Rozdział 49

* Pov Erwin *

Siedziałem w bazie z reszta grupy, prócz obrazalskim Dia i jedyne co słyszałem to były przekleństwa rzucane przez większość osób tutaj. Najbardziej jednak poszkodowany w tym wszystkim zostałem ja, a reszta to bagatelizuje. To ja dostałem opieprz.

- Nic kurwa nie powiesz! - krzyknął w moją stronę Nicollo - Zjebałeś!

- Nie denerwuj się - powiedział do niego Kui - Napewno nie chciał tego zrobić..

- Spokojnie, nie stawaj po mojej stronie - westchnąłem i podniosłem się podchodząc bliżej Carbonary

- To twoja wina! - wrzasnął, łapiąc mnie na kolnierz koszulki

- Moja wina - odpowiedziałem łagodnie

- Zepsułeś wszystko! - odrzekł

- Zepsułem.. - powtórzyłem

- Nie chcemy cię w grupie - oznajmił nagle

- To idę, nara - pożegnałem się i wyszedłem z domku

Poszedłem w stronę lasu. Byłem już zupełnie wkurwiony. W końcu poznałem ich prawdziwe oblicze. Niby mili a jednak gdy przychodzi co do czego to zawsze się odsuwają.
Będąc dosyć daleko od brzegu lasu nagle usłyszałem jakiś szelest liści i huknięcie. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem Dię i jakiegoś typa maska na twarzy. Gadali o czymś, z czego jeden z nich krzyczał na drugiego. Po chwili jednak zamaskowany mnie zobaczył, a ja zacząłem uciekać ile sił w nogach.
Minąłem kilka gałęzi i porozrzucanych kłod gdy nagle zaplatalem się w jakieś zjebane plącza. W ostatniej chwili schowałem się w jakiś zaroślach przez co typ mnie nie zobaczył tylko ruszył dalej.
Wyjąłem telefon i chcąc już zadzwonić do San'a przypomniało mi się że już zwarta grupa nie jesteśmy, więc postanowiłem wykonać połączenie do Grześka.

* Pov Gregory *

Siedziałem i ze zniecheceniem słuchałem upamiętnienia Capeli, prowadzącego przez księdza. Nagle zadzwonił mój telefon. Oczywiście że mądry Grzesiek zapomniał wyciszyć dźwięków, rozległa się muzyka "Baby Shark" na cały kościół. Później popatrzyłem się na Hanka, który zaczął cisnąć ze mnie bekę. Musiał maczać w tym palce, bo nigdy bym takiej piosenki nie ustawił na dzwonek. Wyszedłem szybko z budynku, nie przeszkadzając innym i zobaczyłem, kto się dobijał. Na ekranie widniał napis "Erwin". Z zaciekawienia odebrałem..

- Halo - zacząłem

- Cześć, masz czas? - zapytał zdyszany

- Em, no tak nie koniecznie a co? - odparłem

- Musisz po mnie przyjechać, proszę.. - powiedział cicho

- Co się stało? - zapytałem

- Jakiś typek zamaskowany mnie szuka, jestem w krzaku, ale nie będę tutaj siedzieć wieki - odrzekł - Jestem w tym największym lesie, zaraz koło wyjazdu z miasta

- Czemu miałbym ci pomagać, skoro chciałeś przeprowadzić napad na bank? - zmieniłem temat

- Grzesiek, naprawdę.. wszystko ci opowiem, tylko uratuj mnie - rzekł

- Dobra, spróbuj jakoś wyjść na brzeg lasu, będę przy wjeździe - oznajmiłem i rozłączyłem się

To przynajmniej nie będzie takie nudne jak upamiętnienie zmarłego przez księdza, który nie może przestać gadać.

* Pov Pisicela *

W końcu w mieście. Jak ja się cieszę. Chyba pierwszy raz, łzy mi lecą ze szczęścia gdy widzę napis "Los Santos". Przyspieszyłem troche, aby być szybciej na miejscu. Oczywiście nie mogło się obejść bez krzyków starej prókfy, czyli ciotki Capeli ale i tak już jej nie słuchałem od ponad 30 minut.
Na miejscu jakieś 5 minut później. Akurat odbywały się upamiętnienia, na których nie za bardzo chciało mi się być. Nie wiem co jest już gorsze. Słuchanie księdza czy szalonej ciotki.

Sam wszedłem do środka i oznajmiłem wszystkim że jest już trumna. Wtedy proboszcz wyznaczył 4 osoby, aby wniosły ją do środka w tym był Hank. Widziałem już jego grymas na twarzy. Nie powiem, lekko się uśmiałem.
Po chwili jednak skapnąłem się że Gregory gdzieś zniknął. Chcac podpytać się Over'a gdzie jest, ten oznajmił że akutualnie jest zajęty noszeniem trumny. Postanowiłem więc do niego zadzownić. W końcu, zaraz będzie pogrzeb, a go nie ma. Pierwszy sygnał drugi trzeci czwarty i nic. Gdy zadzowniłem ponownie automatycznie włączyła się poczta głosowa. Wyłączył telefon skubany. No trudno, obejdzie się bez niego.

Po godziny później już cały ołtarz był zrobiony. Było miejsce wiecznego spoczynku a wokół niego stały różne kwiaty i jego portret jeszcze z białymi włosami. Aż mi się łezka zakręciła w oku, tym razem nie ze szczęścia, tylko smutku. Nagle zabrzmiały dzwony kościele, co oznaczało że to już czas aby zacząć mszę pogrzebowa. Usiadłem koło Hanka z chusteczkami w ręku.

