Rozdział 44 (Dłuższy)

Hejo, tak na wstępie chciałam was bardzo przeprosić że rozdziały są po 500 słów ale czasami trudno jest wymyślić  jakiś dobry rozdział który każdemu się spodoba. Nie przedłużając ze względu na to ten rozdział będzie miał 1000 słów  Zapraszam do czytania :)

* Pov Gregory *

Od jakiś dobrych 30 minut leżałem na niewygodnym łóżku, gapiąc się w ścianę i próbować wymyślić plan, przy którym zdołam wyjść z celi i jeszcze raz wytłumaczyć wszystko szefowi, albo chociażby to żeby Pisicela wrócił, bo on nic nie zawinił. Przeze mnie ja stracił, to dzięki mnie z powrotem ja odzyska. Tak postępują przyjaciele.. chociaż zastanawiam się czy to w ogóle była jakakolwiek relacja, czy nie.

Dalej dopasowując swoje myśli w głowie, usłyszałem jakiś hałas za drzwiami prowadzącymi do tego pomieszczenia w którym się znajduje. Momentalnie wejście się otworzyło z hukiem a za nich wyszedł dosyć mocno wkurzony.. Hank! Popatrzyłem się na niego z wielkim zdziwieniem i podszedłem do krat. Ten, zobaczywszy mnie od razu podbiegł.

- Gregory! - powiedział - Co tutaj robisz?!

- Powinienem się spytać pierwszy - odparłem - Ale mniejsza, otóż..

Nie dokończyłem bo do środka wbiegł zdyszany Xander z kajdankami w ręku, a za nim dwójka innych funkcjonariuszy, ale tych co pilnują więzienia. Ten pierwszy mocno chwycił Hanka i zakuł mu ręce, a pozostali weszli do celi Erwina, po czym zaczęli go wyprowadzać z dosyć ogromną siłą. Byłem zdezorientowany całą sytuacja. Za dużo się działo jak na moją głowę. Po raz pierwszy spanikowałem, a po chwili straciłem przytomność.

* Pov Pisicela *

Po jakże godzinnym podpisywaniu jednego papierku, gdzie mogło mi to zająć o wiele wiele krócej, gdyby nie te natrętne telefony, wyszedłem z Burger Shot'a i skierowałem się zdołowany w stronę samochodu. Mimo, że było już po wszystkim, to nadal nie dotarło do mnie co się wydarzyło. Nie myślałem nigdy o zmianie pracy z policji na.. kasjera w restauracji, ale.. tylko to pozostało mi do życia. Jak nie dostanę tej roboty, to ja chyba zwariuje psychicznie. Normalnie popadnę w depresję, o ile już w nią nie wpadłem jak na przykład świętej pamięci Dante Capela.
Nigdy nie umiałem pojąć jak taka osoba się czuje. Czy w ogóle odczuwa jakieś emocje prócz smutku. Co myśli lub.. jak to przechodzi.. Chciałem nieraz pomóc w problemach takiej osoby jak Dante, ale zwykle zaprzeczał, mówiąc że to wcale nie depresja tylko jego dzisiejszy humor. Tylko jego "dzisiejszy humor" był codziennością, gdy tylko witał komendę. Tak jakby.. nienawidził tej roboty, lub został zmuszony do pełnienia funkcji funkcjonariusza policji. Coś mi się wydaje, że jednak ta przypadłość zawita też u mnie.

* Pov Erwin *

Zostałem perfidnie wyprowadzony z budynku policji przez dwóch, silnych typów i zaprowadzony do jakiegoś autobusu, wyglądającego jak szkolny w Ameryce. W środku mnie puścili, a sam grzecznie usiadłem na jakimś wolnym miejscu. Prócz mnie byli jeszcze inni przestępcy, którzy pewnie popełnili większe zbrodnie niż ja w tym mieście. Ja tylko uderzyłem jakiegoś typa, a ci pewnie zabili kogoś lub napadli na banki.. Wydaje mi się że znajdę tutaj jakieś dobre znajomości prócz z Dia, Sanem i pozostała reszta grupy.
Najgorsze się jednak zaczęło po jakiejś 30 minutowej jeździe, prosto do więzienia. Dwójka umięśnionych przestępców zaczęła się ze sobą wykłócać o miejsce, co przerodziło się w bójkę pomiędzy siedzeniami. Jeden tak drugiemu przywalił że kilka kropel krwi poleciało prosto na mnie, a gdy otworzyłem oczy ten co dostawał był cały w czerwonej substancji i nie oddychał, jak później sprawdził policjant. Szczerze, byłem wystraszony. Moje ciało sparaliżowało się wiedząc że ktoś może mnie tutaj zabić. Musiałem być ostrożny, jak miałem spędzić tutaj aż kilka dni.

