37.
Dwa dni później wybraliśmy się we trójkę – ja, Jungkook i mój brat – na wyścigi samochodowe. Kiedy zaproponowałam to HanBin'owi, właściwie spodziewałam się, że natychmiast odmówi, ale stwierdził, że w sumie fajnie będzie dla odmiany pójść na coś legalnego, więc zgodził się.
Teraz jadę z Jungkook'iem jego samochodem, a Bin ma dołączyć do nas na miejscu.
- Wiesz, że znam HanBin'a od dawna, prawda? - mój chłopak lekko zachichotał, widząc moje nerwowe zachowanie.
- Wiem - jęknęłam. - Ale wtedy nie chodziłeś z jego siostrą.
- Nie przesadzaj, maleńka - Jungkook położył dłoń na moim udzie. - Oboje wyjdziemy z tych wyścigów żywi.
**
I miał rację. Przynajmniej po pierwszej połowie wyścigów; o dziwo, mój brat powstrzymał się od jakichkolwiek zgryźliwych komentarzy w stronę Jungkook'a, a jedyne, co robił w kierunku naszego związku, to patrzenie z nieufnością na to, jak brunet mnie obejmuje bądź całuje. Myślę jednak, że brak komentarzy to już jakiś krok w dobrym kierunku.
Kiedy zaczęła się przerwa między pierwszą, a drugą połową wyścigów, chłopaki poszli po coś do jedzenia, ja natomiast skierowałam się do toalety.
- Mówisz po koreańsku? - usłyszałam męski głos obok siebie, a kiedy odwróciłam głowę w bok, zauważyłam młodego Azjatę. W miarę nawet przystojnego.
- Tak - odpowiedziałam, idąc dalej przed siebie.
- Jesteś tu na wakacjach?
- Nie - kolejna zdawkowa odpowiedź z mojej strony.
- Masz jakieś plany po wyścigach? - Koreańczyk złapał mnie za nadgarstek, tym samym zatrzymując.
- Mam chłopaka - wyrwałam rękę z jego uścisku, na co ten westchnął i uniósł ręce w geście obrony, następnie odchodząc, wyraźnie zawiedziony.
Pokręciłam lekko głową, po chwili korzystając w końcu z toalety.
Liczyłam, że skoro HanBin do tej pory nic nie mówił, teraz nie zacznie korzystać z okazji, że oddaliłam się od nich.
Jednak to, co zobaczyłam po załatwieniu swoich potrzeb, rozwiało moje wszelkie nadzieje na to, że Bin z czasem przyzwyczai się do tego, że Jungkook jest moim chłopakiem.
=JUNGKOOK=
Nie wiem, czego Lea się obawiała. To znaczy, wiem, ale nic nie wskazuje na to, że jej brat miałby ochotę mnie zjeść, bo to, że patrzy na mnie wilkiem, mogę jeszcze właściwie zrozumieć.
W przerwie między wyścigami Lea poszła do toalety, a ja i Bin mieliśmy iść po jakieś przekąski. Chłopak jednak miał coś innego do załatwienia, bo powiedział, żebym sam zajął się jedzeniem, a on dołączy do nas na drugą połowę.
Po drodze do foodtruck'ów usłyszałem, jak jakaś dziewczyna woła moje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem Chaeryong – moją starą znajomą, która kiedyś była moją stałą klientką w studiu tatuaży u YiEun'a.
- Chae - uśmiechnąłem się na jej widok, a ta, gdy tylko podeszła do mnie z drugą dziewczyną, przytuliła mnie.
- Yiren - ta druga posłała w moją stronę uśmiech, wyciągając do mnie rękę.
- Moja dziewczyna - Chaeryong wypięła dumnie pierś do przodu.
Uścisnąłem dłoń partnerki mojej znajomej i już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy to ktoś szarpnął mnie mocno za ramię i wymierzył mi cios prosto w szczękę tak, że aż się cofnąłem.
Co, do kurwy?
Spojrzałem na osobę, która najwyraźniej miała do mnie jakiś problem i zobaczyłem... HanBin'a. Tak wściekłego, że miałem wrażenie, że ma ochotę posłać mnie do piachu.
- Wystarczy, że Lea pójdzie do toalety, a ty już zarywasz do innej - chłopak prychnął z pogardą.
Kątem oka dostrzegłem, że ludzie zaczynają nam się przyglądać.
- Wiedziałem, że tak będzie - ciągnął. - Dla ciebie ważne jest jedynie to, żeby ją...
- Co ty, do kurwy, wyrabiasz? - syknąłem, chcąc do niego podejść, na co Azjata jedynie się zaśmiał.
- Chronię moją siostrę przed tobą - popchnął mnie, a ja zacisnąłem szczękę, żeby mu nie przywalić, bo w końcu to brat mojej dziewczyny. I teoretycznie jego obawy są uzasadnione, ale praktycznie? Nic złego nie zrobiłem, a na Lii zależy mi najbardziej na świecie i nie skrzywdziłbym jej, w żaden sposób.
