~27~

-Czego się napijesz? – spytałam z uśmiechem obserwując jak bliźniaki sadzają Tom'a na dywanie. –Tom to nasz gość, nie będzie siedział na podłodze. Szybko na sofę. - zwróciłam się najpierw do dzieci, a następnie do przyjaciela.

-Tu jest wygodnie. Poza tym przyszedłem również odwiedzić Maluchy, a to zobowiązuje. – zaśmiał się pocierając dłonią kark. – A co do picia, hm...myślę, że kawa wystarczy.

-Masz wujek kredki. Polecam różową, ładna jest. I maluj. – Darcy wepchnęła brunetowi w dłoń kolorowe pudełko i biały blok.

-Już Skarbie, już. – mężczyzna pokręcił rozbawiony głową i zabrał się za rysowanie. Z bukietem w dłoni udałam się do kuchni. Z najwyższej półki wyciągnęłam szklany wazon i po napełnieniu go wodą, włożyłam do środka kwiaty. Były przepiękne. Chwilowo postawiłam szkło na blacie i zabrałam się za przygotowanie kawy. Na tacy oprócz filiżanki położyłam talerzyk z różnymi ciastkami, które nie zostały jeszcze znalezione przez Harry'ego i często przebywającego u nas Tomlinson'a. Zabrałam wszystko i wróciłam do salonu. Ostrożnie rozłożyłam wszystko na stole i odniosłam do kuchni tacę. Wróciłam do wszystkich i omiotłam spojrzeniem pomieszczenie. Louis wiercił się na kolanach Tom'a, przez co uniemożliwiał mu trochę rysowanie. Natomiast Darcy siedziała po prawej stronie mężczyzny i grzecznie rysowała, co jakiś czas pytając gościa o opinię. Moją uwagę przykuł jednak brunet siedzący na fotelu z dala od nich. Harry trzymał przy piersi Blake'a i spoglądał na Hiddleston'a morderczym i pogardliwym wzrokiem. Styles zawiesił na chwilę na mnie swoje zielone oczy, a ja rzuciłam mu pytające spojrzenie. Prychnął tylko pod nosem i powrócił do zabijania wzrokiem mojego przyjaciela.

-Proszę. Zrobiłam taką jaką lubisz. – kilka dni w wydawnictwie pozwoliło mi poznać zwyczaje i upodobania mężczyzny.

-Dziękuję bardzo. – odpowiedział kulturalnie uśmiechając się.

-Czemu nie mówiłeś, że przyjdziesz? Przygotowałabym coś dobrego.

-To miała być niespodzianka. I chyba się udała. – Tom poczochrał włosy Louis'a. Harry zerwał się z fotela i z naszym najmłodszym synem w ramionach wyszedł z pomieszczenia. Sądząc po krokach udał się na piętro do naszej sypialni. –Powiedziałem coś nie tak? – twarz Tom'a w jednej chwili zamieniła się z radosnej w smutną.

-Nie, po prostu ratujemy nasze małżeństwo i szczerze, Harry'emu chyba nie pasuje twoja obecność. – powiedziałam krzywiąc się. –Ale nie przejmuj się tym, według niego ja pewnie miałam się nie przejmować Cytnthią. Z resztą jesteś moim przyjacielem, więc twoja obecność tutaj nawet bez zapowiedzi nie może go denerwować.

-I tak czuję się trochę winny. Nie lubię być źródłem problemów. Może lepiej żebym poszedł.

-Nie gadaj takich głupot. Przejdzie mu, spokojnie. – uśmiechnęłam się lekko. –Lou zostaw wujka. Kawa mu wystygnie. – podałam mężczyźnie kubek i usiadłam obok córeczki. – To co tam rysujecie?

