~33~

-Lily, wstawaj...-do mojego snu wdarł się cichy szept.

Chwilę później poczułam ciepłe dłonie bruneta na moim karku. Uśmiechnęłam się lekko i otworzyłam powieki. Przetarłam je dłońmi, odwracając głowę w stronę mężczyzny siedzącego obok mnie. Harry przyciągnął mnie do siebie, uważając na mój pas bezpieczeństwa. Musnął ustami mój policzek i zaczął:

-Zasnęłaś. Twoja komórka mało co nie rozbiła się, bo wypuściłaś ją z rąk i normalnie zamknęły ci się powieki. Chyba musiałaś być bardzo zmęczona.-wyjaśnił, a mnie samą wzięło zdziwienie.

-No nie wiem. Może troszeczkę się nie wyspałam. Ale to nawet lepiej, będę mieć więcej siły i energii. Ale na pewno nie takiej co dzieci.-ostatnie zdanie wypowiedziałam z rozbawieniem, po czym oderwałam się od męża i odwróciłam głowę w stronę tylnych siedzeń. Bliźniaki widocznie miały mocny sen, bo nawet nasze rozmowy za nic nie chciały ich obudzić. Za to Blake jeszcze trochę zaspany przecierał dłońmi swoje bujne loczki, ukazując przy tym rząd białych ząbków, po niektórych została już tylko sama dziura. Ostatnio Małemu zaczęły wypadać mleczaki.

-Blake, jesteśmy już na lotnisku.-mówiąc to, skwitowałam na chwilę swój wzrok na wielki budynek przed nami.-Chwileczkę, zaraz po ciebie przyjdę.

Chwyciłam swoją torebkę i małe bagaże podręczne. Następnie wyszłam z pojazdu i otworzyłam równoległe drzwi. Styles natomiast starał się obudzić bliźniaki. Odpięłam Blake'a z pasów bezpieczeństwa i wyjęłam go z fotelika. Ułożyłam go sobie wygodnie w ramionach i przeszłam kawałeczek. Następnie postawiłam go na nogach, oczywiście cały czas podtrzymując.

-Jak tam kochanie? Rozbudziłeś się już?-spytałam, lustrując wzrokiem nasze najmłodsze dziecko.

Chłopiec pokiwał twierdząco głową, a ja posłałam mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. Następnie dołączyliśmy do reszty rodziny, ale mały brunet szedł już o własnych nogach. Harry i bliźniaki stali już przy bagażniku i wyjmowali z niego bagaże.

-Mamusiu, trochę się boję.-przyznała Darcy, z widocznym zawstydzeniem.

-To zrozumiałe, bo będziesz lecieć pierwszy raz. Ale naprawdę nie ma się czego bać.-przekonywałam, dodając jej otuchy.

-A ja się nie boję.-przyznał dumnie Lou, wypinając pierś do przodu.

-Cieszę się. Tylko zobaczymy, czy to prawda, co mówisz. Mam nadzieję, że jesteś odważny.-zaśmiałam się, kierując wzrok kolejny raz na budynek lotniska.

Znajdowaliśmy się właśnie na jednym z największych lotnisk w Europie - Londyn Heathrow. Jest one największe na naszym kontynencie pod względem ilości obsługiwanych pasażerów. Miałam okazję odwiedzić to miejsce parę razy, między innymi podczas podróży do Tajlandii i...do Stanów...

Aczkolwiek cel naszej wycieczki do Berlina jest o wiele przyjemniejszy. Kiedy wszyscy mieliśmy swoje walizki bądź torby w rękach, udaliśmy się do wejścia głównego. Pomimo wczesnej pory w środku roiło się od ludzi. Za wolne ręce złapaliśmy dzieci, aby przypadkiem się tutaj nie zagubiły.

-To co? Czas zacząć naszą przygodę do Niemiec.-zadecydował Harry, a poczucie humoru go przy tym nie opuszczało.

-Tak!-wykrzyknęły zgodnie bliźniaki wraz z Blake'em, którzy podzielali emocje swojego taty.

