~20~
-Darcy...- zaczął wyraźnie zaskoczony Tom. Jego dłoń delikatnie gładziła plecy dziewczynki. -Twój tata bardzo cię kocha i z pewnością nie woli nikogo i nie kocha nikogo bardziej od was. Twoi rodzice mają ostatnio troszkę problemów i dlatego twój tata musiał wyjechać. Ale wróci do was. Na pewno. On bardzo cię kocha, tylko troszkę się pogubił. - nie wiedziałam co zrobić. W jakiś sposób Tom odwala właśnie moją robotę w tłumaczeniu dziewczynce sytuacji pomiędzy mną, a Harry'm.
-Czyli...nie będziesz naszym tatą? - spytała smutno unosząc głowę.
-Wy już macie swojego tatę. Ja mogę być twoim ulubionym wujkiem. Pewnie kolejnym, hm? -Darcy pokiwała twierdząco głową i odgarnęła z twarzy loczki. -Myślę, że twój tata byłby bardzo smutny, gdybym mu was zabrał.
-Pewnie tak. Tak jak ja, gdy Louis zabierze mi ciastka z czekoladą. - rzuciła oskarżycielsko wskazując na śpiącego brata. Tom prychnął śmiechem, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Właśnie tak. - skwitował.
-Darcy, czas do łóżka. - odezwałam się odsuwając od ściany.
-Dobrze mamusiu. Pa wujku. - brunetka dała mężczyźnie buziaka w policzek i zeskoczyła z jego kolan. Szybko podeszła do mnie i po obowiązkowym przytuleniu i buziaku pobiegła do swojego pokoju. Westchnęłam i podeszłam do sofy.
-Przepraszam cię za nią. Nie myślałam, że mogłoby jej coś takiego przyjść do głowy. - wyszeptałam czując ciepło na policzkach. Schyliłam się aby wziąć w ramiona śpiącego Lou, lecz męska dłoń szybko mi w tym przeszkodziła.
-Nie możesz się przemęczać. Ja go wezmę, w końcu chyba trochę waży.
-Nawet więcej jak trochę. - dodałam z uśmiechem odsuwając się. Tom delikatnie podniósł chłopca i przytulił do piersi. Louis mruknął coś pod nosem i wtulił się mocniej w bruneta. -Dziękuję. - dodałam, gdy szliśmy do pokoju Malucha.
Położyliśmy małego Styles'a do łóżeczka i przykryłam go kołderką. Zostawiłam zaświeconą małą lampkę i wspólnie z Tom'em wyszliśmy na korytarz.
-Jeszcze raz dziękuję ci za wszystko. Za to, że zostałeś i przypilnowałeś bliźniaków. Z pewnością jesteś zmęczony, te małe wampiry potrafią wymęczyć człowieka.
-Zgadzam się w stu procentach. - oboje zaśmialiśmy się. -Nie masz za co dziękować. To była czysta przyjemność. Masz bardzo słodkie dzieci. I dość posłuszne jak na maluchy w ich wieku.
-To wszystko dzięki Harry'emu i jego zasadom. Sama pewnie nie dałabym sobie z nimi rady. - przyznałam szczerze. I znowu Harry w mojej głowie. Ciekawe czy ja jestem teraz w jego?
-Chyba sytuacja pomiędzy wami jest jeszcze gorsza niż mówiłaś. - zaczął po chwili niezręcznej ciszy Hiddleston.
-Jest, i co najgorsze, odbija się to na dzieciach. - odpowiedziałam smutno.
-Twój mąż tego nie widzi? Tego, że wasze dzieci cierpią? - Tom był bardzo zdziwiony.
-On już nic nie widzi prócz tej całej Cynthi. - odparłam smutno. Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy. Dlaczego nie mogłam mieć normalnej, szczęśliwej rodziny tylko zawsze musi się coś zepsuć. Nie zasługuję na to? W jednej chwili po moich policzkach spłynęły łzy.
