27 Czerwca 2015

- Jesteś gotowa? -Joseph stał przy drzwiach i bawił się kluczykami czekając aż Nessie wyjdzie z łazienki aby razem mogli udać się do domu jej matki w celu zabrania reszty jej rzeczy.

- Tak -zameldowała się stając tuż przed chłopakiem.

- Idziemy -stwierdził i przepuścił dziewczynę w drzwiach a następnie wyszedł zamykając mieszkanie. Poczekała na niego a gdy skończył złapał ją za rękę i ruszyli do samochodu. Dziewczyna wzdrygnęła się na jego czyn, który jak pomyślała, był uroczy.

Wyszli na dwór od razu zauważając wielkie promienie słońca, które wręcz oślepiały. Gdy wsiedli do auta poczuli ulgę jednak w środku też panowała wysoka temperatura, więc jak tylko ruszyli okna poszły w dół wpuszczając podczas jazdy do środka lekkie podmuchy wiatru. Chłopak co jakiś czas spoglądał w jej stronę upewniając się jak radzi sobie psychicznie. Natomiast ona wpatrywała się w okno zaciskając szczękę. Zdecydowanie nie wykazywała zmartwienia a raczej zawziętość. Twardo postanowilła sobie, że to koniec. Dobrze, że jej matka nie prosi o jej powrót bo nie chce już więcej cierpieć. Zdala od domu czuje się bezpieczna. To przy Josephie jest bezpieczna, nie tam.

Gdy zaparkowali na podjeździe chłopak szybko obkrążył auto aby otworzyć jej drzwi i pomóc wysiąść. Nessie posłała mu lekki uśmiech, poprawiła ubrania i ruszyła do drzwi. Joseph dorównał jej kroku po czym zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili drzwi skrzypnęły a przed nimi ukazał się Thomas.

- Oh, jesteście -powiedział szybko wycierając usta. Zapewne coś jadł. W każdym razie uchylił drzwi a dwójka weszła do środka. Nessie spoglądając naprawdopodobniej ostatni raz w swoim życiu na przesteń, w której przez jakiś czas mieszkała, przypomniała sobie wszystkie chwile. Te gdy matka biła ją i popychała w kuchni jak i ten moment, kiedy wpadła na ścianę i rozbiła głowę. Gdy jej wzrok powędrował do stołu w jadalni aż zgięło ją w środku. Przed jej oczami stanął obraz psychologa, który próbował jej dotykać.

- Ness, wszystko dobrze? -z przemyśleń wyrwał ją głos chłopaka oraz jego ręka trosklwie oplatająca jej ciało.

- Um.. -mruknęła zakłopotana- tak, tak -pokiwała głową dostrzegając kartony pod ścianą i przypominając sobie po co właściwie tu przyszła.

- To może ja wezmę już te rzeczy i zaniosę do samochodu? -zaproponował Joseph i podniósł jedno z pudeł i wychodząc na zewnatrz z kluczykami w dłoniach.

Dziewczyna zbita z tropu westchnęła pod nosem i nie chcąc dłużej patrzeć na te wszystkie pokoje, które przypominały jej o bólu skierowała wzrok na buty i zaczęła bawić się palcami. Joseph wracał po kolejne kartony.

- Chcesz... um... -jąknął skrępowany Thomas- zobaczyć swój pokój? Może coś przeoczyliśmy...

Dziewczyna pokiwała głową a mężczyzna wskazał ręką drzwi zachęcając ją do wejścia. Nessie niepewnie przekroczyła próg dawnego pokoju. Przerażająca pustka obiła się o jej oczy. Nic w tym pomieszczeniu nie miało żadnego znaczenia. Pomyślała, że to nieco przypomina miejsce w sercu jej matki. Miejsce, w którym powinna znajdować się historia i jej córka. Tymaczem panowała tam wielka pustka i cisza a córki tam nie było. Dziewczyna ruszyła w głąb ostatni raz przyglądając się meblom. W pewnym momencie poczuła, że ktoś się na nią patrzy. Gwałtownie odwróciła się dostrzegając znajomą sylwetkę w drzwiach. To ona. Stała tam z tym samym zimnym wzrokiem, jak zawsze. Nessie nie wiedziała co powinna zrobić w takim momencie. Jednak matka przerwała tą nerwową ciszę.

- Wynoś się -powiedziała krótko, twardo i stanowczo. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji oprócz pewności siebie.

