~8~

-A ja mówię że to będzie dziewczynka. -powiedziałam stanowczo, po czym parsknęłam śmiechem. -Przecież to ja noszę tego maluszka w brzuchu i odczuwam co nieco. Mam taki jakby siódmy zmysł i czuję, że to będzie dziewczynka. I na pewno się nie mylę. - wyjaśniłam i dumnie wypięłam pierś. -A tak odbiegając od tematu, gdzie bliźniaki? - spytałam, na co Zielonooki wzruszył tylko ramionami.

-Nie wiem. -odparł. -Pewnie siedzą w swoich pokojach. Wiesz, ostatnio kupiłem im te super flamastry, którymi można malować po oknie, a później błyskawicznie się zmywają.-dodał.

To już coś. Nie muszę się martwić, że moje dzieci się nudzą. Blake siedział na specjalnej, interaktywnej macie, pod naszym czujnym okiem.

-Chcesz coś zjeść, synku?-zapytałam, chcąc dowiedzieć się, czy Mały nie jest głodny.

-Ne.-  zaprzeczył i wydał z siebie dziecięcy śmiech.

Uśmiechnęłam się tylko do niego i powróciłam do rozmowy z Harry'm.

-Czyli ty uważasz, że to będzie chłopiec?-zagadnęłam i objęłam bruneta w pasie.

-Jestem prawie pewny.-odpowiedział.

Następnie odwrócił głowę i musnął moje usta.

-A pamiętasz, jak wygrałam zakład, dotyczący płci Blake'a?-przypomniałam mu i łobuzerko się uśmiechnęłam.

-Widocznie los chciał, żeby urodził się chłopczyk. A ty żadną wróżką nie jesteś, mój Skarbie.-odparł, po czym dodał. -A tak w ogóle, zamówiłem już mebelki i dalsze wyposażenie. No wiesz, wózek, nosidełko, zabawki i tak dalej. - po jego słowach kąciki moich ust podniosły się, pokazując rząd moich białych zębów.

-Mam nadzieję że nie kupiłeś tego wszystkiego w kolorze niebieskim?-spytałam podejrzliwie.

-Kupiłem w kolorze uniwersalnym, białym. W razie gdybym się pomylił i urodziła by się dziewczynka. Albo gdybym kupił różowe, a urodził by się chłopiec.-wyjaśnił.

Kamień spadł mi z serca. Biały? Czemu by nie?

-W końcu jakaś rozsądna decyzja. - puściłam oko do bruneta, oczywiście sobie żartując.

Nastała chwila ciszy. Zamyśliłam się - a dokładnie moje myśli krążyły wokół naszej przyszłości. Przyszłości naszego Malucha...


***

-Darcy! Lou! -przywołałam do siebie bliźniaki. - Obiad!

Dzieci błyskawicznie znalazły się w kuchni i zajęły miejsca przy stole.

-Co dziś jest na obiad? - z ust dziewczynki padło pytanie.

-Pulpety, frytki, a do tego warzywa na parze. - wymieniłam po kolei wszystkie potrawy, które znajdą się dzisiaj na stole.

-Pychotka!-Louis wyszczerzył zęby, po czym dodał. -A deser? Nie może go zabraknąć!-jego stanowczy głos bardzo mnie rozbawił.

-Oczywiście, że nie zabraknie deseru.-zaśmiałam się. - Są dwa do wyboru - albo szarlotka, albo sorbet malinowy. - wymieniłam obie opcje. - Szybko się decydować, bo muszę iść do sklepu po składniki. - podkreśliłam.

-Sorbet. - odparł stanowczo chłopiec.

-Sorbet. - jego słowa potwierdziła Darcy.

-To niech będzie sorbet. - zawtórowałam bliźniakom. -A teraz do obiadu. -po tych słowach postawiłam na stole dwa talerze przepełnione jedzeniem.

*****

Po obiedzie postanowiłam wybrać się do sklepu po składniki na sorbet. Jednak wcześniej chciałam poinformować o tym Harry'ego i dzieci.

