Rozdział 3 //Poprawione//
* Następny dzień - 10.45*
Pov Erwin:
Otworzyłem oczy i lekko je przetarłem. Podnosiłem się z kanapy, rozciągnąłem się, po czym poszedłem do kuchni zjeść coś na śniadanie. Jedyne co przyszło mi do głowy to płatki. Nasypałem trochę do jednej, jedynej miski i nalałem mleka. Wziąłem łyżkę, usiadłem i zacząłem jeść. Przy okazji obejrzałem trochę YouTube'a. Zanim się skończył pierwszy filmik, jedzenia już nie było. Sam byłem zdziwiony bo nigdy tak szybko nie jadłem.
Wsadziłem naczynia do zlewu, po czym podszedłem do szafy, wyciągnąć ubrania na dzisiejszy dzień. Postawiłem na biała długa bluzę, czarne dziurawe spodnie oraz czarne nike.
Rzuciłem wszystko na kanapę, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Na wyswietlaczu pokazała mi się nazwa „Dia G". Odebrałem.
- Halo? - zacząłem
- Hej, ogółem to spotkamy się dzisiaj? Będę z 3 ziomkami. Poznasz ich przy okazji - oznajmił
- O której? Na 11.50 jestem umówiony - odrzekłem
- Około 18 - rzekł - Koło garażów, wiesz gdzie? - zapytał
- Nie, jestem tutaj drugi dzień. Wiem tylko gdzie Burger Shot i sklep spożywczy - wyjaśniłem
- Podjadę po ciebie o 17.40 - powiedział
- Okej - potwierdziłem - Kończę nara - pożegnałem się i rozłączyłem
Westchnąłem cicho, po czym szybciutko się przebrałem i schowałem piżamę pod kołdrę, aby nie było siary. W sumie nikt do mnie nie przychodzi ale zawsze to jakiś porządek.
Sprawdziłem godzinę w telefonie. Była już 11.21. Spojrzałem się jeszcze w lustrze, czy mam dobrze ułożone włosy i po chwilowym zapatrzeniu się w siebie, wyszedłem z mieszkania.
Kolo Burger Shot'a byłem około 11.45. Wbiłem do środka i nikogo nie zastałem. Ani gości, ani Sky. Podszedłem do kasy, a za niej wyskoczyła dziewczyna, strasząc mnie przy okazji.
- Boże! - podskoczyłem
- Haha, super że jesteś - odezwała się
- Kobieto, wystraszyłaś mnie - oznajmiłem
- Dobra nie przeżywaj jak małe dziecko, mam propozycje - rzekła
- Jaką? - zapytałem przechodząc do konkretów
- Widzisz, teraz restauracja nie ma klientów. Najczęściej przychodzą oni około 14-15 po pracy - wyjaśniała - Dzisiaj jestem sama na kasie i pomyślałam że może mógłbyś mi pomóc. Wyjdzie na twoja korzyść, trochę zarobisz - stwierdziła - Piszesz się?
- Do której? - zapytałem
- Do około 17.30 - popatrzyła na kartkę - To jak?
- Poczekaj, muszę wykonać telefon - przeprosiłem i odszedłem trochę dalej, aby zadzwonić do Dii.
Przyłożyłem telefon do ucha. Padły 3 sygnały i odezwał się znany mi zachrypnięty głos chłopaka.
- Cześć, słuchaj - mówiłem szybko - O 17.35 bądź na parkingu koło Burger Shot'a
- Nie ma sprawy - powiedział zaspany - Obudziłeś mnie, ale git, będę
- Spoko, dobranoc - rozłączyłem się i powróciłem do dziewczyny
- To dostanę odpowiedź? - zapytała
- Pisze się - odparłem
* Pov Hank *
Dopiero od 5 godzin jestem w pracy a ja już nerwowo nie wytrzymuje. Aktualnie znajduje się w miejscu przesłuchań, bo dzisiaj o 9.34 inni policjanci złapali typa, który próbował zwinąć komuś auto. Na dodatek w jego kartach zobaczyłem tez inne przestępstwa. Jednak chciałem się dowiedzieć więcej na ten temat, skoro miałem wystawić zarzuty.
- Jeszcze raz - powiedziałem - Czemu chciałeś ukraść auto? - zapytałem spokojnie
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Wziąłem wdech i wydech. Spokojnie Hank, to tylko jakiś debil, po co się specjalnie wkurzać.
- Odpowiesz? - zapytałem ponownie, lecz znowu milczał - Kurwa! - walnąłem rękami o stół - Powiesz coś czy będziemy się tak tutaj modlić!?
