~28~
-Ta kobieta jest chora! – krzyknął Louis, gdy Harry skończył opowiadać o dzisiejszym spotkaniu z Cynthią .
-Musimy chyba powiadomić przedszkole dzieci, żeby zadzwoniły na policję, gdyby Cynthia się tam kręciła. – odezwałam się wtulając mocniej w męża. Jego usta musnęły moje czoło, a ręka gładziła uspakajająco plecy.
-Zajmę się tym później. – kiwnęłam głową twierdząco i upiłam łyk herbaty.
-To jest takie popieprzone. Trzeba było za pierwszym razem wsadzić ją do psychiatryka, było by mniej problemów. – odezwał się Lou, po czym włożył do ust garść chipsów.
-To chyba nie jest takie proste. Potrzeba skierowania od lekarza. – mruknął Harry pocierając dwoma palcami brodę.
-Phy – szatyn prychnął. – Sam bym jej to wypisał. Byłbym bohaterem społeczeństwa.
-Jaki bohater? – głosik Darcy przerwał nam rozmowy. Wbiegła roześmiana do salonu, a dół jej czerwonej sukienki owinął jej nogi. Podeszła do Harry'ego i usiadła na jego kolanach, po czym wtuliła się w jego drugie ramię.
-Wujek Louis chce zostać bohaterem. – powiedziałam w stronę uśmiechniętej córki. Dziewczynka spoglądnęła na mężczyznę i skrzywiła się lekko.
-Jesteś za zabawowy na bohatera wujku. – stwierdziła wyrzucając dłonie do góry. –Bohater musi być poważny i odważny, a ty wolisz się bawić.
-Oj tam, oj tam. – mruknął mój przyjaciel przewracając oczyma. –Gdzie masz brata? –spytał nie widząc nigdzie chłopca. Zazwyczaj bliźniaki nie rozdzielały się.
-Siedzi na górze. – odpowiedziała trochę zdenerwowana. –Trochę się pokłóciliśmy. – mruknęła łącząc swoje drobne dłonie.
-O co poszło? – Harry był bardzo ciekawy konfliktu zawsze zgodnych bliźniąt.
-Bawiliśmy się u niego w pokoju. Chcieliśmy zrobić wyścig. I jak zwykle Lou wziął to niebieskie autko, a ja musiałam wziąć zielone. A zielone ma zepsute koło i nie jeździ tak szybko. Chciałam wziąć inne ale on powiedział, że tak nie może być i że jestem głupia. On naprawdę mnie nie lubi? – spytała tak smutno, że moje serce zadrżało.
-Louis powiedział to z pewnością pod wpływem emocji. Na pewno tak nie myśli. – Harry jako dobry ojciec wkroczył do akcji. –Mam z nim porozmawiać? – Darcy potwierdziła skinięciem głowy. Mój mąż odsunął nas od siebie i wstał wzdychając. –To będzie ciężka misja. – wyszeptał pod nosem, po czym wyszedł z salonu. Darcy w trybie natychmiastowym przysunęła się do mnie i wtuliła w mój brzuch.
-Kiedy przyjdzie Gemma? – spytałam ponownie upijając trochę gorącej herbaty. Tommo sięgnął po komórkę leżącą na blacie stolika i odblokował ekran.
-Powinna być za jakieś piętnaście minut. Myślisz, że Harry da nam...no wiesz...- szatyn wydawał się być wyraźnie zestresowany i przerażony.
-Mówiłam ci już, że tak. – odpowiedziałam rozbawiona. –Nie masz się czego obawiać. A jeśli już to trochę pomruczy i mu przejdzie. – pocałowałam w czoło Darcy, która starała się przyciągnąć moją uwagę.
-Jestem Darcy i trochę brakuje mi ciepła. – powiedziała czule wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Trzymając Małą za plecy pochyliłam się i odłożyłam kubek w bezpieczne miejsce. Teraz mogłam bez przeszkód przytulić dziewczynkę.
-Chyba za dużo Krainy Lodu. – uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o animacji. Ostatnio była to ulubiona bajka mojej córki.
-Nie! – krzyknęła szybko. –Krainy Lodu nigdy za wiele. – stwierdziła ostro i ponownie się we mnie wtuliła. Pokręciłam głową z rozbawieniem i mocniej objęłam dziewczynkę. Aby nie siedzieć w ciszy Tomlinson sięgnął po pilot i włączył telewizję. Jak to jest możliwe, że mając tysiąc kanałów nie ma nic do oglądania? Nie no, dobra. Jest co oglądać, tylko my jesteśmy wybredni. Ostatecznie szatyn pozostawił na programie o gotowaniu, który wkręcił nas oboje. Prowadząca program przygotowywała ciekawy deser z użyciem ciekłego azotu. Muszę przyznać, że wyglądało to imponująco.
-Darcy. – program przerwał głos Harry'ego dobiegający z prawej strony. Wszyscy spojrzeliśmy na mężczyznę opierającego się o ścianę. –Lou chce ci coś powiedzieć. – zza nóg bruneta wyłonił się mały chłopiec. Mój syn zbliżył się do mnie, a następnie usiadł tak aby mógł widzieć swoją siostrę.
