~8~

Po chwili winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, a jej drwi otworzyły się. Ruszyliśmy na koniec korytarza. Liam zapukał do drzwi, po czym wszedł do środka.

-Coś się stało? – spytał Harry nie unosząc wzroku znad ekranu komputera.

-Cześć Kochanie. – odezwałam się wchodząc za szatynem. –Zapomniałeś. – uśmiechnęłam się pod nosem unosząc do góry zieloną teczkę. Brunet spojrzał na mnie, a jego twarz w jednej chwili się rozpromieniła.

-Dziękuję Liam, że ich przyprowadziłeś. – powiedział w stronę szatyna, gdy ten ułożył bezpiecznie nosidełko na ziemi. Payne kiwnął głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi. –Hej Skarbie. – Harry zbliżył się do mnie i musnął moje usta, dotykając zimną dłonią mojego policzka. –Dziękuję za przyniesienie teczki. Ale już mi się nie przyda. – parsknął śmiechem.

-To po co ja jechałam tutaj? – westchnęłam udając podirytowanie.

-Przyjechałaś tutaj żeby umilić mi dzień pracy. – wyszeptał dając mi buziaka w nos. –Co tam u mojego Blake'a? – spytał kucając przed nosidełkiem. Chłopiec aktualnie smacznie spał, lecz Harry jak to Harry musiał go wybudzić. Wyjął maleństwo z nosidełka i przytulił do piersi. Okryłam naszego syna kocykiem i spojrzałam na tę dwójkę.

-Wyglądacie cudownie. – skomentowałam uroczy widok. Harry zawiesił wzrok na drobnej twarzyczce dziecka i uśmiechał się pod nosem.

-Jak urośniesz to ja i Louis nauczymy cię grać w piłkę nożną. – uśmiechnął się. –Jesteś głodna? – zwrócił się tym razem do mnie.

-Ja nie, ale będę musiała nakarmić Blake'a. – westchnęłam odrzucając włosy do tyłu.

-Oczywiście. Nie krępuj się, nikt tutaj nie wejdzie. – Harry przekazał mi syna, a sam wyszedł na chwilę zamykając za sobą drzwi. Usiadłam wygodnie na małej sofie i odsłoniłam materiał sweterka i koszulki, dając Blake'owi dostęp do pokarmu. Okryłam jego główkę i część piersi materiałową pieluchą na wszelki wypadek, gdyby ktoś wszedł.

-Zamówiłem dla ciebie sałatkę owocową. – oznajmił Harry pojawiając się w gabinecie z plikiem dokumentów.

-Chyba będziemy ci przeszkadzać. Widzę, że masz dużo pracy.

-Nie, spokojnie Kochanie. Muszę tylko podpisać te dokumenty. Zrobię to w kilka minut. – uśmiechnął się układając papiery na biurku. Zdjął czarną marynarkę i usiadł obok mnie na sofie.

Po nakarmieniu Blake'a i gdy mu się odbiło położyłam go ponownie do nosidełka. Usiadłam obok Harry'ego i zaczęłam zajadać sałatkę owocową, którą w międzyczasie przyniósł Liam. Harry usiadł blisko mnie z kubkiem kawy i objął mnie ramieniem.

-Harry. – zaczęłam. – Może panikuję, ale wydaje mi się, że widziałam dzisiaj na parterze firmy kobietę podobną do Cynthii. Może to tylko moje urojenia, ale ona była tak do niej podobna. W sensie z wyglądu, bo z ubrania kompletnie jej nie przypomniała. –brunet słuchał mnie uważnie pocierając dwoma palcami brodę. Po chwili bez słowa wstał i podszedł do biurka. Sięgnął po czarną słuchawkę i po naciśnięciu jakiegoś guzika przyłożył ją do ucha.

-Cześć Niall. Możesz sprawdzić monitoring z ostatniej godziny z parteru? To bardzo ważne. Dzięki. – po krótkiej rozmowie odłożył słuchawkę i jak gdyby nigdy nic wrócił do mnie.

-Nie trzeba było Harry. Teraz dałeś Niall'owi jeszcze więcej pracy. Pewnie mi się coś przywidziało.

-Co nie zmienia faktu, że martwię się o was i chcę żebyście byli bezpieczni. – powiedział z uśmiechem całując mnie w głowę.

Kilka minut później w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Brunet zerwał się z sofy i szybko odebrał.

-Jesteś pewny? Nie, ona miał długie włosy. Dobrze, dziękuję ci bardzo. Możesz wyjść dzisiaj wcześniej z pracy. – jak ja nienawidzę słuchać rozmowy z jednej strony.

-I co? – spytałam, gdy Harry odłożył słuchawkę.

-Monitoring zarejestrował jedynie blondynkę z krótkimi włosami. W dodatku ubrana była w jakąś żółtą sukienkę.

-To nie ona. – wyszeptałam biorąc głęboki wdech. Skuliłam się na sofie i zawiesiłam wzrok na spokojnej twarzy śpiącego Blake'a.

-Kochanie. – Harry podszedł do mnie i usiadł obok. Jego silne ramiona przyciągnęły mnie do jego torsu. –Nie martw się. Może po prostu ci się przywidziało. Spokojnie. – jego usta spoczęły na chwilę na moich. – Zadbam o wasze bezpieczeństwo. Nic wam nie grozi. – wyszeptał łącząc nasze czoła. Nosem potarł mój, przez co nie mogłam się nie uśmiechnąć. Na jego twarzy również pojawił się lekki uśmiech, a w policzkach uwidoczniły się dołeczki. Ułożyłam dłonie na policzkach Harry'ego i kciukami pogładziłam zagłębienia. –Zbierajmy się. Musimy odebrać Darcy i Louis'a z przedszkola.

*****

-A to można dać? – spytała Darcy unosząc do góry pudełeczko z kolorowymi, jadalnymi perełkami.

-Tak, tylko nie za dużo. – uśmiechnęłam się pomagając Louis'owi dopracować jego babeczkę.

-Ta będzie dla taty. – odezwał się dumny odkładając na bok wypiek ozdobiony niebieskim kremem i toną posypki.

-Mamo, dzisiaj przyszedł do przedszkola nowy chłopczyk! – krzyknęła Darcy prawie spadając z krzesła.

-Tak? To chyba fajnie. – odezwałam się po krótkim skarceniu córki.

-Tak. Nazywa się Nick May. I ma takie śmieszne, proste żółte włosy. – zaśmiał się Louis.

-I duże niebieskie oczy. Mówię ci mama, gigantyczne. – dodała przejęta brunetka. Nick May. May, May. Cynthia May. Ale przecież ona nie miała dzieci. Nie w wieku bliźniaków. Poza tym ona powinna być jeszcze we więzieniu.

-Może kiedyś do nas przyjść? Mamo! – Lou szarpnął mnie za dłoń, czym wybudził mnie z zamyślenia.

-Kto? – spytałam spoglądając na ich dwójkę.

-No Nick. – jęknęła Darcy.

-A Nick. Zobaczymy jeszcze.

****************************

Powiewa trochę grozą 

Jak tam po nowych piosenkach Louis'a i Liam'a, no i oczywiście po płycie Niall'a? Ja zakochałam się w nich <3  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top