Prolog

Pech towarzyszył mu od praktycznie urodzenia, chyba Bogowie przeklęli go jeszcze w łonie matki. Zawsze był bardzo niezdarny, jego potykanie się o własne nogi było urocze. Tak mówiła mama. Najśmieszniejsze było, kiedy biegł w swoim dziecięcym stroju All Mighta i dzierżąc jego plastikową figurkę. Jego małe nóżki zaplątały się w dywan i runął na ziemię. Jego mama zachichotała i podniosła go. Nie płakał, w ogóle, po prostu wrócił do zabawy. W tedy życie było inne, prostsze? Nie, po prostu jaśniejsze i radośniejsze, w tedy był z nimi tata. Zabawiał go robiąc małe fale ognia z ust. To zawsze go rozśmieszało i pozwalało szybko zapomnieć o smutku. Właśnie w tamtym krótkim czasie miał przyjaciela, który go bronił. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy a pech znów króluje. U niego stało się to po czterech latach, w czasie kiedy pozostali otrzymywali dary, on nadal go nie miał.

- Mamo, kiedy ja też dostanę dar, czy w tedy będę mógł zostać bohaterem jak All Might?

Pytał matki patrząc na wiadomości, gdzie jego idol ratował ludzi. Z pięknym uśmiechem na ustach.

- Tak, będziesz miał dar Izuku. - Odpowiadała przeczesując jego niesforne zielone loki. Potem oglądali wiadomości i bawili się z tatą. W tedy nie widział coraz smutniejszego wyrazu twarzy rodziców.

* * *

Gabinet wyglądał schludnie i dość przyjaźnie, czego nie można było powiedzieć o lekarzu za biurkiem. Zielonowłosa kobieta miała dziwne przeczucie, że powinna natychmiast zabrać synka z tego miejsca. Medyk, krępy i niski, z krzaczastymi wąsami i wielkimi okularami, wywoływał w niej niepokój. W napięciu czekała na werdykt dotyczący daru Izuku. Chłopiec siedział obok, chichocząc i paplając o swoim przyszłym darze. Doktor Daruma oparł się na oparciu krzesła i przemówił spokojnym, acz bezuczuciowym głosem

- Pani syn nie może mieć daru - powiedział, a światło sufitowej lampy zalśniło w szkłach jego okularów.

- C-Co? - To w tedy świat Inko się zawalił. To właśnie tym jednym zdaniem lekarz zmienił życie Izuku w piekło.

- Pani syn, to Quirkless, nigdy nie będzie mógł otrzymać daru. Proszę zobaczyć. - Lekarz pokazał jej zdjęcie rentgenowskie, stopy malca obok niej. - Jak pani widzi w tym miejscu jest kość, której ani ja, ani pani nie mamy. Jej obecność oznacza brak Daru. Przykro mi.

- A-Ale...

- Będę bohaterem! - Krzyknął czterolatek, jakby nie słyszał słów doktora lub ich nie przyjmował do świadomości. Inko rozpłakała się, jej szloch odbijał się echem w gabinecie, gdzie skończył się ich świat.

Inko liczyła na wsparcie męża, na cokolwiek z jego strony. Niestety mężczyzna szybko uciekł, niby dostał propozycje pracy za granicą. To był cios - brak wsparcia od człowieka, którego kochała i przysięgała wierność przed bogami. Nie mogła jednak zbyt długo się na tym skupiać, musiała pełną uwagę poświęcić synowi, wspierać go.

Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, zdał sobie sprawę, że nie ułatwiał jej zadania. Nie umiała mu przekazać wieści o jego braku daru, bo on nie słuchał. Zachowywał się, jakby nie docierało do niego nic, co nie pokrywało się z jego myślami. Tak, był głupim smarkaczem i teraz to widział. Jednak przeszłości nie zmieni, a może nawet tego nie chciał. Cóż, nigdy się nie dowie.

Pomyślał, kładąc niewielki bukiecik kwiatów na grobie: pajęcze lilie, lotus, chryzantema i lilia. Do tego dwa kwiaty białej kamelii i jedna orchidea.

- Tatusiu, znowu błądzisz myślami - odezwał się głos za nim. Izuku zachichotał i odwrócił się. Lekki deszcz zwilżył mu włosy. Za nim stał nastolatek, trzymający w ręku parasol. Włosy i twarz zakrywał mu cień ochronnego przed wodą narzędzia. Miał na sobie czarny, elegancki garnitur i krawat.

