Rozdział 35
* Pov Gregory *
Chodziłem w tą i z powrotem na korytarzu, czekając aż Pisielca wyjdzie z sali, na której leżał Hank. W prawdzie zdziwił mnie fakt że go od tak sobie wpuścili, nawet nie zapytali się kim jest, a mnie już tak. Czy tylko ja muszę mieć pod górkę?
W końcu po jakiś 15 minutach wyszedł cały rozpłakany. Kurwa, pierwszy raz go widzę w takim stanie. No ale cóż się dziwić, skoro mieli bardzo dobry kontakt ze sobą jak i z Capelą. Usiadł koło mnie po czym cicho westchnął.
- Życie jest niesprawiedliwe - stwierdził nagle
- Prawda - odpowiedziałem - Teraz wiesz jak bardzo..
W tym momencie obaj usłyszeliśmy strzały, dochodzące z recepcji. Szybko wstaliśmy i wyjęliśmy bronie. Ja poszedłem na lewo a Janek na prawo. Wysuwając się za ściany, zauważyłem grupkę ludzi z maskami na twarzy oraz karabinami w ręce. Było ich z co najmniej dziesięciu. Schowałem się, wyjmując krótkofalówkę. W końcu mogę coś powiedzieć.
- 10-1, kod 1 na szpital. Grupka bandytów - powiedziałem stosunkowo cicho - 10-78
Postanowiłem że zamknę drzwi od sali, w których leżą pacjenci, aby nic im się nie stało. Akurat spotkałem spanikowanego lekarza, od którego odrazu dostałem klucze.
Gdy sale były już pozamykane, zacząłem rozglądać się za Pisicelą. Wychodząc na drugi korytarz, zobaczyłem jak dwójka z zamaskowanych celuje w niego z broni.
- 10-78 - odparłem - Kto wolny, niech przyjdzie, trzeba przeprowadzić negocjacje
- 10-4, idę - rzekła Mia
- Ej, spokojnie, odłóżcie broń - oznajmiłem - Nic złego wam nie zrobie, nie celujcje w policjanta - próbowałem ich przekonać
Niestety moje próby poszły się jebać, bo odrazu po tym jak to powiedziałem, prawie dostałem kulkę w łeb, lecz na całe szczęście w odpowiednim momencie się schyliłem. Akurat w idealna porę do mnie podbiegła Mia. Zaczęła namawiać napastników do negocjacji. Ja nie wiem, ona ma jakiś dar przekonywania bo jak gdyby nigdy nic się zgodzili. Żeby nie czekać zbytnio, poszedłem sprawdzić czy są jacyś poszkodowani. W recepcji było ze 4 lekarzy, ale nie mogłem podejść, bo stali tam kolejni 3 bandyci. No dobra Gregory, czas na improwizacje.. Otworzyłem drzwi od sali i przebrałem się w strój lekarza. (Taki o)
- Czas na zabawę - powiedziałem sam do siebie, zamykając z powrotem sale, gdzie leżeli pacjenci
Nasmarowalem prawdziwa krwią, znaleziona tam gdzie były ubrania, cały fartuch. Wyjąłem skalpel, namoczylem go w czerwonej cieczy i powoli zacząłem zbliżać się do bandytów z zamiarem ich nastraszenia. Powolnymi krokami podchodziłem do nich, tak cicho, że nawet się nie skapneli kiedy przy nich stałem. Przyłożyłem jednemu skalpel do gardła i przyciągnąłem do siebie. Reszta tak się wystraszyła że pobiegli bez kolegi do windy i zjechali nią. Boże, co za idioci..
Puściłem bandytę, który również uciekł, po czym dostałem sygnał z krótkofalówki.
- Wycofują się - odparła Mia - Chcą po prostu pójść, bo ponoć jakiś szalony doktor się tu kręci
- Haha - zaśmiałem się - Niech idą w cholerę
- 10-4 - odrzekła, a ja natomiast przeniosłem rannych na salę
Na całe szczęście zjawił się inny oddział pogotowia i zajął się poszkodowanymi.
Chcąc już wychodzić, skapnąłem się że dalej chodzę w ciuchach lekarza. Szybko pobiegłem się przebrać i powrócić na jednostkę. Niestety po drodze na salę, zauważył mnie Pisicela.
- W doktora się bawiłeś?! - wrzasnął - Chłopie, ja prawie zabity zostałem, a ty takie coś odwalasz!?
- Dzięki mnie sobie odpuścili bo ich nastraszylem - rzekłem - Ha, i kto tutaj ma mózg, ja! - przytaknąłem, po czym wszedłem do szatni, wyskoczyć z ubrudzonych ciuchów w swoj mundur.
* Pov Erwin *
To co zaproponował Dia, przerosło mnie już o milion procent. Okazało się że ten gnojek ma z nami współpracować w napadzie.
Będąc już na skraju załamania nerwowego, bo po raz kolejny Garscon nie chciał mi przedstawić planu, mówiąc że powinienem był słuchać, zadzwonił mój telefon. Kurwa, jeszcze głos tej starej baby mi do tego wszystkiego potrzeby. Odszedłem od grupy i odebrałem połączenie.
- Halo? - zacząłem
- Może pierw takie dzień dobry do starszej osoby - odparła swoim denerwującym głosem
- Dzień dobry - przywitałem się
- Panie pastorze, bo moja wnuczka chciałaby zostać ministrantką, dało by się ją gdzieś wcisnąć? - zapytała uprzejmie
- Em, tak tak, ale zgłoszenia dopiero za..4 dni - oznajmiłem - Do tego czasu, proszę się wstrzymać
- Dobrze - odpowiedziała - Dziękuję do zobaczenia
- Do zobaczenia - powiedziałem i rozłączyłem się
Matko boska, jeszcze mi kurde niech wpierdolą 10 latkę pod opiekę.
Hejo, next rozdział
Troche się podziało ;) Next będzie kiedyś w niedalekiej przyszłości
Błędy - przepraszam
Bay bay :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top