-Lily...- wyszeptał brunet i kucnął obok mnie. Jego silne ramiona przyciągnęły mnie do niego. Objęłam go delikatnie w pasie i wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi. -Nie płacz, nie warto przez takiego dupka. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Pomogę wam kiedy tylko będziecie tego potrzebować. Wystarczy, że zadzwonisz czy napiszesz SMSa, a ja przyjadę. - szeptał tuląc mnie do siebie. Jego dłoń gładziła delikatnie moje plecy i włosy, a usta złożyły na głowie kilka pocałunków.
-Dziękuję ci. - wyszeptałam zachrypłym od płaczu głosem.
-Nie masz za co dziękować Lily. To mój obowiązek. - dodał.
-Napijesz się czegoś mocniejszego? - spytałam odsuwając się od mężczyzny. Czas przestać się mazgaić Lily!
-Przyjechałem samochodem.
-Jak chcesz możesz zostać na noc. Harry wraca dopiero we wtorek, a pokój gościnny jest wolny. - wytłumaczyłam korzystając z pomocy Tom'a przy podnoszeniu się. Poprawiłam fryzurę i przetarłam policzki.
-Ty nie możesz pić, a picie samemu nie jest takie fajne. Ale z nocowania skorzystam. - powiedział z szerokim uśmiechem, przeczesując włosy.
-A więc zapraszam na herbatę. Kawy ci nie dam, nie chcę żebyś biegał po ścianach. - Tom wybuchł śmiechem, przez co dostał ode mnie w ramię. Mężczyzna złapał się za owe miejsce, udając jak bardzo go to boli. Westchnęłam kręcąc głową z dezaprobatą i pociągnęłam bruneta za dłoń w stronę parteru.
*****
Następnego dnia obudziły mnie cudowne zapachy dochodzące z parteru. Szybko wstałam z łóżka i po doglądnięciu Blake'a zbiegłam po schodach na dół. Zapach zaprowadził mnie wprost do kuchni, gdzie Tom siedział przy stole jedząc tosty.
-Dzień dobry. Pozwoliłem sobie przygotować dla was śniadanie. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Siadaj bo tosty wystygną. Czego się napijesz, herbata, kawa, sok? -Tom mówił tak szybko, że nie byłam w stanie niczego powiedzieć w między czasie. Zgodnie z jego poleceniem usiadłam przy stole.
-Cześć. Dziękuję za śniadanie, nie musiałeś. - westchnęłam z uśmiechem przekładając na talerzyk dwa tosty. Tom podszedł do blatu obok kuchenki po czysty kubek.
-Ale chciałem. - odpowiedział obracając się w moją stronę i unosząc śmiesznie dłoń. -Będę musiał jechać do jednego z moich pracowników. Koniecznie potrzebuje mojego podpisu pod jakąś ważną umową. Nawet w niedzielę nie dadzą człowiekowi spokoju. - westchnął teatralnie przewracając oczyma. -Mam nadzieję, że Darcy i Lou nie obrażą się, jeśli nie będzie mnie jak się obudzą.
-Nawet nie wiedzą, że zostałeś na noc. - przerwałam mu przysuwając do ust szklankę z sokiem.
-Rzeczywiście. - odpowiedział wymierzając we mnie palcem w geście przyznania mi racji. Jego wzrok powędrował na zegarek na nadgarstku. - Będę się zbierał. To... do zobaczenia jutro w pracy. - brunet podniósł się, a ja wraz z nim. - Siedź i zjedz spokojnie. Trafię do drzwi. - jego dłoń spoczęła na moim ramieniu i pociągnęła mnie w dół.
-Dobrze. Dziękuję jeszcze raz. - powiedziałam podnosząc się. Tom rozłożył szeroko ramiona, a ja wtuliłam się w niego.
-Pa Lily. - powiedział składając na mojej głowie pocałunek.
-Cześć Tom. - odpowiedziałam i wypuściłam mężczyznę z uścisku.