- Może już pora wracać do domu? Ojciec znowu się będzie niepokoił, że zachorujesz, tato.

- Tak, wybacz mi, Haru-kun. Znowu błądziłem myślami. Wracajmy do domu, już prawie pora otwarcia. Do widzenia, mamo. Wrócę niedługo i wszystko ci opowiem - rzekł do grobu, po czym wstał i odebrał parasol od syna. Schowawszy się pod nim, ruszyli powoli w stronę wyjścia z cmentarza. Dookoła nie było ludzi; zresztą i tak by ich nie zobaczyli przez gęsty acz drobny deszcz. Zielonowłosy mężczyzna zerknął na nastolatka. Miał na oko trzynaście, czternaście lat i biało-zielone, kręcone włosy. Przeważała w nich jednak biel.

- Tato, czy babcia by nas pokochała? - spytał chłopak, oglądając się na ścieżkę i grób, od którego się oddalali. Wiatr i deszcz targały niewielkim bukiecikiem, jednak ten nie odrywał się od nagrobka.

- Tak, pokochałaby was wszystkich. Chociaż pewnie byłaby zaskoczona waszym pojawieniem się, w chmurze pyłu - odparł Izuku radosnym i nieco melancholijnym tonem. Kiedy szli w stronę czarnego, luksusowego samochodu stojącego koło cmentarza, zielonowłosy znowu się zamyślił. Jego głowę ponownie wypełniły wspomnienia przeszłości. Gorycz i gniew wezbrały w jego sercu, jak zawsze kiedy myślał o tamtych wydarzeniach, zanim pojawił się Haru i jak zawsze chwyciła go refleksja, gdyby to wszystko się nie wydarzyło, kim by teraz był?

Przyjaźń to piękna rzecz. Posiadanie przyjaciół czyni nas silniejszymi. Tak myślał, póki Katsuki nie zmienił się w tyrana. Kiedy nauczycielka ogłosiła, że on jako jedyny nigdy nie otrzyma daru, jego życie stało się piekłem. Nauczyciele powinni pomagać, chronić i traktować równo i miło wszystkich uczniów. Niestety, on został tego pozbawiony. Kiedy dzieci testowały na nim swoje dary, nikt nie reagował. Kiedy jego ciało zdobiły nowe rany, poparzenia i siniaki, nikt się nie pochylił i nie spytał, skąd się wzięły. Najgorszy stał się jego dotychczasowy przyjaciel, Katsuki Bakugo, który głośno mówił, że zostanie bohaterem, a potem równie głośno go obrażał i ranił. Blond włosy łobuz nie rozumiał, co robi bohater i kim taka osoba powinna być. Tak, przyjaźń to piękna rzecz, cholernie piękna.

Świat zmienił się w monotonie, wypełnioną bólem, łzami i cichym cierpieniem. Jednak jeden dzień, szczególnie zapadł mu w pamięci. Dzień kiedy ostatecznie uznał Katsukiego za swojego wroga i oficjalnego tyrana, który jest zbyt niebezpieczny dla społeczeństwa, ale nadal miał w tedy w sobie nadzieję, nadal był głupi i szedł za marchewką, nawet jeśli widział ją tylko w swojej wyobraźni.

Ten dzień miał być taki jak inny, ale niestety dziś mieli powiedzieć do jakiego liceum chcą iść. Dostali ankiety, które wypełniali na ostatnich zajęciach ze swoim wychowawcą w Alderze. Dla niego niestety, inni mieli dary, mieli łatwiej. Teraz to widział, w tedy był głupi i myślał, że komuś zaimponuje, ze coś zrobi. W tedy chciał zostać bohaterem.

- Nie macie szans, tylko ja z was słabeusze zostanę bohaterem numer jeden i pokonam All Mighta! - Ryknął Bakugo, trzymając nogi na biurku. Nauczyciel jak zawsze nie zwracał na to uwagi. przecież Katsuki ma tak wspaniały dar. Wolał być w dobrym świetle i być wspominanym jako ktoś kto wspomagał bohatera.

- Ej, nie pozwalaj sobie Bakugo, my też o tym myślimy! - Wołali pozostali uczniowie, ale szybko zamilkli kiedy czerwonooki chłopak pokazał wybuchy w dłoniach. Huk rozniósł się po klasie. Izuku skulił się mimowolnie w swojej ławce. Nauczyciel bowiem zebrał ankiety, które wypełnili.

