Eleven
- T-Tom! - rogaty wbiegł do Taco Bell spanikowany. Rzucił się do kasy, rozglądając panicznie na boki. Nie było go. Przełknął ślinę. Zakręciło mu się w głowie.
- Kurwa... - cicho przeklnął pod nosem i pobiegł do toalety. W głowie brzęczało mu echo, które odbijało się po czeluściach jego umysłu, co chwilę powtarzając jedno, tak dobrze znane mu imię. Złapał się za włosy i mocno pociągnął na boki.
- Myśl... Myśl... Myśl! - krzyknął z furią. Po raz pierwszy martwił się o kogoś. O kogoś, kogo... Kochał. Tak. Kochał Toma. Teraz już to zrozumiał. Że czarnooki był dla niego wszystkim. Wszystkim co kochał, czego chciał, był... Jego całym światem.
Zacisnął oczy i postarał się skupić całą swoją uwagę na tym, co właśnie się stało. Cała sytuacja wyglądała jak wyrwana z jakiegoś taniego filmu. Ale to się działo. Tu i teraz Markus wrócił. Tord wiedział, że nie przyniesie to niczego dobrego. Westchnął ciężko. Potrzebował się skupić, poskładać fakty do kupy.
Drzwi od jednej z kabin skrzypnęły. Szarooki błyskawicznie uniósł wzrok w stronę odgłosu. Stał tam Tom, który był równie zaskoczony widokiem karmelka, co sam czerwonek.
"Hello
We haven't talked in quite some time
I know, I haven't been the best of sons"
- T-Tom! - na twarzy Norwega zagościł uśmiech mieszany z ulgą, sam zaś rzucił się w ramiona czarnookiego, który z radością oddał przytulas.
- Gdzie ty byłeś? - szatyn popatrzył na twarz młodszego, ale ten złapał go za dłoń.
- Nie ważne. Jesteś w niebezpieczeństwie. W sumie... Inne osoby, które są dla mnie ważne... Też. Ty, Pat i Paul macie kłopoty. Razem ze mną. Ale to nie czas... Chodźmy do auta, powiem Ci wszystko. O! I jeszcze jedno! - stanął na palcach, po czym złożył na jego ustach pocałunek pełen miłości. - Kocham Cię Tom.
***
Jechali w kierunku Wall Street jak szaleni. Tord przejęty całym wydarzeniem z energią opowiedział wszystko Thomasowi.
"Hello
I've been traveling the desert of my mind
And I haven't found a drop of life"
- Zrozum! Mój brat, on... Uh, widocznie wyszedł na wolność. To okropnie! Tragicznie... - na miejsce nieśmiałego rogacza, wkroczył pewny siebie chłopak. Ale Tom doskonale wiedział, że w środku się boi. Jak małe dziecko. Czuł, że jest niewinny, biedny... Że nie wie co robić. Wolną dłonią złapał szarookiego za rękę i splótł ich palce razem. Tord popatrzył na starszego i się uśmiechnął. Znów się tak cudownie uśmiechnął.
- Jesteś aniołem, Torddie. Aniołem.
***
"I haven't found a drop of you
I haven't found a drop
I haven't found a drop of water
Water..."
Patryck siedział na balkonie razem z Paulem. Spokojna muzyka płynęła w tle, zaś ich rozmowa schodziła to na coraz bardziej poboczne i omijane przez nich tematy. Było miło. Przynajmniej w mniemaniu Patrycka. paul też wydawał się być zadowolony ich spotkaniem. Naprawdę dawno się nie widzieli.
- Mam nadzieję, że częściej będziemy się spotykać, Pat. Rozmowy z Tobą, to dla mnie przyjemność. - brwiasty wyszczerzył zęby w ogromnym uśmiechu. Patryck jedynie puścił mu oczko i wstał.
- Zawsze do usług. - zachichotał. - Paul, jest jeszcze jedna sprawa...
"I try desperately to run through the sand
As I hold the water in the palm of my hand
Cause it's all that I have and it's all that I need and
The waves of the water mean nothing to me"
***
"But I try my best and all that I can to
Hold tightly onto what's left in my hand
But no matter how, how tightly I will strain
The sand will slow me down and the water will drain"
Tom z piskiem opon zahamował pod podanym przez Torda adresem. Szarooki wysiadł szybko z auta i trzasnął drzwiami.
- Ej! Uszkodzisz ją! - powiedział Tom z wyrzutem i zrobił to samo, ale wolno i ostrożnie zamknął drzwi. Szarooki jedynie popatrzył na niego z politowaniem.
- Serio? Jesteś AŻ tak dziecinny, żeby nadać swojemu autu płeć? I imię? Matko Boska... Myślałem, że zakochałem się w kimś normalnym, a nie...
Thomas zmarszczył brwi.
- To nie auto! To Amy!
Tord podarował swojemu czołu soczystego facepalma.
- Lepiej chodźmy, zanim zaczniesz mnie bardziej załamywać. - złapał go za rękę i pognał w kierunku mieszkania Dublewicza.
"I'm just being dramatic in fact, I'm only at it again
As an addict with a pen who's addicted to the wind
As it blows me back and fourth, mindless, spineless, and pretend"
***
Rogacz stanął pod drzwiami. Wyciągnął zapasowe klucze, które kiedyś mu dał brunet i otworzył zamek. Złapał klamkę i pchnął przed siebie. Było ciemno. Nie spodobało się mu to. Patryck miał dziwny zwyczaj zostawiania zapalonego światła w korytarzu, nawet kiedy wychodził z domu. Ruszył przed siebie. Najpierw do łazienki. Czysto, ani śladu po brunecie.
- Pat?
Cisza.