* Pov Gregory *

Natychmiast otworzyłem oczy gdy poczułem że ktoś wylewa na mnie zimna wodę. Leżałem na podłodze, a nade mną stała Mia razem z Sonnym. Po jego minie mogłem stwierdzić że był na max'a wkurzony i nerwowy. Natomiast dziewczyna bacznie mi się przyglądała ze zmartwieniem na twarzy.

- Co, co się stało? - zapytałem i lekko podniosłem się na łokciach

- Zemdlałeś. Gdyby nie Judith to nie wiem jak by się to potoczyło dalej - w jej oczach było widać łzy

- Spokojnie, żyje - odparłem, aby jakkolwiek ją pocieszyć, bo była bardzo wrażliwa osoba w stosunku do swoich znajomych i bliskich

- Mógłbyś ruszyć dupę i przynieść mu wody?! - krzyknęła do Sonny'ego, patrzącego na telefon z lekkim zlekceważeniem całej sytuacji - Przepraszam, ale taka jest prawda, nie interesuje cię to że twój były pracownik zemdlał

Szef, nic nie odpowiedziawszy na słowa Mii, wyszedł z grymasem na twarzy z pomieszczenia, a chwilę później przyszedł z powrotem razem ze szklanką wody. Podał ja dziewczynie natomiast ona mi. Wziąłem dwa łyki po czym nie zbyt szybko podniosłem się na nogi. Usiadłem na łóżku i cicho podziękowałem młodej kobiecie obok za tak jakby uratowanie mi życia. Nic nie odpowiedziała, tylko odwróciła głowę i zaczęła gapić się w ścianę.

- Kochanie.. - odparła nagle funkcjonariuszka - Jutro o godzinie 10 zostaniesz przetransportowany do więzienia. Rozmawiałam z Sonnym ale on kategorycznie zabronił cię od nowa przyjąć na komendę, przepraszam - odrzekła ponuro

- Nie musisz mnie przepraszać, to nie twoja wina - przytuliłem ja na pocieszenie, chociaż sam byłem zdołowany tymi wieściami - Chciałaś dobrze, ale wiesz jaki jest szef.. on ma swoje zdanie na ten temat, a my swoje. Taka kolej rzeczy - rzekłem

- Nie wiem od kiedy stałeś się takim filozofem ale.. kocham cię nieważne czy to zrobiłeś czy nie - oznajmiła - Niestety, muszę już iść, bo mam zaraz partol więc papa - pożegnała się i wyszła z mojej celi, przy tym zamykając ja

Ehh, muszę się spieszyć..

* Pov Hank *

Siedziałem w środku samochodu razem z Xander'em, który chyba był zdenerwowany zaistniałą sytuacją. Postanowiłem zacząć rozmowę.

- Ej, tak w ogóle to co zmieniło się na komendzie przez ten czas kiedy byłem w śpiączce? - zapytałem

- No prócz wywalenia dwóch osób to niewiele - powiedział tak, że wiedziałem że kłamał

- Niewiele czyli co - kontynuowałem

- No, no.. świętowaliśmy związek Gregory'ego i M-m-mii  - załamał mu się głos

- Świetnie - przytaknąłem - Pewnie była duża impreza

- No tak niekoniecznie - odparł - B-b-bo.. Capela.. umarł - powiedziawszy to jego oczy były już całe zamoczone w łzach

- Co?! - krzyknąłem - Jak to?!

- Zastrzelili go - mówiąc to zaczął się trząść - Przed tym wszystkim się pokłóciliśmy, życzyłem mu śmierci a chwilę później dostał kulkę.. Naprawdę nie miałem dosłownie na myśli tego!

W tym momencie obaj zjechaliśmy z trasy na jakąś polna drogę a auto przekoziołkowało dwa razy i zostaliśmy do góry nogami. Na całe szczęście mi ani przyjacielowi nie stała się krzywda. Jedyne co ucierpiało to był radiowóz policyjny Xandera. Chłopak zamiast wezwać pomoc, usiadł koło drzewa i schował twarz w kolana, cicho szlochając. Kurwa, mogłem nie zaczynać rozmowy, ja to zawsze znajdę taka chwilę do rozmowy że coś musi się wydarzyć. Chciałem zadzwoń do Pisiceli chociażby żeby nam pomógł ale zapomniałem że telefon został w szpitalu. Musiałem więc liczyć na to że przyjaciel w końcu się opanuje i zadzwoni do Janka z prośbą o podjechanie oraz załatwi lawetę.

Hejo, rozdział ten jest tak jakby złączony bo miały być z tego wszystkiego dwie części ale jak pisałam na górze, miało być 1000 słów i jest :)

Błędy - przepraszam
Dziękuję za 3 tysiące wyświetleń kocham was

Ps: Jutro będzie w końcu po jakimś tygodniu "Bez sensu "

Czekajcie i naura

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top