3 Maja 2015

Kupiłam gruby, skórzany zeszyt zapinany na pasek z klipsem.

Nie mam komu mówić tego wszystkiego, tego co czuję...

Będę pisać to tutaj, te kartki będą moimi przyjaciółmi, których mi brak.

Zastąpią mi matkę, która zamiast ze mną rozmawiać pije.

To nie będzie normalny pamiętnik, to będzie raczej... pamiętnik samobójczyni?

Nienawidzę tego słowa, nienawidzę.

Ale niedługo mogę się nią stać, w pełni tego słowa znaczneniu jeśli tylko znajdę odwagę by to zrobić.

Póki co krzywdę się bez zabijania.

Tnę się, głodzę.

Nie wiem czy w pierwszym wpisie mam się przedstawić, chyba przy kolejnych notatkach samo wyjdzie jaka jestem.

Jestem po prostu zabójczynią samej siebie.

Skończyła notować po czym zapięła zeszyt i włożyła pod poduszkę. Spojrzała przed siebie i głęboko westchnęła. Po chwili usłyszała głos matki. Zacisnęła oczy a jej ciało automatycznie zaczęło się trząść.

-Nessie!- krzyczała kobieta.

Dziewczyna natychmiast zerwała się i pobiegła do kuchni stając przed matką, która trzymała w dłoni butelkę wina.

-Gdzie do kurwy nędzy podziałaś otwieracz smarkulo?!- ciągle krzyczała. Jej ręce trzęsły się z powodu braku alkoholu.

Dziewczyna przerażona przełykała ślinę jąkając:

-N-nie dotykałam go mamo...- trzęsła się jeszcze bardziej, wiedziała co ją czeka.

-Szukaj natychmiast!- wrzasnęła kobieta i chwiejną ręką próbowała odstawić butelkę na blat.

Przestraszona nastolatka prędko zaczęła przegrzebywać szafki. Jej opiekunka postawiła napój na łyżce, której nie zauważyła na skutek czego szklana butelka po upadku na podłogę rozstraskała się na tysiąc kawałeczków zalewając podłogę czerwonym płynem.

-Ty szmato nie mogłaś szukać tego szybciej!- krzyknęła kobieta i podeszła do wystraszonej dziewczyny po czym bez wahania uderzyła ją w policzek z tak mocną siłą, że leciutkie ciało Nessie uderzyło o podłogę.

Matka ruszyła do salonu po kolejną butelkę a w tym czasie obita dziewczyna roztrzęsiona i przerażona pozbierała się z podłogi i najszybciej jak tylko mogła pobiegła do swojego pokoju. Złapała swój dziennik, który wsadziła do swojej troby, czarnej z frędelkami i wybiegła na koryatrz łapiąc w rękę czarny, cienki płaszczyk. Była w takiej sytuacji około trzy razy w tygodniu, więc i wciśnięcie czarnych glanów na jej małe stópki nie zajęło jej wiele czasu nawet w takim stanie. Najciszej jak tylko mogła wybiegła z domu i ile miała sił w nogach biegła przed siebie. Tam gdzie zawsze.

Przebiegła przez las w końcu zwalniając do marszu i kierowała się pod jeden z opuszczonych i nieprzejezdnych mostów. Znajdował się za miasteczkiem. Nie było w podliżu żadnych domów, jedynie wcześniejszy las. Przychodziła tu zawsze. Zchodziła po niewielkiej górce aby tak jak zawsze schować się pod betonowym łukiem mostu. Gdy zbliżała się do miejsca zatrzymała się. Dostrzegła tam jakąś ciemną postać. Siedziała ona na drewnianej skrzynce. Na tej, na której zawsze siadała ona. Otarła łzy i zmrużyła oczy, ale nie mogła rozpoznać kim jest tamta postać. Przez chwilę wahała się. Była niemal pewna, że na jej policzku wiednieje fioletowy siniak, do tego była zapłakana. Rówież nie chciała aby ta osoba zobaczyła co ona sama ma zamiar zróbić. Tak jak zawsze chciała usiąść na skrzynce, wyjąć z torebki żyletkę, którą nosiła zawsze, aby wykonać kolejne cięcia. Westchnęła cicho i ruszyła w stronę nieznajomego.

