XIV
Pierwsze co uderzyło to ból głowy i pragnienie.
Drugie to ręka Stasi.
- Jak można się tak upić?
- Można, Stasiu, można.
- Przynosisz mi wstyd.
- I całej Polsce, wiem, już wiem. A teraz może besztać mnie ciszej? Najlepiej szeptem? - Adaś nawet nie otworzył oczu. Totalnie nie pamiętał co działo się kilkanaście godzin temu. Ciemna pustka i tylko zapach mocnej wody kolońskiej Dextera.
- Jak po Ciebie przyjechałam to wisiałeś na nim i całowałeś jego żuchwę.
- Ah, to możliwe. Wyżej nie sięgam. - Kwiatkowski wyprostował nogi i przekręcił się na bok. - A on całował mnie?
- Nie! Niby czemu miałby... - wiedziała czemu. - On ma dziewczynę, Adam!
- Tak, zauważyłem.
- Nie jest...
- Każdy jest. A teraz... czy możesz szeptać? - położył poduszkę na swoich uszach.
Żadnych dźwięków do końca dnia. Stella jeszcze otworzyła usta, żeby go dalej krytować, ale po chwili zdecydowała że nie ma co.
- Wymiotując mu do doniczki na kwiaty na pewno nie sprawisz, że Cię pokocha. - rzuciła tylko na wychodne.
I wtedy Adasiowi nagle wróciła pamięć - O kur...
Zabijcie mnie.
Całą sobotę i niedzielę spędził trzeźwiejąc, odkacowywując i rozpaczając.
Zbłaźnił się zupełnie przed potencjalną miłością życia, która ma dziewczynę.
To wszystko wina Kate?
- Cipendo! - postanowił zmienić imię swojej suczki - kto kocha pana? Kto najbardziej kocha Adasia? - piesek wskoczył na łóżko i zaczął lizać go po szyi z ogromnym zapałem - tak, twoja miłość jest szczera i prawdziwa i nic nas nie rozdzieli, Cipendo. - szlochał w jej białe futerko.
- Jesteś chory na łeb. - usłyszał głos Stelli z kuchni.
Parszywa kobieta.
- w ogóle mnie nie wspierasz! - poskarżył się głośno, zawijając w kocyk.
Niby śmiesznie wszystko i w ogóle, ale był na skraju załamania.
Usłyszał westchnięcie i zaraz w jego pokoju pojawiła się Stasia.
Usiadła obok niego na łóżku.
- Bo ty się źle za to wszystko zabierasz, Adam. Po prostu źle to robisz. Nie tak podrywa się facetów. - zaczęła.
- A co ty niby możesz wiedzie-...- no tak! Stanisława była przecież kobietą i to całkiem popularną. Wiedziała jak działają chłopcy!
Padł do jej stóp - ucz mnie, mistrzu. - powiedział nabożnie.
Stasia przewróciła oczami z lekkim uśmiechem.
- Więc po pierwsze...
Ciekawe co mu laska powie.
Pewnie to co ja będę musiała wymyślić, co?
Trochę mnie tu nie było, co?
Miałam wstret do tej historii.
Nadal mam. I słowo jeża daję.
Nie będzie kolejnego rozdziału, jak pod moją książką "Nad wszystko uśmiech twój" "Jesienny deszcz" lub "Chłopiec mego życia" nie pojawią się chociaż trzy nowe osoby z gwiazdką i komentarzem TO KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW NIE BĘDZIE SŁOWO DAJĘ.
NAWET MAMA POZWOLIŁA MI UŻYĆ TAKIEGO SZANTAŻU.
.
BO TO JEST SZANTAŻ.
W każdym razie jak się podobał rozdział, cukierczki moje pudrowe? Jak mija kwarantanna? Kichacie na babcię czy nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top