Rozdział 21
* Pov Hank *
Nie ma mnie raptem jeden dzień i to jeszcze dzisiaj na komendzie i już jakieś dramy się zaczynają.
Z nerwów wyjąłem telefon i zadzwoniłem prosto do Sonny'ego, mimo że miałem mu nie przeszkadzać. Po 2 sygnałach odebrał.
- Co tam Hank? - zapytał spokojnie
- Czemu szef wywalił Grześka - przeszedłem do konkretów
- Ehh, wiedziałem że będę dostawał takie telefony - westchnął - Pogadamy jak wrócę, odrazu zwołam kod 8
- Nic nie zrobił - odparłem - Nie złamał regulaminu ani..
- Hank, proszę cię, nie dyskutuj ze mną bo to się źle dla ciebie skończy - przerwał mi - Kończę, do zobaczenia za 2 tygodnie
Gdy wróciłem do restauracji, Montanhy już nie było. Pozostawiony był tylko moje dwa hamburgery i cola. Zapytałem Sky, gdzie on poszedł, a ona odpowiedziała że przed chwilą gdzieś poszedł. No cholera jasna.. Wziąłem moje jedzonko i szybko pobiegłem na parking koło mojego bloku, aby zacząć go szukać.
* Pov Erwin *
Tym razem nie zaparkowaliśmy przy garażach. Była to jakaś opustoszała chata, o ile można to tak nazwać. Weszliśmy do środka i ujrzałem czekających trzech ludzi na kanapach. Jednego znałem, był to San.. reszty ani chuja.
Ci dwaj wyglądali jakby dopiero co z karnawału wrócili. Ten niższy, chińczyk z jakiegoś hawajskiego, a drugi z krainy lodu, ze względu na jego białe włosy.
- No to tak - zaczął Dia - To jest Kui - pokazał na krasnala - A to jest Nicollo - przeniósł palec na wyższego
- Erwin - przedstawiłem się
- Zaprowadziłem was tutaj aby powiedzieć że już za 5 dni robimy napad na bank - odrzekł Garscon - Lecz, musimy się przygotować.. rozdam każdemu rzeczy, które mają przynieść
- Nie możemy sobie sami wybrać? - zapytałem
- Daj przedstawić mi swoją wizję - zrobił naburmuszoną minę
- Kontynuuj - powiedział krasnal
- San, ty pojedziesz po bronie i amunicję, wiesz gdzie - rzekł do niego
- Tak tak - potwierdził
- Carbonara - popatrzył się w jego stronę - Załatwisz pendrive'y do zhakowania zabezpieczeń i drzwi, Kui - mówił nie przerywając - Znajdziesz nam stroje do napadu, bardzo maskujące, ale żeby można byłoby w nich oddychać. Na sam koniec Erwin - chwilę się zawahał - Musisz poszukać kamizelek kuloodpornych..
- Em, dobrze - przytaknąłem - A ty, co będziesz robił?
- Ja załatwię auto i plan działania - odrzekł - Jak nie będzie wszystkiego dzień przed napadem, to nie ma nawet po co iść
- Jasne - wtrącił się San - Tutaj te wszystkie rzeczy?
- Tak - odpowiedział mu
- To ja mogę już jechać po bronie - odparł
- Nie! - krzyknął - Jest widno, najlepiej późną nocą
- Okej okej - przytaknął - To one na jutro już będą, a później pomogę komuś
- Dobra, na tyle z rozmowy, narka wszystkim - powiedział
- San, mógłbyś zwieść mnie do domu? - zapytałem - Czy jedziesz w drugą stronę?
- Jasne, Chodźmy - oznajmił i wyszliśmy prosto do jego super auta
Przejeżdżając koło plaży, zobaczyłem na małej górce z piasku Gregory'ego, tego policjanta. Pomyślałem i stwierdziłem że on ma pewnie kamizelki, lecz jeśli chciałem go o to prosić, to musiałbym być ostrożny.
Powiedziałem dla San'a żeby się zatrzymał i dojdę sobie piechotą. Wysiadłem z auta. Jak tylko znajomy odjechał, odrazu podbiegłem do funkcjonariusza. Miał bardzo przygnębiający wyraz twarzy i spuszczoną głowę na dół. Usiadłem koło niego, lekceważąc to że siedzimy na piasku. Złapałem do za ramię, na co wzdrygnął wystraszony i popatrzył się na mnie.
- Matko, wystraszyłeś mnie - odparł
- Coś się stało? - zapytałem - Jakiś taki ponury dzisiaj jesteś
- Ehh, ciężka sytuacja w pracy - odrzekł
- Zwolnili cię - powiedziałem pewnie
- Zaraz skąd.. - zaczął
- Nie jestem głupi - przerwałem mu - Poza tym powinieneś być w mundurze a jakoś nie jesteś
- Racja - potwierdził - Czemu życie akurat mnie nęka
- Oj, nie użalaj sie nas sobą - rzekłem - Tak w ogóle, mam pytanie
- Jakie? - zapytał
- Masz może z.. 5 kamizelek kuloodpornych - oznajmiłem
- Powinno się znaleźć w moim domu, a po co ci - zadał zaciekawiony
- Mój brat pracuje też w policji i u nich brakuje właśnie tych kamizelek. Dostawa będzie dopiero za tydzień, a nie wiadomo co się trafi - zmyśliłem
- Ale tak mało jak na całą komendę - powiedział zdziwiony
- Tam jest ich tylko 5, taka mini powiedziałbym. Na wsi - odpowiedziałem
- Dam ci pojutrze okej? - podpytał - Wyśle ci w wiadomości mój adres zamieszkania
- Spoko, dziękuję - przytaknąłem - I naprawdę, głowa do góry i trzymaj się - poklepalem go po ramieniu i poszedłem sobie w stronę domu
- Jaki on jest łatwowierny - powiedziałem w myślach - Ha, nawet nie wie co zrobił
Hejo, kolejny rozdział, nawet dzisiaj wow
Błędy - przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top