23 Czerwca 2015

Uchyliła jedną powiekę i dostrzegła znajomy pokój. Jakby kiedyś już się tutaj obudziła. Otworzyła drugie oko przyglądając się wnętrzu i wtedy w drzwiach stanął on.

- Już wstałaś -szepnął opierając się o framugę drzwi. Miał na sobie dresy i biały t-shirt, natomiast ona na swoim ciele zauważyła jakąś wielką i szarą koszulkę, która dawała jej ciepło. Wtedy przypomniała sobie wszystko. Wczorajszy monolog przy mamie, ucieczkę i cięcie się a potem zemdlenie, ale ktoś ją złapał. To był on.

- Przepraszam cię Joseph -powiedziała skruszona. Złamała obietnicę. Zawiodła go.

- Ness -westchnął i usiadł na łóżku tuż koło niej- nie cofniemy już czasu ale chcę, żebyś mi obiecała, że nigdy więcej tego nie zrobisz...

- Obiecuję, przysięgam, przepraszam... -powiedziała od razu i mocno wtuliła się w chłopaka, który również objął ją swoimi wielkimi ramionami w szczelnym uścisku.

- Chodźmy coś zjeść -zaproponował i złapał ją za rękę prowadząc do kuchni.

***

- Jaki jest twój następny punkt? -zapytał po czym ugryzł swoją kanapkę.

- Zaraz, zaraz -mruknęła- a twoje punkty?

- Pieprzyć je, nie potrzebuję ich -odpowiedział stanowczo.

- Jak to? -zmarszczyła brwi.

- No, ja mam już swoje światełko, nie potrzebuję realizować teraz swoich wszystkich marzeń bo mam na to całe życie -uśmiechnął się.

- Yay! -pisnęła z radości i podbiegła do niego mocno przytulając- ale się cieszę, powiesz mi kiedyś co sprawiło, że chcesz żyć? -zapytała wracając na miejsce.

- Może kiedyś ci powiem... a teraz ty dawaj następny punkt! -pospieszył ją więc Nessie szybko udała się do pokoju gdzie znalazła swoją torebkę. Wyjęła pamiętnik i przeczytała.

- Musimy pojechać i kupić kosmetyki -powiedziała siadając znowu przy stole- chcę zrobić sobie pełny makijaż -powiedziała ucieszona na co on przewrócił oczami.

- Znowu zakupy?

***

Znajdowali się w drogerii. Sklep był wielki co oznacza pełen przeróżnych kosmetyków. Nessie dokładnie oglądała każdy produkt. Mimo tego, że nigdy nie potrzebowała kosmetyków wiedziała co to czego służy bo jednak ciągle była dziewczyną. Wybór był trudny więc potrzebowała czasu na podjęcie decyzji. Jedna z miłych i młodych ekspedientek nawet doradziła jej w wyborze koloru pudru.

- Możemy iść -powiedziała w końcu do chłopaka, który z dłońmi w kieszeniach czekał aż skończy płacić.

- Nareszcie -westchnął i wyjął rękę aby złapać nią za delikatną dłoń dziewczyny. Zdziwiła się na ten gest a lekko uśmiechnęła gdy trzymając się za rękę zmierzali do wyjścia.

- Masz zamiar to wszystko nałożyć na swoją twarz? -zapytał gdy wolnym krokiem zmierzali do domu.

- Tak -odpowiedziała z ekscytacją- nigdy tego nie robiłam, chciałabym spróbować i zobaczyć jak będę wyglądać.

- Jak wolisz...

- Chyba będę musiała wrócić do domu... -westchnęła.

- Czy mama cię szukała? Dzwoniła? -spojrzał na nią i zapytał.

- Nie -przyznała zawiedziona- chociaż to było do przewidzenia bo ona nigdy mnie nie...

- Nie kochała, więc dlaczego chcesz wrócić?

- Wiesz, niby powiedziałam, że nigdy nie wrócę i w ogóle ale czy ona na prawdę mnie zostawiła, nie szuka mnie...

