<nueve>
Pov. Carbonara
Wylądowałem na pachnącym prześcieradle już bez koszulki. Brunet zaczął schodzić pocałunkami coraz niżej. Poczułem, że Gilkenly zaczął ściągać mi spodnie, chyba zabrakło mu miejsca na pocałunku. Lecz nie czułem już ust mężczyzny na swoim ciele a dłoń przejeżdżającą na moim udzie.
- Nico?- Spytał lekko drżącym głosem.
- Hmm?- Spojrzałem na niego. Cholera. Heterochromyk przeglądał moje rany po samookaleczeniu. Kurwa.- D-David?
- Czemu Nico, czemu?- Spojrzał mi w oczy.
- J-ja na prawdę nie chciałem- usiadłem i podkuliłem nogi do siebie. Położyłem głowę na kolanach ukrywając łzy w oczach. Usłyszałem ciche skrzypnięcie łóżka, pomyślałem, że on chce wyjść i zostawić mnie takiego, rozwalonego emocjonalnie jak można tak to ująć. Jednak się myliłem. Przytulił mnie swoimi ramionami. Przez bijące ciepło od niego zacząłem się powoli uspokajać.
- Tak łatwo wykonać zły ruch- szepnął mi do ucha.
- Ja na prawdę przepraszam, ja nie powinienem, ale wtedy za dużo się działo.- Wyłkałem.
- Csii- pogłaskał mnie po plecach. - Nie jestem na ciebie zły, rozumiem co przeżyłeś. I obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy. - Jego głos był tak uspakajający, że dało się przy nim zasnąć.
- Mhm- mruknąłem. Chciałem by ta chwila trwała długo, lecz miałem do dostarczenia jeszcze narkotyki do Vagos'ów.- Podwieziesz mnie pod mój samochód?- Wyszeptałem.
- Po co?
- Muszę pojechać na magazyn po narkotyki dla Vago.
- Pomóc ci? Trochę ich znam.- Spytał z nadzieją.
- Mhm, tylko pojadę po narkotyki a ty ubierz się tak by cię nie poznali- lekko się uśmiechnąłem.
- Okej- wypuścił mnie z swoich ramion. Skorzystałem z sytuacji i wstałem z łóżka.- Ale już?
- Tak, na trzynastą mamy spotkanie a jest dwunasta.- Zgarnąłem swoje ciuchy i założyłem je na siebie.- Jak chcesz iść to zbieraj się.
- Mhm- mruknął i wstał.- To możemy podjechać od razu pod magazyn.
- Jeżeli podjedziemy twoim autem na spotkanie rozpoznają je i możliwe, że będziemy martwi. A raczej ty. A tego nie chce.
- Fakty- zgarnął kluczyki do Jestera i mi je podał.- Kierujesz nie mam ochoty.
- Nie ma problemu.- Wyszedłem z sypialni i skierowałem się do wyjścia. Po drodze zgarnąłem swoje klucze i bluzę.- Tylko nie ubieraj się jak szczur na otwarcie kanału.
- Wiem- rzekł, podszedł do mnie i objął moją talie rękami. Obróciłem się w jego stronę. Był ubrany w czarne bojówki, czarną bluzę i maskę przewieszoną przez szlufkę w spodniach.- Gotowy?- Mruknąłem potwierdzająco i wyszedłem z mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top