Rozdział 17 Najgorszy dzień w życiu...
Deszcz... Uparty deszcz padał z nieba jakby wiedział, że dziś nie jest dobry dzień by radośnie witać go słońcem.
- Panienko, proszę się odwrócić... - usłyszałam przywołujący mnie z rozmyślań głos pokojówki.
Właśnie rozczesywała mi włosy starając się ułożyć je w gładki kok. Na próżno. Nawet moje włosy dziś nie współpracowały uparcie tworząc fale.
W ten ponury dzień wychodziłam za mąż... za mężczyznę który budził we mnie wstręt. Automatycznie ubierałam się i szykowałam pozwalając by pokojówka wyręczała mnie nawet w najdrobniejszych rzeczach, takich jak zapinanie guzików.
Gdy ubrana już byłam w tradycyjny strój klanu spojrzałam w lustro. Efekt zewnętrzny był dość ładny, ale tylko oczy zdradzały stan mojej udręczonej duszy... nawet makijaż nie do końca przysłonił podkrążonych od płaczu oczu... westchnęłam po czym zaciskając zęby ruszyłam w kierunku salonu gdzie czekał na mnie kierowca by zabrać na miejsce ceremonii...
POV SASUKE
- Nie pij tyle, bo jutro będziesz wyglądał jak menel - Madara chciał zabrać mi butelkę z trunkiem, ale byłem szybszy.
- Nie obchodzi mnie to...
- A powinno. Jutro powinieneś ją wspierać i po raz ostatni dodać otuchy.
- czy ty siebie słyszysz Mada? - zirytowałem się- od jutra będzie należeć do tego starego pryka... myślisz że moje życzenie „powodzenia" i stwierdzenie „ będzie dobrze" Jej pomoże??
- Nie, ale ponieważ nie macie innego wyboru i w zasadzie ona trochę do tego doprowadziła to jedyne co możesz dla niej zrobić.
- Myślę by w ogóle tam nie iść- odparłem
- Wiesz, że ojciec ci tego nie wybaczy... klan również. Dla dobra jej i swojego musisz być...
- Ty nic nie rozumiesz Madara! Nie chce iść bo nie wiem czy będę potrafił się kontrolować! Jeszcze wczoraj myślałem o tym by iść do szpitala i udusić jej siostrę poduszką, byśmy się uwolnili! To tylko pokazuje, że nie kontroluje sam siebie! Noe wiem co odbije mi jutro i czy zdołam nad sobą zapanować. - wylałem z siebie najgorsze obawy.
Mada spojrzał na mnie i westchnął. Chciał pomóc...ale nie mógł. Cały los i niebiosa były przeciwko nam...dlatego piłem. Chciałem się upić. Na sekundę o tym nie myśleć...
- Sytuacja jest dupna, wiem - zaczął znów mój kuzyn - ale będąc przy niej jako przyjaciel pozwolisz jej przetrwać. Odchodząc zabierzesz jej nie tylko kochanka, ale też jedyną osobę która w pełni ją zrozumie... a teraz oddaj mi już tę butelkę i zbierajmy się. Nocujesz dziś u mnie. Muszę doprowadzić Cię do porządku...
Miałem mętlik w głowie a w sercu żal do Deki, że nie dała nam szansy. Że jej siostra odebrała nam życie... miałem wrażenie ze nie tylko ona teraz leży pod respiratorem, a cała nasza trójka i nikt z nas nie ma szansy na powrót do zdrowia...
Popatrzyłem na Madarę i westchnąłem wstając, po czym odezwałem się:
- Obiecaj, że chociaż ty nie zmarnujesz siebie życia i zostawisz te idiotkę... Niech chociaż jeden z nas ma przy sobie kobietę którą kocha...
.......................
POV TAKUMI
Nie trudno było znaleźć jej „poczekalnie". Zgodnie z tradycją panna młoda miała czekać w osobnym pokoju, póki wszyscy goście się nie pojawią, a pan młody nie zajmie miejsca przy ołtarzu.
Nie pukałem. Wszedłem bez ostrzeżenia.
Pokój był duży i przestronny, a dookoła było mnóstwo kwiatów. Na środku ustawiona była kanapa na której siedziała samotnie drobna postać.
Gdy podniosła głowę zobaczyłem te piękne smutne oczy, które na mój widok na chwile pojaśniały radosnym blaskiem.
Kochałem ten moment... kochałem też ją.
Szczerze i prawdziwie, ale byłem nikim. Nie miałbym możliwości dać jej tego na co zasługiwała. Pozycje, stabilizacje i pełen szacunek najwyższych klanów... wielokrotnie chciałem jej wyznać swoje uczucia, ale byłem pieprzonym tchórzem. Na codzien nie miałem problemu z poderwaniem kobiet, cieszyłem się powodzeniem u nich ale przy Deki... traciłem tę pewność siebie.
