Quarto.
Spoglądałyśmy na całą akcje z boku mając nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze i nic nie stanie się Jamesowi. Wyważenie drzwi i odsunięcie szafy, która spadła i blokowała przejście zajęło dwadzieścia minut. Strażacy zastanawiali się z jakich przyczyn witryna znalazła się na ziemi. Jednak nie spodziewali się takiego toku zdarzeń, których dowiedzieli się od chłopaka. Mianowicie owczarek niemiecki uwięziony wcześniej w małej skrytce zasuniętej płytką, usłyszawszy James'a wykorzystał resztkę sił, by ją odsunąć i się pokazać. Co prawda pies znalazł się przy nodze chłopaka, ale glazura wysokości dwóch metrów, zsunęła się tak, że upadła na szafę zagracając im wyjście.
Gdy wyszli uściskałyśmy Cartera i pogłaskałyśmy nową koleżankę po czubku głowy, a potem po całym zamieszaniu opuściłyśmy mieszkanie.
- To jak? Kto na tylne siedzenia bierzę Inkę? – zapytał James ciesząc się jak małe dziecko, że dzisiaj będzie spał w swoim mieszkaniu nie sam, a z nowym pupilem.
- Inka? A to nie imię bardziej pasujące dla kota? – zmarszczyłam brwi jednocześnie obserwując odjeżdżającą straż pożarną.
- Będąc w tej piwnicy przez trzy godziny nie zająłem się niczym innym jak wymyślaniem dla niego imienia, także Inka i koniec. – mruknął – To kto bierze tą słodką psinę do swojego samochodu?
- Jak to kto? To twój psiak. – odparła Kate.
- No tak, ale pobrudzi mi tapicerkę. – zajęczał smutnym głosem.
- Carter, tapicerkę da się... – kontynuowała Kate na co przerwał jej James.
- Proszę, Proszę, Proszę! – zajęczał znowu.
- Powiedziałam nie. – mruknęła.
- Dobra niech ci będzie pies jedzie z nami. – zgodziła się Rose i otworzyła tylne drzwi, aby Inka mogła wskoczyć – Jest taka duża, że zajmuje cały tył. – zaśmiała się.
- To wtedy pytanie kto jedzie ze mną? – wyszczerzył się, patrząc na przyjaciółkę stojącą obok mnie.
- Co świecisz tymi zębami? Mam jaki kolwiek wybór? – spytała ironicznie Kate.
- Nie, nie masz. – zachichotał i otworzył po gentlemancku przednie drzwi. Zgromiła go spojrzeniem i wsiadła krzyżując ręce.
- To do zobaczenia! – wykrzyknął James – A ty mała zapnij pasy, bo będziemy mieli ostrą jazdę!
Zaśmiałyśmy się z Rose i obydwie wsiadłyśmy do naszego Sedana. Odpaliłyśmy silnik i wyjechałyśmy szybciej. To był najwyraźniej zły pomysł jak po straceniu poczucia czasu zapomniałyśmy śledzić Cartera w lusterku.
- Idiota pewnie pojechał drugą stroną! – fuknęłam.
- Nic jej nie zrobi, nie martw się. Mamy jego psa. – odparła zmieniając bieg na czwórkę.
***
- Jak minęła podróż? – spytała Rose, gdy staliśmy już koło swoich zaparkowanych samochodów w apartamentowcu.
- Byłoby lepiej gdyby się dureń nie przystawiał.
- Chciała powiedzieć, że było znakomicie. A wam jak minęła podróż moje suki? – odparł czochrąjac psa po nosku.
- Suki? Nie pozwalasz sobie? – fuknęła Rose.
- Jesteście tylko moje i mi wolno. – zaśmiał się ukazując, że to tylko żarty.
- Dobra nie wiem jak wy, ale ja lecę. Ten dzień był wykańczający. – odparłam ziewając i zmierzałam ku windy. Ku mojemu zdziwieniu reszta kroczyła za mną. Gdy dotarliśmy pod pokoje pożegnaliśmy się, ostatni raz potarmosiłam Inkę i weszłam do mieszkania. Szybko się przebrałam w za dużą koszulkę i ubrałam krótkie spodenki. Związałam włosy w luźny kok i położyłam się w upragnionym łóżku.
***
Niesprawdzony ale jednak wstawiłam dzisiaj. Jutro możliwe, że też się zjawi. Maraton myśle zrobimy we ferie, nie szybciej. Co wy na to?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top