~26~
-Żartujesz sobie teraz ze mnie, tak? – spytałam podniesionym głosem. – Miałeś zamknąć całą tą sprawę z tą suką kilka dni temu! Okłamałeś mnie, mówiąc że już nie będziesz miał z nią kontaktu?! I jak ja mam ci zaufać! – krzyknęłam, przez co Blake rozpłakał się głośno. Fuknęłam pod nosem i zerwałam się z łóżka. Podeszłam do kołyski i wzięłam w ramiona Maluszka, aby go uspokoić.
-Mogę w ogóle coś powiedzieć? – odezwał się cicho brunet. Spojrzałam na niego groźnie przez co spuścił wzrok na kolana.
-Mów, proszę. – odparłam z lekką kpiną. Harry westchnął i przeczesał włosy.
-Tu nie chodzi o to, że trudno mi zerwać kontakt z Cynthią ze względu na jakąś relację pomiędzy nami, czy też jakiś związek jak kiedyś myślałaś. Po prostu ta kobieta jest nieobliczalna. Gdy jej prawnik powiadomił ją o mojej rezygnacji z pomocy w sprawie wściekła się. Przyszła do mnie do firmy, zrobiła mi awanturę, przez co ochrona musiała interweniować. Ona groziła mi, że jeśli ją zostawię skrzywdzi was. Ciebie i dzieci. – podniósł się i zbliżył się do mnie. – Uwierz mi, że naprawdę mi na was zależy. Kocham was i nie mogę pozwolić, żeby zagrażało wam niebezpieczeństwo. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby któremuś z was coś się stało. –swoje dłonie ułożył na moich rękach, które mocno obejmowały naszego syna. –Kocham cię Lily. – wyszeptał i oparł mój bok o swój tors. Delikatnie musnął ustami moją głowę, a dłonią gładził główkę Blake'a. –Proszę nie złość się. Wiem, że możesz mi teraz nie wierzyć, ale mówię prawdę. Jeśli chcesz to możesz zadzwonić do Liam'a. Był świadkiem całego zdarzenia i sam zwołał ochronę. Cynthia jest naprawdę niebezpieczna. –wyszeptał do mojego ucha, po czym musnął jego płatek.
-Zaskoczyłeś mnie Harry. – odpowiedziałam równie cicho, przymykając oczy. –Nie wiem co o tym myśleć. Może trzeba zgłosić zachowanie Cynthii na policję? Przecież ona zagraża społeczeństwu, a co dopiero gdyby miała mieć pełnoprawną opiekę nad dzieckiem. Nie możemy do tego dopuścić.
-Zależy ci na sprawie z Cynthią? – spytał po chwili.
-W jakim sensie ,,zależy mi"?
-Czy chcesz ją doprowadzić do końca?
-Nie chcę żebyśmy się mieszali w to wszystko, mimo iż to i tak już się stało. Dobrze wiesz, że nie chcę żebyś już jej pomagał, miał z nią kontakt. Chcę mieć cię w końcu dla siebie, dla dzieci w domu. Musimy porozmawiać z tą kobietą i wyjaśnić jej normalnie, że to już koniec twojego dobrodziejstwa. Niech radzi sobie sama, jeśli naprawdę zależy jej na dziecku. Tyle uważam. – westchnęłam.
-Mogę umówić się z nią na spotkanie.
-Chcę być przy tej rozmowie, a dobrze wiesz, że teraz Lou jest chory.
-Może duży Louis przypilnuje małego Louis'a. To tylko godzina, maks dwie. – powiedział, a jego ciepłe dłonie pocierały moje ramiona.
-Strasznie źle się czuję z tym, że Tommo ciągle pilnuje dzieci i nie bierze za to pieniędzy. Nie raz chciałam mu zapłacić, jednak on zawsze je zostawiał. Wiesz, w końcu poświęca swój wolny czas.
-Nie martw się tym, porozmawiam z nim o tym. Ale musisz liczyć się z tym, że jeśli nie chce wziąć pieniędzy to za nic tego nie zrobi. – przytaknęłam mruknięciem i spojrzałam na Blake'a. Chłopiec smacznie spał, o czym świadczyły zamknięte oczka i równomierny oddech. Wysunęłam się objęcia męża i odłożyłam dziecko do kołyski. Przykryłam Malucha kocykiem i przyglądnęłam mu się. Uśmiech sam wkradał się na usta.
-Jest piękny. – usłyszałam za plecami, a po chwili silne ramiona objęły mnie w pasie, aby spleść na moim brzuchu palce obu dłoni. Ułożyłam na nich swoje ręce, a plecy oparłam o tors Harry'ego.
-Jak wszystkie nasze dzieci. – uśmiechnęłam się pod nosem.
-Co byś powiedziała na jeszcze jedno? – Harry przejechał swoim nosem po mojej szyi, a ciepły oddech owiał moją skórę.