- Ness -mruknął i odwrócił się do niej przodem stając bardzo blisko- wiem, że ciężko to zrozumieć. To, że ktoś na prawdę nas zostawia ale trzeba się z tym pogodzić. Mi też było cieżko gdy rodzice umarli. Poczekajmy jeszcze trochę okej? Boje się, że ona znowu coś ci zrobi. Potem pojedziemy tam jeżeli będziesz chciała dobrze? Pojadę z tobą.

- Dziękuję -szepnęła i wtuliła się w jego ciało. Objął ją mocno i szepnął do ucha.

- Ja cię nie zostawię.

***
Joseph siedział na kanapie bawiąc się krańcem koszulki. Czekał na Nessie, która w łazience testowała swoje nowe kosmetyki. Westchnął głośno i krzyknął.

- Długo jeszcze?

- Już idę -odpowiedziała i weszła do salonu prezentując swój make-up.

- Um -mruknął i z otwartą buzią przyglądał się dziewczynie- Ness -wstał i podszedł do dziewczyny- ja... myślę, że... ty nie musisz tego wszystkiego używać -powiedział i złapał ją za policzki- jesteś piękna w każdej wersji -dokończył a dziewczyna lekko przygryzała wargę w geście zawstydzenia- do tego jeszcze nie widzę twoich uroczych rumieńców -udawał smutek.

Przy nim czuła się taka piękna, doceniana, ważna i bezpieczna. Nigdy nikt nie wywoływał w niej takich uczuć. Przy Josephie miała ochotę zrobić wszystko. Do tego wszystkie jego czyny sprawiały, że znowu miała ochotę go pocałować i poczuć jego usta. Najchętniej robiłby to na każdym kroku, ale bała się pierwsza to zrobić.

On zrobiłby dla niej wszystko. Czuł, że musi sprawić aby była szczęśliwa, kochał widzieć jej szczęście i radość bo dzięki temu on też czuł się spełniony. Zależało mu na niej i każde jej cierpienie raniło go sto razy bardziej. W każdej postaci, pijana, zapłakana, szczęśliwa, zdenerwowana a szczególnie zawstydzona była dla niego piękna a każdy pocałunek, który odwzajemniła wywoływał u niego wielkie uczucia.

Stali wpatrując się w siebie. Bardzo chciała go pocałować aż w końcu potrzeba wygrała i dziewczyna niespodziewanie wpiła się w jego usta subtelnie całując. On trzymał jej policzki delikatnie pocierając kciukami. Cały świat się zatrzymał byli tylko oni i ich pocałunek, którego oboje tak samo pragnęli. Przymknęła oczy rozkoszując się tym wspaniałym uczuciem, którego wcześniej z nikim nie doświadczyła. Przy nim czuła, że żyje i chce żyć. On całował ją delikatnie ale zarazem namiętnie na co Nessie mu pozwalała. W pewnej chwili przycisnął ją do ściany za nimi, do której przywarła plecami. Nie przerywali pieszczoty. Jego ręka powędrowała na jej plecy a ona lekko podniesiona przez niego oplotła nogi wokoło jego bioder. W takiej pozycji byli na tej samej wysokości, ponieważ normalnie dziewczyna jest niższa od niego. Robili to jak profesjonaliści chociaż oboje byli kompletnie nie profesjonalni. Tylko przy sobie mogli czuć się tak swobodnie, naturalnie i cudownie. Coś co pojawiło się pomiędzy nimi było nie do opisania. Nie istnieją słowa, które wyraziłyby pożądanie jakie powstało między nimi.

 On od samego początku pragnął dać jej wszystko. Bezpieczeństwo, szczęście i miłość. Pragnął aby miała wszystko, mimo tego, że nie miała niczego. Pragnął stać się jej "wszystkim". Za wszelką cenę, próbował dać jej bezpieczeństwo i zdobyć jej zaufanie. Nienawidził patrzeć na jej ból i cierpienie mimo tego ile razy to robił. Na początku starał się wszystko zrozumieć. Chciał zrozumieć to, że ona chce umrzeć. Ale gdy poznał każdą część jej duszy zrozumiał, że ktoś tak choć mały ciałem ale wielki sercem nie może odebrać sobie życia. Po drodze niespodziewanie stała się dla niego punktem kulminacyjnym. Sama zrobiła dla niego wielką przysługę. Pamiętacie? Podczas ich pierwszego spotkania ona uratowała go. Wtedy to on był bliski śmierci ale każde następne spotkanie z nią oddalało pistolet od jego skroni.

