Rozdział 53 (WAKACYJNY 3/7)
* Pov Erwin *
Po niechcianej rozmowie z San'em, poszedłem prosto do mieszkania. Usiadłem na łóżku i złapałem się za głowę. Chwilę później coś we mnie wstąpiło, przez to wziąłem jeden talerz i rzuciłem nim w złości na podłogę. Starałem się zachować łzy dla siebie, jednak atak emocji mi to uniemożliwił.
Wypuszczając kilka kropel, które wolno spływały mi po policzkach, usłyszałem ta samą muzyczkę w telefonie, co jeszcze niecała godzinę temu. Wziąłem urządzenie, po czym z całą siłą rzuciłem je w ścianę. Smartfon rozbił się i wyłączył a ja.. dalej nie poczułem ulgi.
Nagle wpadłem na pomysł. Wstałem z podłogi, poszedłem do łazienki i popatrzyłem się w lustro.
- Weź się w garść Erwin, jesteś kryminalista a nie ciotą! - uderzyłem ręką o umywalkę i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się w stronę szafy na ubrania
Wyjąłem jakiś golf, długie spodnie oraz trampki. Wszystko było w tym samym kolorze czyli czarnym. Nałożyłem sobie jeszcze maskę, czapkę, a na ramieniu zawiesiłem torbę z pistoletem i nabojami. Wtedy zacząłem zastanawiać się nad tym co właściwie chce zrobić..
* Pov Gregory *
Okazało się że lot potrwał szybciej niż sądzili wszyscy na pokładzie. Tuż po tym jak Pisicela zwymiotował na mnie, wylądowaliśmy na lotnisku, już na Hawajach. Oczywiście zanim wyszedłem, przeprosiłem obsługę za ten nieszczęsny wypadek i razem z bagażem moim oraz Janka, który poszedł z resztą, wyszedłem z samolotu.
Odrazu po wyjściu, poczułem dosyć spory przypływ ciepłego powietrza. Na pewno było z jakieś 30 stopni, jak nie więcej. W tej sytuacji, założyłem moje okulary przeciwsłoneczne, po czym dołączyłem do innych, którzy postanowili zacząć zwiedzać beze mnie.
Oczywiście nocowaliśmy w mini hotelu koło wody. Zanieśliśmy tam swoje rzeczy, po czym biegiem poszliśmy na plażę, popluskać się niczym małe dzieci. W końcu.. potrzebujemy trochę wrócić do dzieciństwa, mimo że jesteśmy dorośli.
* Pov San *
Chciałem jeszcze raz zadzwonić do Erwina, aby chociaż nie zrobił nic takiego, czego będzie później żałować. Każdy człowiek jak się złości, robi głupstwa.
Niestety jego telefon był cały czas wyłączony. Zacząłem się jeszcze bardziej martwić. Postanowiłem więc zadzwonić do reszty gangu. Wybrałem numer do Dii i przyłożyłem urządzenie do ucha. Poczekałem tak z minutę, a wtedy odezwał się głos chłopaka.
- I jak? - zapytał zniecierpliwiony - Wróci?
- Niestety nie - odparłem - Ale jest teraz ważniejszy problem..
- Ty i te twoje wybryki. Co TYM razem - rzekł
- Erwin się bardzo zdenerwował - tłumaczyłem - Boje się że może zrobić coś, czego później będzie żałował
- I co w związku z tym? - podpytał
- Musicie pomóc mi go odnaleźć, wyłączył komórkę - wyjaśniłem
- Dobra, zrób tak że pójdź do jego domu i zobacz, czy tam jest - stwierdził - Bo jak tak, to bez sensu będę marnował paliwo
- Dia! - krzyknąłem - Jakim ty jesteś samolubem
- No co, święta prawda - przytaknął - Daj znać, nara - rozłączył się
No fajnie ze tylko ja mam wszystko załatwiać, a reszta ma wywalone. Co to w ogóle za gang, który ze sobą nie współpracuje.
Bez większego zastanawiania się poszedłem w stronę mieszkania Knucklesa. Dobrze, że chociaż jesteśmy sąsiadami, więc wiem gdzie znajduje się jego lokum.
Będąc na miejscu, bo od Burger Shot'a do budynku, zajęło mi jakieś 5 minut, zastukalem 3 razy w drzwi. Że nie dostałem żadnej odpowiedzi, postanowiłem powtórzyć czynność jeszcze raz. Tym razem jednak po ponownej ciszy wbiłem do środka bez proszenia. Nikogo w mieszkaniu nie zastałem. Jedyne co to rozbity talerz, porozrzucane ubrania, a w kącie.. jego zepsuty telefon.
Chcąc już wyjść, zauważyłem na podłodze, mała metalową rzecz. Podniosłem ja i okazało się że był to nabój do zwykłego pistoletu. Wtedy zrozumiałem co było grane. Szybko wybrałem numer do Dii i poinformowałem go że trzeba jak najszybciej szukać Erwina, a sam poszedłem do swojego auta, żeby zacząć szybciej.
* Pov Hank *
Może i jestem popierdolonym człowiekiem że stoję za drzewem, patrząc się na Effy, ale gdy chce już do niej zagadać, jakaś nadludzka siła odciąga mnie od tego pomysłu. Nie daje mi wybrać, namawiając mnie to tego żebym stchórzył.
Z ponura mina, gapiąc się jak dziewczyna opala się na leżaku w słońcu oraz stroju kąpielowym, nagle za mną wyskoczył Grzesiek. Ze strachu sprzedałem mu liścia w ryj, przez co złapał się za bolący policzek z lekkim zdenerwowaniem.
- Sorry - przytaknąłem - To było niechcący - wtedy mój wzrok znowu powędrował na Effy
- Co w ciebie wstą... Aaaa - zaczaił - Chcesz jej powiedzieć co do niej czujesz?
- Uwierz że tak.. - westchnąłem - Lecz, nie umiem. Jestem ciotą i tyle w temacie
- Nie no, uwierz w siebie.. nawet nie spróbowałeś - rzekł - Idź i pokaż na co cię stać - popchnął mnie w stronę leżaków
- Zabije cię kiedyś - powiedziałem pod nosem
Hejo, sorry że tak długo nie było rozdziałów, miałam dużo spraw do załatwienia ale powróciłam
Błędy - przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top