- Bin, ogarnij się - powiedziałem, siląc się na spokojny ton. - Lea zaraz przyjdzie, a ty odwalasz niepotrzebną scenę.
I wtedy rzucił się na mnie z pięściami.
W ostatniej chwili zrobiłem unik i, chcąc nie chcąc, uderzyłem go tak, jak on przed chwilą mnie z nadzieją, że wtedy się ogarnie.
Tyle, że przyniosło to odwrotny skutek i jeszcze moment, a któryś z nas leżałby na ziemi, okładany pięściami przed drugiego. I po raz pierwszy w życiu nie byłem pewien, który z nas to by był.
=LEA=
- Przestańcie! - krzyknęłam, podbiegając do mojego brata i chłopaka, którzy najwidoczniej postanowili pozbawić się wzajemnie zębów.
W ostatniej chwili udało mi się wbiec między tę dwójkę, tym samym zatrzymując to przedstawienie.
- Przestańcie - warknęłam ponownie, patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Ten kretyn nigdy nie będzie ci wierny - prychnął mój brat, ocierając z wargi krew.
Spojrzałam na mojego brata, przyglądając się jego twarzy. I wtedy to dostrzegłam; HanBin był pod wpływem narkotyków.
Momentalnie zbladłam, patrząc w jego rozszerzone źrenice.
- Oppa, wracajmy do domu - przełknęłam ślinę, próbując zachować spokojny ton głosu.
- Lea... - odezwał się Jungkook, a Bin o mało co znowu się na niego nie rzucił.
- Przestań - syknęłam do tego drugiego. - Odezwę się potem - powiedziałam szybko do mojego chłopaka, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
Następnie popchnęłam brata ku wyjściu z pola i oboje ruszyliśmy do jego samochodu.
- Nie skończyłem z nim - HanBin odezwał się, patrząc na mnie gniewnie.
- Uspokój się - poprosiłam, na co jego twarz lekko złagodniała. - Zadzwonię po taksówkę - oznajmiłam, wyciągając z kieszeni kurtki komórkę.
- Przecież jedziemy moim samochodem - chłopak wyciągnął z kieszeni kluczyki i odblokował auto. - Wsiadaj.
- HanBin, nie możesz tak prowadzić - zaprotestowałam, jednak ten już wsiadł do samochodu.
- Niby dlaczego? - prychnął. - Przecież umiem jeździć. Zapomniałaś chyba, że się ścigam.
- Jesteś naćpany, idioto - warknęłam. - Wysiadaj i jedziemy taksówką.
- Nie przesadzaj. Wsiadaj i wracamy do domu.
Wiem, że jeśli nie wsiądę, on i tak odjedzie beze mnie. Nie mogę pozwolić, żeby jechał sam w tym stanie. Może i jest agresywny, ale wierzę, że dojedziemy do domu bez szwanku.
Z westchnięciem obeszłam jego wóz, po czym wsiadłam do niego, zajmując miejsce pasażera i zapinając pasy.
Chwilę później wyjechaliśmy, włączając się w ruch uliczny, a ja zaczęłam się modlić o to, by dojechać do mieszkania w spokoju.
Myślę, że mogę dziękować Bogu za to, że dojechaliśmy do domu cali i zdrowi.
Kiedy tylko weszliśmy do mieszkania, HanBin zamknął się w swoim pokoju, a ja stanęłam przy oknie w salonie, by w razie czego powstrzymać brata przed ponownym wyjściem. Wykręciłam też numer Jungkook'a i po chwili usłyszałam jego głos.
- Nic ci nie jest? - po odległości, w jakiej można było usłyszeć jego głos zakładam, że jest w samochodzie.
- Nie, jesteśmy już w domu - westchnęłam, patrząc na nocny widok za oknem.
- Co się dzieje, mała?
- On wziął narkotyki, Jungkook. Pierwszy raz był naćpany, do cholery. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że coś jest nie tak, ale nigdy nic nie brał.
- Kurwa - brunet zaklął cicho.
- Muszę z nim rano porozmawiać - przetarłam twarz dłonią.
- Mam do ciebie przyjechać?
- Jeśli Bin by cię tu zobaczył, nie dałabym rady tym razem was rozdzielić. Nie martw się, nic mi nie będzie.
Propozycja, żeby był tu ze mną, była kusząca, ale nie mogłam ryzykować.
- Jestem pod telefonem, jeślibyś mnie potrzebowała.
- Wiem - wiem, że tego nie widzi, ale i tak delikatnie się uśmiechnęłam. - Śpij dobrze, Kookie.
- Dobranoc, maleńka.
Po jego słowach rozłączyłam się i zaczęłam myśleć o tym, co takiego się wydarzyło, że HanBin tak się zmienił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
👀👀👀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top