Poczekałem na reakcje, lecz dalej udawał niemowę. Byłem już tak zdenerwowany, że chętnie chciałem mu przypierdolić raz a dobrze, lecz wywalili by mnie z pracy za takie coś.
- 110 do 403 zgłosić się - powiedziałem do krótkofalówki
- 403 do 110 - odezwała się po chwili
- Zabrać go - rozkazałem - Do celi więziennej, coś mi się wydaje że sprawa pójdzie do sądu.
- 10-4 - rzekła
Po chwili pani sierżant przyszła i wyniosła oskarżonego z miejsca przesłuchań. Wziąłem swoje kartki, zamknąłem drzwi od sali i powróciłem do biura. Tam czekała mnie dosyć nie miła niespodzianka bo stał tam niejaki Gregory Monthana.
- Nie mam ochoty na kłótnie, naprawdę. Zaraz jadę do szpitala - odezwałem się, kładąc rzeczy na stół
- Chce ci pomóc - powiedział
- Ty mi? - zakpiłem - Przez ciebie spierdoliliśmy razem ostatnia akcje wiec się lepiej nie wypowiadaj
- Wypominasz coś co było rok temu - stwierdził - Stało się to się stało
- Gościu, zginęła mała dziewczynka! - krzyknąłem - Pomyśl co musieli jej rodzice przeżywać
- Domyślam się - odparł - Mówię ci, nie dasz sobie rady sam z takim śledztwem
- Bo co? - zapytałem
- Zrobisz to za wolno, a typ w każdej chwili będzie mógł wyjechać z miasta, a nawet z kraju - oznajmił - Trzeba się spieszyć
- Ty nie będziesz mi pomagał, najwyżej jak nie będę dawał sobie rady, to wezmę Capele lub Pisicela. - odrzekłem - Napewno nie ciebie, a teraz, wypad bo zamykam gabinet i jadę do szpitala
Wyprowadziłem Monthane z pomieszczenia, a ten posłał zażenowana minę, po czym poszedł.
Sprawdziłem czy wszystko mam. Gdy byłem 100 procentowo pewny że tak, zszedłem na parking i wsiadłem do swojego radiowozu. Wyjechałem z garażu, jadąc w stronę ośrodka zdrowia.
Będąc na miejscu, wysiadłem z pojazdu, zamknąłem go na klucz i wszedłem do przychodni. Podeszłem do recepcji i poprosiłem o spotkanie z lekarzem. Kobieta trochę zakłopotana, powiedziała gdzie jest gabinet i że tam będą doktorzy.
Podszedłem pod właściwe drzwi, zapukałem dwa razy. Otworzył mi mężczyzna z zapiętymi włosami w mały kucyk. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, co było niekomfortowe, lecz postanowiłem zacząć konwersacje.
- Mógłbym wejść do środka? - zapytałem - Mam pytanie do wszyskich lekarzy, którzy pracowali wczoraj o około 17.
- Proszę - przysunął się abym mógł wejść do pomieszczenia.
Na białych kanapach siedzieli 4 lekarzy, popijających kawusie i rozmawiających o czymś. Gdy usłyszeli zamykające się drzwi, wszyscy spojrzeli na mnie.
- Chciałbym się dowiedzieć, kto wczoraj przyjął kobietę z rana postrzałową. Miała długie blond włosy z różowymi pasemkami - odezwałem się
- Ja - odparł starszy pan, wstając z kanapy - Ja ją operowałem.
- Mógłbym z panem na osobności pogadać? - zapytałem
- Tak, proszę pomieszczenie obok - pokazał dłonią
Wszedłem do małego biura, w którym znajdowały się tablice, półki na książki oraz dwa krzesełka z biurkiem pomiędzy nimi. Usiadłem na dosyć wygodnym krześle i zacząłem rozmowę.
- Chciałbym trochę więcej dowiedzieć się o pacjentce, oraz wiedzieć czy była by taka możliwość, abym wziął amunicję, która została wyjęta z brzucha dziewczyny do analizy broni? - zapytałem
- Jest pan z rodziny - podpytał
- Nie, ale prowadzę śledztwo, kto ja postrzelił - odrzekłem - Proszę, to bardzo ważne
- Dobrze w takim razie za mną - wstał i poszedł a ja za nim
Hejo, książka tak wam się podoba że postanowiłam wstawiać rozdziały jakieś 3-4 razy w tygodniu w dowolne dni :)
Na książkę "Bez sensu" po prostu czekajcie bo na razie pomysłu nie mam :^
Bay :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top