Rozdział 8
* Następny dzień *
* Pov Erwin *
Obudziłem się, bo strasznie było mi zimno. Chcąc się przykryć kocykiem, skapnąłem się że go nie ma. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że leżę sam na tym dachu.
Wstałem, otrzepalem się i zacząłem zastanawiać się jak ja w ogóle się tutaj znalazłem. Po chwili przypomniało mi się że przecież San mnie zabrał wczoraj. No nieźli ci znajomi. Najpierw imprezujemy a później mnie zostawiają samego na tym budynku.
Spojrzałem na godzine w telefonie. Wnet zdałem sobie sprawę że miałem być dzisiaj o 10 w Burger Shot, a była 12.34. No zajebiście dotrzymuje słowa.
Mając jeszcze 11% baterii, postanowiłem przeznaczyć je na rozmowę ze Sky. Zadzwoniłem więc.
- Halo? - odebrała
- No cześć, miałem dzisiaj być lecz.. coś mi wypadło i nie mogłem się wyrobić. Będę na 14 okej? - zapytałem
- No dobra, strasznie cię słabo słychać bo szumi, gdzie jesteś? - podpytała
- Emm na dachu - powiedziałem niepewnie - Nie ważne co tam robię okej
- Dobra dobra narka - pożegnała się i rozłączyła
No to jestem problem załatwiony, został jeszcze drugi. Jak do cholery trafić do domu!?
* Pov Hank *
Obudziłem się przez straszny ból głowy. Złapałem się za bolące miejsce i otworzyłem oczy. Akurat niefortunnie się złożyło bo leżałem na Grześku. Momentalnie oddalilem się od niego i wstałem. Było mi tak niedobrze, że ledwo co chodziłem. Nagle również obudził się ten debil. Marudząc wstał, otrzepał się i nawet nie zdarzył zrobić kroku bo upadł.
Nagle zadzwonił mój telefon. Był to szef. Na pewno coś się stało, bo dzwoni na numer.
- Halo? - zacząłem
- Hank! Gdzie ty jesteś!? - krzyknął - Nie ma cię już 5 godzin!
- Em, zaspałem - zmyśliłem - Zaraz będę
- Ostatni raz ci wybaczam - odparł - Następnym razem obniże ci odznakę. - rzekł
- Dobra, już idę - rozlaczylem się
Popatrzyłem się jeszcze na Grześka i postanowiłem że chociaż raz będę miły. Pomogłem mu ustanąć na nogi po czym zadzwoniłem do pierwszej lepszej osoby, czyli w tym przypadku Capeli.
Opowiedziałem mu jak to zgodziłem się na imprezę z Monthana i że chłop nawet na nogach nie może ustać.
- Zaraz bede, czekajcie przy lotnisku - odpowiedział
No zajebiście nie dość że czuje się fatalnie to jeszcze mogą mi obniżyć odznakę i to wszystko przez jedną osobę.
Czekając tak jakieś 5 minut, w końcu przyjechał Dante i kazał wsiąść do środka. Pomogłem Grzeskowi usiąść z tyłu, a sam zająłem przód. Przywitaliśmy się takim niby uściskiem, po czym wyjechaliśmy z lotniska. Nagle zrobiło mi się niedobrze. W sumie się nie dziwię bo kac i jazda to nie jest dobre połączenie. Zrobiłem chyba najgorsza rzecz w tej chwili. Zwymiotowałem na swoje spodnie. Capela popatrzył się na mnie złowrogo i otworzył szyby.
Zatrzymaliśmy się gdzieś obok krzaków, po czym dał mi chusteczkę i kazał jakoś trochę się wytrzeć. Mimo wykonania czynności, moje spodnie dalej wyglądały jakby ktoś na nie wylał żółto-zieloną farbę. Wracając do pojazdu, kierowca już zdarzył podłożyć ścierkę na siedzenie.
- Masz szczęście że znalazłem szmatkę - powiedział
- Chyba nie dam rady dzisiaj pracować - odpowiedziałem
- Ty zamierzałeś dzisiaj być na komendzie!? W takim stanie?! - zapytał
- Szef dzwonił, mówił że jak się nie pojawię to mi obniży stopień - odrzekłem - Nie chcę stracić miejsca porucznika, nawet pierwszego stopnia
- On zawsze tak mówi a później zapomina - odparł - Mi też tak kiedyś powiedział i co? Dalej jestem na swoim miejscu
- Miałeś farta - rzekłem zakładając ręce - Zawieź mnie na komendę, a tamtego pajaca - pokazałem na jedno przytomnego Grześka - do domu
- Okej, jak chcesz - powiedział
* Pov Erwin *
Chyba z 10 minut próbowałem znaleźć drogę do mieszkania. W końcu nie wytrzymałem i zapytałem przechodzącego człowieka. Pokierował mnie i dzięki temu, dostałem się do bloku. Usiadłem na kanapie i odrazu podłączyłem telefon do ładowania. Od rozmowy z Sky, rozładował się. Gdy tylko się odpalił zauważyłem jakieś 15 wiadomości i trzy nieodebrane połączenia. Boże, kto by tak do mnie chciał się dobić. Na początku pomyślałem że to Dia, ale później zobaczyłem nieznany numer. Zapewne go znałem lecz wykasowałem. Ciekawiło mnie to, więc oddzwoniłem.