Powolnym krokiem poszedł do małego saloniku, ale on też był pusty. Balkon został zamknięty. W kuchni panował nieprzyjemny chłód. Tord zmarszczył brwi i się odwrócił, ale na kogoś wpadł. A bardziej na plecy. Toma.
- Durniu! Zawału d-dostanę! - pisnął spanikowany i lekko uderzył Thomasa w tyłek. Ten jedynie się odwrócił i zaśmiał cudownie.
"You hear me screaming Father
And I'm lying here just crying
So wash me with your water
Water..."
- Spokojnie, kochanie. - puścił mu oczko i złapał za dłoń.
- N-nie będę spokojny, jeżeli będziesz się zachowywać jak... Jak kutas! - znów podniósł głosik do granic możliwości. Tom jedynie parsknął śmiechem. - N-nie śmiej się! To nie jest zabawne! To poważna s-sytuacja!
- No dobrze. Wybacz mi. - pocałował go w nos z uśmiechem, ale po chwili spoważniał.
- Został jeszcze salon... - mruknął rogatek i powędrował tam z Thomasem. Zatrzymał się w drzwiach i przełknął ślinę. Pchnął je wolno i wszedł do środka. Stanął sparaliżowany. Jego źrenice się pomniejszyły, a ciało zrobiło się nagle ciężkie. Wargi zaczęły niekontrolowanie drgać, zaś twarz pobladła.
W środku panował bałagan. Straszliwy bałagan. Krzesła leżały porozrzucane po całym pokoiku, poduszki zostały pociskane w rogi pomieszczenia, zaś książki zepchnięte z półek walały się w nieładzie na podłodze. Szklanka na stoliku, w której najpewniej była wódka mieszana z colą. Płyn był rozlany na dywanie, bijąc po nozdrzach ostrym zapachem alkoholu. Firanki były zerwane, na kanapie leżał wymięty koc.
Jednymi słowy... Bałagan. Okropny bałagan.
"Hello
I've been traveling the desert of my mind
And I, I haven't found a drop of life"
- C-co tu się stało...? - Tord dostrzegł skrawek papieru, wystający spod jednej z książek. Podszedł ostrożnie i go podniósł. Był cały pognieciony, zaś słowa lekko zatarte.
- Green Street... 245B... - wyszeptał. - T-Tom, musimy tam jechać! P-porwali go! - w oczach młodego błysnęły łzy. Złapał go za łokieć i pociągnął za sobą w kierunku wyjścia. Czarnooki pobiegł za nim.
Zaczęło się robić coraz dziwniej.
***
"I haven't found a drop of you"
Biegł razem z szatynem, którego trzymał za dłoń. Zdążyło się już rozpadać, zaś Green Street była zablokowana. Musieli tam dobiec. Czarnooki szukał wzrokiem numeru 245B. Dopiero byli przy 201A. Przyspieszyli.
- T-Tom, szybciej!
- Jest ślisko, upadniesz. - Brytyjczyk wziął chłopaka na ręce i pognał.
I biegli.
Krople deszczu spadały na ziemię, tworząc masę małych i dużych kałuż, w które później małe dzieci miały wskakiwać, mocząc się przy tym i słuchając nerwowych uwag od matek.
Rogi Torda zdążyły już oklapnąć, co nadało mu dość komicznego wyglądu. Tom się uśmiechnął.
"I haven't found a drop"
Pocałował go w czoło.
I znów zaczął sobie wyobrażać, co by z nim zrobił w łóżku. Z tym cudownym ciałem, ustami, rękami, szyją... Ze wszystkim.
Szybko jednak odgonił to wszystko z czeluści umysłu.
Nie mógł o tym mysleć.
Nie tu.
Nie teraz.
Nie w takiej chwili.
Ale Tord był taki cudowny.
Niewinny.
Piękny.
Taki... Seksowny.
"Palnij się w głowę Thomas! W takiej chwili myślisz o sposobie, na jaki byś się pieprzył z tą kruszyną!"
Nakrzyczał na siebie w myślach.
- Jest! - krzyknął Tord, wskazując palcem na adres Green Strees 245B. Na jego twarzyczce malował się niepokój mieszany ze strachem, jak i ciekawością. W jego żyłach pulsowała adrenalina. Zeskoczył z rąk Brytyjczyka i zadzwonił dzwonkiem, jednak szybko się opamiętał.
- Kto normalny dzwoni do drzwi oprawcy? Jestem idiotą. - podbiegł do okna i stanąl na paluszkach. - Mh... Tom, podsadź mnie, proszę.
Norweg podskoczył. Psycholog uśmiechnął się i podniósł go za pośladki w górę. Szarooki pisnął cicho i wejrzał do środka.
Ciemno.
- Tom, m-musimy jakoś wejść... - szepnął i wszedł mu na ręce. Szatyn uśmiechnął się czule i podszedł do drzwi.
- Na trzy je wykopię. Raz... Dwa... TRZY! - krzyknął głośno i uderzył stopą. Drewno skrzypnęło głośno, zaś zamek uległ.
- Puść... - wyszeptał niski. Brytyjczyk odłożył go na ziemię. Tord wszedł niepewnie do środka, rozglądając się wszędzie.
Było ciemno.
Drzwi za nim skrzypnęły, po czym trzasnęły, zamykając się.
Przeszedł go dreszcz.
- T-Tom?
Cisza.
- Tom! - w jego oczach pojawiły się łzy.
Musiał dać radę.
Ruszył w kierunku dużych, czerwonych drzwi.
Uchylił je.
Było ciemno.
Nagle światło mignęło tak mocno, że Tord musiał aż zakrywać oczy. Osłonił je ręką, a gdy jego wzrok już się przyzwyczaił do żaru lamp, odsłonił je.
To, co zobaczył, przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania...
"I haven't found a drop of water"
******
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top