Rozdział 7.
To było niczym wybudzenie się z koszmaru i powrót do rzeczywistości. Z tym, że wszystko co się zdarzyło zeszłej nocy okazało się prawdą. Nasz pobyt w szpitalu ostatecznie mówił sam za siebie. Wszystkie wydarzenia i próba morderstwa nadal mnie przygniatały. Zwłaszcza widok mojego chłopaka.
Z cichym jękiem zbudziłem się w samo południe, lecz rudowłosy ciągle nie był świadomy. Zacząłem się zastanawiać ile czasu mu potrzeba do pełnej regeneracji. Być może miesiąc lub dłużej.
Moje oczy były utkwione w jego twarzy, obserwowałem uważnie każdy ruch Jimina, ale na próżno. Obiecałem sobie, że mu na to pozwolę. Nie zbudzę go tylko dlatego, że pragnę zobaczyć jego oczy i usłyszeć jak do mnie mówi. To by było zbyt samolubne. Dotarło do mnie, że powinienem się skontaktować z rodziną, ale mój telefon był w naprawie. Nie wiedziałem jak długo.
Z niechęcią podniosłem się z łóżka, wkładając kapcie szpitalne i idąc wolno w kierunku korytarza. Bolało mnie ciało, zwłaszcza nogi. Jednak moja forma fizyczna była dobra, zważywszy na to, że kilka razy walnąłem o beton. Westchnąłem głęboko, marszcząc nos z powodu zapachu. Wreszcie dotarłem do automatu z przekąskami, a gdy minęła mnie pielęgniarka zapytałem czy mogę skorzystać z telefonu.
- Moja rodzina nic nie wie - wyjaśniłem jej spokojnie, a potem dotknąłem swojego brzucha. - Czy mogę dostać coś do jedzenia? Oczywiście zapłacę.
Młoda kobieta uśmiechnęła się sympatycznie, wskazując mi koniec korytarza.
-W recepcji możesz zadzwonić, a jeśli chodzi o posiłek to twój kolega już opłacił wszystko.
- Kto? - zapytałem, mrugając z zaskoczenia. - Ma pani na myśli tego miętowego mężczyznę?
Pielęgniarka zaczerwieniła się lekko, a może tylko mi się wydawało. W każdym razie powiadomiła mnie, że Yoon opłacił rachunki dla mnie i Jimina. Nie wiedziałem co powiedzieć, byłem zbyt zaskoczony. Jednak mieć takiego przyjaciela to skarb.
***
Moja mama oczywiście wychodziła z siebie. Nakrzyczała na mnie, że nie wróciłem na noc do domu. Musiałem jej skłamać, że nocowałem z Jiminem. Nie chciałem jej martwić tą historią, bo być może zabroniłaby mi kontaktu z rudowłosym. A tego bym nie przeżył.
- Nie martw się, niedługo wrócę - starałem się brzmieć tak samo jak zawsze, zachowując dystans między nami. - Jestem już dorosły, mamo. Nie możesz mi mówić co mogę, a co nie.
- Jungkook, po prostu mnie informuj gdzie idziesz. Naprawdę się bałam o ciebie.
W jej głosie była jakaś tkliwa nuta, dlatego trochę mnie to poruszyło. Nie byłem z kamienia żeby ją ignorować. W końcu byliśmy rodziną, mimo że nie łączyły nas więzy krwi.
- Przepraszam, masz rację - westchnąłem, milcząc przez chwilę. - Dziś chyba też nie wrócę. Chcę spędzić z nim więcej czasu. Rozumiesz to, prawda?
Miałem nadzieję, że zrozumie. Nawet jeżeli moja mama nie akceptowała tego, że spotykam się z mężczyzną, nie miała wyboru i musiała się z tym pogodzić. Nie było jej łatwo, ale nie potrafiłem jej pomóc.
- Nie pochwalam tego i nie wydaje mi się żebym kiedyś zrozumiała twoje zachowanie - odpowiedziała mi poważnie. - Nigdy nie zaakceptuję twojego wyboru, ale nadal jesteś moim synem i chcę dla ciebie dobrze.
