Rozdział 51
Aloha
Zaczynamy wakacyjny klimat, który potrwa tylko tydzień, bo w tej książkę musi być więcej napadów heh. Dlatego właśnie wstawiam ten rozdział 24 czerwca
Miłych wakacji i..
Zaczynamy!
* miesiąc później *
* Pov Erwin *
Im dłużej nie utrzymywałem kontaktu z żadną osobą z grupy Dii, tym było mi jakoś lżej. Aż dziwne, nowe miejsce, początek wakacji, a ja nawet ani jednego napadu nie zrobiłem. Nie zaliczając tamtego nieudanego oczywiście. Niby taki wielki Erwin Knuckles, wszyscy się go boją w innych miastach a tu proszę. Zwykły pozornie mężczyzna 26 letni siedzi sobie i chilluje bombę na plaży z drineczkiem w ręku. Zero stresu i natrętnych telefonów..
W jakże cudownym relaksie przerwał mi odgłos, dochodzący z mojej nerki. Zdałem sobie sprawę że było to nie co innego niż mój telefon. Wyjąłem go i odblokowałem, aby sprawdzić, kto ma czelność przerywać mi mój spokój.
A był to Gregory, policjant i mój dobry znajomy. Zapomniałem wspomnieć że od miesiąca jakoś częściej spędzamy ze sobą czas. Tak jakby.. zastępuje mi tamtych znajomych. Chociaż o wiele lepiej jest rozmawiać z jedna osoba, a nie z kilkoma.
Uśmiechnęłem się lekko i jak gdyby nigdy nic, oddzwoniłem. W końcu dzwonił 3 razy, to może naprawdę coś się stało.
- No siema Knuckles - przywitał się odrazu jak odebrał połączenie
- Cześć Grzesiek, co tam chciałeś? - zapytałem - Przeszkadzasz mi w relaksie
- Wyjeżdżam dzisiaj o 15 - poinformował - Na tydzień na Hawaje z innymi funkcjonariuszami
- Oo kurwa - powiedziałem zaskoczony - A co z jednostką, kto będzie pilnował miasta?
- Jadę tylko ja, Effy, Hank, Xander i Pisicela - oznajmił - Reszta zostaje
- Nic mi to nie mówi - odrzekłem zdezorientowany
- Ehh - westchnął - Nieważne, tylko to chciałem ci powiedzieć, a może ty chcesz coś oznajmić? - podpytał
- No cóż ja mogę rzec, miłej zabawy - rzekłem i rozłączyłem się bez pożegnania
Odłożyłem telefon z powrotem do nerki i dalej próbując nacieszyć się słoneczkiem, uświadomiłem sobie że raptem zniknęła ta stara prókfa, która dręczyła mnie połączeniami. Czyżby ona też dała mi w końcu spokój?
Już nie rozmyślając o tamtej porąbanej staruszce, zacząłem sobie układać plan na te piękne wakacje. Miałem w planach wyjechać do rodziców. Na całe szczęście nie wiedzą czym się zajmuje, bo gdyby się dowiedzieli to by mnie wydziedziczyli. I to tak na poważnie. Na samą myśl że mam z nimi siedzieć przy jednym stole i okłamywać o swoim życiu, robi mi się smutno, że nie mogę wyjawić tego, kim naprawdę jestem. Tak serio, nikomu w 100 procentach nie można wierzyć, nawet rodzicom. Zawsze się wygadają przed kimś, najczęściej przyjaciołom w pracy lub dalekiej rodzinie. Nie oszukujemy się, tak zawsze jest.
Mając już się zbierać do mieszkania, bo zaczęła nieco pogarszać się pogoda, znowu zadzwonił ten mój nieszczęsny telefon. Gdy tylko spojrzałem na ekran, wiedziałem że nie warto jest odbierać. Otóż na wyświetlaczu zobaczyłem mordę San'a, która sobie tam kiedyś ustawiłem. Chociaż na coś się przydała bo odrazu mogłem wiedzieć czy nacisnąć czerwona czy zielona słuchawkę. Jednak po dłuższym na myśleniu, postanowiłem odebrać.