W głębi serca wiedziałem, ze traktuje mnie jak brata, przyjaciela któremu mówi wszystko. To dlatego trzymałem dystans. Nie chciałem niszczyć naszej relacji, bo nie pozwoliłaby by powstało z niej coś więcej.
Dlatego usunąłem się w cień.
Myślałem, że z jej pozycją dostanie za męża kogoś wartościowego przy kim będzie mogła być szczęśliwa. Nie sądziłem, że wuj ją najzwyczajniej przehandluje... gdy poprosiła mnie bym się z nią przespał, wewnątrz chciałem tego... ale wiedziałem, że to nie załatwi sprawy a może przysporzyć jej problemów.
Teraz wiedząc, że zakochała się w swoim pasierbie zastanawiałem się czy można było tego uniknąć... czy gdybym wtedy się zgodził, cierpiałaby mniej... ?
-Takumi! - Aż wstała podbiegając do mnie i obejmując za szyję - nie sadziłam że przyjedziesz!
- Skąd takie zwątpienie we mnie? - udałem urażonego
- z powodu przyspieszonych planów... połowy naszego klanu nie ma, bo nie zdążyli obrobić się ze swoimi sprawami ze względu na zmianę terminu ślubu...
- Ja cię nigdy nie zawiodę i gdy tylko usłyszałem co tu się odwala, kupiłem bilet ba pierwszy lepszy lot. Ten Ten dojedzie dopiero na wesele. Jej nie mogłem załatwić drugiego biletu więc wyląduje dopiero za godzinę - powiedziałem ściskając ją w ramionach
- Cieszę się że tu jesteś- wyszeptała drżącym głosem
- Ja też słoneczko... wyglądasz pięknie
- Jak to na pogrzebie bywa, zmarły wygląda odjazdowo - zironizowała, a ja cieszyłem się, że całkowicie się nie załamała.
- Deki... bądź dzielna... to nie koniec świata
- miałeś mi nigdy nie wciskać kitów - zmarszczyła brwi - Oczywiście, że to koniec świata. Dziś umieram i nie mam na to wpływu. Muszę się z tym pogodzić...
Widziałem, że stara się trzymać, ale znałem ją na tyle by wiedzieć że wewnątrz krzyczy z rozpaczy.
- A gdzie... brunet? - zapytałem
- Pewnie nie przyjdzie... za bardzo go zraniłam...
- Ty?? Czym? Że chcesz ratować siostrę?
- Jego zdaniem to bez sensu... a ja nie potrafiłam inaczej...- spuściła smutno Głowę
- jesteś szlachetną i wspaniałą osobą Deki... los się jeszcze do ciebie uśmiechnie- chciałem dodać coś jeszcze, ale ktoś wparował do pokoju, podobnie jak ja bez pukania.
- Deki wybacz, że wam przeszkadzam, ale mam tylko pięć minut a za chwilę ceremonia się zacznie - jakaś blondynka o niesamowicie niebieskich oczach stała teraz z nami w pokoju.
- Juz Soruś - odparła moja przyjaciółka po czym popatrzyła na mnie- będziesz siedział gdzieś blisko?
- W pierwszym rzędzie malutka. I nie zapomnij, że zawsze będę przy tobie - ucałowałem ją w policzek i wyszedłem, przeklinając się za swoją bezradność.
.........
POV DEKI
- wybacz, że tak późno, ale ledwo się tu przedarłam. Gdyby Karin mnie zobaczyła podniosłaby alarm a wtedy cały klan Uchiha ukatrupiłby mnie i Madare -powiedziała Sora przepraszająco.
- Nic nie szkodzi...doceniam co dla mnie robisz. Sora jako kochanka Mady nie miała prawa tu przebywać, a wiedząc że niektórzy mogą ją rozpoznać dużo ryzykowała... byłam jej ogromnie za to wdzięczna
- Masz je? - zapytałam bez ceregieli Myśląc jednak w tym momencie samolubnie o sobie
- Tak, ale nie przeholuj. Maksymalnie weź dwie na dobę. Przy twojej wadze to i tak bedzie za dużo- wręczyła mi mały słoiczek z białymi tabletkami. - zmykam... nie chcę afery. Trzymaj się dzielnie i pamiętaj, że masz nas... - przytuliła mnie i prędko wyszła.
Stałam teraz po środku pokoju sama, ściskając flakonik w rękach. Dwa dni wcześniej zadzwoniłam do niej i poprosiłam o jakieś leki na „urwanie filmu"... na początku nie chciała się zgodzić ale gdy powiedziałam, że nie przeżyje psychicznie nocy poślubnej w pełnej świadomości odpuściła... zrozumiała jak kobieta kobietę...a że pracowała w barze znała wielu dilerów różnych narkotyków... nie obchodziły mnie już skutki uboczne. Wiedziałam, że nim przyzwyczaję się do dotyku męża, musze się otumanić...