-O nie, nie, nie, nie. Ja już się na żadną ciążę nie piszę. – zaprzeczyłam z rozbawianiem unosząc do góry dłonie.
-Nawet ze mną? – Harry zrobił smutną minkę i odwrócił mnie twarzą do siebie.
-Nawet z tobą panie Styles. – odparłam z szerokim uśmiechem. Brunet prychnął, po czym musnął ustami czubek mojego nosa.
-Chodźmy. – jego dłoń spoczęła na mojej, by następnie pociągnąć mnie w stronę łóżka. Położyłam się na boku, a Harry szybko znalazł się za moimi plecami. Pociągnął mnie w swoją stronę, przez co wylądowałam na jego torsie. Silne ramię objęło mnie mocno, a moja dłoń została położona w miejscu serca Styles'a.
-Teraz jest idealnie. – wyszeptał przymykając oczy. – Dobranoc Skarbie. – jego usta musnęły moją głowę, a ramię mocniej przyciągnęło do niego.
-Dobranoc Kochanie. – odpowiedziałam i tuż po zamknięciu oczu, odeszłam do krainy Morfeusza.
*****
-Lou rzeczywiście wygląda jak kosmita. – Tommo zaśmiał się odkładając na blat szklankę z sokiem. Przewróciłam oczami na jego komentarz.
-Nie jestem kosmitą! – mój synek szybko zaprzeczył, wiercąc się na kolanach wujka imiennika.
-Jesteś tylko tak tyci tyci kosmitą. – odpowiedział mu Tomlinson pokazując na palcach centymetrową odległość. Mały Styles udał, że tego nie słyszał i ześlizgnął się z kolan wujka. Zgarnął ze stołu swój woreczek z piaskiem i pobiegł do salonu, gdzie czekała na niego bajka. Z racji choroby Lou wzięłam wolne w wydawnictwie na tydzień. Chciałam spędzić ten czas z moim małym Księciem, który stał się przez to bardzo nieznośny i potrzebował dużo miłości. Tom nie był zły, wręcz przeciwnie. Powiedział, że gdybym przyszła do pracy, to zostałabym w trybie natychmiastowym oddelegowana do domu. Podobno w tym tygodniu nie było niczego ważnego w wydawnictwie, więc spokojnie sobie beze mnie poradzi.
Rano zapomniałam zadzwonić do Tommo, że nie musi przychodzić, dlatego więc teraz siedzieliśmy wspólnie w kuchni.
-Harry w firmie? – spytał szatyn sięgając po czekoladowe ciastko.
-Yhm. – mruknęłam. –Zawiózł Darcy do przedszkola i potem po nią pojedzie. Właśnie! Muszę zadzwonić do Landon'a, żeby nie jechał po Małą. – mam nadzieję, że nie umknie to mojej uwadze.
-Skąd masz takie ciastka? – Tommo przerwał panującą pomiędzy nami ciszę.
-Ze sklepu. – odpowiedziałam próbując się nie zaśmiać, na co przyjaciel zareagował kilkukrotnym kiwnięciem głowy i typowym poker face.
-Kupisz mi takie, a ja oddam ci pieniądze. – powiedział, po czym wepchnął do ust trzy ciastka. Postanowiłam tego nie skomentować i jedynie przyglądałam się pojedynkowi Louis'a ze słodkościami.
-Looouuu...- zaczęłam przeciągle, gdy szatyn przełknął ciastka.
-Co?
-Nie wiem czy mam rację, ale wydaje mi się, że jest coś pomiędzy tobą, a Gemmą. – zaczęłam. Nagle na policzki mężczyzny wypłynął szkarłatny rumieniec. –Wiedziałam! – krzyknęłam z wielką satysfakcją.
-Cicho. To tajemnica. – szybko przerwał mi, przykładając palec do ust. –Na chwilę obecną nie jest to nic poważnego, ale jestem dobrej myśli. W czwartek jadę do Holmes Chapel, zaprosiłem ją na randkę. – przez cały czas szeroki uśmiech nie schodził z twarzy mojego towarzysza.
-To takie słodkie. – powiedziałam podekscytowana, przygryzając wargę. –Już wam kibicuję i czekam tylko, aż oficjalnie zostaniecie parą.
-Ja też Lily. – Louis westchnął przeczesując włosy. Cały czas radość nie opuszczała szatyna, a uśmiech powiększał się jak tylko mógł. –Liczę, że Harry da nam błogosławieństwo. – nagle jego usta skrzywiły się, a sam mężczyzna pogrążył się w zamyśleniu.
-Wiesz, już dawno minęły czasy napięcia pomiędzy wami. Harry bardzo cię lubi, więc chyba nie ma powodu do obaw. – wytłumaczyłam przyjacielowi puszczając w jego stronę oczko, przez co zaśmiał się głośno.
