25.
Piosenka skończyła się akurat w momencie, kiedy chłopak mnie pocałował.
Matko, dlaczego nie zaprotestowałam?
Gdy odsunęłam się od niego, na jego twarzy widniał uśmiech, przez co sama się lekko uśmiechnęłam, przewracając oczami.
- Czy to znaczy, że dasz mi szansę? - odezwał się.
- Nie mogę się na to zgodzić tylko dlatego, że zabrałeś mnie na koncert i imprezę mojego ulubionego zespołu - prychnęłam, odsuwając się od niego.
- Ej, byłem dla ciebie miły wiele razy, a koncert to podsumowanie, żebyśmy poszli o krok dalej w naszej znajomości - wciąż uśmiechnięty, założył kosmyk moich włosów za ucho, przy okazji muskając mój policzek.
- Kogo my tu mamy - usłyszałam za sobą kobiecy głos. - Lea i Jungkook - odwróciłam się na swoje imię i zobaczyłam tą, która uczepiła się Jungkook'a jak rzep psiego ogona, i JunHoe.
- Co wy tu robicie? - mruknął niezadowolony mój towarzysz.
- To samo, co wy - prychnęła Azjatka, wręcz mordując mnie wzrokiem, więc ponownie przewróciłam oczami.
- Lea, możemy porozmawiać? - zagadnął June, pocierając kark.
- Sorry, June - odezwał się Jungkook i teraz tamta dziewczyna wywróciła oczami. - Ale nie mamy czasu.
- Czy ja pytałem ciebie? - drugi Koreańczyk zirytował się. - Lea? Proszę.
Słysząc jego słowa Pan J. prychnął rozbawiony i odwrócił głowę w bok.
- Wypadałoby pogadać - przyznałam, na co June lekko się rozpromienił. - Zaraz wrócę - zwróciłam się do drugiego bruneta i skinęłam głową do JunHoe, byśmy udali się w stronę baru.
- Przepraszam, że się nie odezwałem po biwaku - powiedział chłopak, kiedy stanęliśmy.
- Zgaduję, że odwołałeś w ten sposób nasze spotkanie.
- Nie do końca - znów potarł kark. - Po tej bójce szczerze nie byłem pewien, czy możesz. To znaczy, widziałaś, jak on się zachowuje, więc...
- Nie przeszkodziłby mi, a na pewno nie przemocą - przerwałam mu. - Boisz się go?
- Niezbyt. Nie jestem kimś, kto boi się oddać. Bardziej bałem się o ciebie - przyznał.- Ale widzę, że niepotrzebnie - wysilił się na słaby uśmiech.
- Jak powiedziałam, nie wskórałby nic przemocą w moim przypadku - wzruszyłam ramionami, ignorując ostatnie zdanie.
- Jesteście na randce? Po tym, co zrobił?
- Nie wiem, co ci powiedzieć, JunHoe - westchnęłam. - Po prostu...
- Po prostu robi z ciebie idiotkę - tym razem on mi przerwał, przy okazji przybliżając się do mnie. Spojrzałam na niego. - Lea, nie pozwolę, żeby tak cię traktował - przyłożył dłoń do mojego policzka i delikatnie schylił głowę.
- Jun... - chciałam się odsunąć, ale ledwie zaczęłam to zdanie, a ktoś szarpnął chłopakiem tak, że przewrócił się na bar i rozlał drinki, które na nim stały.
- Czego jeszcze nie zrozumiałeś? - warknął oczywiście nie kto inny, jak Jungkook, trzymając June'a za koszulkę. JunHoe za to tylko prychnął z pogardą na jego słowa.
- Jungkook, nie rób scen - powiedziałam do chłopaka i złapałam go za ramię, jednak nie ustąpił, a wokół nas oczywiście zaczęło zbierać się widowisko.
- Nie pozwolę, żebyś robił z niej idiotkę - drugi popatrzył na niego z wyzywającym uśmieszkiem.
- Jugnkook - nacisnęłam na niego bardziej, a ten zacisnął szczękę i po chwili puścił June'a.
- Następnym razem Lea mnie nie powstrzyma - syknął jeszcze. - Wtedy trafisz na ostry dyżur, jeśli do tego czasu przeżyjesz - po tych słowach zdołałam go pociągnąć w stronę wyjścia.
