Plac Zabaw || Morwin
Miłego czytania
Czwórka ludzi szła ulicą. Siwowłosy trzymał za rękę wyższego bruneta, a przez nimi szły dwie dziewczynki. Młodsza, dziesięciolatka śmiała się z żartów trochę starszej piętnastolatki.
Mimo tego, że była dwudziesta trzecia, dzieci nie stresowały się, że ktoś może ich zaczepić, bądź oszukać czy okraść. Gregory był naprawdę dobrze zbudowanym mężczyzną, a Erwin, mimo tego, że był trochę mniejszy od bruneta, to jako jeden z najniebezpieczniejszych osób w Los Santos, wątpił, że ktoś może zagrozić mu, jak i osobom z którymi aktualnie przebywał.
Oczywiście miał swoich wrogów, jednak żaden z nich nie zbliżał się do jego rodziny z chęcią skrzywdzenia kogokolwiek. Każdy wiedział, że siwowłosy miał dużo zaufanych ludzi, a idąc u boku Motanhy- oficera policji, był jeszcze trudniejszym celem.
Mała brunetka cieszyła się, że może wyjść o tej godzinie z domu, ponieważ co jak co, ale jej brat był bardzo nadopiekuńczy. I tak zgodził się na spacer, dopiero po namowie Erwina, który i tak nie miał z nim łatwej dyskusji na te temat.
-Chodźmy na plac zabaw.- powiedziała Nicole, siwa dziewczyna, na zabój przypominająca swojego starszego brata.
Erwin spojrzał proszącym wzrokiem na starszego bruneta, który tak na prawdę, był teraz za wszystkich odpowiedzialny. Gregory cicho westchnął, ale zgodził się, kiwając głową.
Droga na miejsce docelowe zajęła im może z dziesięć minut. Weszli na plac zabaw, po czym dziewczyny zaczęły kręcić się na karuzeli, a Montanha usiadł na drewnianej ławce, przyciągając siwowłosego na swoje kolana.
Nicole widząc jej brata na kolanach bruneta, uśmiechnęła się i wyciągnęła z kieszeni telefon. Zeszła z karuzeli i szybko zrobiła zdjęcie, które następnie wysłała na konkretny numer.
-Co robisz?- zapytała ją Ivy, która przyglądała się starszej.
-Powiedzmy, że Capela ucieszy się widząc te zdjęcie na swoim telefonie.- uśmiechnęła się do siebie i wysłała zdjęcie do policjanta.- Miejmy nadzieję, że twój brat mnie za to nie zabije.- schowała telefon z powrotem do kieszeni i spojrzała na dwójkę mężczyzn.
Erwin uśmiechał się, kiedy brunet delikatnie gładził go dłonią po biodrze oraz udzie, jednak z minuty na minutę, robił się coraz bardziej senny. W pewnym momencie oczy zaczęły mu się zamykać, a kiedy poczuł, jak dłoń starszego delikatni przysuwa go bliżej jego klatki piersiowej, tak, żeby wygodniej było mu leżeć na ramieniu mężczyzny, uśmiechnął i przysunął się, zmniejszając odstęp między nimi.
Siwy chłopak zamknął spokojnie oczy, zasypiając na kolanach Grzesia.
Brunet delikatnie gładził po plecach Erwina, pilnując w międzyczasie bawiących się na placu zabaw dziewczyny. Siedział tak, dopóki obie dziewczyny nie podeszły do niego, mówiąc że już się znudziły i chcą wracać do domu. Wstał z ławki, podnosząc również siwego chłopaka, który ciągle spał na jego rękach i wszyscy ruszyli w drogę powrotną.
Po niecałych piętnastu minutach byli już w domu, a Gregory stwierdził, że lepiej by było, jakby wszyscy spali u nich w domu, by Nicole nie musiała być sama. Motanha podał klucze swojej siostrze, która sprawnie otworzyła drzwi i wpuściła wszystkich do środka.
-Jest niedługo dwudziesta czwarta, więc proszę iść zaraz spać.- powiedział brunet ściągając buty sobie, jak i Erwinowi.- Macie wolne mieszkanie, ale nie szalejcie za bardzo.- mówiąc to, wszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Położył siwego chłopaka na swoim łóżku i zaczął go przebierać, aby wygnie mu było spać.
Kiedy skończył, sam poczuł ogromne zmęczenie, więc zdjął z siebie wszystkie ubrania, zostając tylko w bokserkach i położył się obok młodszego. Przytulił go do siebie, a Knuckles wtulił się jeszcze bardziej w klatkę piersiową bruneta.
Oboje po chwili zasnęli, słysząc śmiejące się w pokoju obok dziewczyny.
579 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top