Rozdział 11 Niespodziewane
Dni mijały mi w zwolnionym tempie... Chyba cały szpital miał na mnie oko i pilnował każdego mojego ruchu, a to przez polecenia Itachiego, jako mojego głównego lekarza. Na nic się zdał sprzeciw i kilkakrotnie wypisywany przeze mnie wypis na żądanie. Za każdym razem dziwnym trafem znikał w stercie dokumentów i nikt nie mógł go znaleźć. Bezczynność mnie dobijała, a tak naprawdę myśli które mnie wtedy nawiedzały. Myśli o czarnych oczach i mięsistych ustach brata mojej przyjaciółki. Starałam się sobie wmówić, że to cholerny dupek bez skrupułów i na pewno wyjdzie mi bokiem bliższa znajomość, ale nawet w snach powracało to niesamowite uczucie naszego pocałunku.
Nie mogąc się od tego uwolnić coraz bardziej pogrążałam się w tych głupich marzeniach, które chociaż na chwilę wyrywały mnie z nudy szpitalnego życia. Takumi prócz tego, że ochrzanił mnie solidnie po moim ostatnim wyskoku w którym naraziłam mocno swoje zdrowie, pracował już dniami i nocami byle by tylko zapewnić mi najlepszą opiekę i adwokata. Rozprawa miała odbyć się jutro, a ja nawet nie miałam planu obrony. Z resztą już mi na tym nie zależało. Jedyne czego chciałam to znów znaleźć się blisko mojej przyjaciółki. Przez ostatnie dwa tygodnie mojego pobytu na oddziale, Itachi zawoził mnie do Sory na dwie godziny i monitorował zarówno mój jak i jej stan. Potem odwoził mnie z powrotem do szpitala. Byłam mu niezmiernie wdzięczna za to wiedząc jak bardzo rozbija mu to cały terminarz. Z Sasuke widziałam się przelotnie kilka razy w ich domu, ale trafiałam na momenty gdy obok zawsze kręciła się Sakura. Ta dziewczyna była niczym lep na muchy, a Sasuke robil tu oczywiście za nieszczęsnego owada.
Nie zamieniliśmy przez ten czas ani słowa ze sobą, jedynie nasze spojrzenia wyrażały, że oboje wspominamy tamto popołudnie. Patrzyłam w pustą przestrzeń przed sobą zastanawiając się co powinnam założyć do sądu na jutrzejszą rozprawę, by jednocześnie być sobą, ale nie pokazywać nazbyt ciała i tatuaży, co zapewne dodatkowo działałoby na moją niekorzyść. Itachi od rana miał masę pracy, bo lekarze którzy zajmowali się Sorą mieli także zeznawać o jej stanie zdrowia. On jako członek rodziny nie mógł jej oficjalnie leczyć. Mimo to nagle do pokoju wparowała pielęgniarka
- Pani Makuda, proszę podpisać tu w tym miejscu – pokazała mi jakiś kwestionariusz na kartce A4
- Co to? – zapytałam niemrawo
- Wypis – poinformowała – w ciągu godziny zmienimy pani opatrunki i oddamy rzeczy. Będzie Pani mogła wrócić do domu
Na te słowa aż odetchnęłam. Myślałam, że Itachi będzie mnie trzymał do jutra, ale widać się zlitował i chciał bym odpoczęła przed cholernie ciężkim dniem dla nas wszystkich. Szybko postawiłam dwie parafki we wskazanych miejscach i odetchnęłam głęboko, na co niestety się skrzywiłam bo naderwane szwy długo się tym razem goiły. Na szczęście nie musiałam długo czekać i już po chwili stałam przy windzie ze swoimi rzeczami gotowa do opuszczenia szpitala. Nie pisałam Takumiemu, że już wychodzę, bo wariat by po mnie przyjechał, a wiedziałam ile ma obecnie na głowie. Chciał jeszcze sam wpaść do Sory nim pojawi się w domu Kakashi, który dalej nie odpuszczał sobie blondynki. Widziałam niejednokrotnie jak mój przyjaciel chodził przybity, że on nie zapewni Sorze tego co srebrnowłosy, a tłumaczenie mu, że nie na tym polega prawdziwa miłość coraz słabiej go pocieszało.
