~14~
Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz. Pewnie nie zsunęłam rolet. Wyjątkowo byłam pełna energii. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce. Kliknęłam dwa raz w ekran, a moim oczom ukazała się godzina siódma dziesięć. Trochę sobie pospałam. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do łóżeczka. Blake już nie spał, lecz wpatrywał się w sufit.
-Hej Miśku. – uśmiechnęłam się biorąc syna w ramiona. On popatrzył na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczyma i pomachał rączką. Ucałowałam go w głowę, po czym nakarmiłam i przebrałam w słodki kombinezon niedźwiadka. Założyłam szarą bluzę na zamek i z Blake'iem w ramionach zeszłam na parter. Z kuchni dobiegały radosne okrzyki, więc udałam się w tamtą stronę.
-Dzień dobry wszystkim. – uśmiechnęłam się wchodząc do kuchni.
-Cześć mamusiu. – odpowiedziały jednocześnie bliźniaki. Czasami ta ich synchronizacja mnie trochę przeraża.
-Dzień dobry Lily. Wyspałaś się? – spytała Anne podchodząc do mnie.
-Tak. Dziękuję, że się nimi zajęłaś. Potrzebowałam trochę więcej snu niż zwykle. – odparłam. Anne przejęła ode mnie chłopca i wskazała miejsce przy stole, na którym leżały tosty oraz sok. –Harry już wstał? – mimo, że byłam okropnie zła na mojego męża coś wewnątrz mnie kazało mi się o niego zapytać.
-Przed chwilą wyszedł z domu. Powiedział, że zje w firmie i mamy nie czekać na niego z kolacją. – z kolacją. Czyli zamierza wrócić do domu po dziewiętnastej? Czyżby Cynthia? Czułam jak zaczyna mnie napełniać złość.
-Dobrze. – mruknęłam biorąc łyk soku. Chciałam być twarda i pokazać, że mogę być taka jak Harry, ale ...nie potrafiłam. Niesamowicie bolał mnie fakt, iż mój mąż woli obcą kobietę od własnej rodziny. Od żony, której przyrzekał wierność, miłość i uczciwość małżeńską. –Anne, mogłabyś zająć się Blake'iem? Ja odwiozę Darcy i Louis'a, a potem zrobię zakupy. – spytałam teściowej tulącej małego chłopca.
-Oczywiście. Babcia z wielką chęcią spędzi czas z takim małym Słodziakiem. – powiedziała przesłodzonym głosem całując dziecko w policzek.
Razem z bliźniakami szybko się zebraliśmy i wspólnie wsiedliśmy do samochodu.
-Mamo. – zaczęła nagle Darcy.
-Tak Skarbie?
-Tata już nas nie lubi? – spytała smutno. Tylko nie to, błagam. W lusterku zauważyłam jak Louis chwyta ją za rączkę i ściska, jakby chciał dodać jej otuchy.
-Dlaczego tak myślisz?
-Bo taty ciągle nie ma. Już nikt nie śpiewa mi na dobranoc. – wymruczała, a po jej policzku spłynęła łza. Teraz ten kretyn doprowadził do płaczu nasze dziecko. Tego mu nie wybaczę.
-Wiesz Kochanie. Tata ma teraz dużo pracy i dlatego ciągle go nie ma. Ale obiecuję ci, że za niedługo wszystko wróci do normy. – uśmiechnęłam się do niej, a raczej do jej odbicia w lusterku. Dziewczynka odgarnęła brązowe loki i przetarła policzki.
-Kocham cię mamo. – posłała mi buziaka, co odwzajemniłam tym samym.
******
Okey, czyli mleko, warzywa, owoce, mąka i jajka są. Co tam jeszcze było? Cholera, moja pamięć.
Kroczyłam pomiędzy sklepowymi regałami starając sobie przypomnieć co też miałam jeszcze kupić. Spoglądanie na różne produkty, co w jakiś sposób mi pomagało, gdyż włożyłam do wózka jeszcze pudełko ryżu oraz ulubiony krem czekoladowy Louis'a. Przechodząc przez dział ze słodyczami postanowiłam kupić coś słodkiego z myślą o Anne i bliźniakach. Wypatrzyłam jedne z lepszych czekoladowych ciasteczek z różnymi dodatkami na górze; rodzynki, orzechy, biała czekolada, suszone owoce i wiele innych. Chciałam dosięgnąć pudełko, lecz jak na złość byłam o kilka centymetrów za niska. Gdy zaczęłam wątpić w sukces mojej akcji duża dłoń sięgnęła po pudełko, które później wyciągnęła w moją stronę. Spojrzałam na jej właściciela i pierwsze co musiałam zrobić to lekko zadrzeć głowę w górę. Przede mną stał niewiele wyższy od Harry'ego brunet o niezwykle jasnych, przepięknych oczach oraz z kilkudniowym zarostem. Na moje oko miał około trzydziestu pięciu lat. I był perfekcyjny.