- Erwin Knuckles przy telefonie - powiedziałem oficjalnie
- Znam cię - rzekła osoba po drugiej stronie - Chyba że mnie zapomniałeś przez ten miesiąc
- Takiej osoby się nie da zapomnieć - odrzekłem bez emocji - Co chciałeś?
- Chcę się z tobą spotkać - oznajmił - Godzina 17, przy Burger Shot'cie, zgoda?
- Spoko - przytaknąłem - Będę, ale jak będziesz coś nawijał o tamtych fajtłapach skończonych to przysięgam że pójdę
- Dobra, nie będę, umowa stoi - wyjaśnił - Nara - rozłączył się pierwszy
No i w tym momencie uśmiech na mojej twarzy przerodził się w zażenowanie. Ani jednego dnia wolnego nie mogę sobie zrobić, nawet w wakacje.
Sprawdziłem na telefonie godzinę, a było już dobre po 14 więc musiałem się spieszyć, bo trochę mam kilometrów do mieszkania. Oczywiście musiałem mieć maskę na mordzie, bo inaczej policja by mnie już dawno złapała, przez ten napad. Wtedy w ogóle nic nie miałem na twarzy. I teraz dzięki cudownemu Dii, muszę dusić się w upalne lato.
* Pov Gregory *
Nigdy, ale to nigdy w życiu nie leciałem samolotem. Jakoś miałem niechęć do tych środków transportu, bo zawsze w filmach, które oglądałem było że jest duża szansa na katastrofę lotnicza.
Czekałem w poczekalni, aż wpuszcza mnie i znajomych do środka. Siedziałem na krześle a w ręku trzymałem moja zielona walizkę. Zawsze przynosiła mi szczęście, to może teraz też się uda. Koło mnie stał Hank z Effy, a dalej trochę Xander i Pisicela, którzy na ostatnią chwilę kupowali bilety. Fart chciał że akurat wystarczyło dla wszystkich.
W końcu po jakiś 10 minutach siedzenia w upalnym pomieszczeniu, bo było może z 24 stopnie Celsjusza, udaliśmy się wszyscy prosto do samolotu. Podczas całej trasy, Janek wykłócał się na jakiś temat z Overem, ale nie zwracałem na to jakiejś zbytniej uwagi. Bardziej interesowało mnie czy w ogóle przeżyje. Teraz się zczaiłem jaki ze mnie tchórz.
* Pov Hank *
Pisicela dosłownie przez cały czas tłumaczył mi jakim to ja jestem debilem. Dosłownie przez całą podróż na lotnisko i jeszcze poźniej.
- Nie no zajebiście po prostu.. - ględził dalej - Ty to masz pomysły, ale żebym za ciebie musiał kupować bilety, to już jest szczyt chamstwa
- Boże.. - westchnąłem - Możesz przestać marudzić. Czapka ci z głowy nie spadła..
- Dobra skończmy temat, bo naprawdę jestem dzisiaj dosyć nerwowy - rzekł
Parsknąłem tylko pod nosem i nawet nie zdawałem sobie sprawy, kiedy to dotarliśmy do środka samolotu. Usiadłem w wyznaczone miejsce na bilecie, a swój bagaż położyłem na podłodze obok, bo chciałem mieć jakieś przekąski podczas lotu. Za mną siedział Grzesiek z Xander'em, a Effy przede mną. Janek w ogóle gdzieś wyparował po drugiej stronie. Wyjąłem słuchawki i gdy już miałem włączać muzykę, nagle rozległ się głos z głośnika.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie na pokładzie - powiedziała za pewne stewardessa - Przypominam wam o zasadach panujących podczas podróży samolotem. Wstajemy z siedzenia jedynie do toalety, która znajduje się na końcu. Prosimy również o zapięcie pasów i włączenie na waszych telefonach trybu samolotowego przez ten czas - poprosiła, na co wszyscy odrazu wyciągnęli swoje urządzenia - Oczywiście możecie prosić stewardessy o jakiś poczęstunek, ale zapewne same dadzą na jakąś godzinkę. Lot trwa 3 do 4 godzin, więc zalecamy się odprężyć. Miłego lotu, dziękuję na uwagę - pożegnała się a głośnik ucichł
No to sobie posłuchałem muzyki..
Ciąg dalszy nastąpi... Jutro
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top