21 Maja 2015

Minęły cztery dni od ich ostatniego spotkania.

Ani nie napisał ani nie zadzwonił.

Była już 7:00 a Nessie powolnym krokiem zmierzala do szkoły.

Sama nie wiedziała czy on już o niej zapomniał czy już nie chce jej znać.

W każdym razie była przyzwyczajona do tego, że ludzie się od niej odsuwali.

Po kilkunastu minutach dotarła do szkoły.

Miała jeszcze sporo czasu do pierwszej lekcji więc usiadła na szkolnym korytarzu pod ścianą przyglądając się przechodzącym ludziom.

Po prostu w ciszy patrzyła.

Kolejno koło jej osoby przechodziły grupki ludzi a ona z nogami przyciągnetymi pod brodę czekała na dzwonek.

W pewnej chwili w grupie chłopaków dostrzegła bardzo znajome, czarne trampki.

Jej serce zaczęło mocno walić.

Niepewnie podniosła głowę i upewniła się w przekonaniu, że to nie kto inny jak Tony.

Chłopak w pewnym momencie popatrzył na nią a ich spojrzenia się spotkały.

Nerwowo zwrócił wzrok na ściany.

Na jej nieszczęście cała grupka, która składała się z tym najbardziej popularnych chłopaków w szkole zatrzymała się tuż pod jej salą.

Jej serce zaczęło walić jeszcze mocniej.

Strach opanował całe jej ciało, które nieubłaganie drżało.

Jeden z chłopców- Matthew, który poniekąd był ich motywatorem zwrócił się do niej.

-Jak tam dziwaczko twoje miejsce w psychiatryku?- zaśmiał się umięśniony ciemnowłosy chłopak.

Od razu przypomniała sobie o liściku, który dostała jakiś czas temu.

Dziewczyna była przerażona bo cała grupa podeszła do niej.

Stali tuż nad jej osobą.

Ona siedziała skulona nie wiedziała co robić.

Wszyscy chłopcy stali bardzo blisko szydząc z niej.

W wsród nich, z tyłu stał on.

Nerwowo podgryzał wargę, jakby nie wiedział co robić.

-Zapytałem jak w psychiatryku?- burknął chłopak.

Dziewczyna złapała swoją torebkę i szybko wstała do góry nie patrząc im w oczy.

Chciała odejść ale jego koledzy utworzyli półkrąg, przez który nie zdołała przejść.

Gdy próbowała przecisnąć się bokiem jeden z nich lekko popchnął ją na ścianę.

Nessie uderzyła plecami o twardą powierzchnię a po jej policzku spłynęła łza.

-Nie umiesz mówić?- zaśmiał się jeden z nich.

-P-proszę...- szepnęła bezradna dziewczyna.

-O co prosisz?- Matthew zbliżył się do dziewczyny opierając jedną rękę przy jej głowie a drugą przejechał po jej policzku.

Trzęsła się jeszcze bardziej.

Bała się.

Zastraszali ją.

A ona nie potrafiła się obronić.

A on w dalszym ciągu stał za nimi nerwowo mierząc wzrokiem po ścianach.

Nie chciał spojrzeć jej w oczy.

Ona nie rozumiała.

Dlaczego się z nimi zadaje?

Nessie nie potrafiła wydusić ani słowa.

Na szczęście zadzwonił dzwonek a w ich stronę zbliżał się nauczyciel.

Matthew oderwał się od niej i odchodząc rzucił:

-Następnym raz pamiętaj żeby odpowiadać jak się ktoś pyta, bo skończy się to inaczej...

Wszyscy zaczęli wchodzić do poszczególnych sal a dziewczyna prędko przecisnęła się przez tłum i ile tylko miała sił w nogach wybiegła ze szkoły.

Nie zatrzymując się nawet na chwilę ciąle prędko przebierając nogami zmierzała w stronę mostu.

Dosłownie w po kilu minutach wbiegła do ulubionego miejsca dysząc ze zmęczenia.

Emocje w niej buzowały.

Zmęczenie.

Strach.

Niepewność.

Złość.

Zgadnijcie na kogo była zła najbardziej...

I wcale nie mówię o Matthew.

Dziewczyna bez zawahania wyciągnęła swoje żyletki.

Przez jakiś czas nie robiła tego bo ją o to prosił.

Ale teraz miała gdzieś to co mówił.

Nie chciała o nim myśleć.

Ona mu zaufała.

Po raz pierwszy od wielu lat zaufalam komuś.

A on już zdążył ją zawieść.

Czuła się... zdradzona.

Wyjęła żyletki i pod wpływem emocji bardzo mocno pociągnęła ostrzem po skórze tworząc bardzo głęboką ranę, z której natychmiast zaczeła lecieć krew.

Mnóstwo krwi.

Ona widząc jak ciecz spływa po jej ręce i kapie na beton odetchnęła z ulgą.

Tęskniła za tym.

Zamknęła oczy i przez kilka chwil rozkoszowała się wielkim bólem.

Nie zatrzymywała krwi a wręcz przeciwnie.

Zadała kolejny bardzo głęboki ruch.

Kolejne strumienie zaczęły wypływać na jej skórę a potem skapywały na ziemię.

Była zła, załamana, zawiedziona i smutna.

Krew lała się na prawdę mocno.

Czuła bardzo mocny ból.

Jej myśli zaczęły zaprzątać kolejne zmartwienia.

Jak tylko jej matka dowie się o kolejnej ucieczce nie bedzie miała listości.

Czuła się tak bardzo zraniona, że taki ból jak pocięcie się czy uderzenia matki były niczym.