Szła cichutko i dopiero gdy jej but stanął na betonowej powierzchni zwróciła uwagę obcego. Odwrócił się nagle i wstał patrząc na nią z przerażeniem.

Jednak zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć zauważyła w dłoni chłopaka czarny pistolet. Jej serce zaczęło walić o wiele szybciej. To już nie były żarty.

-Chcesz się zabić?- powiedziała cichutko.

-Co cię to obchodzi?- zmarszczył brwi a dziewczyna podeszła bliżej siadając na swojej skrzynce i zaczęła szukać czegoś w torebce.

-Właściwie to nic... to moje miejsce do cierpienia, jestem tu bardzo często, nie chcę widzieć tu twojej krwi i zabitego ciała- powiedziała cicho i wyjęła pudełko po zapałkach, w którym miała mnóstwo żyletek.

-Co robisz?- wskazał na pudełko.

-A ty?- wskazała na pistolet.

-Chcę się zabić- powiedział bez wahania.

-Ja też, ale jeszcze nie teraz, nie mam tyle odwagi...- powiedziała biorąc w dwa palce ostry kawałek metalu zwany żyletką- usiądź tutaj- wskazała drewniany pieniek zaraz obok skrzynki na którym nigdyś też siadywała.

Chłopak usiadł i odłożył na ziemię pistolet opierając policzki na pięściach i przyglądając się jej ruchom.

-Widzisz...- mruknęła po czym odsłoniła ręce podwijając rękawy. Calutki obszar aż do zgięcia ręki był w bliznach, tych już trochę zagojonych jak i tych z przed kilku dni. Następnie przyłożyła narzędzie do skóry i powolnym ruchem wbijała je coraz mocniej ciągnąc w dół. Chłopak patrzył z zaciekawieniem na jej poczynania i nie mówił nic- ja to robię tak, to jak zabijanie się w połowie każdego dnia. Każde cięcie mnie zabija, wykrwawiam się ale nie do tego stopnia żeby umrzeć. Zabijam się, ale jednak nie. Cierpię ale żyję.

-I tyle?- mruknął.

-Co?

-I po co tyle się męczysz, nie lepiej skończyć to raz na zawsze?

-Mówiłam ci, nie mam odwagi...

-A ja mam- powiedział stanowczo i złapał za pistolet stając na brzegu tuż przed wodą, która płynęła pod mostem.

-Zaczekaj- powiedziała odkładając żyletkę do pudełka. Wytarła chusteczką krew, która wypływała i spojrzała na niego. Chłopak przyłożył spluwę do swojej skroni. Jego dłoń trzęsła się ze strachu- czy masz duży powód?

-Wystarczająco duży- odpowiedział od razu.

-Właściwie jeśli tak, to zrób to. Zabij się. Nie wiesz ile dałabym aby mieć tyle siły co ty, żeby to zrobić, marzę o tym od wielu lat. Tylko, proszę, nie rób tego przy mnie, bo nie chcę na to patrzeć.

-W-więc odejdź- jąkał zdzwiony jej słowami.

-Nie- szepnęła patrząc w jego oczy.

-Dlaczego?

-Chciałabym wiedzieć, dlaczego chcesz to zrobić...- powiedziała nieśmiało.

-Bo to wszystko nie ma sensu- powiedział opuszczając rękę ze zmęczenia.

-Co?- dopytywała.

-Moi rodzice... umarli- wydusił w końcu.

-Oh...- mruknęła opuszczając głowę.

-Pojechali po moje pierdolone leki- z nerwów niespodziewanie rzucił pistoletem o beton, z całej siły. Nagły huk przestraszył dziewczynę, która wzdrygnęła się.

-Jesteś chory?- mówiła swoim cichym i delikatnym głosem, po którym od razu można poznać, że dużo cierpi.

-Jestem kurewsko chory- prawie krzyczał- pojechali żeby ratować moje życie, ale to oni zginęli, w wypadku...-zciszał głos.

-Nie możesz tego zrobić- olśniło ją i nagle wstała patrząc mu głęboko w oczy- nie możesz.

