okej? Może wydawać się groźny, ale mogę cię zapewnić, że przez większość czasu jest potulny, jak baranek.

Z tymi słowami błysnęła.

Moja dziewczyna?... Och... Dobra, nie wnikam- pomyślał Hanzo, patrząc na długi białoszary korytarz. Prosto, a potem w prawo, pomyślał, kierując się jej słowami. Zastanawiało go, o co jej chodziło, by się nie przeraził na widok Winstona...

Czyżby to był stary i szkaradny mężczyzna, pełen blizn na ciele? Czyżby to był wcześniejszy przywódca Overwatch? Nie... Przecież, z tego, co słyszał, zginął od eksplozji w ich byłej bazie we Szwajcarii...

BAM!

Nagle przez swoją nieuwagę wpadł na kogoś. Osoba, z którąsię zderzył, upadła na podłogę, a w powietrze pofrunęły kartki.

-Kyaa...! - pisnęła Mei, gładząc się po czole.

Hanzo przeklął siebie, że nie zauważył niskiej kobiety. Już chciał ją przeprosić, ale ona go wyprzedziła.

-Wybacz mi! Tak mi przykro! Wybacz! Nie zauważyłam cię...

Zaskoczyła go jej reakcja, spodziewał się czegoś zupełnie innego. Prędzej by usłyszał patrz jak leziesz lub coś w ten deseń. Nie wiedział, czemu, ale jej reakcja wydawała mu się... Urocza.

-Nie, to ja przepraszam, zamyśliłem się i to ja nie zauważyłem ciebie.

Podał jej dłoń. Kobieta po raz pierwszy na niego spojrzała swoimi wielkimi ciemnobrązowymi oczami. Dziewczyna przymrużyła powieki, dostrzegając nową osobę. Mimo zaskoczenia, uśmiechnęła się ciepło i przyjęła jego pomoc.

-Wychodzi na to, że wina leży po obu stronach - stwierdziła niewinnie Chinka. - Nie widziałam cię jeszcze tutaj przedtem. Jesteś nowy? -zapytała z zaciekawieniem.

-Poniekąd tak... Przyleciałem tutaj z Genjim- odpowiedział Hanzo.

-A więc ty jesteś Zenyatta Tekarta? Mistrz Genjiego?

Na zapytanie kobiety Hanzo zachichotał.

-Nie, nie jestem Zenyatta. Po za tym, z tego, co wiem, członkowie Shambali składają się z samych omników- stwierdził starszy Shimada.

-Kyaa! Rzeczywiście! Wybacz! Głupia ja! - Schowała twarz w dłoniach, by ukryć wstyd wymalowany na jej obliczu przez to, jakie głupstwo palnęła.

-Spokojnie, nic się nie stało. - Uśmiechnął do niej ciepło, doskonale rozumiejąc, co ona w tamtym momencie czuła.

Mei spojrzała ponownie na niego spomiędzy palców, następnie opuściła nieśmiało dłonie i ponownie zwróciła się do niego:

-Jestem Mei Ling Zhou.- Podała mężczyźnie dłoń.- Pracuję jako klimatolog, ale w Overwatch jestem naukowcem. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.

-Klimatolog? Ciekawe. Miło cię poznać, Mei-san.-Uścisnął jej dłoń.

Zza pleców Chinki wychyliła się Śnieżka. Kobieta zachichotała na widoczne zdziwienie mężczyzny.

-A to jest Śnieżka, moja przyjaciółka - przedstawiła swojego robocika. - Skoro... Nie jesteś mistrzem Genjiego... To jak masz na imię? - zapytała.

Hanzo westchnął.

-Mam na imię Hanzo - odpowiedział mężczyzna, drapiąc po głowie. -Hanzo Shimada. Starszy brat Genjiego.

-Och... W porządku.

Pomiędzy nimi pojawiło się jakieś dziwne, nieprzyjemne napięcie. Cisza... Tylko ją potęgowała...

Hanzo był trochę zaskoczony jej reakcją. Spodziewał się... Czegoś więcej.

-Nic więcej nie powiesz? Lub nie spytasz? - zapytał.

-A co miałabym powiedzieć?

-No, bo wiesz zapewne... Co mu zrobiłem... - Nie wiedział, czemu, ale czuł się żałośnie, jak o tym wspominał.

-Oczywiście, że wiem. Nie popieram tego, co zrobiłeś i uważam, że to było największe bestialstwo, jakie mogłeś zrobić, ale... Zapewne Genji miał dobry powód ku temu, by cię tutaj ściągać - stwierdziła Mei nieśmiało, wtedy spuściła wzrok.

Wówczas przypomniała sobie o notatkach Winstona. Zniżyła się i zaczęła je zbierać.

-I nie masz problemu, że tutaj jestem? - Hanzo zaczął pomagać jej w zbieraniu papierów.

-Nie, a czemu miałabym?

Shimada przez dłuższą chwilę się zastanawiał.

-Sam nie jestem do końca pewien... Ale czy właśnie z powodu tego, co mu zrobiłem, nie powinienem nie mieć prawa tu być?

-To, w takim razie, po co przyleciałeś, skoro byłeś świadomy i oczekiwałeś chłodnego powitania? Jeśli podjąłeś taką decyzję, a nawet sam Genji ci zaproponował, byś tutaj przybył, to czemu miałabym to negować? To tylko oznacza, że zasługujesz na szansę...

Ich dłonie się spotkały, kiedy sięgali po ostatni papier. Hanzo cofnął się i cicho przeprosił, a Mei zabrała ostatni fragment notatki. Następnie wstali i łucznik wręczył jej część notatek Winstona.

-Dlatego nie mam z tym problemu. - Uśmiechnęła się przyjaźnie w jego stronę. - Po za tym, chyba lepiej jest robić sobie przyjaciół, niż wrogów, nie uważasz? - stwierdziła Mei, licząc kartki dla pewności.

Hanzo naprawdę był zaskoczony tym, ile racji miała ta kobieta. Wbrew pozorom, ucieszyło go to na duchu.

-Dziękuję, że tak myślisz, Mei-san - podziękował uprzejmie.

-Nie ma za co, naprawdę! Po za tym... Skoro przyleciałeś z Genjim i jego mistrzem... To gdzie reszta? Dlaczego jesteś tutaj sam? - zdziwiła się Chinka.

-Genji od razu pobiegł do... Chyba Angeli, bodajże...

-Doktor Ziegler?

-Chyba tak. A Zenyatta postanowił, że w ciszy i spokoju będzie zwiedzać okolicę. Lena Oxton miała zaprowadzić mnie do Winstona, bym u niego się zameldował, czy coś w tym rodzaju, ale nagle poleciała do swojej dziewczyny, bo ma jakiś mały problem.

Na odpowiedź Japończyka Mei zachichotała.

-Ach, ta Lena! Ona od zawsze tak ma, nie przejmuj się! Ale to w sumie dobrze się składa, bo akurat niosę notatki badań Winstona do jego gabinetu. Mogę cię zaprowadzić - zaproponowała ciepło Mei, widocznie ucieszona tym zbiegiem okoliczności. Wyglądało na to, że nie miała problemu z nowym gościem w bazie.

Hanzo tylko uśmiechnął się delikatnie.

-Byłbym bardzo zobowiązany - odpowiedział.

Kobieta tylko zachichotała wesoło.

-W takim razie zapraszam za mną.

Nowa cześć drugiego rozdziału, znacznie dłuższy. Pasuje wam taki? Czy jednak wolicie krótszy? No i powoli zbliżamy się do głównego wątku powieści ^^

Korekta: Denilmoore ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top