- Bakugo, widzę, że chcesz aplikować do U.A. to wspaniale. Ze swoim darem na pewno zostaniesz wspaniałym bohaterem. Będziesz dumą Alder. - Mówił nauczyciel, a Bakugo wypiął się na swoim miejscu jak Paw. Blondyn był taki pewny, że tylko on zaaplikował do U.A. . Izuku wiedział, że nauczyciel złamał prawo, ankiety były tajemnicą. Nikt postronny nie miał prawa wiedzieć, gdzie zamierzają iść po gimnazjum. Nauczyciel złamał prawo ponownie, przeglądając ankiety i wyjmując z niechlujnego stosu kolejną.

- Och, Izuku Midoriya także zaaplikował do liceum U.A., kierunek bohaterstwo jak Bakugo...

To jedno zdanie sprawiło, że jego dzień, który od początku, od chwili wejścia do budynku był zły. Zmienił się w piekło. Izuku mógł jedynie skulić się na swoim krześle. Bakugo Katsuki wybuchł i zaatakował zielonowłosego. Na oczach całej klasy, na oczach nauczyciela.

Izuku liczył, że mężczyzna mu pomoże, że powstrzyma atak. Nic, nie powstrzymał agresywnych wybuchów nastolatka. Nawet kiedy widział powstające coraz większe poparzenia i rany na twarzy zielonowłosego, bezbronnego chłopaka. Gimnazjum było cudowne.

W końcu jednak dla zasady wychowawca zareagował, ale równocześnie zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec dzisiejszych zajęć.

- Pamiętajcie pracujcie ciężko bo już za dziewięć miesięcy będziecie starali się dostać do wybranych liceów, niezdecydowanym osobom radze się pośpieszyć. - To rzekłszy mężczyzna szybko wyszedł z sali. Izuku chciał się rozpłakać. Zaczął pakować swoje rzeczy. Tak bardzo chciał zniknąć.

Bakugo podszedł do niego i uderzył dłonią w ławkę. Na brzydkim blacie pojawił się ślad spalenia. Moc Bakugo mogła robić wiele, niekoniecznie złych rzeczy, z taką mocą, mógłby zostać wspaniałym bohaterem, ale charakter. To sprawi, że nawet jeśli stanie się numerem jeden na świecie, ludzie nie będą chcieli za nim podążać, za bardzo będą się go bali, Bakugo w bitewnym szale może spowodować wiele ofiar wśród cywilów, plus straty w mieszkaniach, nieruchomościach.

- Głupi Deku, co ty sobie myślisz?! - Ryknął i złapał przód czarnego mundurka byłego przyjaciela. Szarpał go, jeszcze mocniej niż poprzednio. Uczniowie szybko opuszczali klasę, ale kilku się zatrzymało. napawało się widokiem.

- Pokaż mu jego miejsce, Bakugo! - Zawołał jeden. Izuku nie wiedział skąd, ale zebrął odwagę i odezwał się. Wściekły blondyn ryknął i złapał go za ramiona po czym pchnął z całej siły na ścianę klasy. Przyparł go do niej. Jego twarz była czerwona z wściekłości.

Z-Zostanę bohaterem, Kacchan... gaaah!!! - Dość silny wybuch spalił mu mundurek, na ramionach i poranił delikatną, usianą drobnymi piegami skórę. Miał wracać do domu, ale dorwał go przywódca szkolnej tyranii, jego były przyjaciel. Tylko dlatego, że odważył się zaaplikować do U.A. To było złe.

- Głupi, nic nie wart Deku! - Wrzeszczał kolczastowłosy blondyn uderzając w drugiego otwartymi dłońmi, z których powstawały kolejne wybuchy. Niezwykle głośne i raniące. W ich wyniku powstawały kolejne rany i oparzenia. Kolejne i kolejne.

- Nghaa! - Krzyknął atakowany wpadające bardziej na ścianę za swoimi plecami. Ból go oślepiał, wybuchy ogłuszały. Głowa, która przy każdym wybuchu uderzała w pomalowany beton pulsowała okropnym bólem.

- P-Przestań... - Wystękał bliski omdlenia.