*****

Po rysowaniu bliźnięta zaciągnęły Tom'a do pokoju Darcy, gdzie wspólnie zorganizowali przyjęcie z herbatką dla lalek i pluszaków. Nie trwało to jednak długo, gdyż Hiddleston musiał się zbierać. Przed osiemnastą trzydzieści bruneta już nie było. Wypompowane z energii dzieci usiadły w salonie, a ja włączyłam im bajkę. Okryłam każde z nich kocem i położyłam na sofie, tak że oboje mieli głowy po przeciwnych końcach sofy. Sama postanowiłam zajrzeć do Harry'ego, który nie wyszedł z sypialni. Otworzyłam delikatnie drzwi, w razie gdyby Blake spał. Pomieszczenie było oświetlone jedynie przez lampę przy łóżeczku dziecka. Harry siedział w fotelu obok mebelka i spoglądał na dziecko. Na jego kolanach spoczywała książka otworzona mniej więcej w połowie.

-Śpi? – wyszeptałam zamykając drzwi. Brunet spojrzał na mnie i przytaknął głową. Jego wzrok szybko powrócił na poprzednie miejsce, czyli łóżeczko. Westchnęłam i odrzuciłam włosy na plecy. Chyba muszę się wybrać do fryzjera. Podeszłam do Harry'ego i stanęłam za nim. Ułożyłam dłonie na jego barkach i zaczęłam je delikatnie uciskać. –Jesteś zły?

Harry milczał.

-Proszę cię, nie zachowuj się jak małe dziecko. Bądź poważny.

-A jak mam się zachowywać? Mam być szczęśliwy? Skakać z radości? – prychnął oburzony. –Jakiś obcy facet przychodzi do mojego domu, a moja rodzina jest szczęśliwsza na jego widok, niż na mój. – znieruchomiałam. Więc o to chodziło. Stanęłam przed brunetem i kucnęłam. Odłożyłam książkę na ziemię i dłonią zwróciłam twarz mężczyzny w moją stronę.

-Nie wiem co sobie myślisz, ale mnie i Tom'a nie łączy nic prócz przyjaźni. Mam nadzieję, że to rozumiesz. Poza tym, Tom jest ode mnie sporo starszy, a ja mam ciebie. Naprawdę cię kocham Harry i próbuję się przełamać. Zachowywać wobec ciebie jak kiedyś, ale to jest trudne. Musisz dać mi czas. – przez całą moją wypowiedź starałam się gładzić kciukiem policzek bruneta i spoglądać mu prosto w oczy. Hipnotyzujące, szmaragdowe spojrzenie nie ułatwiało mi jednak tego zadania. –Nie musisz się martwić Tom'em, naprawdę. Jest nieszkodliwy. Jest moim przyjacielem, takim jak Landon czy Tommo. Wiem, że Darcy i Louis go lubią, ale sam jeśli go dobrze poznasz to nie będziesz mógł go wpisać na listę wrogów. Tom jest naprawdę miłą i ciekawą osobą. Myślę, że się dogadacie. Daj mu szansę. Każdy zasługuje na drugą szansę, co ty powinieneś bardzo dobrze wiedzieć. – Harry przełknął ślinę i spojrzał na mnie. Jego dłoń założyła za moje ucho jeden z kosmyków włosów. Zbliżył swoją twarz do mojej i musnął moje usta.

-Postaram się. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę. – dokończył trochę ciszej wciągając mnie na swoje kolana. Objął mnie mocno i pocałował w czoło. Oparłam się wygodnie o tors mężczyzny, a nasze dłonie splotłam na jego udzie. Po chwili z ust bruneta zaczęły wydobywać się pojedyncze słowa, które przybrały postać jakiejś wolnej piosenki.

*****

-Ty się nigdy nie zmienisz. – zaśmiałam się stawiając przed Landon'em kubek z herbatą.

-Przesadzasz. Coś ty się taka sztywna zrobiła? – czarnowłosy parsknął śmiechem, na co przewróciłam oczami. –No już dobrze, dobrze. Harry w pracy?

-Tak. Ma wrócić wcześniej i idziemy na spotkanie z Cynthią. – mruknęłam krzywiąc się lekko. Pikanie piekarnika powiadomiło mnie o tym, że ciasteczka są gotowe. Założyłam rękawice i wyjęłam blachę, aby wsunąć kolejną.

