XI
Tak więc oto, gdy Polska powoli traciła nadzieję, Adaś szedł pełen nadziei na drinka z Dexterem.
Kto wie, może Kwiatkowski odebrał Polsce nadzieję, przyswajając całe jej złoża dla siebie?
Bo z ekscytacji aż drżał.
W jakim celu zaprosił go Dexter? For apologise.
Tak, na pewno. Adaś wiedział swoje. Spodobał się Dexterowi. Inaczej Brown by go nie zapraszał.
- You see, Dexter is weird. - stwierdził kolega z lotniska, Hector. Ostatnio z Adasiem więcej czasu spędzał. Był bardzo miły, zresztą jak większość pilotów. Byli też tacy, co uważali Adama za gorszego, ale kij z nimi, prawda?
Adaś wiedział, że jest najlepszy.
- Yes, yes. Very, very. - odparł Kwaitkowski rozmarzonym tonem, sądząc że "weird" oznacza przystojny.
Hector tylko wzruszył ramionami, odprowadzając kolegę (z dużymi szansami na stopień przyjaciela) po bar.
- Don't drink too much. - poradził mu.
No, halo! Dlaczego wszyscy mu to mówią?! I on i Stella.
To tak jakby miał jakikolwiek problemy z alkoholem.
A nie miał.
Żadnych.
Ani trochę.
Nigdy nie się upił, a przynajmniej tego nie pamiętał.
Chociaż może nie pamiętał właśnie dlatego, że się upił?
Adam stwierdził, że nie będzie się nad tym głowił bo to głupie.
Pogładził ulizane włosy - mam równy przedziałek? - zapytał nic nie rozumiejącego kolegę.
- You look like...nerd? Pupil...or a Young profesor!
"Nie pytałem Cię o zdanie mała kupo gówna". - pomyślał Adaś. - Dobra, pieprzyć. Wchodzę.
I wszedł.
Bo obiecałam rozdział.
Wiem, że to jest tak cholernie krótkie i nie zasługuje na miano rozdziału, ale łykajcie i się cieszcie.
Jak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top