Ona była poważnie zagubiona w transie samobójczym. Naprawdę pragnęła śmierci. Wszystkie pakty, które z nim zawierała prowadziły do jego. Ale ten jeden, podczas którego mają zrealizować wszystkie marzenia ma dwa wyjścia. A- spełnić marzenia i odejść nadal samotna i niekochana i B- znaleźć po drodze światełko w postaci czegoś, co uratuje ją przed śmiercią. Coś co sprawi, że będzie chciała żyć. Nie do końca była pewna tego, wszystkiego. Nie do końca miała pewność czy on czuł to samo. W każdym razie ona czuła, że to on jest jej światełkiem. Czuła, że on robi dla niej wszystko, ratuje ją, troszczy się. Daje jej uczucia, których nigdy nie otrzymała. Jednak jej niepewność nie pozwalała jej tak szybko podjąć decyzji i zakończyć spełniania marzeń tak jak zrobił to on. On był pewien swojego światełka jednak ona zbyt dużo w życiu przeszła aby w końcu zaufać komuś na tyle. Stara się aby czuł się przy niej dobrze, stara się zapewniać mu wsparcie we wszystkim. Jednak potrzebuje jakiegoś jednego dowodu, jakiegoś czynu, który utwierdzi ją w przekonaniu, że to on jest jej światełkiem. 

Swoimi malutkimi rączkami gładziła jego włosy dając mu maksymalne spełnienia czułości. Ich usta współgrały ze sobą wręcz idealnie ani za wolno ani za szybko. Delikatnie pieścił jej wargi a ona starała się dać mu taką samą przyjemność. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej, która unosiła się bardzo szybko i opadała, tak samo jak jej. Joseph jedną ręką podtrzymywał jej plecy, natomiast drugą oparł na ścianie koło jej głowy. W pewnej chwili zaczął składać pocałunki na jej szczęce schodząc aż na szyję. Nessie odchyliła głowę do tyłu dając się ponieść przyjemności, którą jej sprawiał. Jedno z miejsc zagryzł lekko zębami mocniej wsysając skórę. Po chwili utworzyła się tam soczysta i bardzo czerwona malinka. Spojrzał na swoje dzieło z uśmiechem. Dziewczyna skierowała wzrok na jego twarz i zapytała:

- Co mi zrobiłeś? -po czym dotknęła zaczerwienione miejsce palcem czując pieczenie.

- Nic, nic -mruknął i przyssał się do jej ust kończąc pocałunek przygryzieniem jej wargi. 

- Wiesz, że masz trochę błyszczyka na ustach- Nessie wskazała na jego twarz i zachichotała.

- Oczywiście, że czuję, twój truskawkowy smak Ness.

Znowu obudziłam się u Josepha. On znowu mnie uratował. Znowu był wtedy gdy go potrzebowałam. Gdy mdlałam pod mostem śmierci to jego ramiona mnie złapały. Czy on jest jakimś cholernym aniołem? Podejrzewam, że tak. Potem wyznał mi, że on nie chce już realizować swoich punktów bo znalazł już swoje światełko. To najlepsza wiadomość jaką mogłam od niego otrzymać. Najważniejsza osoba w moim życiu przestała myśleć o samobójstwie. Joseph ma przed sobą długie i pełne szczęścia życie. Myślę, że ja też znalazłam światełko... Cholera! To trudne... To chyba on jest moim światełkiem... Nie mam pojęcia czy to ja jestem jego, nie wiem czy on czuje to samo... Chciałabym jakiegoś jednego dowodu na to, że czuje to samo. Spełniłam kolejne marzenie, czyli zrobiłam sobie makijaż ale nie wiem czy to powtórzę. Zajmuje to trochę czasu a do tego Joseph powiedział, że nie muszę tego robić. Dla niego nie będę się malować a w dodatku mój truskawkowy błyszczyk pewnie mu przeszkadza w całowaniu! Dzisiaj nie mogłam się powstrzymać i kolejny raz się całowaliśmy! To takie cudowne uczucie, nasze pocałunki to jak jakaś obietnica... Ja chyba... się zakochałam?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top