*****
Było przed godziną siedemnastą. Lily siedziała w salonie z dziećmi. Rysowała z bliźniakami przy niskim stoliku kawowym. Co jakiś czas jej wzrok wędrował w stronę leżącego na kolorowej, dziecięcej macie Blake'a. Harry siedział na sofie z laptopem na kolanach i przeglądał maile od różnych inwestorów. W pewnej chwili po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Lily zaczęła wstawać, lecz brunet postanowił ją wyręczyć. Kobieta podziękowała mu uśmiechem i założyła kosmyk włosów za ucho, po czym wróciła do rysowania. Harry odłożył laptop w bezpieczne miejsce i szybkim krokiem ruszył do holu. Nikogo się dzisiaj nie spodziewali. Otworzył drzwi i ujrzał mężczyznę, trochę wyższego od niego bruneta. Ubrany był w białą koszulkę, czarną, cienką kurtkę i tego samego koloru spodnie. W jednej dłoni trzymał bukiet pięknych kwiatów, a w drugiej dwie torby prezentowe.
-Kim pan jest? – Harry odezwał się jako pierwszy.
-Tom Hiddleston. Szef, a zarazem serdeczny przyjaciel Lily. Pan musi być jej mężem, Harry tak? – gość mimo, że znał swojego rozmówcę nie zapomniał o kulturalnej formułce.
-Tak. Po co pan przyszedł? – Harry założył rękę na rękę i przyglądnął się brunetowi. Nie podobała mu się jego osoba.
-To już nie mogę odwiedzić przyjaciółki? Poza tym wasze dzieci bardzo mnie lubią, a słyszałem, że Louis jest chory. A właściwie to dlaczego tak oficjalnie. Tom. – brunet wyciągnął dłoń w stronę Styles'a, który niechętnie ją uścisnął, powtarzając przy tym swoje imię.
-To dla Lily? – zielonooki spytał wskazując bukiet.
-Tak.
-Nie uważasz, że to niestosowne kupować kwiaty kobiecie, która jest mężatką? – spytał Harry, akcentując ostatnie słowo. Hiddleston zbliżył się do rozmówcy i spojrzał mu w oczy.
-A czy ty nie uważasz, że zostawienie żony z trójką małych dzieci i wyjazd z praktycznie obcą ci kobietą jest stosowny? – zapadła cisza. - Pozwolisz. – z charakterystycznym uśmiechem Tom wszedł do domu Styles'ów, po prostu wymijając zszokowanego pana domu. Gość zdjął buty i zawiesił kurtkę na wieszaku.
-Dzień dobry Lily! – powiedział głośno, a po chwili w holu pojawiła się kobieta. Szybko podeszła do Tom'a i wpadła w jego rozłożone ramiona. Lily była mile zaskoczona niezapowiedzianą wizytą przyjaciela. Brunet podał jej bukiet, który przyjęła z wielką radością. Chwilę później w pomieszczeniu pojawiła się dwójka maluchów. Obległy Tom'a i za wszelką ceną próbowały wepchnąć się w jego ramiona. Mężczyzna schylił się i każdemu z nim podał jedną torbę prezentową. Dzieciaki uściskały bruneta i pociągnęły go w stronę salonu. Tuż za nimi szła roześmiana Lily z cudownym bukietem w dłoni.
Harry stał z boku i obserwował to wszystko. Gdy pozostał sam po jego policzku spłynęła łza. Łza smutku. Teraz już wiedział jak to jest, gdy druga połówka jest zainteresowana kimś innym, gdy nie jest się w centrum uwagi.
Widząc zachowanie swoich dzieci, żony poczuł jak bardzo zawalił, jak bardzo zmarnował swoje kontakty z nimi przez pieprzoną Cynthię. Jak dotąd, wtedy najbardziej zrozumiał jak bardzo zależy mu na rodzinie.
I jak bardzo będzie musiał się postarać, aby odzyskać ich w stu procentach.
*******************************
Na początku chciałabym życzyć Wam wszystkiego najlepszego z okazji Świąt. Jestem kiepska w składaniu życzeń, ale chciałabym aby w życiu każdej z Was była wielka przewaga radości nad smutkiem. Życzę Wam dużo siły, cierpliwości i dążenia do zamierzonych sobie celów. Pogłębiajcie swoje talenty i zainteresowania, bez względu na to co kto będzie o tym myślał. Róbcie to co kochacie. Pamiętajcie, że jeśli coś daje Wam szczęście to nigdy tego nie żałujcie i nie kończcie <3
Merry Christmas Everyone!
Mam jeszcze jedną sprawę. Pytałam w konwersacji,ale ecz wydaje mi się, że tutaj odpowie na nie więcej osób. Byłybyście zainteresowane fanfiction w klimatach średniowiecza?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top