- Nie będzie następnego razu, idioto - powiedziałam, stając naprzeciwko bruneta już przed wejściem do klubu. - Jesteś strasznie porywczy.
- Ewidentnie chciał cię pocałować! - uniósł się, wymachując ręką w stronę klubu.
- Też mnie pocałowałeś.
- Bo mi się, do cholery, podobasz! I jakoś nie protestowałaś.
- Mimo wszystko, on nic złego mi nie zrobił - ruszyłam przed siebie, jednak sekundę później Jungkook złapał mnie za rękę, odwracając z powrotem w swoją stronę.
- Przeprosiłem już za to, ale jeśli chcesz, mogę to robić cały czas - powiedział, patrząc na mnie. - Przepraszam, że klepnąłem cię w tyłek i powiedziałem te bzdury wtedy o tobie. Ale zrozum, że... Cholera, pieprzyć to - po tych słowach pocałował mnie, a ja z tego zaskoczenia o mało nie potknęłam się o własne nogi.
Chłopak objął mnie w talii i przyciągnął bliżej do siebie, kiedy to ja zarzuciłam ręce na jego szyję, oddając pocałunek.
Dokładnie, pieprzyć to. Cudownie całuje, muszę to w końcu przyznać. I nawet, jeśli chciałabym wciąż go nie lubić, słabo mi to wychodzi.
Matko, dlaczego?
- Czyli dostanę tę szansę? - powiedział z uśmiechem na twarzy, kiedy przerwaliśmy czynność.
Przewróciłam oczami na jego słowa, ale również uniosłam kąciki ust.
- Muszę wracać. HanBin pewnie wciąż jest na torze, a głupio tak zostawiać dziadka samego w mieszkaniu, skoro przyjechał w odwiedziny - powiedziałam i odsunęłam się od chłopaka.
- Odwiozę cię - odparł, obchodząc samochód. - Wsiadaj, mała.
Otworzył drzwi od strony kierowcy i wsiadł do samochodu, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
Z westchnięciem zajęłam miejsce pasażera i, kiedy zapięłam pas, brunet włączył się do ruchu.
- Zostawiłeś kumpli tylko dlatego, że JunHoe cię zirytował - prychnęłam po chwili ciszy.
- Ty zostawiłaś swój ulubiony zespół z tego samego powodu.
- Żebyś nie wpadł w kłopoty, ośle.
- Czyżbyś się o mnie martwiła? - zerknął na mnie z tym swoim uśmieszkiem.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem; czy ja właśnie mam zamiar złamać swoje zasady?
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, ale była ona przyjemna, nie niezręczna.
Kiedy podjechaliśmy pod mój blok, odpięłam pas i odwróciłam głowę w kierunku Azjaty.
- Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj - powiedziałam, na co on również się do mnie odwrócił i posłał w moją stronę ciepły uśmiech.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłaś - dodał.
Uśmiechnęłam się lekko i otworzyłam drzwi, opuszczając pojazd, a chłopak odjechał dopiero wtedy, kiedy weszłam do klatki.
Zdecydowanie muszę się przespać.
Gdy dotarłam na nasze piętro, otworzyłam drzwi i usłyszałam głosy dziadka i oppy dochodzące z salonu.
- Wciąż nie wie, prawda, HanBin? - głos dziadka był cichy, ale i tak słyszałam go wyraźnie. - Musi się w końcu dowiedzieć.
- O czym muszę się dowiedzieć? - weszłam do salonu, a owa dwójka spojrzała na mnie, jakbym była duchem.
Starszy jednak szybko spochmurniał, a Bin odzyskał fason.
- Rodzicie zostają w Los Angeles dłużej niż zakładali - powiedział mój brat. - Nie wiedzą nawet, czy wrócą tu w najbliższym czasie, maluchu.
Och, żadna nowość.
- To nic strasznego, dziadku - machnęłam lekceważąco ręką. - Nic to nie zmieni, i tak się tego domyślałam.
- Tak, pewnie tak - westchnął haraboji.
Posłałam w jego kierunku ciepły uśmiech, na co mężczyzna uniósł kąciki ust, ale nie sięgały jego oczu.
Nie powinien się tym tak przejmować. Naprawdę nie oczekiwałam zmiany sytuacji, co do sprawy z rodzicami i ich pobytem w USA.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
👀👀👀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top