~22~

Szybkim krokiem udałam się na taras przy podwórku. Pociągnęłam klamkę szklanych drzwi i zamknęłam je natychmiast nie chcąc wpuszczać do domu zimnego powietrza. Mimo niskiej temperatury, która dała o sobie znać tuż po wyjściu na zewnątrz usiadłam na podwyższeniu tarasu. Skuliłam się i objęłam ramionami nogi, licząc, że doda mi to trochę ciepła. Przymknęłam oczy i uniosłam twarz. Zimny wiatr owiewał moją twarz, sprawiając, że długie włosy powiewały. Uchyliłam powieki, aby ujrzeć granatowe niebo, a na nim Księżyc przesłonięty chmurami. Do moich uszu wkradł się dźwięk otwierania drzwi. Nawet nie drgnęłam. Ciężkie kroki same dały mi znać kto zbliża się do mnie. Chwilę potem kroki ucichły, a miękki materiał koca okrył moje ramiona.

-Jest bardzo zimno Lily. Wejdź do domu, bo jeszcze się przeziębisz. – wyszeptał Harry. Nie odpowiedziałam mu, lecz naciągnęłam mocniej materiał na ciało. Brunet mruknął coś pod nosem i usiadł obok mnie.

-Przepraszam Lily, nie wiem co we mnie wstąpiło. – zaczął łącząc ze sobą swoje dłonie. Spoglądnął na nie, a następnie na wprost na ogród. –Jestem po prostu o ciebie zazdrosny. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.

-I dlatego wolałeś ode mnie Cynhtię? – spytałam zimnym głosem, na co Harry westchnął.

-Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem. Wydaje mi się, że po prostu....ona mnie omamiła. Nie wiedziałem co robię. Byłem głupi.

-Nadal jesteś głupi Harry. – przerwałam mu szybko, na co Styles zaśmiał się.

-Racja. Nadal taki jestem. Ale również nadal chcę was odzyskać. Rozumiem, że ten twój szef to tylko przyjaciel.

-Mówiłam przecież, że tak. Z resztą jest ode mnie dużo starszy.

-Przepraszam Lily. – Harry odezwał się po chwili cichym głosem, a jego głowa spoczęła na moim ramieniu. Dreszcz przeszedł jego ciało przez co okryłam go kawałkiem koca.

-Dam radę. – szybko zareagował na mój czyn odsuwając się ode mnie.

-Nie chcę żebyś był potem chory. – odpowiedziałam i ponownie go okryłam. Tym razem nie dyskutował.

-Mam pomysł Lily. Powiedziałaś, że mam się postarać aby was odzyskać. Chciałbym zabrać was na weekend. Wiem, że Blake jest jeszcze za mały na podróże, ale pojedziemy my i bliźniaki. Moja mama z wielką chęcią zaopiekuje się Małym. Z pewnością dołączą się jeszcze chłopaki z Gemmą. A ja będę mógł spędzić czas z wami i oddać się wam w całości.

-Nie wiem Harry. Nie powinnam zostawiać Blake'a na cały weekend. Jest jeszcze malutki.

-Proszę Lily. Zgódź się. To dla naszego związku. O ile chcesz go jeszcze ratować. – jego głos stał się smutny i jakby oschły.

-Chcę, oczywiście, że chcę. – odparłam z głośnym westchnięciem. – Dobrze, możemy jechać.

-Cudownie. Bardzo ci dziękuję, że się zgodziłaś. – Harry nie mógł powstrzymać szczęścia. Cały podskakiwał obok mnie, a szeroki uśmiech nie mógł zniknąć z jego twarzy. Nawet nie wyobrażacie sobie jak wielką ochotę miałam, aby dotknąć jego słodkich dołeczków w policzkach. –Załatwię z mamą aby zaopiekowała się Blake'iem. Myślałem, żebyśmy wyjechali w piątek po południu jak wrócimy z pracy i zostaniemy do niedzieli. Wieczorem wrócimy.

-A gdzie tak w ogóle chcesz jechać?

-Swanage. Znalazłem tam dom do wynajęcia. Widok na zamek i morze. Będziecie zachwyceni. Możesz mi zaufać. Mam tylko nadzieję, że dzieciaki wytrzymają trzy godziny podróży.

-Dadzą radę. Gdyby to było pięć to byłoby dość trudno znaleźć im tyle zajęć, ale trzy. Damy radę. – posłałam w stronę męża delikatny uśmiech.

-Jeszcze raz ci dziękuję. – odparł, a jego dłoń dotknęła mojej. Chwycił moją rękę i przysunął do ust. Ucałował dłoń i przyłożył do swojego policzka. –Zrobię wszystko żeby było jak dawniej. Wszystko. – dodał z naciskiem na ostatnie słowo przymykając oczy z rozkoszy.

******

W środku nocy zbudził mnie okropny płacz. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do małego łóżeczka. Blake wylewał z siebie litry łez, kopiąc przy tym nóżkami.