Ja również byłam w nastroju. W końcu nadeszła taka chwila w której jesteśmy całkowicie uwolnieni od problemów, cieszymy się sobą, naszymi dziećmi i każdą chwilą spędzoną razem. Mimo tylu przeciwności losu jednak wyszliśmy na prostą. Więc tak, wracając do naszej podróży, udaliśmy się na odprawę, zaczynając tym samym całą wycieczkę.

****

Nasz lot trwał już ponad dwie godziny i na to wyglądało, że powoli dobiegał końca. Lufthansa to naprawdę bardzo szybka linia lotniczna, z której mam okazję korzystać pierwszy raz. Jednak zachowam z tego lotu miłe wspomnienia.

-Kiedy dolecimy?-Darcy co parę minut zasypywała nas tym pytaniem, a odpowiedź na nie była już bardzo męcząca.

-Kochanie, spokojnie. Sądzę, że za jakieś dziesięć minut powinniśmy wylądować. Na razie ciesz się widokiem za oknem, bo zaczynamy się zniżać i widać już powoli kontury miasta.-starałam się ją czymś zainteresować.

-Mamo, ja widzę tylko chmury.-dziewczynka marudziła, a ja westchnęłam głęboko.

-Chmury też można podziwiać.-skwitował Harry, posyłając nam znaczący uśmieszek.

Miałam trochę dość niecierpliwości naszej córki, ale tego uśmiechu nie dało się nie odwzajemnić. Następnie swój wzrok przeniosłam na naszych synów, którzy rozmawiali o czymś. Siedzieliśmy w dwóch rzędach, w których były po trzy miejsca. Ja siedziałam obok Darcy, a Harry siedział przed nami wraz z chłopcami.

-Mamo, Blake chce do toalety.-do moich uszu dobiegł głos Lou.-Mówi, że nie wytrzyma.-dodał, spoglądając na brata.

Wolałam uniknąć niemiłej niespodzianki, dlatego postanowiłam udać się z Blake'em do samolotowej toalety.

Wstałam z fotela, trzymając się uchwytu. Podeszłam do naszego młodszego syna i rozpięłam jego pas bezpieczeństwa. Wolałam, żeby dzieci były zapięte nawet podczas lotu.

-Zaraz wrócimy.-oznajmiłam Harry'emu, biorąc w ramiona Małego.

Zielonooki kiwnął porozumiewawczo głową, a my udaliśmy się przez ciasne przejście do drzwi z napisem "WC". Po załatwieniu potrzeby wróciliśmy do reszty rodziny. Harry przypiął naszego Syna z powrotem, a ja wróciłam na swoje miejsce do Darcy.

-Mamo, patrz, widok się zmienił.-ledwo usiadłam, a dziewczynka zaczęła skutecznie szarpać moje ramię.

Spojrzałam przez okno. Widok naprawdę nie przypominał poprzedniego, bo oprócz chmur widać było niektóre budynki obrzeż Berlina. Spodobał mi się ich styl, jeżeli chodzi o budowę domów i bloków. U nas wygląda to całkiem inaczej. Kątem oka zauważyłam, że moi chłopcy również zaciekawili się krajobrazem.

-Drodzy Państwo, za chwilę będziemy lądować na lotnisku w Berlinie. Prosimy o zapięcie pasów. Dziękuję za uwagę, pilot linii lotniczych Lufthansa.-z zamyśleń wyrwał nas głos wydobywający się z głośnika informacyjnego.

-W końcu...-w wypowiedzi Darcy czuć było ulgę.-Mamo, zapnij pasy.-następnie zwróciła się do mnie.-Ty też, tato.

Pokręciłam tylko z rozbawieniem głową i zrobiłam to, o co prosili w informacji. Harry również poszedł w moje ślady i tym sposobem wszyscy byliśmy bezpieczni.

****

Po wylądowaniu i odebraniu swoich bagaży udaliśmy się do wyjścia z lotniska. Pomimo, iż znajdowaliśmy się na obrzeżach miasta, mogłam spokojnie stwierdzić, że do Londynu wrócimy z miłymi wspomnieniami. Przed lotniskiem zauważyłam przystanek autobusowy, a zaciekawiło mnie czym dojedziemy do hotelu.