-Przepraszam. – odezwał się wystawiając dłoń w jej stronę. –Już więcej tak nie będę. – dodał po chwili. Dziewczynka przyglądnęła się najpierw jemu, a potem jego wyciągniętej kończynie. Ostatecznie rzuciła się na niego z uściskiem w akompaniamencie głośnego śmiechu.
-Kocham cię Lou. – powiedziała rozbawiona przytulając brata.
-Też cię kocham Darcy. – odpowiedział jej chłopiec, po czym oboje popędzili na piętro. Harry miał właśnie siadać obok mnie, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Brunet spojrzał na mnie niezrozumiale.
-No idź. – ponagliłam mężczyznę. Brunet wyszedł szybko do holu, a ja spojrzałam na przyjaciela. –Wszystko będzie dobrze, pamiętaj tylko o oddechu. – słysząc kroki blisko salonu oparłam się wygodnie i zwróciłam swój wzrok w tamtym kierunku. Po chwili ujrzałam zdziwionego męża i również zestresowaną Gemmę. Lecz gdy jej wzrok spotkał się z oczami Louis'a, jakby cały stres odszedł w niepamięć. Przywitałam się z kobietą uściskiem i całusem w policzek.
-A teraz mów po co przyjechałaś tutaj aż z Holmes Chapel. – Harry zaczął ostrym tonem. Pociągnęłam go za ramię, prosząc aby się uspokoił. Oboje usiedliśmy na sofie, a naprzeciwko nas na dwóch fotelach Gemma i Tommo, którzy co chwila posyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
-A więc...- zaczęła siostra Styles'a. Nie szło jej jednak za dobrze, więc Louis wziął się na odwagę i przejął pałeczkę.
-Ja i Gemma jesteśmy razem. – powiedział na jednym wdechu, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Para splotła swoje dłonie i spojrzeli na siebie czule. Spojrzałam na mojego męża. Wpatrywał się w szatyna pustym wzrokiem.
-Powiesz coś? – Gemma zwróciła się do bruneta, przywracając go z zamyślenia.
-Macie moje błogosławieństwo, jeśli o to wam chodzi. – powiedział obejmując mnie. Nasz przyjaciel spojrzał na swoja ukochaną i nie mogąc wytrzymać wstał, a następnie połączył ich usta. –Ej, ej, ej! To, że macie moje błogosławieństwo nie znaczy, że macie się lizać na moich oczach. – parsknął Harry udając poważnego. Znałam go nie od dziś, więc nie trudno było mi odczytać z jego twarzy, że długo tak nie wytrzyma. Moje przypuszczenia się potwierdziły, gdyż po chwili Styles parsknął śmiechem. Gemma i Louis spojrzeli na niego zdziwieni.
-Nie przejmujcie się nim. On tak ma. – wytłumaczyłam energicznie gestykulując dłońmi. Para posłuchała moich słów, Louis usiadł na poprzednim miejscu i posadził sobie na kolanach Gemmę. Kobieta objęła ramionami mężczyznę i z uśmiechem ułożyła głowę na jego ramieniu.
*****
-Dużo ci jeszcze zostało? – spytałam. Zaczynało mi się już trochę nudzić. Louis wydobrzał już i rano wraz z Darcy poszedł do przedszkola. Korzystając z tego, że Landon mógł przypilnować przez chwilę Blake'a chcieliśmy zrobić jakieś większe zakupy z Harry'm. Uprzednio jednak, brunet musiał zrobić coś w swojej firmie. Tym oto sposobem siedziałam od godziny w gabinecie męża, czekając aż skończy przeglądać jakieś dokumenty. Nie wspomnę ile herbat zdążyłam już wypić.
-Jeszcze chwila. Trzy umowy. – spojrzał na mnie błagalnie. Przewróciłam oczami i sięgnęłam ponownie po magazyn leżący na stoliku. Co z tego, że przeglądnęłam go już kilka razy. Oparłam się wygodnie na fotelu i zagłębiłam w artykule, który jak się okazało przeoczyłam.
W pomieszczeniu słychać było jedynie charakterystyczny dźwięk pisania po papierze, przewracania kartek i stukania w klawiaturę komputera. Nowością okazał się dzwonek telefonu Harry'ego. Przewróciłam kolejną kartkę, a moim oczom ukazał się najnowszy model Audi. Po raz kolejny.
-Co?! – podniesiony głos zielonookiego zwrócił moją uwagę. –O mój Boże. Tak, tak, zaraz będziemy. – energicznie podniósł się z krzesła i jednym ruchem zamknął klapę laptopa. Odsunął komórkę od ucha i po wyłączeniu ekranu wsunął ją do kieszeni czarnych jeansów.
-Co się stało? – spytałam przestraszona. Harry spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Szybko podszedł do mnie i pokręcił głową.
-Wiem, że to zabrzmi dość abstrakcyjnie, ale w przedszkolu bliźniaków ktoś podłożył ogień. Oboje wiemy, kto doprowadził do tej katastrofy. Ale....są dwie ofiary...śmiertelne. – powiedział, a moje serce stanęło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top