9.
Kiedy zeszłam do kuchni, zastałam towarzystwo pijane jak dwa śledzie. Aż stanęłam w progu widząc, że moja przyjaciółka jest tak rozochoczona, jakby znajdowała się w krainie jednorożców i waty cukrowej.
- Lea~! - blondynka ucieszyła się na mój widok, przeciągając ostatnią literę.
- Nie powinnaś pić po tatuażu - zauważyłam, podchodząc do trójki imprezowiczów.
- Na uczczenie - machnęła ręką, zbywając moje słowa.
- Wołałeś mnie? - zwróciłam się brata, który siedział i szczerzył się jak głupi do sera.
Czy to aby na pewno tylko alkohol?
- Posiedź z nami, maluchu - odparł Bin, łapiąc mnie za rękę.
- Nie mam ochoty, oppa. Whee, ty chyba też powinnaś już odpuścić.
- Ani~. Wiesz, jak jest miło? Nawet z Panem J.!
- Nie wątpię - mruknęłam.
- Na pewno wszystko w porządku? - Han spojrzał na mnie spod ciężkich powiek. Mimo to wiedziałam, że patrzy na mnie z troską.
- Tak, nie martw się. Po prostu nie mam ochoty pić.
- Wiesz, że masz mi mów...
- Wiem - przerwałam mu. - Naprawdę wszystko jest dobrze.
- Nie bądź taka nudna - odezwał się DoJoon, popijając kieliszek soju. - Wypij z nami.
- Nie, dzięki - wyswobodziłam rękę z uścisku brata.
- Ale...
- Daj spokój, Joon - odezwał się brunet, zbywając tamtego ręką. - W razie czego przyjdź - uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam i wyszłam z salonu, zostawiając ich.
Następnie wróciłam do pokoju i stanełam jak wryta, ponownie stając się poirytowana.
- Co ty tu robisz, do cholery? - ramiona mi opadły, widząc Pana J., który siedział na łóżku moim i Whee, opierając się o zagłówek i grzebiąc w telefonie.
- Siedzę - wzruszył ramionami, nawet na mnie nie patrząc.
No co ty.
- Nie pozwoliłam ci tu wejść. Wyłaź stąd.
Jak to chyba miał w zwyczaju, zignorował moje słowa totalnie.
Noż co za człowiek.
Westchnęłam zrezygnowana, podchodząc do biurka.
- Masz szczęście, że jest tu biurko - burknęłam pod nosem, przy czym usiadłam na krześle.
Ponieważ na blacie leżały słuchawki i telefon, podłączyłam wszystko i włożyłam je do uszu. To znaczy, miałam zamiar je włożyć, ale w ostatniej chwili brunet odezwał się.
- Więc? - zagadnął.
- Co więc? - moje zirytowanie zaczyna sięgać zenitu.
- Ile razy mam powtarzać to samo pytanie?
- A co, jeśli tak? - zmrużyłam oczy.
- Nie rób tego.
Nie mów mi, co mam robić.
- Nie, nie robię. Zadowolony? Teraz możesz wyjść.
Po raz kolejny zignorował to, co do niego powiedziałam. Przysięgam, że zaraz mnie coś trafi.
- Mógłbyś łaskawie ruszyć swoje zacne cztery litery, bo chciałabym się jeszcze porozciągać, a twoja obecność mi w tym przeszkadza? - poprosiłam z tak sztucznym uśmiechem, że zgaduję, iż mój sarkazm można wyczuć na drugim końcu świata.
- Jak chcesz - wow, w końcu zareagował.
Chłopak wstał, a ja odetchnęłam zwycięsko. Już na moje usta miał wkroczyć tak samo zwycięski uśmiech, kiedy to chłopak wcale z pokoju nie wyszedł.
Co zrobił?
Otóż, ten kretyn zdjął koszulkę, przy okazji ukazując klatkę piersiową, całą w tatuażach, i ramiona, również pokryte czarnym tuszem; na jednej ręce miał rękaw, na drugiej zaś zaledwie kilka wzorów. I, muszę przyznać, że mięśnie ma naprawdę niezłe.
- Co... Co ty robisz? - oburzyłam się.
- Motywuję cię - odparł, podchodząc do drążka do podciągania, który wisiał pod sufitem w rogu pokoju. - Nie musisz się teraz krępować - po tych słowach zaczął się podciągać.
