Two
"She asked me, "Son, when I grow old
Will you buy me a house of gold?
And when your father turns to stone
Will you take care of me?""
Tom uśmiechnął się do siebie, po czym zdjął biały fartuch. Był zmęczony po całym dniu pracy, ale cieszył się, że mógł pomóc swoim pacjentom, chociaż był ten jeden... O karmelowych włosach, małych ustach o kolorze różu, stalowych oczach, rumianych policzkach.. Ah, on go uwielbiał, chciał mu pomóc, ale bez jego własnych chęci nie potrafił niczego wskurać. (dop. aut. Przykre.)
"She asked me, "Son, when I grow old
Will you buy me a house of gold?
And when your father turns to stone
Will you take care of me?""
Czarnooki zarzucił na siebie szary płaszcz i wyszedł z gabinetu. Schował ręce w kieszeniach nie zwalniając kroku, a po chwili stał już przed barem. Tak bardzo chciał się czegoś napić, najlepiej mocnego, bo gdy pił alkohol zawsze lepiej myślał. Wkroczył przez masywne drzwi do środka, a do jego nozdrzy uderzył ostry zapach wódki. Szybko usiadł na krześle tuż przy ladzie, zamawiając "to co zwykle", czyli butelkę Smirnoff'a, na którą czekał cały cholerny dzień. Położył pieniądze na ladzie do barmana, który stał jeszcze tyłem, czyszcząc szklanki.
-Um... Przepraszam? - Thompson tknął lekko kręgosłup chłopaka, o wiele niższego od niego, na co ten błyskawicznie się odwrócił do niego.
Ich oczy się spotkały.
A usta szatyna wykrzywił uśmiech, którego chłopak za ladą nienawidził.
-O-oh.. To Pan. - mruknął, patrząc na Thomasa od góry do dołu.
-We własnej osobie! - dorzucił, najwidoczniej, zadowolony z siebie granatowobluzy. Ale Torda nie cieszył jego widok aż tak bardzo.
-Więc, co podać? - prawie szepnął karmelek, strzepując niewidzialny kurz z fartuszka, który idealnie określał jego sylwetkę. Szatynowi się to podobało.
-Simrnoff dziecko. - mruknął terapeuta, przysuwając wyliczoną kwotę do karzełka, który niezwłocznie schował pieniądze za ladę i podał mu upragniony trunek.
-Nareszcie. - mruknął sam sobie Thomas, odkręcając zakrętkę, która jako jedyna stała mu na dordze do zasmakowania alkoholu. Przystawił gwint do ust i pociągnął jeden łyk... Dwa... Trzy... I odłożył na chwilę butelkę na bok. Przeszył ciało rogacza gorącym spojrzeniem.
"I will make you queen of everything you see
I'll put you on the map
I'll cure you of disease"
Do czerwonka idealnie pasowałby wianek z najpiękniejszych kwiatów, przynajmniej tak wydawało się czarnookiemu. Lekko przysunął krzesło do blatu, a ręce oparł wygodnie, zaś na dłoniach spoczęła głowa. Nie odrywając wzroku od krzątającego się to tu, to tam stalowookiego, ciągnął alkohol z butelki, łyk za łykiem...
***
Thompson wyduldał już trzy butelki trunku, od dwóch godzin podziwiając karmelka za ladą. Mógłby tak całymi dniami. Fakt, widywał go codziennie na terapiach, ale to było co innego. Wsadził dłoń do swojej kieszeni szarego płaszczu. Grzebał tam chwilę, do czasu gdy nie znalazł ostatnich 10 złotych. To była jego szansa. Tom po alkoholu miewał różne pomysły, a zwłaszcza ten. Nie przemyslał tego, iż Tord ma philophobie, i że ten pomysł może mu nie przypaść do gustu. No cóż, był pijany, nie myślał zbyt dużo, więc postanowił działać.
-J... Jeszcze jednego shota, p-poproszę.. - tyle dał radę z siebie wydukać, a Tord już bez zawieszeń wyjął kieliszek i nalał do środka wódki. Uśmiechnął się do Toma szczerze. Szatyn nie widział tak cudnego uśmiechu nigdy w swoim trzydziestoletnim życiu. To był również pierwszy raz, kiedy karmelek uśmiechnął się bez powodu, ot tak sobie.
-Proszę. - odpowiedział stalowooki, nachylając się, by położyć kieliszek na blacie. Ale Thompson nie obchodził się już wódką, chwycił za fartuszek karzełka i przycisnął jego usta do swoich. Puls niższego nagle przyspieszył, a twarz raz bladła, raz się rumieniła. Oczy miał szeroko otwarte z zaskoczenia, a dłonie nadal spoczywały na ladzie. Nie wiedział co się stało.
"Let's say we up and left this town
And turned our future upside down
We'll make pretend that you and me
Lived ever after happily"
Czerwonobluzy pisnąl prosto w wargi szatyna, ale ten nie dawał za wygraną. Chłopak nie wiedział, jak ma zareagować na tą sytuację, był zbyt wystraszony. Po chwili zebrał się w sobie i z całych sił ugryzł czarnookiego w język, na co ten syknął z bólu i się oderwał błyskawicznie.
"She asked me, "Son, when I grow old
Will you buy me a house of gold?
And when your father turns to stone
Will you take care of me?""
Niski odsunął się o dwa kroki w tył i na dodatek uderzył jeżyka w policzek otwartą dłonią. Thompson był zbyt zdezorientowany, aby reagować w jakikolwiek sposób. Przyłożył zimną rękę do gorącej skóry. Bolało. (dop. aut. Mnie boli moje życie, więc nie jest tak źle xDD)(dop. nie ut. Musiałaś?)
"Oh, and since we know that dreams are dead
And life turns plans up on their head
I will plan to be a bum
So I just might become someone"
Tord zaś był przerażony wszystkim, co zaszło. Bał się okazywania miłości w każdy sposób. Nawet nie poczuł łez płynących wodospadami po jego twarzy, w dół szyi. Otarł szybko strumyczki, zdjął fartuszek i poszedł przekazać znajomym z pracy, że musi się zwolnić. Po chwili biegł już do domu, łkając histerycznie. Jego obraz co chwilę się zamazywał i wyostrzał, raz wiedział gdzie jest, a raz uciekał na oślep. Ale dotarł do domu, a pierwsze, co zrobił, to wziął swoje tabletki i powędrował do sypialni...
"She asked me, "Son, when I grow old
Will you buy me a house of gold?
And when your father turns to stone
Will you take care of me?"
A dalej była ciemność...
*******
Kolejny rozdział poleciał :3 Pod wieczór możecie się spodziewać kolejnych ^^ (ja za to spodziewam się gwiazdeczek ((żul.Mikeley.exe)) i komentarzy). Dzięki, no i do zoba! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top