Nim jednak zdążyłam zrobić krok do ruchomego pomieszczenia usłyszałam jak ktoś mnie woła
- Dekashi! Poczekaj! – odwróciłam się automatycznie i ujrzałam Itachiego, który w biegu powiedział coś do pielęgniarki i szybkim krokiem podszedł do mnie
- Wybacz, że sam nie przyszedłem z wypisem, ale czekają mnie jeszcze dziś dwie operacje – powiedział wypisując coś na kartce i wręczając mi reklamówkę
- Tu masz leki przeciwzakrzepowe na najbliższe dwa dni, a gdyby ból się nasilał to tu masz receptę na coś silniejszego. Masz się nie nadwyrężać i mieć jak najmniej ruchu przez kolejny tydzień czy to jest jasne? – zapytał groźnym tonem, ale wiedziałam że próbuje na mnie poporstu jakoś wpłynąć, a właściwie na moją niepokorną naturę
- Tak jest kapitanie – zasalutowałam posyłając mu uśmiech
- Takumi po ciebie przyjeżdża?
- Nie, zamówię taksówkę – skłamałam chcąc iść na pieszo. Miałam ochotę wreszcie rozruszać zastygłe kości i nie zamierzałam sobie robić krzywdy. Najzwyczajniej w świecie miałam ochotę się przejść.
- Widzę już po minie, ze kręcisz – powiedział badawczo Itachi, a ja padłam z tego jak klan Uchiha potrafił przewidywać ruchy innych ludzi – na wszelki wypadek Sasuke cię odwiezie
Gdy to powiedział zobaczyłam jak zza mojego prawego boku z korytarza wyłania się czarnowłosy chłopak. Pobladłam, a zawroty głowy momentalnie wróciły.
- Poradzę sobie i obiecuję, że będę grzeczna i pojadę taksówką! – zaprotestowałam, ale tym razem Sasuke się wtrącił
- Ostatnim razem gdy tak mówiłaś przyszłaś w deszczu odwiedzić Sorę, pomimo przeciwskazań lekarza
- Którym ty nie jesteś – zauważyłam
- Ale ja jestem i jako twój lekarz zarządzam, że Sasuke odstawi cię do domu. Dzięki temu będę spokojny, że nie zrobisz sobie krzywdy – powiedział stanowczo Itachi, a na dźwięk swojego nazwiska z ust pielęgniarki, która wołała go już na operację, ponownie powtórzył dawkowanie leków i pobiegł na salę operacyjną.
Spojrzałam na bruneta, który wcisną guzik windy.
- Powiemy Itachiemu, że mnie odwiozłeś, a w zamian za to ja pojadę prosto do domu najlepszą taryfą – chciałam iść na układ, który wywołał jedynie na nim lekki zdziwienie i uniesioną brew.
- Nigdy nie okłamałem brata – odparł gdy weszliśmy do windy
- Zawsze musi być pierwszy raz – dodałam poprawiając plecak na ramieniu, który momentalnie przejął Sasuke
- Ale nie tym razem – stwierdził zarzucając sobie mój plecak na plecy – nie marudź i chodź. Auto mam na podziemnym parkingu
Powiedział oficjalnie, a ja zauważyłam, że jest czymś spięty. Nie miałam siły się kłócić zwłaszcza, że jedna z moich natur pragnęła z nim jechać, a druga zadźgać go w ciemnym zaułku pustego parkingu.
Gdy zobaczyłam niebieskie najnowsze Volvo mimowolnie prychnęłam pod nosem co nie uszło jego uwadze.
- Nie podoba ci się kolor czy za niska półka cenowa? – zironizował siadając za kierownicą
- Kolor ok, a co do ceny, to zapewne wykarmiłbyś za to auto małą etiopską wioskę – odparłam, na co tylko się uśmiechnął.
- Rozumiem, że ty swój samochód oddałaś na tak szczytny cel? – jego pytanie lekko mnie wystraszyło, ale szybko zrozumiałam, że to jedynie badanie mnie i jego teorii co do mojej przeszłości.
