9 Maja 2015

Minęły cztery dni, a dziewczyna nie poszła pod most śmierci, ani nie cięła się.
Miała w szkole dużo zaliczeń.
Uczyła się jak normalna siedemnastolatka, a może trochę lepiej, ale zdecydowanie nie była normalna.
Matka przez całe te cztery dni nie upiła się, ani nie znęcała.
To sprawiło, że Nessie nie pocięła się, chociaż tęskniła za tym.
To było już jej uzależnienie.
Była siedemnasta, a dziewczyna nie mogła już dłużej wytrzymać, musiała to zrobić.
Pragnęła kolejnych ran i kolejnego bólu.
Pragnęła znowu zobaczyć krew, i poczuć ulgę.
Zabrała swoją torebkę i wyszła na koryatrz.

- Gdzie idziesz? - zapytała podejrzliwie matka.

- Na spacer - odpowiedziała cicho dziewczyna.

Dobrze kłamała, i to bardzo dobrze.
Samobójcy muszą dobrze kłamać.

- Czyżby? - niedowierzała kobieta - to może... pójdziemy razem?

- Oczywiście - odparła gotowa do wyjścia dziewczyna.

- Dobrze, to idź już. Wierzę ci.

Dziewczyna wymusiła uśmiech i wyszła z domu.
Wiedziała, że matka woli zostać i pić, za długo tego nie robiła.
Jej umysł był nadzwyczajnie inteligentny i spostrzegawczy.

Oczywiście poszła pod most śmierci.

Usiadła na skrzynce i wyjęła żyletkę.
Podwinęła rękaw i powoli wbijając ostrze coraz mocniej tworzyła na skórze linie, z których po chwili zaczęła wypływać krew.
Uśmiechnęła się do siebie, czując niewyobrażalna ulgę.
Zadawała kolejne cięcia głęboko i głośno oddychając.
Nagle usłyszała głos.

- Nareszcie jesteś - westchnął i usiadł na pieńku obok.

- Nareszcie? - zdziwiła się i przerwała czynność.

- Przychodziłem tu codziennie przez cztery dni, bo muszę z tobą jeszcze raz porozmawiać. - powiedział poważnie.

- Czy to na ciebie działa jak narkotyki, na przykład? - zapytał nagle chłopak wskazując na rozciętą skórę.

- Dokładnie, sporo już rozumiesz - mówiła maczając palec w krwi po czym zlizała ją - to uzależniające i to bardzo.

- Um... - zamyślił się - ale nie po to tu przyszedłem.

- Więc po co, miałeś w końcu podjąć decyzję?

- Chodzi o to, że spróbuje tego co ty - powiedział w końcu.

- Chcesz spróbować żyć w transie samobójczym? - niedowierzała - to błąd - pokazała mu ręce pełne blizn.

- Ja...- zawahał się - nie wiem jak mam żyć. Z jednej strony chcę żyć... dla rodziców... a z drugiej strony, chcę się zabić bo nie mam nikogo i muszę mieszkać w domu dziecka...

- Nie wiem czy to dobry pomysł... - jąkała.

- Więc co mam zrobić? Ja po prostu nie mogę podając decyzji, po prostu nie wiem czego chcę. A żeby pogodzić ze sobą życie jak i śmierć zrobię to co ty. Jojo o którym wczoraj mówiłaś...

- Chcesz się ciąć? - zapytała.

- Nie... znajdę coś innego - mówił.

- Ja... nie wiem czy chcesz tak żyć...- spojrzała na pocięte ręce.

- Ale ty żyjesz...

- Jestem już starą samobójczynią... a teraz czuję jakbym wciągała cię w to wszystko...

- Nie, po prostu pokazujesz mi pewne wyjście... skorzystam z tego...

- Zaraz... to za szybko... zastanów się - prosiła.

- Już to przemyślałem. W sumie to chciałem cię przeprosić za to, że tak na ciebie ostatnio naskoczyłem, wiesz... że chciałem się zabić a ty powiedziałaś żebym to przemyślał... jednak miałaś rację, przemyślałem to i wiem, że chcę robić to co ty, żyć umierając i szukać gdzieś tego światełka nadziei, chcę je znaleźć...

- Jesteś taki przekonany...- on był ale ona nie. Nie wiedziała czy to dobry pomysł.

- Tak, więc dzięki za to, że dałaś mi jakieś wyjście. Myślę, że tu więcej nie przyjdę... znajdę jakieś inne miejsce i sposób żeby się zabijać ale z umiarem...

- Oh...- mruknęła - dobrze... - zrozumiała, że nic już nie zrobi - życzę ci cierpienia z umiarem - powiedziała.

Jej słowa mogą się wydawać chamskie dla normalnych ludzi.
Ale on poniekąd już nie był normalny więc zrozumiał o co jej chodzi.
To dla samobójców komplement.

- Dzięki - wstał - tobie też Alexa, cześć.

- Żegnaj Tony...