-Boisz się?

-Sama nie wiem. Mam mieszane uczucia, bo w sumie nawet nie wiem czego się po niej spodziewać. Czy rzeczywiście będzie taka zła.

-Musisz być dobrej myśli. Wiesz, jakby coś się działo to masz ze sobą Harry'ego, nie to że idziesz sama na spotkanie.

-Wiem, ale i tak nie czuję się pewnie. – mruknęłam sprawdzając czy ciasteczka się nie przypaliły. –Pomożesz mi dekorować? – spytałam wyjmując z szafki różne ozdoby, a z kuchenki zdjęłam roztopioną czekoladę.

-Ja? Zawsze. – Landon uśmiechnął się w swój charakterystyczny sposób i zabrał do pracy, przy okazji wpychając do ust kilka kolorowych perełek cukierniczych.

-A co u ciebie? Ostatnio rzadko się odzywasz. – wzięłam do ręki ciastko w kształcie domku i zabrałam się za pokrycie je czekoladą.

-Wiesz, dostałem się do szkoły aktorskiej.

-To fajn..czekaj co? Dostałeś się do szkoły aktorskiej?! – krzyknęłam spoglądając na przyjaciela. Czarnowłosy potwierdził skinięciem głowy, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odłożyłam ciasteczko i przytuliłam mocno przyjaciela. –Czemu dopiero teraz mówisz głupku! – poczochrałam jego gęste włosy.

-Tak jakoś wyszło. – zaśmiał się, przytulając się do mnie.

-W takim razie bierz tyle ciasteczek ile zechcesz. – odsunęłam się od Landon'a, a uśmiech cały czas był obecny na mojej twarzy.

-Darcy się nie obrazi? – spytał zawieszając dłoń w powietrzu nad blachą.

-Są jeszcze dwie blachy. – tuż po moich słowach dłoń chłopaka zgarnęła kilka słodkości i wepchnęła je do ust.


*****

-Ta kobieta mnie dobija. – jęknęłam stukając nerwowo palcami w blat stolika. Harry umówił nas z Cynthią w jednej z kawiarni. Chcieliśmy skończyć sprawę z nią raz na zawsze. Dzięki dobroci Tomlinson'a nasze dzieci miały cudowną opiekę na ten czas.

-Spokojnie, zaraz powinna się zjawić. – Harry chociaż próbował być spokojny, co chwila nerwowo spoglądał na zegarek. Spóźniała się już dwadzieścia minut.

Dzwoneczek przy drzwiach kawiarni oznajmił nam przybycie nowego klienta. Upiłam łyk zielonej herbaty spoglądając przed siebie. Już kilkanaście razy odwracałam się z myślą, że nowym klientem jest blondynka, lecz za każdym razem byłam w błędzie. Nie widziałam więc sensu robienia tego ponownie.

-Przepraszam was za spóźnienie. Nie mogłam złapać taksówki. – ku mojemu zdziwieniu po mojej prawej stronie usłyszałam ten dobrze mi znany oraz niezwykle denerwujący głos. Spoglądnęłam od niechcenia na kobietę. Rozpuszczone włosy, mocny makijaż, cienka, czarna sukienka spod której przebijał materiał koronkowego stanika. Do tego lekkie futerko, kabaretki i wysokie szpilki. Nic się nie zmieniła.

-Siadaj. – Harry westchnął przeczesując włosy. Spojrzałam na męża i dotknęłam jego dłoni. Brunet automatycznie splótł nasze palce i położył na swoim udzie. –Wydaje mi się, że bardzo dobrze wiesz jaki jest cel tego spotkania. – zaczął swoim głosem profesjonalnego biznesmena.

-Nie bardzo. Chyba wszystko wiemy. Rozprawa jest za miesiąc. – wydęła dziwnie wargi i pochyliła się lekko nad blatem.