Nie odpowiedziałem, ściskając telefon w dłoni. Czułem ogromny smutek z tego powodu, lecz nie wszystko można mieć w życiu. Nie pozostało mi nic poza pójściem naprzód i przyjęcia tego do wiadomości.
- Do zobaczenia potem, mamo - wyrzuciłem z siebie pospieszenie, kończąc rozmowę. Musiałem zająć swoje myśli czymś innym.
***
Jedzenie w szpitalu nigdy nie smakuje tak dobrze jak to domowe, lecz będąc szczerym to tutaj nie było najgorsze. Ciekawiło mnie czy Yoongi dopłacił więcej za jakość posiłku, co wcale nie było takie niemożliwe.
- Smakuje ci?
Podniosłem wzrok, spoglądając prosto w oczy młodej pielęgniarki tej samej, która wcześniej mi pomogła.
- Um, bardzo dobre - potwierdziłem, wpatrując się w miskę jajangmyeon. Powoli napełniałem swój żołądek, chociaż natrętne myśli nie zniknęły. - Czy Yoongi też miał w to wkład?
Kobieta usiadła naprzeciw mnie, kładąc kubek z parującym napojem na stoliku. Przyglądała mi się przez chwilę, a ja nie pozostałem jej dłużny. Była bardzo ładna, jej rysy twarzy były proste. Miała ciemne włosy, upięte w kok na czubku głowy, a kilka pasm wysunęło się ze spinki, spływając w dół. Usta miała kształtne, ale nieumalowane. Jej oczy można było opisać jako przenikliwe i ciekawskie. Nieustannie się uśmiechała, czym zaskarbiła sobie moją sympatię.
- Mam na imię Seulgi - przedstawiła się, biorąc łyk napoju i patrząc przed siebie. - Wczoraj w nocy miałam dyżur i akurat przywieźli ciebie i twojego przyjaciela, Jimina prawda?
Gdy skinąłem głową, zaskoczony tym że nas zapamiętała, kontynuowała.
- Razem z wami zjawił się ten mężczyzna z miętowymi włosami... - zamyśliła się na chwilę, a ja wtrąciłem szybko:
- Nazywa się Min Yoongi, pracujemy razem.
Seulgi spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, kiwając głową.
- Yoongi...- powtórzyła, rumieniąc się leciutko. Byłem pewny, że jest zainteresowana hyungiem. W innym wypadku nie reagowałaby tak otwarcie. - W każdym razie bardzo się o was zatroszczył. Poza tym ja...
Zawahała się na moment, a potem nagle wstała od stolika.
- Nieważne, pójdę już - westchnęła, sięgając po swój kubek. - Gdy Jimin się obudzi przekaż mu, że czeka na niego porcja jajangmyeon.
Po tych słowach oddaliła się, a ja patrzyłem za nią jeszcze przez moment.
***
Wróciłem do swojej sali, zamykając drzwi żeby odseparować się od dźwięków z korytarza i odpocząć w spokoju. Popatrzyłem w stronę łóżka, przełykając gulę w gardle. W świetle dnia obrażenia Jimina były aż zbyt widoczne.
- Jiminnie...- wyszeptałem, kierując się w jego stronę. Usiadłem na swoim łóżku, pochylając się w kierunku swojego chłopaka. - Wróć do mnie jak najszybciej, proszę.
Pochylając się w jego stronę, ułożyłem głowę na jego klatce piersiowej, szukając jego dłoni. Uścisnąłem ją, zamykając oczy na jakimś czas. W oddali dało się słyszeć hałasy, rozmowy, czyjś kaszel na korytarzu.
Nie wiem jak długo tak leżałem, ale gdy ponownie się podniosłem, Jimin miał otwarte oczy.
Rudowłosy miał mgliste spojrzenie, zupełnie jakby powstrzymywał się od płaczu. Ten widok mną zachwiał, ale nie na tyle żebym zaczął panikować.