W tym samym czasie..
* Pov Erwin *

Udało mi się niespostrzeżenie wyjść z lasu i na spokojnie poczekać na Grześka. Gdy minęło 5 minut podjechało jakieś czarne auto, a gdy szyba sie opuściła, zobaczyłem uśmiechnięta twarz policjanta, pokazującego abym wsiadał. Chemię usiadłem koło niego i pojechaliśmy oby jak najdalej od tego lasu. Wtedy zobaczyłem że na jego telefonie są 2 połączenia od "Zjeb".

- Ktoś do ciebie dzwonił - zacząłem przekazując mu jego telefon

- Oddzwoń i daj na głośnomówiący - powiedział skupiony na drodze

Posłusznie wykonałem jego polecenie i zadzowniłem pod wybrany numer. Od razu po 2 sygnałach tajemniczy gość odebrał i zaczął drżeć ryja przez urządzenie az tak, że musiałem go trochę wyciszyć.

- Jedziemy już - odparł Montanha - Zaraz będę

- Jak "jedziecie". Z kim ty.. - wtedy sam nacisnął czerwona słuchawkę - No co, komu chce się słuchać Pisiceli

Wtedy obaj jednocześnie wpadliśmy w śmiech. Dopiero po jakiś 3 minutach zaprzestaliśmy gdy dotarliśmy pod.. kościół. Zacząłem się rozglądać. Na parkingu stało mnóstwo aut. Jakoś sobie nie przypominam by było jakieś święto religijne. Chcąc się spytać Gregory'ego, co się dzieje, ten kazał mi wysiąść i iść sobie.

- Nie chce, abyś został przyłapany - wyjaśnił - Lepiej, jak nie będziesz się tutaj plątał - odrzekł i poszedł prosto do budynku

Tym razem jednak nie posłuchałem się Montanhy i schowałem się w krzakach, aby bacznie obserwować sytuację, która dzieje się w tym właśnie kościele.

* Pov Gregory *

Ja pierdole, spóźniłem się na mszę pogrzebowa mojego przyjaciela. Po prostu zajebiście.

Po tym jak zająłem po cichu miejsce obok funkcjonariuszy, Janek sturchnal mnie dosyć mocno i kazał przybliżyć ucho. Niechetnie to zrobiłem, bo wiedziałem że ma mi coś do przekazania w postaci ochrzanu.

- Gdzie ty byłeś? - zapytał poddenerwowany - Żeby nie być na mszy za..

- Rozumiem, zjebalem i tyle - stwierdziłem - Musiałem pomóc ważnej dla mnie osobie

- Czyżby dla Mii? - podpytał Hank podnosząc i opuszczając brwi do góry i dołu

- Nie, dla kolegi - wyjaśniłem - Poza tym dziewczyna jest tutaj - pokazałem na ławkę bliżej - Mniejsza, najważniejsze że w ogóle jestem

- Masz szczęście, bo inaczej Capela by cię nawiedzał w nocy - oznajmił Pisicela

- Ty to masz czasami głupie pomysły - objaśniłem - Ale nie przejmuj się, każdy to wie

Time skip - po mszy
Godzina 15.10
* Pov Hank *

Wyszliśmy w końcu z kościoła i udaliśmy się wszyscy bardzo blisko, bo na pobliski cmentarz. Oczywiście byłem odpowiedzialny na noszenie trumny, do której przydzielił mnie ksiądz. Byłoby to owiele łatwiejsze gdybysmy szli szybciej ale że to pogrzeb, to zebrani musieli się wlec jak ślimaki. Dopiero gdy dotarliśmy na miejsce spoczynku, razem z trzema typami odłożyliśmy trumnę do wykopanej wcześniej dziury i zaczęły się przemówienia przede wszystkim rodziny i przyjaciół. Ja w ogóle nie poszedłem, bo nie byłem w stanie nic powiedzieć na chwilę obecną. Jedynie z grupy policjantów do przemówienia podszedł Xander, którzy podpierał się Effy.

- Chciałbym coś powiedzieć - zaczął - Capela był moim przyjacielem, odkąd dostałem się do jednostki. W sumie, to zabawne bo poznaliśmy się przez wylanie na siebie kaw, ale to mniejsza. Mimo że znałem go jaki rok lub półtorej roku, to bardzo dobrze wspominam ten czas spędzony z nim na patrolach, a co dopiero akcjach. - mówił nie przerywając - Dzisiaj chyba ja przeżywam, zaraz po rodzinie, ogromny ból bo to ja widziałem jak zostaje postrzelony i upada z kulką w głowie.. jak się wykrwawia i, i.. - do jego oczu napłynęły łzy - Nawet nie zdąrzyłem mu wręczyć prezentu, specjalnie dla niego z okazji dnia naszego poznania, więc teraz właśnie - wyjął z kieszeni mała paczuszkę - Chcę wrzucić ten prezent do tej dziury - powiedział i rzucił nim, tak , że stuknęło o deskę trumny

Oczywiście jak to ja i reszta policjantów rozpłakała się na te przecudowne przemówienie. Chwilę później trumna była już zakopana, a wszyscy zaczęli się rozchodzić. Rodzina nie zarezerwowała stypy, ponieważ chciała się pozbierać po śmierci. Mimo zdaniem, bardzo dobrze zrobiła.

Hejo, przysięgam że to ostatni taki smutnawy rozdział

Błędy - przepraszam
Wiem że te przemówienie wcale nie było piękne ale coś musiałam wymyśleć

Bay bay :* Do jutra kochani

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top