Nic nie raniło tak bardzo jak zawiedzenie się na drugiej osobie, którą obdarzyło się zaufaniem.

Dochodziła dziesiąta a dziewczyna zmierzała do domu.

Mijała kolejno domy zastanawiając się ile szczescia mają ci wszyscy ludzie, którzy nie przechodzą tego co ona.

W końcu dotarła do domu.

Weszła do środka i rozebrała się po czym usłyszała dźwięk dochodzący z kuchni.

Weszła do owego pokoju i ujrzała swoją matkę opróżniającą butelkę wina.

-O proszę- powiedziała głośno rozbawiona kobieta odstawiając napój i łapiąc powietrze.

Dlaczego nie była w pracy?

Dziewczyna bała się zapytać.

-Masz mi coś do powiedzenia?- kobieta wyraźnie się chwiejąc zbliżała się do dziewczyny, która już nawet nie cofała się. Wiedziała co ją czeka, chciała już oberwać i mieć to za sobą. Dziś już nic nie zaboli ją bardziej niż widok Tonego, który stał w grupie jej prześladowców i nawet nie zareagował na ich czyny- chyba już ci do cholery mówiłam, że masz nie robić z siebie ofiary i chodzić na te pieprzone zajęcia!!!- krzyknęła po czym bez zawahania uderzyła dziewczynę w twarz.

Po jej policzku spłynęła łza.

-Jesteś jakąś cholerną ofiarą losu!- wybełkotała poczym zadała jej kolejny cios.

Dziewczyna usunęła się na ziemię i zwinęła z bólu.

Kobieta nie dawała za wygraną.

-Mówię to ostatni raz smarkulo!!! Przestań...- powiedziała po czym kopnęła ją w brzuch- robić...- po kolejnymi słowie zadała kolejny cios- z siebie...- kolejne uderzenie- ofiarę!- dobiła ją ostatnim kopnięciem po czym wolnym krokiem trzymając się ściany aby nie upaść pod wpływem alkoholu udała sie do swojego pokoju.

Nessie leżała przez kolejne kilka minut na zimnej kuchennej podłodze.

Nie miała siły się ruszyć.

Po jakimś czasie resztkami sił zebrała się z podłogi i przeniosła do pokoju gdzie kładąc się na łóżku od razu zasnęła.

Bolał ją każdy kawałek ciała włączając w to rownież uczucia i zaufanie, które rozpadło się w ciagu kilku minut w szkole.

Położyła się na łóżku i zasnęła.

Sen pozwalał jej odciąć się od życia. Poniekąd wtedy nie czujemy nic tak jakbyśmy nie żyli.

Po kilku godzinach otworzyła swoje bardzo zaspane i spuchnięte od płaczu uczy.

Uniosła ciało do góry od razu czując przerażający ból na brzuchu, który jej matka bezlitośnie skopała jak i na twarzy.

Zauważyła, że w pokoju panuje półmrok.

Zatem musiało być już późno.

Podniosła telefon.

2:33

Ale jej uwagę przykuło zupełnie co innego.

7 nowych wiadomości.

Tony: Alexa, musimy porozmawiać przyjedziesz pod most?

Tony: Muszę ci wszystko wyjaśnić.

Tony: Widzę twoją krew na betonie, zdecydowanie za dużo krwi.

Tony: Zrobiłaś to przeze mnie?

Tony: Kurwa.

Tony: Wszystko ci wytłumaczę.

Tony: Cholera, przepraszam.

Po jej policzku spłynęła łza.

Odłożyła telefon wcześniej wyłączając go.

Potem powoli wstała i bardzo cicho udała się do łazienki.

Zapaliła światło i ujrzała coś czego się nie spodziewała.

Podeszła bliżej lustra.

Na jej lewym policzku widniał bardzo mocno fioletowy siniak a gdyby tego mało skóra była rozcięta. Zaschnięta krew, która rozmazała się na policzku wręcz przerażała.

Matka przeszła samą siebie.

Nessie uniosła delikatnie koszulkę odsłaniają swój kościsty brzuch, który wręcz zapełniony został fioletowymi a czasami sinymi śladami.

Matka przeszła samą siebie.

Dziewczyna wróciła do pokoju a przed ponownym położeniem się spać zanotowała:

Przez cztery dni Tony się nie odzywał a miał iść ze mną na tą pizzę.
Nieważne, w końcu zobaczyłam go w szkole.
Chyba normalnie powinnam ucieszyć się z tego powodu, że chodzi ze mną do szkoły.
Ale stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewała.
Matthew, szkolny dręczyciel razem ze swoją śmietanką znowu mnie zastraszał i ośmieszał.
Ale zaraz kto był wsród jego śmietanki?
Tony.
Tak, był tam.
Był wsród dręczycieli chociaż stał z tyłu i za wszelką cenę bał się spojrzeć mi w oczy.
Stracił moje zaufanie.
Po prostu czuję, że on jest taki jak wszyscy.
A myślałam, że mnie zrozumie, że jest taki jak ja.
Ale on jest taki jak wszyscy.
Uciekłam z lekcji i pocięłam się bardzo mocno.
Wróciłam a matka była w domu już mocno pijana.
Oczywiście nie zapytałam, nie mogłabym.
Wiedziała już o wszystkim.
Cholerni nauczyciele.
Od razu dostałam.
Kilka razy w twarz a potem skopała mnie na ziemi.
Mój policzek jest siny i rozcięty.
Natomiast brzuch cały w siniakach.
Tony pisał sms'y, że wszystko mi wytłumaczy, ale narazie nie chcę go znać.
Tracę najmniejsze nadzieje na to, że znajdę światełko.
Chyba powinnam umrzeć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top