Rozdział 8 Ciekawość
katarzynaK1999 - to dzięki temu, że przepisała screeny zrobione przez zyrafabezszyi jesteście w stanie czytać ten rozdział ^^ dziękuję wam moje skarby :*
POV DEKI
- Itachi nie rozumiem, dlaczego nie możesz załatwić mi tu praktyk, przecież masz takie możliwości!
- Ale nie zamierzam ich wykorzystywać, byś ty miała mojego brata na oku. Lekarz powinien leczyć by pomagać pacjentom.
Już od pół godziny słuchaliśmy z Takumim narzekań i błagań Sakury, która chodziła za Itachim po całym oddziale.
- Nie moja wina, że Sasuke spędza całe dnie w szpitalu i chcę go widzieć chociaż w przelocie – narzekała.
- Załatwia przenosiny Sory, nie obija się. Jeśli brakuje ci jego uwagi, porozmawiajcie o tym w domu. Nie zamierzam być w tym pośrednikiem. – Widać nawet taka oaza spokoju jak Itachi miał dość jej marudzenia. Z Takumim tylko popatrzyliśmy na siebie ironicznie. Sasuke faktycznie każdego dnia spędzał wiele godzin w szpitalu, ale głównie na załatwianiu papierkowych i prawniczych spraw z zarządem szpitala by móc przenieść siostrę do domu. Musiał ściągnąć dla niej odpowiedni sprzęt i przeprawić się przez szereg biurokratycznej dokumentacji. Nawet gdy na chwilę przychodził zobaczyć moją przyjaciółkę, a w pobliżu kręciła się jego narzeczona, znikał równie szybko jak się pojawiał.
Szczerze mówiąc była to dla mnie i Takumiego forma rozrywki, oglądając jak tych dwoje bawi się w kotka i myszkę. Niestety nie mogłam dłużej podziwiać tego widoku, bo zbliżał się mój czas wyruszenia do pracy.
- A ty dokąd piękna? – Takumi podniósł wzrok widząc, że zaczynam się zbierać.
- Do pracy...
- W sobotę? – zdziwił się.
- Muszę zarobić na adwokata, pamiętasz? – odparłam posępnie – adwokat z urzędu, to jak torba z odzysku, więc muszę zatrudnić kogoś sensownego, a nie zostało mi zbyt dużo czasu. Pierwsza rozprawa już za miesiąc.
- Pomogę ci – odparł szybko.
- Sam nie masz pracy idioto – docięłam mu.
- Ale dalej mam ten zwierzęcy magnetyzm w sobie.
- I co w związku z tym?
- To, że właścicielka sieci barów na mnie leci i załatwiła byśmy koncertowali co drugą noc w trzech barach. Wracamy na scenę maleńka! – jego entuzjazm udzielił się i mi. Kochałam śpiewać, a często za występy zarabialiśmy niezłe kwoty. Doliczając moją nową pracę w restauracji w sąsiednim mieście, miałam na adwokata z prawdziwego zdarzenia.
- Wreszcie zaczyna się coś układać – westchnęłam podchodząc do Sory i całując ją w policzek na pożegnanie, szepcząc jej przy okazji do ucha „Jeszcze ty się obudź, a nic mi już do szczęścia nie będzie potrzebne.".