-Wreszcie udało mi się uratować jakąś damę z opresji. – uśmiechnął się szeroko. Jaki on ma cudowny uśmiech. Nic tylko stać i podziwiać.
-Bardzo dziękuję za pomoc. Jak widać, nie obdarzono mnie wzrostem. – zaśmiałam się.
-W zamian za to, obdarzono panią niezwykłą urodą. – wypowiedział głosem z lekką chrypką, przez co bicie mojego serca przyspieszyło. Zachowuję się jak głupia nastolatka.
-Dziękuję bardzo. – odpowiedziałam lekko się rumieniąc. Nie pamiętam kiedy Harry powiedział mi coś podobnego.
-Ależ nie ma za co. Jestem Tom. – powiedział wyciągając w moją stronę dużą dłoń.
-Lily. – przedstawiłam się z uśmiechem ściskając wyciągniętą rękę. Tom miał już coś powiedzieć, gdy przerwał mu dzwonek jego komórki. Szybko wyciągnął ją z kieszeni spodni i odebrał.
-Coś się stało?.....Za chwilę przyjadę....Jakbyście raz nie mogli sobie poradzić beze mnie. - powiedział, po czym zakończył rozmowę. –Wybacz Lily, ale muszę już iść. Moi pracownicy bardzo mnie potrzebują. – uśmiechnął się lekko. –Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. A żebym potem nie musiał biegać po całym Londynie i szukać pięknej damy poproszę o numer. – jego uśmiech powiększył się ukazując idealne, białe zęby. Spojrzałam na jego wysuniętą w moją stronę dłoń, w której trzymał komórkę. W sumie, co mi tam. Przejęłam urządzenie i po zapisaniu swojego numeru oddałam ją właścicielowi. – Więc do zobaczenia Lily. – w ostatniej chwili Tom chwycił delikatnie moją dłoń i ucałował jej wierzch, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć brunet zniknął za rogiem.
Co to było Lily?
*****
-Rozmawiałam wczoraj wieczorem z Gemmą. – od godziny siedziałam z Anne w salonie i przy kawie rozmawiałyśmy. Głównie o Harry'm. –Powiedziałam jej, że szukasz pracy. Od razu się tym zajęła i dzisiaj rano dostałam informację, że umówiła cię jutro na rozmowę kwalifikacyjną w najlepszym wydawnictwie w Londynie! Szef szuka osobistej sekretarki, a z racji, że bardzo dobrze zna się z Gemmą masz już świetne referencje. – zaśmiała się. –Podobno twój nowy szef jest niezwykłym i przemiłym człowiekiem, więc z pewnością się dogadacie. – słuchałam Anne jak zaczarowana. Zrobiły dla mnie tak wiele i nadal nie przestają tego robić. Mimowolnie po moim policzku spłynęła łza.
-Dziękuję. Bardzo dziękuję. – wyszeptałam obejmując delikatnie Anne. Kobieta z uśmiechem przyciągnęła mnie do siebie i pogładziła po plecach.
-Jutro o jedenastej pod tym adresem. – usłyszałam. Odsunęłam się i sięgnęłam po żółtą karteczkę.
Jutro zacznę nowy etap w moim życiu.
-I mam troszkę smutniejszą informację. Koniec końców wspomniałam Gemmie o zachowaniu Harry'ego. Powiedziała, że nie chce go widzieć dopóki się nie zmieni. Czuję, że jest to całkiem poważna decyzja. – powiedziała smutno Anne, a po chwili rozpłakała się.
Gdyby ten skurwiel to widział....
*****
W środku nocy, a przynajmniej tak mi się wydaje usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Sądząc po podmuchać wiatru ktoś podszedł do kołyski Blake'a, a następnie kucnął przede mną.
-Bardzo cię kocham, ale nie pójdziesz do tej pracy. Już ja o to zadbam. – męski głos z wyraźną chrypką wyszeptał to w moją stronę. Następnie poczułam delikatny pocałunek w policzek i to jak ten ktoś poprawił moją kołdrę. Kolejne skrzypnięcie drzwi mogło świadczyć o tym, że owa osoba wyszła.
Czyżby to był Harry?
Jeśli tak, to mam nadzieję, że ta nocna wizyta była tylko złym snem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top