3
Powróciłam po tych 10 miesiącach bądźcie dumni.
Odrazu zastrzegam, że trochę zmieniłam w poprzednim rozdziale, żeby bardziej pasowało do fabuły. Miłego czytania
~ Kal
———— •
Harry wyszedł na kamienistą plażę i uśmiechnął się widząc kwitnący las, do którego zmierzali, pomógł wylądować Ronowi ich rzeczy z łódki i cicho się zaśmiał, gdy Pansy prawie wpadła do wody.
— Dzień dobry! Nie spokojnie! My z wizytą.
Potter odwrócił się i spojrzał na Hermione, która szła w stronę ciemnego niedźwiedzia, chciał podejść ale rozbudził go nagle ostry głos karła, który kazał jej wrócić do łodzi. Dobył miecza kiedy zwierzę zaczęło biec na jego przyjaciółkę z groźnym rykiem.
— Stój!
Krzyknęła Pansy wymierzając strzałę w niedźwiedzia, krzyknęła kolejny raz ale stworzenie padło na ziemię dopiero po dostaniu strzałą w serce. Parkinson odwróciła głowę w stronę Zuchona, który zabił niedźwiedzia, bez słowa podbiegła do Hermiona i pomogła jej wstać.
— Dlaczego nie posłuchał?
— To zwykły niedźwiedź?
— Widocznie wcale nie umiał mówić.
— Narnie nie jest już tak przyjazną jak za waszych czasów. Wiele się zmieniło.
Przyjaciele spojrzeli na karła, który bez większego poruszenia wbił sztylet w zwierzę sprawdzając czy napewno im nie zagraża, ze smutkiem rozejrzeli się wokół. Zupełnie nie rozpoznawali w tym świecie tej pięknej, czystej, wyśnionej krainy za którą tak bardzo tęsknili.
—————— •
Hermiona przebudziła się w środku nocy, a jej oczom ukazały się nimfy leśne , które powstały z pięknych, różowych kwiatów kwitnących jabłoni. Próbowała zbudzić Harry'ego jednak ten tylko zbył ją ręką i przekręcił się w śnie, na drugi bok. Wstała idąc za śmiejącymi się dziewczynami i przemierzała sama las patrząc na tańczące drzewa. Znowu poczuła się jak w domu, wtedy na skale ujrzała Aslana, szczęśliwa podbiegła do niego i rzuciła się na jego gęstą grzywe.
— Jesteś tutaj! I urosłeś.
Zaśmiała się czując jak wielki kot wtulił się w jej bok, rozmawiali jeszcze chwilę, kiedy nagle usłyszała pięknienie gałęzi. Szybko się odwróciła ale zamiast nieznajomego patrzyła na plecy Harry'ego. Obudziła się. Wstała i rozejrzała się wokół, nie było nimf, kwiatów, ani tańczących drzew, wstała i ruszył tą samą drogą co we śnie. Dotknęła pnia jednej z jabłoni i westchnęła nie słysząc bijącego serca. Ruszyła dalej, nagle usłyszała szelest i ruszyła szybszym krokiem w stronę skały, ma której miał czekać Lew.
— Aslan!?
Pisnęła, gdy ktoś zatkał jej usta i szybko schował się z nią za drzewem, spojrzała na twarz Rona, a później za drzewo gdzie chodził uzbrojony byk. Drgnęła w szoku i wyswobodziła się z ramion przyjaciela, widziała jak Ron, Pansy i Harry szykują się do ataku, kiedy nagle Rona od tyłu napadł jakiś mężczyzna w kapturze. Zaczeli walczyć na miecze, Pansy krzyczała do przyjaciela żeby się nie poddawał, gdy przeciwnik wytrącił mu miecz z rąk. Harry napiął w tym momencie łuk, jednak Ron rzucił w wyższego gruda piachu i zabrał mu jego miecz.
Zamaskowany mężczyzna zrobił unik i dobył miecz Rona, który leżał nieopodal, Weasley już miał wygrać kiedy jego broń znowu została wytrącona, a przy szyi poczuł zimne ostrze broni Aslana.
— Nie ruszaj się!
Nieznajomy wziął głęboki wdech kiedy usłyszał ruch za plecami i napięcie łuku, odwrócił głowę i spojrzał w piękne, szmaragdowe tęczówki, powoli odsunął się od przeciwnika i opuścił miecz wzdłuż swojego ciała.
Spojrzał na rękojeść miecza i otworzył usta w szoku widząc na zakończeniu złotą, lwią głowę. Wokół rozbrzmiał dźwięk rogu, a z ciemności zaczęli wyłaniać się Narnijczycy.
— Czyli róg jednak zrobił swoje.
Uśmiechnął się sam do siebie i zdjął z głowy kaptur ukazując przystojną twarz, na którą opadały platynowe kosmyki przydługiej grzywki. Teraz patrzył na siebie razem z Harrym, na którego policzkach pokazały się wypieki.
— To oni! — krzyknął ktoś z tłumu.
— To nasi władcy!
Nagle wszystkie stworzenia złożyły pokłon czworgu władcom i zaczęli powtarzać na głos ich imiona. Jedynie Dracon stał wyprostowany i uśmiechał się patrząc na jednego z chłopców, który uśmiechał się do poddanych. Po chwili przeniósł spojrzenie na innych, stwierdzając w szoku, że wyglądają na młodszych niż on sam, co było dla niego bardzo zadziwiające.
— Czyli Ty jesteś Król Ronald.
— Tak.
Oddał rudowłosemu miecz i podniósł swój nie spuszczając z nich ani na chwilę wzroku. Czworo przyjaciół podeszło do niego i porozumiewawczo na siebie spojrzeli.
— A Ty? Kim Ty jesteś?
Pansy wyszła przed szereg patrząc na niego z chłodem, mężczyzna jej się nie podobał. Wyglądał na zupełnie zdziwionego, po za tym był człowiekiem jak oni, więc albo był magiem, albo Malfoyem.
— To Ty nas wezwałeś prawda?
Harry spojrzał na przystojnego blondyna i powstrzymał Pansy ruchem dłoni, nadal w razie potrzeby trzymał łuk w ręce gotowy w każdej chwili zaatakować.
— Harry łagodny. — powiedział niskim głosem i spojrzał w leśne oczy niższego chłopaka. — Tak. To byłem ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top