Rozdział 25

* Pov Erwin *

Nie pospałem za długo, bo może z niecałe 2 godziny gdy ktoś zastukał mi w drzwi, tak głośno, że odrazu otworzyłem oczy. Niechętnie wstałem i podszedłem do nich. Gdy miałem już je otwierać, z ogromną siłą poleciały prosto na moją twarz. Złapałem się za obolały nos. Popatrzyłem wzrokiem, kto był taki mądry. Chciałem udusić własnymi rękami, gdy zobaczyłem San'a.

- Ej słuchaj - zaczął zamykając za sobą drzwiczki

- To ty słuchaj, przez ciebie chyba złamałem nos - wrzasnąłem

- Pojedziemy do szpitala, ale to zaraz - odparł - Teraz musimy objaśnić sprawę z klubem

- San.. nie denerwuj mnie - krzyknąłem - Wieź mnie na pogotowie

Wyszliśmy razem ze znajomym z mojego mieszkania, które zostały zablokowane (?) na klucz i szybko poszliśmy do jego auta.
Już w środku przechylilem głowę do przodu i siedziałem tak z dobre 5 minut. Gdy wyszliśmy strasznie bolał mnie kark, ale to nie był taki ból jak w przypadku złamanego nosa. San oczywiście wydarł mordę na cały szpital, aby mi pomóc. Po chwili wyszedł jakiś młody lekarz i pokierował nas na salę zabiegowa. Usiadłem na kozetce, a kolega jak gdyby nigdy nic mnie zostawił i sobie poszedł.
Okazało się że faktycznie miałem złamany nos i trzeba było go nastawić. Nie mogło się obejść bez ogromnego dyskomfortu związanego z bólem, lecz po jakiś 10 minutach mogłem już sobie normalnie wyjść z ośrodka i dalej sobie prowadzić "spokojne", jak to ujął doktor życie.

* Następny dzień - 4.55 *
Pov Pisicela:

Czekałem przed tylnym wyjściem na funkcjonariuszy. Cały czas z zniecierpliwieniem patrzyłem się na zegarek. Gdy została minuta, wyjąłem z torby notes, aby już zapisywać wszystkich po kolei do ujemnych punktów. Nagle usłyszałem odgłosy  zadyszki. Okazało się że są to policjanci tej komendy. Przewróciłem oczami i schowałem notatnik, zakładając ręce.

- Kogo nie ma prócz Hanka? - zapytałem

Głucha cisza. Postanowiłem przeliczyć na wszelki wypadek, bo mnie nie zrobią w bambuko. Podejrzanie wszyscy byli, czyżby w końcu zaczęli mnie słuchać.. Niesamowite..

- Dobra, piętnaście kółek wokól tego parkingu, czas start - klasnalem w ręce i poszedłem podeprzeć się ściany budynku

* Pov Hank *

Nie mogłem zasnąć przez całą noc ze względu na paranoję związana z chodzeniem do pracy. Moim nawykiem zawsze było wstawanie o tej 4 żeby się przyszykować, a teraz.. dwa tygodnie urlopu.
Wziąłem telefon i zobaczyłem że akurat wysłał mi coś Pisicela.

Od Janeczek:
Przesyła film

Od razu go odtworzyłem. Na pierwszym planie widoczni byli nasi policjanci biegający w koło parkingu, a w tle śmiech Pisicela.

Do Janeczek:
Boże, ty psychopato, nie męcz ich :(

Od Janeczek:
Oj, trochę pobiegają to nic im nie zaszkodzi ;)

Pisząc sobie z nim, uświadomiłem sobie, że w każdej chwili przecież mogę pojechać do roboty. Wywlokłem się z łóżka i ubrałem jakieś byle jakie ciuchy, bo tak czy siak przebiorę się w mundur.
Wziąłem kluczyki od prywatnego samochodu, po czym wyszedłem z mieszkania, zamykając je na klucz i schodząc na parking.
Wsiadłem do samochodu, odpaliłem go, a po chwili byłem już na głównej drodze, prowadzacej na komendę.

Była 5.20 kiedy dojechałem na miejsce. Zawsze parkowałem z tyłu, lecz teraz postanowiłem z przodu, aby nikt się nie spodziewał od razu że przyjechałem. Wysiadłem i poszedłem do środka. Na całe szczęście nikogo przy recepcji nie było, ani w poczekalni. Udałem się więc dalej. Szybkim krokiem wbiłem do szatni i przebrałem się w strój roboczy. Założyłem jeszcze na bark moja krótkofalówkę, lecz nie oznajmiłem nikomu że jestem na służbie, bo byłoby to widoczne w tablecie służbowym u Pisiceli.
Przechodząc się po korytarzu bez celu, natrafiłem na zdenerwowanego zgżanego Capele, trzymającego torbę na ramieniu. Jeszcze takiego wkurwionego go nie widziałem.

- Cześć Hank - powiedział jak gdyby nigdy nic - Zaraz.. Hank! - ocknął się - Co ty tutaj robisz?

- Nudy w mieszkaniu, a ty co.. biegałeś - zaśmiałem się

- Nawet nic nie mów - westchnął - Janek zwariował, jakieś punkty ujemne wstawia za spóźnienia do roboty, masakra - odparł

- Może pójdę z nim pogadać - zaproponowałem

- Rób co chcesz chłopie, ja idę do łazienki się ogarnąć, dobrze że mamy prysznice - odrzekł i oddalił się ode mnie

Ja natomiast udałem się prosto do biura nowego szefa. Zastukalem trzy razy. Gdy usłyszałem jego głos wszedłem i zobaczyłem że ogląda sobie coś w telefonie przy tym cisnął bekę. Poczekałem chwilę aby mnie zauważył, a jak zobaczył mnie, to aż z krzesła spadł.. tak na serio, poleciał do tyłu przy okazji rozwalając kwiatka.

- Niezłe przywitanie - zacząłem

- Hank? - powiedział zszokowany

- Tak, to moje imię - rzekłem

- Co ty tutaj robisz? - zapytał

- Sobie przyjechałem, zobaczyć jak ci idzie jako szef. Narazie chyba nie za bardzo - zaśmiałem się pokazując na rozbity dzbanek

- Dobra tam, kwiatek poczeka - machnął ręką i wyjął z biura jakieś kartki - Słuchaj, ostatnio przeglądałem dokumenty Sonny'ego i napisał kiedyś na kartce co chciałby zmienić w jednostce. Spójrz - podsunął mi papier pod nos - Chciał mieć punkty i żeby każdy miał jakąś robotę w pracy - oznajmił

- Janek.. nie chcę cię martwić ale... tutaj jest napisane małym drukiem "Dla Kadetów" - wyjaśniłem

- Co?! - krzyknął niedowierzając - Pokaż mi to - zabrał mi kartkę i uważnie zaczął się jej przyglądać - Faktycznie.. Jezus.. co ja teraz zrobię

- Przeprosisz wszystkich na zebraniu - odparłem - Najlepiej natychmiast

- Dobra, dzięki za zauważyłeś - rzekł - Inaczej, bym miał przypał - westchnął - Możesz iść jak chcesz

- Niech ci będzie, ale jutro to stawie się na służbie - powiedziałem i wyszedłem z jego biura

Ehh ten Pisicela wszystko pomiesza..

Hejo, oto kolejny rozdział

Błędy - przepraszam

Co mogę napisać no.. Janek jest gapą :D

Bay bay :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top