Rozdział 2

* Pov Erwin *

Jakieś 5 minut po wyjściu z restauracji, zauważyłem po drugiej stronie sklep spożywczy. Pomyślałem i stwierdziłem że trzeba coś kupić na jutro na śniadanie.

Czekałem na pasach aż będzie zielone. Gdy w końcu światło zmieniło kolor, wszedłem na ulice. Tak idąc sobie na druga stronę, usłyszałem nadjeżdżający samochód. Rozległ się pisk opon. Ja zarazem zdenerwowany i spanikowany nie mogłem się ruszyć. Na całe szczęście pojazd się zatrzymał. Z niego wyszedł młody mężczyzna.

- No jak ty jedziesz tym złomem! - krzyknąłem - Chciałeś mnie zabić czy co?!

- Najmocniej przepraszam - oznajmił i poszedł z powrotem do auta

- Kurwa - powiedziałem cicho i skierowałem się w stronę sklepu.

Po wyjściu, zauważyłem to samo auto, które chciało mnie potrącić. Pomyślałem że to jest jakiś istny przypadek i zacząłem rozglądać się w która stronę mam iść, aby wrócić do mieszkania.

- Szukasz podwózki? - zapytał

- Skąd taki pomysł - odparłem

- Widzę że się nie orientujesz w tym mieście. Nowy? - podpytał

- Ta - rzekłem szybko

- Wsiadaj - oznajmił i sam usiadł na miejscu kierowcy

Wziąłem dwie torby z zakupami, spakowałem je na tylne siedzenia, a sam poszedłem na przód. Zamknąłem drzwiczki i zapiąłem pasy. Popatrzyłem się w okno, aby uniknąć dyskusji. Jednak plan nie się powiódł.
Nieznajomy zapytał się mnie, gdzie jedziemy.

- Na ten nowy blok mieszkalny - odrzekłem - Wiesz, gdzie to

- Tak, znam to miasto w małym paluszku - oznajmił - Jestem Dia Garscon, a ty?

- Erwin Knuckles - przedstawiłem się

- Czym się zajmujesz? - zapytał

- Teraz będziesz mnie przepytywał - podśmiewałem się - Niczym na przesłuchaniu

- Na przesłuchaniu jest gorzej, uwierz mi - odrzekł cicho

- Zatrzymali cię? - podpytałem

- Nieraz - zaśmiał się - Nawet siedziałem w pace tydzień, ale później koledzy zapłacili kaucje

- Niezłych masz tych przyjaciół - odparłem

- Jesteśmy gangiem od ponad 2 lat - stwierdził

- Serio? Napadacie na jubilery, banki itd? - zadałem z ciekawości

- Tylko raz przeprowadziliśmy napad - rzekł - Nie udało się, mamy słabe bronię i brak kamizelek kuloodpornych

- Mhm, to bardzo źle - odrzekłem - O to tutaj - pokazałem palcem na budynek

- Wiem - zaśmiał się i zatrzymał na parkingu - Proszę bardzo, a.. nie zapomnij zakupów

Wysiadłem z auta i wziąłem swoje torby z jedzeniem. Miałem już iść w stronę wejścia do bloku, gdy nagle chłopak zatrzymał mnie mówiąc.

- Czekaj, daj numer telefonu - powiedział

- ****** proszę - podyktowałem

- Dzięki, narka - pożegnał się i odjechał

Wjechałem winda na 4 piętro, po czym odrazu poszedłem do kuchni. Rozpakowałem torby i otworzyłem sobie jogurt. Jedząc go, dostałem wiadomość od nieznanego numeru.

******:
Cześć, to ja Dia jak coś :)

Zapisałem go w kontaktach jako „Dia G". Po chwili dostałem kolejna wiadomość, ale tym razem nie od niego, tylko od Sky.

Sky:
Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia

Ja:
Jaką?

Sky:
Przyjdź jutro do Burger Shot'a o 11.50 okej?

Ja:
Spoko, będę

* Pov Hank *

Po patrolu, wróciłem do swojego osobistego biura i spakowałem swoje rzeczy do plecaka. Koniec roboty na dzisiaj. Wystarczy że jutro mam na 5 rano.
Wyszedłem z gabinetu i zamknąłem je kluczem. Wchodząc do szatni, aby się przebrać, usłyszałem strzały. Pomyślałem że dźwięk może dochodzić z strzelnicy, ale gdy rozległ się krzyk, postanowiłem zainterweniować. Wyjąłem swój pistolet i skierowałem się z powrotem na górę. Na pierwszym pietrze nikogo nie było, na kolejnym też nie. Postanowiłem wyjść na dwór.

Ha, dobrze myślałem. Na dworze przed schodami leżała jakaś młoda postrzelona kobieta. Wiła się z bólu. Nikogo poza nią nie było. Tak jakby strzał został wykonany z daleka, aby nikt nie widział strzelca.
Szybko zainterweniowałem. Zdając sobie sprawę że szef jest cały czas na lini, wziąłem krótkofalówkę i przyłożyłem ją do ust, klęcząc przy kobiecie.

- 110 do 100! - powiedziałem - Kod 0, sprawca uciekł, ranna jedna kobieta. Wezwać karetkę - oznajmiłem

- 10-4 - odparł

Zdjąłem swoją bluzę i owinąłem ją na brzuchu dziewczyny tam, gdzie była rana, aby nie traciła krwi. Jednak było już za późno. Kobieta przestała kontaktować, a po chwili straciła przytomność.
Po minucie przyjechał ambulans i zajął się poszkodowana. Wróciłem na komendę i zastałem tam Capele z Pisicelem pijących kawusie. Przypominam, BEZE mnie.

- O tej godzinie? - zapytałem, podchodząc

- Zmęczony jestem w chuj - odparł Juan

- Ta, bo ty najwiecej dzisiaj robiłeś - stwierdziłem - Siedziałeś w biurze i sprawdzałeś papierki

- Weź i to skumaj - odrzekł - To porąbane

- Tak w ogóle muszę znaleść towarzysza na śledztwo - zmieniłem temat - Postrzelona dziewczyna przed komisariatem. Chce się dowiedzieć, kto to zrobił

- Może weź Monthane - zaproponował Capela

- Tego gnojka - rzekłem - On mi prędzej powie abym spadał niż by mi pomógł

Hejko kolejny rozdział. Dzisiaj wstawiłam bo zobaczyłam że strasznie wam się podoba książka :)
Boże.. nie sądziłam że już pierwszy rozdział będzie miał tyle wyświetleń :o

Następny już w poniedziałek :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top