- Dalej stoi w garażu przed domem – odparłam zgodnie z prawdą. Jego badawczy wzrok uświadomił mi, jak bardzo analizuje, czy to kolejna ironia czy może faktycznie mówię prawdę. Przez resztę drogi ukradkiem zerkaliśmy na siebie, ale jechaliśmy już w ciszy. Gdy zaparkował pod moją kamienicą oboje odetchnęliśmy w tym samym czasie. Temat pocałunku wisiał w powietrzu, ale żadne z nas nie chciało poruszyć go pierwsze.
- Do jutra – rzuciłam tylko wychodząc z samochodu i zabierając swoje rzeczy. Nie odpowiedział, a ja widziałam, że dalej go coś gryzie. „Zapewne już znudził się zabawą w kotka i myszkę" – pomyślałam wchodząc do mieszkania w którym panował istny chaos. Takumi był niezłym bałaganiarzem, a ja wiedziałam, że i tak starał się mocno nie nabrudzić. Odkładając plecak zerknęłam przez okno. Sasuke stał jeszcze przez dziesięć minut na podjeździe, a ja zastanawiałam się czemu nie odjechał od razu.
Nie mogłam jednak dłużej stać bezczynnie w oknie. Powoli i tak by się nie nadwyrężyć zaczęłam ogarniać dom i sprzątać porozrzucane rzeczy. Koło godziny siedemnastej do mieszkania wparował Takumi
- Dlaczego po mnie nie zadzwoniłaś, że wychodzisz!? Czułem się jak kretyn, gdy pielęgniarka mi powiedziała, że wypisali cię popołudniu!
- Ja też za tobą tęskniłam i wcale się nie gniewam za ten syf – powiedziałam przekornie trzymając ścierkę w ręku
- Nie zasłaniaj się tu moim syfem – powiedział, a ja wybuchnełam śmiechem widząc jego bulwers – martwiłem się.
- Nie potrzebnie, jestem cała i zdrowa, a dzięki tobie zaliczyłam popołudniowy fitness – odparłam, na co na jego twarzy wystąpiło zakłopotanie.
- Wybacz Deki – zmieszał się - myślałem że zdążę posprzątać nim wrócisz. Ale cały dzień załatwiałem papierkowe kwestie i załatwiłem ci świetnego adwokata!
- Skąd pomysł, że jest świetny? Zdarł z ciebie całą kasę? – zapytałam
- Lepiej! – odparł cały rozentuzjazmowany – wybronił Hidana z trzech zarzutów prokuratorskich w tym jeden o morderstwo, którego faktycznie dokonał, ale nic mu nie udowodniono!
- Jak to dokonał? – pobladłam zdając sobie sprawę, że ten człowiek mieszka pode mną
- Jakieś porachunki religijne, nie wnikałem – Takumi jakby nie zbity z tropu kontynuował swoje wywody, informując przy okazji, że ten jakże świetny prawnik ma się pojawić za chwilę, by omówić linię obrony. To miała być pierwsza rozprawa więc na głębszą analizę naszych prawnych kroków mieliśmy jeszcze trochę czasu.
Gdy jednak ten człowiek stanął w progu mojego mieszkania, aż przetarłam zmęczone oczy nie dowierzając, że na pewno jest prawnikiem. Sam bowiem wyglądał jak kryminalista.
- Deki to jest Kakuzu- Takumi radośnie go mi przedstawił, a ja ledwo podałam mu dłoń, którą ścisnął nieubłaganie mocno. Siadając na kanapie byłam przerażona. Przecież jak sędzia zobaczy mnie i gościa który ma mnie bronić od razu da mi wyrok. Wiedziałam jednak, że Takumi bardzo się starał, a ja nie chciałam już kombinować i tak z najprawdopodobniej przegraną sprawą. Pogodziłam się już z tym słuchając słów mecenasa, który do późnej nocy tłumaczył mi zawiłości prawne.
Mimo że w pewnym sensie się poddałam cieszyłam się, że mam przyjaciela w postaci Takumiego, który zapewne odwiedzałby mnie regularnie w więzieniu. Jedynie czego się obawiałam to na ile lat zostanę skazana i co gdy Sora się obudzi, a mnie przy niej nie będzie... I czy w ogóle się obudzi. Gdyby bowiem było inaczej nigdy bym sobie tego nie wybaczyła...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top