Włożyłam fiolkę w stanik i wyprostowałam się.
Chciałam płakać ale nie mogłam. Musiałam być silna dla Yumi... gdy zaczęli grać melodię wiedziałam, że uroczystość za chwilę się zacznie i ktoś przyjdzie po mnie by poprowadzić mnie do ołtarza... jakże się zdziwiłam gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanął nikt inny jak Sasuke...
POV SASUKE
Patrzyliśmy na siebie z cierpieniem... Deki dodatkowo była zszokowana, a ja obserwując jej piękno poczułem ścisk w żołądku.
- Myślałam, że nie przyjdziesz...- wyszeptała
- Ja też... ale wtedy kto inny prowadziłby cię do ślubu odparłem.
Znów ją zaskoczyłem. Widać sytuacja tak ją przybiła, że nie kojarzyła elementów organizacji całej uroczystości. Itachi był świadkiem naszego ojca jako najstarszy syn, a ja miałem ją poprowadzić do ołtarza.
Zazwyczaj robi to ojciec panny młodej ale tutaj za duza była różnica w hierarchii klanowej. Ojciec Dekashi wchodził do najważniejszego klanu, a do tego czasu jego pozycja była... żadna. To dlatego pannę młodą musiał poprowadzić ktoś z głównej gałęzi. Ojciec Madary udzielał ślubu wiec co najwyżej zamiast mnie ten straszy obowiązek mógł spełnić jedynie Mada... ale przekonał mnie bym ja to zrobił. Bym ostatni raz mógł dotknąć jej dłoni i bym mógł po raz ostatni popatrzeć na nią jak na ukochaną...
- przepraszam Sasuke - powiedziała , a ja myślałem że resztka mojego serca za chwilę stanie. Podszedłem i objąłem ją i pocałowałem.
- Na zawsze pozostaniesz moja, a ja twój... skoro w tym życiu nie dane nam było być razem, postaramy się o to w kolejnym...
- obiecujesz? - zapytała drżąc i patrząc mi w oczy
- Przysięgam... - nie dane nam było jednak dalej cieszyć się tą chwilą, bo muzyka ucichła, a głos mojego wuja zapowiedział wyjście panny młodej.
Nie pozostało mi nic innego jak czynić swoją powinność. Podałem jej ramię, które chwyciła i poprowadziłem ją na... śmierć. Każdy krok sprawiał mi ból, a jej coraz mocniejszy uścisk mojego ramienia dodatkowo pokazywał jak jej jest ciężko... Draznily mnie uśmiechy wszystkich obecnych, którzy przyzwolili na tę niedorzeczność.
Zbliżając się do ojca, czułem do niego jeszcze większy wstręt... zostawiając ją przy jego boku spojrzałem na Itachiego, którego wzrok ostrzegał bym niczego nie odwalił. Dzień wcześniej prosił bym się zachowywał dla jej dobra.
Nie mogłem na to dłużej patrzeć... czym prędzej wyszedłem z budynku chcąc zaczerpnąć powietrza... moja ukochana, mój sens istnienia za chwilę miały przepaść na zawsze.
- Sasuke... - to Madara wyszedł za mną
- Masz papierosa? - zapytałem
- przecież nie palisz...
- i co z tego...dawaj
Niecierpliwie go odpaliłem i mocno zaciągnąłem się dymem. Po raz ostatni paliłem w ogólniaku, rzuciłem bo wcale mnie to nie kręciło. Dziś jednak, papieros był mi niezwykle potrzebny.
Chciałem się odstresować, ale myśli i świadomość zabijały mnie z każdym krokiem. W jednej chwili poczułem impuls. Nie mogłem na to pozwolić... walić jej siostrę. Nie pozwolę jej przekreślić nas, nawet jakby miała mnie nienawidzić do końca życia.
- Pierdole, nie pozwolę na to - warknąłem wyrzucając papierosa i chcąc wrócić na salę.
- Co ty odwalasz Sasuke! - Madara chwycił mnie za ramiona
- Puszczaj!
- Ona ci tego nie wybaczy... znienawidzi cię
- Kiedyś będzie musiała wybaczyć, tak jak ja jej, że doprowadziła do ostateczności!
Wyrwałem się kuzynowi i z impetem wszedłem na salę. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, bo wszyscy patrzyli jak para młoda składa na swoich ustach sakramentalny pocałunek stając się „mężem i żoną"... usłyszałem brawa, a następnie poczułem jak Madara kładzie wspierająco rękę na moim ramieniu.
Miałem ochotę krzyczeć ale moje serce przestało na chwilę bić... moja dusza umarła. A moja ukochana na zawsze odeszła, zabierając ze sobą naszą miłość której nie dane było przeżyć...
No i bez zbednych uzewnetrznień zostawiam tu miejsce na ochrzan dla Juri za taki okrutny obrót spraw...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top