- Erwin - zaczął nieznajomy, chociaż już dobrze wiedziałem kto to był
- Skąd masz numer? - przerwałem mu zdenerwowany
- Od twojego znajomego - rzekł - Sprawę mam
- Gadaj szybko, bo kurwa nie wytrzymuje nerwowo - odparłem
- Spotkajmy się przed wjazdem do Los Santos - odrzekł
- Po co - wypytywałem - Jak będzie to nic ważnego to nie mam zamiaru jeździć
- Eva ostatnio przyjechała do miasta, w którym jesteś - powiedział - Słyszałem od ziomków
- A niech se będzie, nie interesuje się jej życiem - rzekłem
- Ona się cię znaleźć, z resztą, nie tylko ona - stwierdził - Cały twój dawny gang
- Niby czemu te ścierwa miałyby mnie szukać? - zapytałem
- Co ja wróżka jestem? - zadał ironicznie - Nie wiem co nagrabiłeś
- Dobra, nie chcę mi się słuchać twoich wymysłów, nigdy więcej nie dzwoń nara - kliknąłem czerwona słuchawkę się i odrazu zablokowałem numer
Następnie zacząłem przeglądać nie odczytane wiadomości. Większość była od tego debila, którego nie chcę znać, a tylko dwie były od Dii.
Od Dia G:
Stary, dzisiaj 23 przy burger Shot
Od Dia G:
Okej?
Do Dia G:
Spoko
Odłożyłem telefon i położyłem się na łóżku, lecz mogłem tylko pomyśleć o spaniu, bo zaraz idę się spotkać ze Sky. Masakra.
Przejechałem dłońmi po twarzy i wstałem. Poszedłem do łazienki się ogarnąć, a gdy już wyszedłem, odłączyłem telefon i opuściłem mieszkanie.
Nawet się nie spiesząc, bo szczerze nie miałem po co, natknąłem się na młodą, płacząca dziewczynę. Miała może z 18 lat. Zacząłem się zastanawiać. Wypada czy nie zapytać się co się stało. W końcu przezwyciężyła pierwsza opcja.
Usiadłem koło niej udając że na coś czekam, aby nie było przypału. Mądry Erwin jednak myśli. Chwilę tak poczekałem aż rozpocząłem rozmowę.
- Coś się stało? - zapytałem - No, pytanie z dupy wzięte - cisnąłem po sobie w myślach
- Em, nie, nie - odpowiedziała cicho - Może ja już pójdę, do widzenia - wstała i pobiegła przed siebie
No to żeś załatwił kurwa. Jednak nie nadaje się do pocieszania ludzi. Przed czym ja się zastanawiam, oczywiście że nie. Ja już oszalałem, zdaje mi się że każdy się mnie boi. Naprawdę, trzeba chyba załatwić psychiatrę.
* Pov Hank *
Docierając ledwo do swojego biura, natknąłem się na Pisicele. Chciałem uniknąć rozmowy, bo by zaraz zaczął jakieś swoje wykłady. Jednak się nie obeszło, bo nie dał mi przejść.
- Gdzieś ty się tak nawalił?! - zapytał
- Jeszcze głośniej mów, żeby całą komenda słyszała że porucznik się najebał - powiedziałem - Mów szybko co chcesz? Pieniędzy za lawetę - odparłem - Chodźmy do mojego gabinetu to ci dam
- Chuj z tym stary - rzekł - Idź lepiej do domu, się położyć
- Ja dam radę - stwierdziłem - Przepuść mnie - momentalnie odrzyłem i popchnalem go, aby odsunął się
Wbijając do swojego pomieszania, które dziwnym trafem było otwarte, zobaczyłem że na moim fotelu siedzi zdenerwowany szef z jakąś funkcjonariuszka, która stała przeglądała moje dokumenty. Szczerze, byłem zdenerwowany, bo tam są moje wszystkie ważne sprawy i dane.
- Hank, dobrze że jesteś - odparł, wstając - Już myślałem że nie przyjdziesz
- Nie wygląda za dobrze - stwierdziła kobieta
- Ty nie masz nic do gadania - rzekł - A ty - spojrzał sie na mnie - Jeszcze raz spóźnisz się, to przysięgam, zostaniesz wywalony z komendy. Który to już raz w tym miesiącu.. 10! - krzyknął
- Przepraszam sze.. - w tym momencie znowu zwymiotowałem, tym razem na szefa
Za sobą słyszałem tylko denerwujący śmiech Pisicela. Kurwa, mam przesrane.
- Nie skomentuje tego nawet! Pablo chodź tutaj, a nie durnia kleisz! - powiedział - Przedstawisz dziewczynę dla Hank'a, a ja idę się ogarnąć - rzekł i wyszedł z mojego biura
Nagle zrobiło mi się stało. Podparłem się ścianę. Trudno mi było oddychać. Po chwili straciłem równowagę i upadłem na podłogę, tracąc przytomność.
Hejo, nie wiem jak dla was ale dla mnie rozdział wyszedł mega. Może nie jest przemocarny jak pisałam ostatnio pod koniec ale też jest chociaż śmieszny :)
Nowe osóbki. Może już wiecie, kim są te dwie dziewczyny?
Bledy - przepraszam
Bay :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top