-A więc nie odpuścisz. – Styles wypuścił ze świstem powietrze i przetarł twarz. –Powiadomiłem już twojego prawnika, że to koniec mojego mieszania się w twoje sprawy. Wystarczająco już ci pomogłem. Przez całą tą sprawę z tobą zepsułem kontakty z rodziną, która jest dla mnie najważniejsza. Zamierzam je teraz odbudować i nie pozwolę na to abyś cokolwiek zniszczyła. – wspominając o rodzinie, Harry spojrzał na mnie czule i posłał mi delikatny uśmiech.

-To koniec dobroci Harry'ego dla ciebie. Żadne z nas nie zamierza dłużej pomagać ci w czymkolwiek. – dodałam.

-Nie możecie tego zrobić. – odezwała się, a na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Obawia się, że przegra rozprawę?

-Możemy i to zrobimy. Jesteśmy wolnymi ludźmi i do niczego względem ciebie nie jesteśmy zobowiązani. Z resztą nigdy nie widzieliśmy cię jak opiekujesz się dzieckiem, cóż więc mielibyśmy powiedzieć w sądzie. – twarz Cynthii zaczęła przejmować złość, a policzki robiły się czerwone.

-Masz prawnika, chyba nawet najlepszego w Wielkiej Brytanii. Pomoże ci na tyle ile będzie mógł. Dodam, że po tym jak ostatnio się zachowałaś to byłbym skłonny zeznawać nawet przeciwko tobie. Groziłaś mi i mojej rodzinie. To jest chore Cynthia. Powinnaś chyba zasięgnąć porady jakiegoś psychologa...

-Psychiatry. – przerwałam Harry'emu.

-Wszystko jedno. Kogoś kto ci pomoże. Ty nie jesteś w stanie opiekować się samodzielnie dzieckiem. Co jeśli zrobi coś złego, a ty popadniesz w furię. Nie chcę aby to przeze mnie to dziecko miało zepsute dzieciństwo. – Harry oparł się wygodnie o krzesło i wziął głęboki wdech.

-Było tak blisko. Pomógłbyś mi ze wszystkim, ale nie. Musiałaś zjawić się ty! – wymierzyła we mnie palcem. –Musiałaś wetknąć nosa tam gdzie cię nie potrzeba. – mówiła podniesionym głosem. Dobrze, że o tej porze nie było w kawiarni wiele osób.

-Robiłam to co należy do obowiązków żony, która kocha i walczy o swojego męża. W odróżnieniu od ciebie, która zamiast zachowywać się jak człowiek i zmienić się, próbowałaś uwieść Harry'ego. Jesteś śmieszna Cynthia i szczerze współczuję twojemu dziecku, że ma cię za matkę. – powiedziałam to wyjątkowo spokojnie. Sama byłam pełna podziwu dla siebie. Być może to zasługa dotyku mojego męża.

Blondynka podniosła się cała czerwona ze złości.

-Zobaczycie, że jeszcze tego pożałujecie. Obudzicie się któregoś dnia i zastaniecie w pokojach ciała waszych martwych dzieci. Pożałujecie tego. – warknęła po czym wyszła jak burza z kawiarni trzaskając drzwiami.

Moje źrenice znacznie się powiększyły, a oddech przyspieszył. Spojrzałam przerażona na bruneta, który był w podobnym stanie. Szybko przyciągnął mnie do siebie i pocałował w głowę.

-Ona jest chora. – wyszeptałam.

-Musimy to zgłosić na policję albo do szpitala psychiatrycznego. – powiedział łamiącym się głosem Harry.

-Nasze dzieci....Ona żartowała, prawda? – spytałam przerażona.

-Nie wiem Lily, nie mam pojęcia. Ale musimy coś z tym zrobić. Nie pozwolę was skrzywdzić. Nie teraz kiedy wreszcie was odzyskuję. – wyszeptał, a po moim karku spłynęła łza bruneta.


*****

Co to Cynthia kombinuje? :/

Komentujcie :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top