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy ale nie pozwoliła im na wypłynięcie. W czasie kilku sekund zebrała się w sobie. Wzięła głęboki wdech i zacisnęła szczękę unosząc głowę do góry. Myśl, że to już koniec, że jest wolna i niczego nie musi się bać i nikt nie będzie jej krzywdził podnosiła ją na duchu. Nessie pewnym krokiem udała się w jej stronę zatrzymując się tuż przed matką. Stały twarzą w twarz. Pierwszy raz w życiu, a właściwie drugi licząc moment, kiedy powiedziała jej co o niej myśli, czuła, że nie boi się tego "potwora", który przed nią stoi. Nessie patrząc głęboko w zimne i pozbawione uczuć oczy i również bezuczuciowo i twardo powiedziała:

- Żegnaj -po czym wyminęła ją delikatnie dotykając ramieniem i wyszła na korytarz, gdzie stał Thomas rozmawiający z Josephem.

- Idziemy? -zapytał troskliwie Joseph przerywając rozmowę z mężczyzną obok.

- Oczywiście -odpowiedziała pewnie dziewczyna zadziwiając obojga swoim dobrym humorem. W głębi duszy była z siebie dumna.

Chłopak złapał ją za rękę drugą podając Thomasowi na pożegnanie. Nessie uśmiechnęła się do niego serdecznie.

- Dziękuję za wszystko Thomasie -powiedziała- miłego dnia.

Oboje wrócili do auta. Uprzednio Joseph otorzył jej drzwi a następnie zasiadł na swoim miejscu. Odpalił silnik i ruszył. Niedługo potem zaparkowali pod domem. Nessie wybłagała u chłopaka pomoc, który na początku zaparcie uważał, że sam wszystko wniesie. Tak więc ostatecznie we dwójkę poszło im całkiem szybko. Wnieśli wszystko na górę i oboje opadli zmęczeni na kanapę.

- Ness? -odezwał się i położył wielką dłoń na niej małej rączce.

- Hm? -mruknęła ciągle patrząc przed siebie. Ciągle nie mogła uwierzyć, że to koniec. Koniec jej męk. Nie musi się już bać. W momencie kiedy poczuła jego dotyk lekko się wzdrygnęła. Tysiące a nawet miliony fal rozniosły się po jej ciele powodując ukłucie w brzuchu. Kochała jego dotyk.

- Czy gdy poszłaś do pokoju coś się stało? -zapytał nieśmiało- wcześniej bardzo przejmowałaś się tym, że matka kazała ci się wynieść i... teraz jesteś taka inna...

- Wiesz... -westchnęła i odwróciła się w jego stronę patrząc głeboko w oczy- właściwie uświadomiłeś mi, że to dobrze. Ona nigdy mnie nie kochała, czemu mam się przejmować? Wreszcie uwolniłam się od niej, a właściwie... to ty mnie uwolniłeś.

- Ness, ja...

- To prawda Joseph, gdyby nie ty nie byłabym tutaj. To dzięki tobie wiele zrozumiałam i teraz nie muszę się bać.

- Ciesze się, że jesteś szczęśliwa -posłał jej opiekuńczy uśmiech- bo jesteś tak...?

- Co to za pytanie! -dziewczyna wyrzuciła ręce w góre entuzjastycznie mówiąc- oczywiście, że jestem przy tobie szczęśliwa... -uśmiechnęła się i ułożyła koło tuż obok opierając głowę na jego klatce piersiowej.

Rano trochę stresowałam się naszą ostatnią wizytą w starym domu. Joseph cały czas mnie wspierał, trzymał za rękę. Nie mogę uwierzyć, że mam kogoś takiego jak on. Oczywiście przywitał nas Thomas, który swoją drogą okazuje się całkiem bezproblemowym człowiekiem. Nie wie, że matka mnie biła bo nie zna jej od tej strony ale nie wtrąca się w naszą relację. Może kiedyś przekona się jaka jest, chyba, że do końca życia będzie ukrywała przed nim swoją drugą, ciemną stronę. W każdym razie Joseph załadował moje rzeczy do samochodu a ja poszłam ostatecznie pożegnać się z pokojem. Mam nadzieję, że pustka, która obecnie tam panuje będzie przypominać matce jak okropna dla mnie była. Chociaż ją to chyba nie rusza. Gdy zobaczyła mnie w środku kazała mi się wynosić. Zabawne, i ona się nazywa moją matką? W każdym razie z godnością i pewnością siebie ją pożegnałam i wróciłam razem z Josephem. Teraz wszystkie moje bez wyjątku rzeczy są u niego. Jestem na jego utrzymaniu, ale mam pewnien plan, nie chcę być dla niego uciążeniem, pomogę mu. Potem oczywiście pytał mnie o zdarzenie w domu, martwił się. Powiedziałam mu, że z nim jestem szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top