-Niby dlaczego? Nic już bez nich nie ma sensu, mam siedemnaście lat, będę musiał iść do jakiegoś głupiego ośrodka.

-Nie możesz bo twoje życie to... oni przecież zginęli za twoje życie, robili to dla ciebie... czy masz te leki?

-Mam ale to nie ma znaczenia, nie chcę ich, bo chcę umrzeć... zostaw mnie już, chcę to wszystko zakończyć...

-Dobrze- wzięła swoją torebkę- tylko pamiętaj jedno. Wiem, że chcesz śmierci, bo nie masz dla kogo żyć, ja też nie mam. Wiem, że nic nie ma znaczenia a w tobie nie ma już miłości do nikogo, we mnie też. Masz naprawdę wiele odwagi aby to zrobić, gdybym i ja ją miała już dawno bym to zakończyła, ale ty zastanów się, czy twoi rodzice ucieszyliby się gdybyś się zabił? Podobno ich kochałeś tak? Skoro są dla ciebie tak ważni, że chcesz się zabić dla nich, pomyśl, czy oni by tego chcieli...

-Zostaw mnie...- zacisnął dłoń na pistolecie.

Dziewczyna pokiwała głową i zarzucając torebkę na ramie udała się w stronę lasu. Wiedziała, że na pewno nie wróci do domu, to za wcześnie. Była już w połowie leśniej drogi kiedy usłyszała głośny strzał. Zamarła. Stanęła i przez chwilę patrzyła martwo przed siebie. Po kilku minutach ocknęła się i ruszyła dalej ocierając łzę z policzka.

Szła powoli przez ciemne już ulice pięknego miasta jakim był Brighton.

Na ulicach zapalone były lapy, które oświetały ulice i chodniki. Żadna żywa dusza nie znajdowała się w pobliżu. Jedynie bezcelowo błąkająca się Nessie. Na dworze zrobiło się bardzo zimno, wiał mocny wiatr. Sunęła się wzdłuż chodnika drżąc z zimna.

Ale uwierzcie mi, że wolała błąkać się po ulicach niż siedzieć w patologicznym domu.

Dochodziła 23 a dziewczyna robiła się sina. Postanowiła wrócić. Bała się co zastanie w domu, ponieważ za każdym razem gdy wracała nie wiedziała co ją czeka. Czy matka będzie już spała, czy będzie czekała i znęcała się nad nią kolejny raz.

Po cichu otworzyła drzwi i weszła do środka czując ogromną różnicę temperatur. Wszędzie było ciemno. Pokój matki znajdował się na górze a Nessie na dole. Dziewczyna modliła się aby kobieta nie usłyszała jej, więc cicho schowała się do siebie. Zamknęła za sobą drzwi na klucz. Odetchnęła z ulgą. Jednak nadal była roztrzęsiona, śmiercią tego chłopaka. Poniekąd gdy z nim rozmawiała poczuła, że go rozumie, a on rozmie ją. Oboje chcieli tego samego, oboje cierpieli i oboje byli samotni. Natychmiast rozwiała myśli i wyciągnęła swój notatnik aby dopisać notatkę do tej porannej.

Rutynowy dzień, nie różniący się od innych, chociaż może trochę inny.

Pijana matka.

Uderzenie.

Ucieczka.

Miejsce w którym się skrywam, które nazwałam mostem bólu.

A potem coś dziwnego.

Chłopak, dokładnie tam, gdzie jestem zawsze ja, cierpiąc.

Siedział na mojej skrzynce z pistoletem, potem przykładał go do głowy.

Chciał się zabić, tak jak ja.

Cierpi, tak jak ja.

Nie ma po co żyć, tak jak ja.

Nie ma już nikogo, tak jak ja.

Jest nikim, tak jak ja.

Stał się samobójcą, tak jak poniekąd ja.

Zabił się, bo pozwoliłam mu to zrobić.

Chociaż, przecież dawałam mu znaki, aby to przemyślał.

Nie chciał myśleć, zabił się.

Zazdroszczę mu, odwagi.

Chciałabym to zrobić...

Boję się, znaleźć jutro tam jego zwłoki.

Nie znam go, chociaż chyba jest taki jak ja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top