Rozdział 45 Część 1/2

* Pov Erwin *

Wjechaliśmy na jakiś dużych rozmiarów plac, na którym stało dużo funkcjonariuszy z bronią w ręku. Nie wiedziałem czy miałem się śmiać czy płakać, bo wyglądali komicznie, ustawieni w rzędzie i czekający aż wysiądziemy.
Wyszliśmy tak to mówią "gęsiego" z czego ja byłem na samym końcu. Gdy tylko stanąłem na beton, od razu jeden z policjantów, który z nami jechał, zakuł mi ręce w kajdanki i kazał stanąć obok reszty. Jednak powiedział to tak głośno, że aż podskoczyłem ze strachu.
Ustawiłem się obok lekko ciemnoskórego mężczyzny, mojego wzrostu. Widać było po nim, że w ogóle się nie przejmował posiedzeniem sobie w więzieniu.

- Witajcie! - przywitał się nagle jakiś typ, chyba szef tej budy - Nazywam się (Sobie wymyślcie) i chcę opowiedzieć parę zasad, które będą tutaj was obowiązywały do póki nie wyjdziecie. Więc tak.. pierwsza sprawa to..

Nawet nie słuchałem tego gościa. Bardziej interesowało mnie jak moi przyjaciele pomogą mi wyjść z opałów. Pewnie nie wiedzą nawet że jestem tutaj, a nie na komendzie. Jezu, wjadą tam z buta to będą mieć dopiero przypał i wszyscy trafia razem ze mną do paki.

- Erwin Knuckles! - krzyknął, patrząc na jakiś papierek

- Tutaj - odpowiedziałem, podnosząc rękę

- Skądś ja cię znam - oznajmił - Mniejsza.. Vasquez Sindacco! - znów wrzasnął tak że uszy pękają

- Jestem - odparł mężczyzna obok mnie

Przecież można język poplątać takim imieniem i nazwiskiem. Nie, żeby moje było lepsze, ale chociaż łatwiej się wymawia. Że on sam się jeszcze nie pomylił, niesamowite.

W końcu po jakiejś godzinie staniu w upale, bo było chyba z 20 stopni Celsjusza, przydzielili każdemu cele, w której mieliśmy spać. Akurat trafiły się dwie dwójki, a jedna z nich byłem ja. Dostałem kąt razem z tym Vegues czy jak on tam. Bardzo zdziwił mnie fakt że kraty były ponumerowane. Mieliśmy numer 124.
W środku nie było jakoś bardzo pięknie. Popękane ściany, pajęczyny na rogach, piętrowe łóżko, zlew, biurko i jedno krzesło. No i bym zapomniał, regał, na którym leżały dwie książki. Jedna była o regułach panujących w więzieniu a druga typowo kryminalna. Jeśli już miałbym wybierać, wziął bym ta druga. Nie mówiąc już o tym, że mam zasady głęboko w dupie, tylko sam fakt żeby chcieć czytać 500 stron tego samego. Komuś tutaj musiało się zdecydowanie nudzić.
Ustaliłem ze współlokatorem że ja będę spać na górze, a on na dole, ponieważ miał on jakieś problemy z kostką czy coś tam. Gdy miałem zamiar poznać go bliżej, podszedł do nas jakiś funkcjonariusz i podał nam przez kraty karteczkę z codziennym planem dnia. Spoglądając na papier, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, były godziny śniadania. Nie no kurwa przesadzili. Wstawać specjalnie na 7.30 aby zjeść, a później pójść biegać. Naprawdę, debil mógł tylko wymyślić taką rutynę.

- Przestań, mogło być gorzej, patrz - pokazał palcem na zdanie po obiedzie - Mamy się zapisać na jakieś zajęcia, może akurat będzie fajnie - oznajmił

- Szczerze, myślałem że będziesz bardziej arogancki, w końcu, jesteśmy w pace, ty jesteś przestępcą, ja też - wyjaśniłem

- To nie znaczy że nie mogę być miły dla nowych - rzekł

- W jakim sensie "nowych"? - zapytałem

- Jestem tutaj już 4 raz - odrzekł - Lepiej nie ciągnąć tej historii bo jest strasznie długa, jestem Vasquez - przestawił się

- Erwin - odparłem

- No i super, to już jakiś postęp w drodze do przyjaźni - zaśmiał się, a ja nie mogąc wytrzymać również dołączyłem się do niego

Hej, postanowiłam że ten rozdział podzielę na dwie części (drugi będzie tylko z perspektyw funkcjonariuszy LSPD). Rozdział pojawi się pojutrze, jutro bez sensu :)

Błędy - przepraszam
No i kolejna postać do kolekcji haha

Naura :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top