Zadała sobie kolejne rany dwa razy mocniej wbijając żyletkę w skórę. Była zła. Zła na siebie bo wciągnęła w trans samobójczy nową osobę.
Wiedziała, że ten trans to najgorszy okres.
To okres przed ostatecznym samobójstwem.
Jej okres samobójczy trwa długo bo nie ma odwagi pójść krok dalej.
Boi się zakończyć to za zawsze.
Boi się zabić.
Teraz Tony wplątał się w to samo.

Zrobiła to za mocno. Czuje się winna więc ukarała się. Pocięła się za mocno więc musiała obwinąć rękę bandażem. Zanim to zrobiła krew spłynęła na beton przez co pojawiła się tam wielka czerwona plama. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i zabrała swoje rzeczy.

Wróciła do domu. Na korytarzu zostawiła swoje rzeczy i poszła do kuchni. Bardzo mało je więc każdy posiłek jest ratunkiem dla jej zdrowia. Zrobiła sobie płatki a w tym czasie jej matka zataczając zjawiła się w kuchni.

- Jak twój spacer? - wybełkotała opierając się o blat.

- Dobrze - odparła dziewczyna i trzęsąc się ze strachu zaczęła jeść.

- T-to s-uper córeczko - zaśmiała się kobieta. Była pijana i w ogóle nie myślała normalnie. W pewnym momencie zauważyła biały materiał wystający spod rękawów jej bluzy. Wytrzeszczyła oczy i wskazała palcem - co to jest?

- N-nic - zatrzęsła się ze strachu i odruchowo schowała rękę pod stół.

- No już pokaż - zbliżała się do niej więc przestraszona Nessie zerwała się z krzesła i powoli cofała do tyłu - no pokaż mamusi, w tej chwili - mówiła coraz groźniej.

- To nic... - jej głos złamał się gdy uderzyła plecami o ścianę.

- Nie słyszałaś co powiedziałam? - krzyknęła i złapała Nessie dokładnie w miejscu nowych ran. Dziewczyna próbowała uwolnić rękę szarpiąc się jednak matka zacisnęła uścisk mocniej. Ból jaki poczuła po wbiciu paznokci matki w świeże i to bardzo głębokie rany był nie do opisania.

- N-nie! - pisnęła dziewczyna zwijając się z bólu.

- Boli cię to? - zaśmiała się kobieta jeszcze mocniej wbijając długie paznokcie w rany. Z oczu Nessie mimowolnie zaczęły płynąć łzy, poczuła również jak rozcięcia znowu zostając brutalnie rozdarte, żyły pulsowały, krew wydostawała się coraz bardziej a miejsce puchło.

- P-proszę.. .- błagała dziewczyna niemal dławiąc się łzami.

- Zejdź mi z oczu ty pieprzona ofiaro - burknęła ostatecznie puszczając córkę, która natychmiastowo zerwała się i pobiegła do łazienki.

Zamknęła się w środku i rozwinęła bandaż.
Tak jak myślała.
Wszystko opuchło i zrobiło się sine.
Krew tryskała jeszcze bardziej.
A ból który czuła paraliżował jej rękę.
Gdy udało się jej zatamować krwotok wymknęła się do pokoju i zaczęła pisać:

Dzisiaj poszłam pod most śmierci po raz pierwszy od czterech dni.
Cztery dni bez cięcia, już więcej nie mogłam wytrzymać.
Ulżyło mi gdy zobaczyłam krew.
Tony przyszedł i przyznał, że przez te kilka dni czekał na mnie.
Myślałam, że zapomni o moich głupich radach "zastanów się" i w końcu się zabije.
Ale on "zastanowił się" i stwierdził, że chce żyć w transie samobójczym tak jak ja.
To błąd próbowałam mu uświadomić ale nie chciałam naciskać i znowu mu mieszać.
Jest pewny siebie i chce tego.
Czuję się winna.
Czuję, że on stanie się takim samym samobójcą jak ja.
Będzie cierpiał wiele miesięcy szukając tego światełka którego za cholerę nie mogę znaleźć choć bardzo tego pragnę.
Tony wyznał, że nie będzie się ciął tak jak ja, ale znajdzie inny sposób żeby "zabijać się z umiarem"
Jestem ciekawa co to będzie, może alkohol? Nie wiem.
Wiem tylko tyle, że czuję się winna jego decyzji, bo godzi się na dwa razy większe cierpienie niż przy strzelaniu sobie w łeb.
A całe te cierpienie tylko po to żeby znaleźć to cholerne światełko, które nie wiadomo czy się pojawi.
Dziś pocięłam się za mocno a matka spotęgowała ból szarpiąc mnie.
Straciłam dziś bardzo dużo krwi.
Tony też powiedział, że znajdzie inne miejsce do cierpienia.
Czyli to było pożegnanie.
Teraz on cierpi gdzieś, w jakimś miejscu.
I cierpię ja pod mostem śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top