- Ja posiedzę jeszcze godzinę i będę też się zbierał – poinformował mnie Takumi, a ja doskonale wiedziałam z czego to wynika. Popołudniami przychodził Kakashi, panowie reagowali na siebie niczym lwy walczące o kawałek mięsa. Niestety ani jeden ani drugi nie mieli wpływu na to by zakazać drugiemu wizyt. W związku z tym musieli dzielnie się tolerować. Ich niespisana zasada podziału wizyt nawet mi imponowała, bo świadczyło to o tym, że obaj cenili ponad własne żale uczucia Sory, która mocno tutaj namieszała. Po dwóch godzinach dotarłam wreszcie do mojego miejsca pracy. Zatrudniłam się w sąsiednim mieście w renomowanej 4 gwiazdkowej restauracji jako kelnerka. Płacili bardzo dobrze, plus napiwki od zamożnych klientów, więc gotowa byłam dojeżdżać taki kawał drogi. Nasza mieścina nie miała nic do zaoferowania prócz barów i pubów, a tutaj wręcz tętniło życie towarzyskie. Nawet wymagania restauratorki były niezwykle wysokie jak na stanowisko kelnera. Na moją korzyść przemawiał fakt, że doskonale umiałam się odnaleźć w takim towarzystwie i otoczeniu ze względu na moją przeszłość. Jedynie moje tatuaże były tutaj przeszkodą, ale już na rozmowę rekrutacyjną skrzętnie je ukryłam pod specjalistycznym makijażem, a także pozbyłam się kolczyka z wargi.
Pilnie skupiając się na pracy, nieprzerwanie odgarniałam myśli o tym co zrobić by nie stracić kontaktu z Sorą. Bałam się, że po przeniesieniu jej ze szpitala, Sasuke nie pozwoli mi się z nią spotykać, nie mówiąc już o obciążeniach jakie nałoży na mnie sędzia, jeśli uzna mnie za winną jej stanu zdrowia.
- Dakeshi! Pobudka! Nowi klienci na czwórce. – usłyszałam od kierowniczki, która bardzo szybko przywoływała mnie do porządku.
- Już się tym zajmuję! – odparłam momentalnie poprawiając się i automatycznie idąc w kierunku stolika.
- Witam w restauracji Lady Shalion. Co mogę państwu podać? – powiedziałam wyuczoną formułkę po czym spojrzałam znad notesu na gości. Pobladłam zdając sobie sprawę na kogo patrzę...
Pov Sasuke
Aż nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Stała przede mną w zupełnie innej odsłonie. Włosy miała upięte w wysoki kok, białą koszulę, która rozjaśniała jeszcze bardziej jej bladą cerę, beżowe spodnie i płaskie buty. Wyglądała na jeszcze drobniejszą niż zazwyczaj, a także bardziej dystyngowaną. Zastanawiało mnie jakim cudem z jej szyi i nadgarstków zniknęły tatuaże i nie wiem dlaczego, ucieszył mnie fakt braku kolczyka w jej wargach, które teraz lekko drżały z zaskoczenia. Lżejszy makijaż powodował, że wyglądała znacznie niewinniej i delikatniej. Spojrzałem badawczo na Sakurę, która siedziała naprzeciwko mnie, ale zupełnie zignorowała naszą „kelnerkę". Była chyba zbyt szczęśliwa, że zabrałem ją na obiad, poświęcając tym samym odrobinę uwagi jej osobie. Nie mogłem uwierzyć, że spotkaliśmy się w zasadzie w takich okolicznościach i to jeszcze w innym mieście.
- Ja poproszę sałatkę i pieczywo czosnkowe. Rozumiem, że jest bezglutenowe? – zapytała Sakura patrząc dalej w kartę i zadając pytanie Deki, która starała się mimo ogromnego zaskoczenia zachować profesjonalnie.
- Jak najbardziej, czy życzy sobie pani coś do picia? – dopytała dalej blada jak ściana co i tak w jej wydaniu było fenomenem.
- Wodę. – odparła Sakura, teraz zwracając się do mnie – chcę dalej zachować idealną figurę by zmieścić się w moją suknię ślubną. Dziś byłam na przymiarce...
- Pozwól, że jeszcze ja zamówię. – wtrąciłem jej, ucinając tym samym niewygodny dla mnie temat. Zaręczyłem się z Sakurą ze względu na jej rodzinne konekcje z moją, ale do żeniaczki się nie śpieszyłem.
- Ja poproszę stek i lampkę chardonnay. – patrzyłem uważnie na czarnowłosą jak zapisuje moje zamówienie.
- Jaki stopień wysmażenia? – zapytała, ale jej wzrok idealnie pokazywał mi, że zna odpowiedź.
- Krwisty. - odparłem, posyłając jej zaczepny uśmiech.
