Rozdział 57 (WAKACYJNY 7/7) KONIEC!
* Pov Erwin *
Po jakiś 20 minutach czekania i nic nie robienia, w końcu z sali wyszedł lekarz w zielonym ubraniu. Miał na sobie maseczkę, pomimo iż pandemii nie było. Z resztą co ja pierdole, skoro sam noszę, bo muszę ukrywać się przed policją.
- Państwo wszyscy z rodziny? - zapytał, zdejmując rękawiczki
- Tak - przytaknął Dia - Kuzynostwem jesteśmy
- Pan Kui Chak nie żyje, przykro mi - poinformował, a ja tylko spojrzałem się na Davida, który powstrzymywał łzy, lecące mu z oczu - Teraz przepraszam, muszę iść napisać akt zgonu - poszedł z powrotem do sali, zamykając za sobą drzwi
- Ja pierdole.. - westchnął Nicollo, łapiąc się za głowę
Po słowach Carbo nastała cisza. Nikt nie chciał się odzywać, bynajmniej ja, żeby nie powiedzieć nic głupiego. Najbardziej jednak przeżywał to David. Dalej nie wiedziałem co ich łączyło, ale podejrzewam że byli dobrymi przyjaciółmi, sądząc po ich reakcjach. Kui chciał mu pomóc, a nie każdy by podał dłoń dla kogoś kto zabił.
Chwilę później ja i David, wyszliśmy ze szpitala, a reszta została. Chciałem jakoś pocieszyć znajomego i wziąć go do kawiarni. Może gdyby się napił jakieś kawusi to by mu pomogło. Nawet nie pytając go o zgodę, rozłożyłem ręce i przytuliłem go najmocniej jak umiałem, gdy ten płakał w moje ramię.
* Pov Hank *
Pomimo że jeszcze niedawno dziewczyna odrzuciła moje uczucia, to super nam się razem rozmawiało. Dowiedziałem się czegoś od niej więcej, bynajmniej to czemu mnie wystawiła i nic nie powiedziała. Otóż kiedyś została zraniona przez byłego i nie chciała przez dłuższy czas wiązać się z kimś znowu, bo bała się ponownej sytuacji. Odpowiedziałem jej że ja kobiet nie ranie, a wręcz na odwrót i że naprawdę mi się spodobała. Wtedy nastąpiła niezręczna cisza, która Effy postanowiła przerwać.
- Hank - powiedziała - Tak na serio, to.. też mi się podobasz - odrzekła nieśmiało - Od momentu kiedy przyszłam pierwszy raz na komendę co wtedy tak źle się czułeś, co narzygałeś na szefa
- Weź mi nawet nie przypominaj - odparłem, lekko się uśmiechając, gdy nagle spojrzałem na czekoladki od Grześka - Proszę, to dla ciebie - podałem jej słodycz - To jest oznaka mojej miłości do ciebie
- Nie ośmieszaj się - oznajmiła i położyła pudełko obok, a chwilę później pocałowała mnie w usta
* Pół roku później *
Leżałem sobie na leżaku w moim i Effy nowym domu koło plaży w Los Santos. Akurat obydwoje mieliśmy wolne, więc nic nie pozostało, tylko odpoczywać przy słoneczku.
Nagle usłyszałem otwierające się drzwi od tarasu i wychodząca z nich moja kobietę, a bardziej narzeczoną. Nawet nikt nie zdawał sobie pojęcia, jak trudno było się jej oświadczyć. Z tamtą się rozstałem na dobre, bo uznaliśmy że będzie tak lepiej i żebyśmy ułożyli sobie życie na nowo.
Dziewczyna przyniosła mi drinka i usiadła na tym samym leżaku co ja, patrząc się na mnie niepewnie z jakimś pudełkiem w ręku.
- Dziękuję - wziąłem łyka - Co tam masz?
- Dla ciebie - podarowała mi pakunek
- Oo, ciekawe co to jest - odparłem ciekawie i powoli otworzyłem pudełeczko, w którym było plastikowe coś - Co to? Powiedz, bo się nie znam
- Test ciążowy.. - rzekła - Pozytywny - przytakneła
- Będę tatą? - zapytałem zaskoczony
- Tak - odparła - 5 tydzień..
- Matko - schowałem twarz w dłonie
- Nie cieszysz się? - podpytała ponuro
- Nie, to są łzy szczęścia - skomentowałem - Kocham cię - przytuliłem ja
* Pov Erwin *
Od momentu, gdy byłem postrzelony wtedy przez San'a, zdałem sobie sprawę i nie tylko ja, że trzeba skończyć z przestępczością i żyć normalnie. Po pogrzebie Kui'ego, zdecydowaliśmy wszyscy razem że zamieszkamy razem. Akurat dzisiaj była impreza z okazji moich urodzin. Byliśmy tylko we piątkę. Ja, San, Dia, Nicollo i David. Uznałem że są to najlepsze urodziny na świecie, bo są z zajebistymi ludźmi jakimi są moi przyjaciele.
Hejo, ostatni rozdział..
Błędy - przepraszam
Spokojnie, będzie jeszcze 2.0 więc nie musicie się martwić tym że nie będziecie mieli co czytać :)
Naura!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top