A ja co robię? Stoję i podziwiam, jak jego wszystkie mięśnie napinają się pod wpływem ćwiczenia. Oczywiście, skrzyżowałam ramionami na piersi i mam nadzieję, iż moja mina nie pokazuje tego, że to mnie interesuje.
Głupi drążek!
- Tylko nie zacznij się ślinić, mała - usłyszałam, co wyrwało mnie z transu.
- Chciałbyś - mruknęłam, na co ten prychnął rozbawiony. - Cieszę się, że skorzystałeś z tego drążka, ale możesz już iść.
Azjata miał już coś powiedzieć, kiedy do pokoju wparował DoJoon.
Ludzie, błagam. Czy mogę mieć chwilę spokoju?
- Lea~ - przyjaciel mojego brata objął mnie ramieniem, susząc zęby.
- Co znowu? - wyswobodziłam się z jego uścisku, stając obok.
Jungkook natomiast wciąż się podciągał, uważnie nas jednak obserwując.
- Chcemy iść na noraebang. Idziesz z nami?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Urządzcie sobie karaoke w domu, a nie łaźcie po nocy po pijaku.
- Czemu zachowujesz się jak moja babcia? - naburmuszył się jak małe dziecko, na co przewróciłam oczami.
- Chcecie to idźcie - wzruszyłam ramionami. - Bawcie się dobrze - po tych słowach zabrałam z torby ręcznik i piżamę, po czym skierowałam się do łazienki.
Jakoś odechciało mi się teraz rozciągać.
**
Trójka imprezowiczów chciała iść do baru karaoke, ale jednak postanowili, że zostaną w domu i dopiero godzinę temu zdecydowali się na pójście spać. Na szczęście kiedy wróciłam do pokoju gotowa do snu, nikt już nie zakłócał mojego świętego spokoju i mogłam swobodnie się położyć, przy czym od razu po dotknięciu poduszki zasnęłam.
Z ukochanego snu obudziła mnie chęć picia. Jest trzecia nad ranem, a ja muszę powędrować na dół do kuchni, żeby napić się soku jabłkowego, który został w lodówce.
Westchnęłam ciężko i wstałam cicho, by nie obudzić śpiącej od tych sześćdziesięciu minut WheeIn, po czym wyszłam z pokoju i zeszłam na parter.
Już prawie weszłam do kuchni, kiedy usłyszałam stamtąd głos Pana J.
Przystanęłam przy ścianie i poczekałam, aż skończy rozmawiać, jak mniemam, przez telefon.
- Moja mała kruszynka tęskni - powiedział cicho, jednak ton jego głosu wskazywał na rozbawienie. - To tylko jedna noc, mamo, a ona ma trzy lata. Poza tym, też nie jestem przy niej często, więc...
Trzyletnia kruszynka? On ma... Czy on ma córkę?
- Tak, wiem. Zasnęła, tak? Więc teraz pośpi wystarczająco długo. Będę rano i coś jej kupię.
O kurcze. Nie wyobrażam go sobie w roli ojca, szczerze powiedziawszy. No i współczuję matce dziecka, bo brunet jest arogantem jak sto pięćdziesiąt.
Otrząsnęłam się z chwilowego szoku i jak gdyby nigdy nic weszłam do kuchni.
Zauważając mnie, Koreańczyk nie wyglądał na zaniepokojonego.
- Muszę kończyć - powiedział tylko, a ja, mimo iż miałam zupełnie gdzieś jego obecność i najzwyczajniej w świecie podeszłam do lodówki i wzięłam upragniony sok, czułam jego wzrok na sobie. - Będę rano.
Po tych słowach rozłączył się. Ja natomiast, po wcześniejszej sytuacji, nalałam sobie napoju do szklanki, następnie butelkę wkładając z powrotem do lodówki.
Zabrałam kubek i ruszyłam ku wyjściu z pomieszczenia i wiedziałam, że brunet wciąż bacznie mnie obserwuje.
Mam nadzieję, że opuści ten dom szybciej niż wstanę, bo naprawdę irytuje mnie byciem tutaj. I wszędzie tam, gdzie ja.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnie dwa tygodnie 💔🙏🏻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top