- Znaj swoje miejsce śmieciu! - Ryknął Bakugo i rzucił nim brutalnie o podłogę. Huk był potworny, potem cisza. Blondyn obrócił się w stronę ławki, w tedy dostrzegł na blacie zeszyt. Zwykły, niezbyt ładny zeszyt, podpisany bardzo ciekawie.

- Co to ma być. Analiza bohaterów na przyszłość? Przestań żyć marzeniami, Deku. - Powiedział Katsuki podpalił zeszyt i wyrzucił go przez okno. - Dam ci radę. jeśli tak bardzo chcesz mieć dar, idź na dach i skocz z dachu, jak łabędź i módl się podczas lotu abyś w następnym życiu otrzymał dar.

Izuku jak i pozostali w klasie uczniowie zamarli, zmrożeni, przerażeni. Takie słowa bowiem nigdy nie powinny opuścić słów bohatera. Takie słowa zawsze mówił złoczyńca.

Serce piegowatego, leżącego na ziemi nastolatka pękło na pół. Zamknął oczy, a świat stał się czarny, bez najmniejszego światełka nadziei. Potem pojawiły się myśli.

* * *

Samochód zatrzymał się miękko przed okazałą rezydencją. Biała fasada z czarno-szarymi wykończeniami dachów i ozdobami wyraźnie podkreślała bogactwo właściciela domu. Kierowca musiał zatrzymać samochód przed ścieżką prowadzącą przez usiany drobnymi kamieniami ogród. Spomiędzy szarawych małych skałek wyrastały idealnie przystrzyżone, poskręcone krzaki bonsai. Haru zmartwiony spojrzał na siedzącego obok zielonowłosego mężczyznę. 

- Chodź mamo, znowu się zamyślasz.

Powiedział miękko i wysiadł. Musieli przejść po marmurowych płytach tworzących ścieżkę, wijącą się między krzakami. Słyszeli plusk deszczu, kiedy krople wpadały do ozdobnych basenów, wydrążonych w ziemi. Izuku uśmiechnął się ciepło i także wysiadł. 

- Dziękuję Kibo-sama, możesz już odpocząć.

Zawołał do kierowcy i zamknął drzwi. Spojrzał na dom, na czarny dach z paneli, który nadal zachowywał tradycyjny styl. Biała fasada sprawiała, że czarne obramowania okien wyraźnie się odznaczały. Same okna były duże, pokazując ciepłe choć minimalistyczne wnętrze. Przy długim stole widzieli wyraźnie kilkanaście postaci. Szykowały się do jedzenia. 

Obaj szli pośpiesznie, choć nie biegli. Liście drzew szeleściły, a te, które znajdowały się na górnym piętrze, na balkonach były mocniej targane przez wiatr. Skały, większe i ciemniejsze, idealnie wkomponowane między drzewa były porośnięte miękkim mchem. 

- Kiedy tylko wejdziemy musimy się przebrać i wykąpać.

Powiedział Izuku, kiedy wchodzili na niewielki taras, czarne drzwi ukryte przed obserwatorami z zewnątrz rozsunęły się. W drzwiach stał zielonowłosy chłopak z piegami na twarzy. Miał złote oczy. Spod koszulki, na plecach wyrastała para zielonych skrzydeł. W kącikach oczu, koło nosa widoczne były czarne oznaczenia. Twarz nastolatka wyrażała czysty zachwyt, jego oczy lśniły ze szczęścia, a skrzydła lekko drżały zdradzając silne emocje.

 - Tato, Haru-nii! Wróciliście! - zawołał biegnąc w ich stronę z otwartymi ramionami. - Tyle się martwiłem, ale teraz jesteście tutaj. Czuję się tak spokojnie, kiedy jesteśmy razem...

Izuku ukląkł szybko, aby lepiej zobaczyć syna, który wpadł w jego ramiona.

- Hej, Hayate! Wróciliśmy do domu, synku. Już jesteśmy.  - Haru podszedł i pogładził głowę dziesięcioletniego chłopca. 

- Dzięki, że na nas czekałeś, braciszku - mówi z ciepłym uśmiechem. - Lepiej wejdźmy do środka, zanim wszyscy się przeziębimy i uratujmy kolację przed Hikaru i ojcem Tomurą. - Powiedział ze śmiechem na ustach.

- Tak, chodźmy. Nareszcie jesteśmy w domu. - Ostatnie zdanie Izuku powiedział bardziej do siebie niż swoich synów. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem, który zagłuszył mocniejszy deszcz.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top