-Mamusia już jest przy tobie Kochanie. Nie płacz. – wyszeptałam biorąc dziecko w ramiona. W odróżnieniu od moich oczekiwań, chłopiec zaczął jeszcze bardziej płakać. Sprawdziłam czy nie trzeba zmienić mu pieluchy, bądź czy nie dokucza mu głód. Nic z tych rzeczy. Ułożyłam chłopca na ramieniu i zaczęłam spacerować po sypialni próbując go uspokoić. Nic jednak nie wskazywało na to, że płacz szybko minie. –Może boli cię brzuszek. – zaczęłam mówić sama do siebie. Ułożyłam Blake'a na swojej połowie łóżka i zaczęłam delikatnie masować jego brzuch. Pomogło przez chwilę, gdyż płacz powrócił.

-Co się dzieje? – z zamyślenia wybudził mnie zaspany głos Harry'ego. Brunet usiadł na łóżku przecierając oczy.

-Nie wiem co z Blake'iem. Ciągle płacze. Sprawdziłam czy czegoś nie potrzebuje, ale wszystko jest okey. Nie wiem już co robić. – z bezsilności sama załkałam. Gdybym mogła wzięłabym cały ból Malucha na siebie. Nie ma nic gorszego, jak widok płaczącego dziecka.

-Jest przed drugą. – odezwał się Harry wstając. –Musisz się położyć Lily. Idziesz rano do pracy. – brunet podszedł do mnie i kucnął obok. Dłoń ułożył na główce chłopca. –Nie ma gorączki. Co ci jest syneczku? – spytał gładząc dużą dłonią policzki dziecka. Po chwili Harry wziął Blake'a w ramiona i ułożył go w pozycji pionowej opierając na swoim ramieniu. Okrył go szczelnie kocykiem i zaczął kołysać, śpiewając przy tym kołysankę. Sama usiadłam na łóżku zakrywając twarz dłońmi. W głowie zaczęło mi szumieć. Z jednej strony płacz Blake'a i głos Harry'ego, a z drugiej pukanie do drzwi. Pukanie do drzwi?

-Mamo. – cichutki głosik, a raczej jego właściciel otworzył drzwi sypialni. Uniosłam głowę, a gdy wzrok mój i Louis'a spotkały się, chłopiec podbiegł do mnie i rzucił się w moje ramiona.

-Co się stało Skarbie? – spytałam całując Malca w czoło.

-Dlaczego Blake płacze? Śnił mu się potwór?

-Nie wiem Kochanie. A dlaczego ty nie śpisz? – spytałam okrywając Małego kołdrą.

-Nie mogę spać przez Blake'a. Bardzo głośno płacze.

-Darcy śpi?

-Tak. – wyszeptał. –Tato zaśpiewasz mi kołysankę? – Louis spytał niepewnie. Wzrok Harry'ego skierował się najpierw na małego bruneta, a następnie na niemowlę.

-Idź. – podniosłam się z łóżka i wzięłam w ramiona najmłodszego Styles'a. Harry oddał mi go obiecując, że wróci jak najszybciej, po czym wyszedł z Louis'em z sypialni.

Harry nie wrócił od Lou, a ja męczyłam się z Blake'iem do szóstej rano.

*****

-Co się stało Lily? – głos Tom'a wybudził mnie, przez co podskoczyłam na biurku, przypadkowo strącając dłonią długopisy.

-O Boże. – powiedziałam głośniej niż myślałam. Szybko schyliłam się aby pozbierać przybory.

-Wystarczy Tom, ale jak wolisz inaczej to dobrze. – brunet zaśmiał się dźwięcznie. Uniosłam wzrok i przyglądnęłam się mężczyźnie. Dzisiaj zdecydowanie mniej oficjalnie. Czarne, dopasowane spodnie, biała koszulka i czarna kurtka. I do tego nieśmiertelnik na szyi, o ile się nie mylę.

-Przepraszam najmocniej. Po prostu, nie spałam dzisiaj dużo. – westchnęłam prostując się na fotelu.

-Harry?

-Blake. – odpowiedziałam powodując tym samym uśmiech na twarzy Hiddleston'a.

-Jest słodki.

-Bo jest moim synem.

-Oczywiście. To wszystko wyjaśnia. – dodał przez co oboje się zaśmialiśmy. – Ale teraz tak na poważnie. Lily widzę, że nie jest z tobą najlepiej. Wiem, że wy kobiety potraficie świetnie działać z makijażem, ale, bez obrazy Lily, te wory od oczami nie świadczą dobrze.

-Mały strasznie płakał przez kilka godzin. Nie mogłam go uspokoić. Ani ja, ani Harry. Blake zasnął dopiero nad ranem, wtedy kiedy ja musiałam budzić bliźniaki do przedszkola. – westchnęłam zakrywając twarz rękoma. Tom obszedł biurko i stanął obok mnie, po czym odwrócił w swoją stronę mój fotel.

-Spójrz na mnie Lily. – wyszeptał odciągając moje dłonie z twarzy. –Wrócisz teraz do domu i porządnie się wyśpisz.

-Tom, nie mogę tak. Przecież jest tyle pracy...

-To polecenie służbowe. I nie przewiduję odmowy. – odparł z uśmiechem, którego nie odwzajemniłam. Nie chcę żeby inni pracownicy myśleli, że dostaję wypłatę za nic. – No uśmiechnij się trochę Lily. Słońce świeci. – odpowiedział z uśmiechem. Swoje duże dłonie przysunął w stronę mojej twarzy i palcami ułożył moje usta w uśmiech. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top