Gdy dziewczyna odeszła, Sakura jak zwykle zaczęła swoją paplaninę, której nawet nie słuchałem. Jak zwykle planowała nasze wesele, które teraz nawet nie wchodziło w grę, póki moja siostra leżała w śpiączce. Patrzyłem z ukosa jak Deki przechadza się z gracją po Sali obsługując innych gości. Im dłużej ją obserwowałem, tym bardziej upewniałem się, że nie jest osobą za jaką się podaje, a jej ruchy i znajomość manier, które na co dzień chowała do kieszeni świadczyły o jej interesującej przeszłości... Przeszłości, którą chciałem poznać coraz bardziej.
- Podać państwu coś jeszcze? – zapytała podchodząc ponownie po pewnym czasie. Widać było, że ledwie przechodzą jej te słowa przez gardło.
- Tylko rachunek. – odparłem – możesz naliczyć sobie 20% napiwku. – poleciłem chcąc ją sprowokować.
- Nie trzeba, właściciel dostatecznie dba o swoich pracowników. – odparła dumnie się prostując i odwracając do mnie tyłem.
- Myślałam, że zjemy jeszcze deser... - Sakura zaczęła marudzić.
- Przykro mi, muszę wracać do szpitala, a z tego co wiem, ty powinnaś wracać na uczelnię. – zauważyłem, przypominając tym samym, że skoro chce być lekarzem, to powinna pilniej przykładać się do nauki.
- Miałam ochotę na wagary... z tobą. – powiedziała jednoznacznie przyjmując uwodzicielski ton.
- Niestety ja nie mogę sobie na to pozwolić, zobaczymy się w domu. Jedź już na zajęcia by się nie spóźnić, a ja ureguluję rachunek. – poinstruowałem.
- Myślałam, że chociaż odprowadzisz mnie do auta. – Sakura podeszła by mnie pocałować.
- Nie dzisiaj, muszę jeszcze wykonać parę telefonów. – byłem stanowczy na tyle, że z ociąganiem, ale wreszcie odeszła. Gdy zniknęła z zasięgu mojego wzroku do stolika podeszła Dekashi i wręczyła mi rachunek, na który zerknąłem. Musiałem przyznać, że miała charakterek... Na rachunku były prawidłowe kwoty zgodne z menu, ale zupełnie inaczej nazwane pozycje:
1. „Psia karma" - $40
2. „Sałatka dla wieszaka" - $20
3. „Wino dla zamulenia mózgu i zagłuszenia głupiej paplaniny" - $34
- Widzę, że kierownik nie za bardzo cię pilnuje. – powiedziałem rozbawiony, patrząc na nią i pokazując tym samym, że jej złość wprawia mnie w doskonały nastrój.
- Ufa moim zdolnością matematycznym i uczciwości. Wszystko zapisane na rachunku jest zgodne z prawdą. – odparła.
- Podając mi jedzenie byłaś znacznie milsza. – zauważyłem – Jestem ciekawy dlaczego?
- Bo do niego naplułam. – odparła, ale wiedziałem, że raczej nie posunęłaby się do czegoś takiego... raczej.
- A dlaczego nie doliczyłaś sobie napiwku? – drążyłem.
- Patrząc po tym z kim się żenisz twierdzę, że pieniądze są Ci bardziej potrzebne. – jej inteligencja i docinki zdecydowanie były ponad przeciętną, a znajomość „biznesów małżeńskich" potwierdzała moją tezę, że ta dziewczyna wywodzi się z innego środowiska... Środowiska wyższych sfer. Patrząc na nią, powoli wstałem ze swego miejsca i regulując rachunek zrobiłem krok do przodu i nachylając się nad nią wyszeptałem.
- Możesz udawać kogoś innego, ale ja i tak dowiem się kim naprawdę jesteś. – zostawiając ją pełną konsternacji z poczuciem zadowolenia opuściłem lokal wcześniej przekupując kierowniczkę stojącą przy wejściu restauracji, by dowiedzieć się, o której złotooka kończy pracę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top