- Coś cię boli? Jak się czujesz? - pytałem go, ale jego oczy podążyły ku mojej twarzy. Uśmiechnął się lekko, wpatrując we mnie. - Ze mną wszystko w porządku, nie martw się. Jiminnie...
- Kochanie, tak bardzo...- zaczął, nabierając powietrza w płuca. - ...tak bardzo mi cię brakowało..
Zacisnąłem usta, bo bałem się że to ja zacznę wylewać z siebie łzy. Zamiast tego, przysunąłem się do niego, stykając czołem z jego.
- Ja też tęskniłem - wyszeptałem cicho, napawając się jego bliskością. - Nic nam nie grozi, Yoon zadbał o to. Jest naprawdę dobrym przyjacielem. To on nas znalazł.
Opowiedziałem Jiminowi wszystko. Nie pominąłem najmniejszego szczegółu. Od wczoraj trochę się wydarzyło, ale liczyło się to że mogliśmy już odetchnąć. Mimo to, coś z tego strachu chyba pozostało w nas jeszcze jakiś czas.
- Tak niewiele brakowało żebym cię stracił - szepnął Jimin, siadając na łóżku. Był na tyle silny, że mu się to udało bez mojej pomocy. Przyniosłem mu jedzenie, bo nie dał rady wyjść o własnych nogach z sali. - Jungkookie...nie wiem co bym zrobił...
Pokręciłem głową, chcąc już przestać to roztrząsać. On też nie powinien.
- Jiminnie, to już nieważne. Teraz powinieneś jeść, bo wystygnie - zauważyłem.
Rudowłosy spojrzał na miskę, a potem sięgnął po pałeczki i zaczął jeść swój obiad. Przez cały czas patrzyłem na niego jak na cud. Nie mogłem oderwać oczu od jego twarzy.
- Kochanie, dlaczego tak mi się przyglądasz? - spytał, patrząc mi prosto w oczy. - Chcesz trochę?
Roześmiałem się pod nosem, kręcąc głową.
- Nie, nie jestem głodny - oznajmiłem, uśmiechając się do niego. - Nie mogę na ciebie nie patrzeć...
Jimin uśmiechnął się do mnie, a potem spokojnie dokończył jedzenie.
- Mów mi więcej takich romantycznych rzeczy to szybciej stąd wyjdę - poprosił, mrugając do mnie. - Nie mogę się doczekać momentu w którym opuszczę to miejsce.
- Ja też - zgodziłem się, poprawiając mu poduszkę. - Chcę z tobą mieszkać.
Jimin spojrzał na mnie zaskoczony, a ja dodałem w ramach wyjaśnienia:
- W przyszłości, nie teraz.
Rudowłosy nie odzywał się jakiś czas, a gdy odbierałem jego miskę, spytał:
- Dlaczego nie teraz, kochanie?
Zamarłem, a moje serce zaczęło bić o wiele szybciej niż wcześniej.
- Dlaczego nie zamieszkamy ze sobą już teraz, Jungkookie? - powtórzył pytanie, patrząc mi w oczy z mieszaniną czułości, a zwłaszcza miłości. Odczytałem jego emocje zupełnie jak w książce, bo wcale się z nimi nie krył.
***********************************************************************************************
Witam was, moi drodzy!
Jak wcześniej obiecywałam będą się pojawiać różne zwroty akcji, choćby nowi bohaterowie ( Seulgi zostanie na dłużej ;). Mam nadzieję, że podoba wam się ta część ( być może pierwsza była wypełniona erotyzmem w większej mierze, a ta zawiera mniej takich wątków), ale uważam ją za równie ciekawą. Oczywiście później napiszę takie sceny ( nie wykluczam ich w tej części); chciałabym stworzyć opowiadanie oparte na czymś więcej niż łóżko ( mam nadzieję, że się udaje) .
Do następnego za tydzień :)
leonia18~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top