*****
Niedziela minęła mi niezwykle spokojnie. Z racji, że ostatnio Landon stał się strasznie nie uchwytny wybraliśmy się wspólnie z dziećmi na spacer. Postanowiliśmy, że dla mojego dobra nie będziemy rozmawiać o Harry'm. I była to świetna decyzja. Wreszcie odetchnęłam od całej tej sytuacji i poczułam się jak wolna, szczęśliwa kobieta i matka trójki dzieci.
Poniedziałek minął jeszcze szybciej. Rano zgodnie z umową kilka minut przed siódmą w naszym domu pojawił się Tommo. Ku mojemu zaskoczeniu miał ze sobą reklamówkę z różnymi słodyczami, którą od razu zarekwirowałam. Oddam mu ją potem. Musiałam szatynowi udzielić rad i wytłumaczyć co, gdzie i jak. Pewna, że wszystko mu przekazałam mogłam zawieźć dzieci do przedszkola i pojechać do pracy. Wyjątkowo widziałam dzisiaj Tom'a tylko dwa razy. Rano minęliśmy się na korytarzu, gdy biegł na konferencję i drugi raz, gdy wychodziłam z pracy. Stał przy recepcji rozmawiając z jedną z pracownic. Udało mi się poznać już część pracowników, jednak kompletnie wyleciało mi z głowy imię tamtej kobiety.
*****
Stwierdzam, że wtorek przyszedł zdecydowanie za szybko. Po południu miał przyjechać Harry. Postanowiłam, że porozmawiam z nim wtedy o tym co jest między nami. Chcę mu również zaznaczyć, że przez jego zachowanie najbardziej cierpią dzieci.
Po pracy zrobiłam zakupy i zaparkowałam samochód przed domem, gdy na zegarze wybiła szesnasta pięćdziesiąt trzy. Zabrałam reklamówki i torebkę, po czym ruszyłam do drzwi. W pewnej chwili coś mnie natchnęło żeby się odwrócić. Spojrzałam na podjazd i zamiast samochodu Louis'a, zauważyłam pojazd Harry'ego. Po prostu cudownie. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do domu.
-Jestem. - powiedziałam głośno zdejmując szpilki. Odpowiedziała mi głucha cisza. Weszłam w głąb domu i zaglądnęłam do salonu. Nikogo w nim nie było, a wszystko było w najlepszym porządku. Zostawiłam zakupy w również pustej kuchni i skierowałam się na piętro. Dopiero tutaj doszły do mnie ciche rozmowy bliźniaków dobiegające z pokoju chłopca. Mimo tego skierowałam się do mojej sypialni. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się mój jakże cudowny mąż. Harry siedział pochylony nad łóżeczkiem Blake'a i wpatrywał się w chłopca.
-Cześć. - zaczęłam cicho kładąc torebkę na fotelu.
-Hej. - brunet odpowiedział, przenosząc swój wzrok na mnie. Albo mi się wydawało albo posłał mi delikatny uśmiech. - Jak było w pracy?
-Interesuje cię to? Ciekawe. - odpowiedziałam z kpiną. Harry nie odezwał się, a jedynie spuścił głowę. -Jak było na wyjeździe? spytałam zdejmując marynarkę.
-Dobrze. - mruknął pod nosem. -Udało nam się załatwić dużo spraw. - ciekawe czy te sprawy to tylko o podłożu pomocy w odzyskaniu dziecka.
-Musimy porozmawiać. - zaczęłam. Przesunęłam torebkę i usiadłam na fotelu, zakładając nogę na nogę. -Chcę wiedzieć na czym stoimy. A raczej na czym ty stoisz. Nie wiem, mam już szykować walizki i przygotować w łazience miejsce na kosmetyki Cynthii?- spytałam czując napływającą złość.
-Kochanie...
-Nie mów tak do mnie. - przerwałam mu szybko, przymykając oczy. -Na chwilę obecną straciłeś przywilej zwracania się do mnie w taki sposób. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem najbardziej krzywdzisz dzieci.
-Rozumiem. - odpowiedział spokojnie.