-Harry, jak dostaniemy się do naszej kwatery? Mam nadzieję, że wszystko zaplanowałeś.-zapytałam rozbawiona, ciągnąc za sobą walizkę. Harry cały czas proponował mi, że ulży mi trochę i poniesie bagaż, ale ja zaprzeczałam. Nie było mi wcale ciężko.

-Tutaj jeździ pewna linia autobusowa, ale wybierzemy się metrem. Będzie szybciej, a stacja jest pod samym hotelem. Z autobusu musielibyśmy trochę iść.-wyjaśnił, wpatrując się w dzieci, które przed nami wesoło szły, trzymając się za ręce.

-Harry, oddaj bliźniakom ich walizki. Nie możesz się tak męczyć, a dzieci muszą się w końcu nauczyć samodzielności i trochę trudu.-westchnęłam na widok bruneta, który targał większość bagaży.

-Spokojnie. Jestem mężem, ojcem, mam dzieci i moim obowiązkiem jest im pomagać.-przekonywał, a mi nie pozostało nic innego jak tylko uwierzyć.

-Co będziemy robić, jak dojedziemy do hotelu?-w naszą rozmowę wtrącił się Louis.

-Najpierw się rozpakujemy, później trochę pozwiedzamy, a na końcu...mam dla was niespodziankę...-ostatnie słowo zabrzmiało bardzo tajemniczo. Zapewne po to, żeby wzbudzić ciekawość dzieci.

Na słowo "niespodzianka" cała trójka odwróciła się do nas z szerokimi uśmiechami na buzi. Liczyłam, że Harry wymyśli coś, aby nie nudziło się dzieciom. I miałam rację.

-Nawet nie wymusicie na mnie tego.-zaśmiał się Zielonooki, czując, że bliźniaki i Blake przekupią go, aby opowiedział im ze szczegółami wszystko dotyczące tej niespodzianki.

Sama nie wiedziałam, co Styles wymyślił, ale miałam nadzieję na jego kreatywność.

-Niespodzianka to niespodzianka.-skwitowałam, a dzieci posmutniały.-Patrzcie, to chyba stacja metra.-wskazałam palcem na wejście podziemne średniej wielkości.

Obok można było dostrzec tabliczkę z literką "U" oraz nazwę stacji. Prawie w ogóle nie rozumiem niemieckiego, ale za to Harry znał go dobrze. Dlatego byłam spokojna, że jakoś się dogadamy. Z resztą chyba obsługa zna angielski. Zeszliśmy schodami na podziemną stację, a Harry uginał się pod ciężarem bagaży. Kiedy byliśmy już na peronie, dzieciaki zaczęły porównywać londyńskie stacje do berlińskich.

-U nas jest taki czerwono-niebieski znaczek a tutaj nie ma.-zdziwił się Blake, kolejny raz używając rozbudowanego zdania.

-Nasze stacje i metro są bardziej owalne, przypominają tubę, a te są bardziej prostokątne.-Darcy wskazała na pociąg metra który znajdował się na peronie na przeciwko.

Lou miał już coś mówić, gdy nagle ten szybki środek transportu wjechał na stację. Był koloru żółtego i można było dotrzec na jego szybach wzorki Bramy Brandeburskiej. Weszliśmy do środka i zajęliśmy trzy miejsca siedzące. Wzięłam Blake'a na kolana, a bliźniaki siedziały na jednym siedzeniu razem. Szybko jednak Darcy przeniosła się na kolana Harry'ego, również z powodów bezpieczeństwa. Bagaże ustawiliśmy tak, aby nikomu nie przeszkadzały i czekaliśmy aż drzwi pojazdu zamkną się.

-Der Zug fährt ab, die Tür ist geschlossen*-usłyszeliśmy z głośników, po czym drzwi zamknęły się z my ruszyliśmy...

******

*Tłumaczenie : Odjazd pociągu, drzwi zamykają się.

Julia 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top