-Harry! Bliźniaki! Blake! -zawołałam po kolei każdego z domowników. -Ja wychodzę do sklepu!-dałam krótko znać o całej sprawie.

-Dobrze!-odkrzyknął przeciągle brunet.Następnie usłyszałam jeszcze wesołe śmiechy bliźniaków i Blake'a. Pokręciłam teatralnie głową i opuściłam dom. Liczyłam, że Harry zamknie dom od środka, więc ja postanowiłam sobie tego oszczędzić. 

Od razu ruszyłam w stronę centrum. Kiedy nagle ni stąd, ni zowąd, podbiegła do mnie jakaś dziewczyna. Zaraz...Gemma? Co ona tu robi?

-Hej...-blondynka przywitała się, a mnie skręciło w brzuchu. Kiedy przypomniałam sobie naszą ostatnią ostrą wymianę zdań, zachciało mi się uciekać jak najdalej od kobiety.

-Cześć...-pomimo tego jakoś przełamałam swoją blokadę i również się przywitałam. -Jak mnie znalazłaś?-następnie zadałam pytanie, które dla mnie było bardzo ważne.

-Jakoś tak wyszło...Dobra, to nie jest teraz najważniejsze. Najważniejsze teraz są nasze wspólne, rodzinne relacje. Chciałam się serdecznie przeprosić za tą całą sytuację, która miała miejsce parę dni temu. Przecież wiesz, jaka ja jestem. -tak, wiem. 

-Oj Gemma, na ciebie nie da się gniewać. -uśmiechnęłam się i przytuliłam dziewczynę.

-Dziękuję, że mi wybaczyłaś. Chciałam też przeprosić w imieniu Louis'a. -kontynuowała. 

-Przekaż mu, że przeprosiny przyjęte.-odparłam. -Przejdziesz się ze mną do sklepu? Muszę kupić składniki na sorbet, bo bliźniaki zażyczyły go sobie na deser. -wyjaśniłam.

-Ojejku, bardzo cię przepraszam, ale nie mogę. Idę odebrać moją sukienkę od krawcowej.-blondynka spuściła głowę w dół.

-Jasne, nie szkodzi. Może innym razem.-wzruszyłam ramionami.

-Pozdrów Harry'ego i dzieci!-rzuciła jeszcze na odchodne i rozeszłyśmy się w swoje strony.Po przejściu kilku kroków dostrzegłam supermarket i to jego z pewnością odwiedzę. Przeszłam przez przejście dla pieszych na drugą stronę ulicy, a następnie skierowałam się głównego wejścia sklepu.

*****

-Kochanie, wiesz, że jak szłam do sklepu, zaczepiła mnie Gemma? Przepraszała w imieniu swoim i Tommo za tą całą ostatnią sytuację. -zrelacjonowałam Zielonookiemu incydent sprzed godziny.

-Dobrze, że zrozumiała w końcu parę rzeczy. Ale cóż, to jest właśnie moja siostra. -oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. 

-Lepszej siostry nie mogłeś sobie wymarzyć. -skomentowałam i wzięłam do rąk pucharek z deserem. Siedziałam wraz ze Styles'em w salonie przed telewizorem. Oglądaliśmy jakiś program rozrywkowy i zajadaliśmy się pysznym sorbetem malinowym. Darcy i Lou byli w swoich pokojach i składali proste origami, które nauczyli się robić w szkole. Natomiast Blake spał w swoim łóżeczku w sypialni. 

-I tu się z tobą zgodzę, lepszej siostry mieć nie mogłem.-potwierdził moje słowa.Następnie przysunął się bliżej mnie i objął mnie lekko w pasie. Chwilę później musnął moje usta, a moje ciało przeszedł dreszcz. -Ale najprawdziwsza prawda jest taka, że to właśnie lepszej rodziny nie mogłem sobie wymarzyć.-tak Harry, dobrze mówisz...

****************

Tym razem rozdział spokojny, i rodzinny. Z resztą tak samo jak poprzedni ;). W końcu relacje małżeństwa Tommlinson'ów i Styles'ów weszły na spokojne tory


Julia 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top