-Rozumiem? Tylko na tyle cię stać? - prychnęłam. -Dzieci są przekonane, że już ich nie kochasz i nas zostawisz, a ty reagujesz na to pieprzonym ,,rozumiem"? Zastanów się co ty wyprawiasz i co się z tobą dzieje. Myślę, że byłbyś świetnym obiektem zainteresowań psychologów, jak nie psychiatrów. - odpowiedziałam wstając energicznie. Podeszłam do łóżeczka mojego najmłodszego dziecka. Blake wpatrywał się szmaragdowymi oczyma w sufit i poruszał wesoło rączką. - Radzę ci porozmawiać z bliźniakami. Z pewnością mają ci wiele do powiedzenia, mimo swoich czterech lat. - zabrałam na ręce małego bruneta i szybko wyszłam z sypialni. Zaglądnęłam do pokoju Lou, gdzie przywitałam się z dzieciakami. Ze względu na to, że przerwałam im ,,śmiertelnie ważny" pojedynek maskotki smoka z samochodzikiem zostałam szybko wyproszona z pokoju. Razem z Blake'iem zeszliśmy do salonu, gdzie w spokoju przygotowałam sobie coś lekkiego na obiad.
*****
Harry'ego nie widziałam przez resztę dnia. Wydawało mi się to nawet bardzo dziwne, gdyż zawsze snuł się po domu i mój wzrok mógł go zlokalizować.
-Widzieliście tatę? - spytałam bliźnięta w czasie kolacji.
-Jak wróciłaś z pracy to przyszedł do nas. Bawiliśmy się i rozmawialiśmy. Było smutno. Potem tata sobie poszedł i go nie widziałam. - powiedziała Darcy, a jej twarz zaczęła wyrażać smutek. Chyba wiem o czym rozmawiali. Nie chcąc dręczyć dziewczynki nie drążyłam tego tematu.
Po kolacji zaprowadziłam dzieci do salonu i włączyłam im bajkę. Blake'a włożyłam do łóżeczka i poprosiłam Darcy, która mimo swoich czterech lat była bardzo odpowiedzialna, żeby czasem na niego popatrzyła. Sama po sprzątnięciu kuchni udałam się w poszukiwaniu Harry'ego. Jego zachowanie wydało mi się trochę nietypowe. W ogóle nie prowokował mnie, nie było kłótni, przepadł w domu. Zaczęłam poszukiwania od parteru. Podejrzewałam, że może być w swoim gabinecie, lecz pomieszczenie było puste. Nie znajdując go na parterze skierowałam się na piętro. Sprawdzałam każdy pokój, lecz nigdzie nie było mojego męża. Ostatnie miejsce na liście było pokojem gościnnym, w którym tymczasowo spał Harry. Podeszłam do drzwi i usłyszałam cichy płacz. Pchnęłam je delikatnie i weszłam do środka. Sypialnia oświetlona była jednie przez małą lampkę na stoliku nocnym. W rogu pomieszczenia siedział skulony Harry. Głowę trzymał między kolanami, które obejmował ramionami. Po wejściu do pokoju gościnnego płacz był zdecydowanie głośniejszy.
-Harry. - zaczęłam chcąc zwrócić jego uwagę. - Co się stało? -mówcie co chcecie moje myśli i mój mózgu, ale to jest mój mąż, który ostatnio nie był w takim stanie.
Odpowiedział mi jedynie ciągły płacz. Podeszłam do bruneta i kucnęłam przed nim.
-Rozmawiałem z dziećmi. - wyszeptał wpatrzony w kolana. - Oni...oni naprawdę myślą, że ich nie kocham. Że ich zostawię. - powiedział kręcąc głową z przymkniętymi oczyma. Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Szczerze, wyglądał jak siedem nieszczęść. Czerwone od płaczu oczy, mokre policzki, sine wargi i włosy w całkowitym nieładzie. -A ja je przecież kocham, najmocniej na świecie. Kocham Darcy, Louis'a, Blake'a i ....ciebie też.
*******
Oj Harry, Harry, Harry....
Komentujcie, jestem ciekawa co myślicie o zachowaniu Harry'ego. Zmieni się, czy wręcz przeciwnie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top