Rozdział 40

* Pov Pisicela *

Po rozmowie z miła kobietą, z którą umówiłem się na godzinę 15.30, postanowiłem że pójdę do sklepu odzieżowego, aby kupić jakieś eleganckie ciuchy, bo w mojej szafie widnieją pustki jeśli chodzi o ładne ubrania. W tym celu musiałem znowu wyjść na niesprawiedliwy świat i ominąć budynek, w którym służyłem dobre 3 lub nawet 4 lata. 

Łza poleciała mi po policzku, myśląc o moim zwolnieniu i że nigdy już nie będę mógł chodzić w mundurze, ani uczestniczyć w pościgach, a również o najważniejszym.. nie powiem żę jestem 101. Usiadłem na łóżku i zakryłem twarz dłońmi, cicho szlochając. Moi rodzice powtarzali bym się niczym nie przejmował i szedł dalej, ale coś mi się wydaję że moja podróż do marzeń się skończyła, bo napotkałem przeszkodę na drodze i stoczyłem się na dno. 

* Pov Erwin *

Oczywiście jak to ja, musiałem wpakować się w tarapaty przed samym napadem. Otóż w drodze do Burger Shot'a, natknąłem się na jakiegoś pijaka, który obraził mnie i przez to wybuchłem i walnąłem go tak, że stracił przytomność. Wszystko by było dobrze, gdyby nie przechodzień, który odrazu zadzwonił po policje. 

Aktualnie siedziałem w miejscu przesłuchań i gapiłem się na jednego funkcjonariusza, który siedział naprzeciwko mnie, czekając na jakieś wyjaśnienia z mojej strony. Nie chciałem nic mówić, bo nie zamierzałem się tłumaczyć, czemu mu przywaliłem, bynajmniej powinien się sam domyślić. W końcu, pewnie taki głupi nie jest. Widziałem, że żyłka mu już pęka ze mną, bo cały czas tuptał nogą. 

- Powiesz coś? - zapytał nagle, wstając od stołu - Języka nie masz czy głosu, do jasnej cholery!? - walnął dłońmi w mebel, a ja cały czas milczałem - Mówi 109, zabrać pana do celi, bo to sensu nie ma - powiedział do krótkofalówki i westchnął - Wstawaj!

Posłusznie wykonałem jego polecenie, aby bardziej nie mieć przypału a tym bardziej, żeby mnie wypuścili. Funkcjonariusz zakuł mnie w kajdanki, a chwile później przyszła jakaś blondyna i zabrała mnie do jakiegoś pomieszczenia z kratami, gdzie było już dwójka ludzi. Kobieta z ogromną siła wsadziła mnie do jednej z celi, zdjęła mi kajdanki, przeszukała, zamknęła i sobie poszła. Usiadłem na jakimś białym łóżku i zacząłem myśleć jak mógłbym się stąd wydostać. Nagle moją uwagę przykuła naprzeciwko jedna z cel, w której siedział.. Grzesiek! Byłem poniekąd zdziwiony, że go tutaj spotkałem, bo wydawał się bardzo miły i sprawiedliwy dla świata. 

- Gregory - zacząłem - Ty.. tutaj? 

- Też się dziwie że tutaj siedzę - odrzekł - A ty?

- Ja typa pobiłem, bo się wkurzyłem - wyjaśniłem 

- W takim razie musiała być gruba bójka, bo za takie sobie przywalenie, nie idzie się do więzienia - stwerdził

- Wszystko było by dobrze gdyby nie to że musiał stracić przytomność, a akurat jutro muszę zrobić jedną rzecz - powiedziałem lekko poddenerwowany - Za co siedzisz? - zapytałem

- Za współpracę z Dią Garscon i postrzelenie Evy Mccarrot - rzekł

- CO?! Dia nie mówił że pracował z jakiś Gregorym - odparłem

- Zaraz, zaraz ty go znasz? - zapytał

- Znaczy, bynajmniej podejrzewam że z policjantem by nie współpracował - poprawiłem się, aby się nie wygadać

- Ja go nawet nie znam osobiście - wyjaśniał - To jest niedorzeczne że szef tak myśli i przez to mnie na amen wywalili a mogłem jeszcze wrócić - posmutniał - Z resztą, to już nie na znaczenia, było minęło. Może faktycznie się nie nadaje..

- Nie możesz się poddawać - tłumaczyłem - Poddają się tylko cioty, a ty nie jesteś, prawda?

- Oczywiście że nie - przytaknął - Przynajmniej ja tak myślę i Hank... który jest w śpiączce oraz Capela.. świętej pamięci - popłakał się 

- Świat jest niesprawiedliwy - powiedzieliśmy w tym samym momencie

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hejo oto 40 rodział!!

Wow już tak dużo napisałam, nawet nie wiem kiedy to minęło :D

Błędy - przepraszam 

Bay bay :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top