2
Dzień dobry!
Witam was w kolejnym rozdziale Opowieści z Narnii! Przepraszam za tak długą nieobecność ale szkoła i życie prywatne mnie przytłoczyły, a teraz nie przedłużając.
Zapraszam do czytania!
***************************************
Hermiona stanęła na zboczu klifu i spojrzała na rozpościerajacy się widok. Granger połknęła kawałek jabłka i wyrzuciła ogryzek, za krzaki.
— Ciekawe, kto tutaj mieszkał.
Szatynka odwróciła się do przyjaciół, przypatrzyła się dokładniej Pansy, która kucnęła niedaleko szczątek kolumny. Wyglądała jakby coś znalazła, przekręciła jakiś przedmiot, który lezal w wysokiej trawie.
— Zdaje się, że my.
Parkinson stanęła na proste nogi i obejrzała dokładnie, z każdej strony złotą figurkę.
— Przecież to koń! Z moich szachów!
Uśmiechnięty Wealsley złapał za figurkę i pokazał go Harry'emu, który popatrzył na niego krzywo.
— Na pewno? Skąd by się tutaj wziął?
— Tak!— Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. — Przecież w Norze złotych figur, nie miałem!
Hermiona przebiegła między ruinami, zaśmiała się i stanęła na schodach.
— Wyobraźcie sobie sobie białe ściany! I szklany sufit!
Cała czwórka rozejrzała się i rozszerzyła oczy w szoku. To był ich dawny dom, Carparavel. Ich zamek stał w gruzach, w ich oczach pojawiły się łzy uświadamiając sobie ile musiało minąć lat odkąd po raz ostatni byli w Narnii.
Już po kilku minutach poszli w stronę komnaty, która jako jedyna ocalała, Ron i Pansy przesunęli kamień i całą gromadą weszli do podziemia.
— Niedowiary! Wszystko na miejscu!
Hermiona zbiegła na dół po schodkach i dopadła do swojej skrzyni. Z uśmiechem otworzyła ją i złapała za swój sztylet, leczniczy kołpak oraz czerwoną suknie.
— Chyba trochę utyłaś. — Śmieje się Harry, przez co dostał zakurzoną branzoletą.
Kiedy wszyscy sie przebrali ruszyli znowu na plażę Harry miał na sobie wygodne wełniane spodnie z pakiem w pasie, czarna koszule, do paska miecz, a na plecy założył łuk oraz strzały. Nagle w dali zobaczyli jak dwóch wysokich zolnierzy trzyma skrępowanego karka i chce go wrzucić do morza.
— Puśćcie go! — krzyknęł i napiął luk.
Żołnierze puścili blondyna i zaczeli uciekac jednak Harry zabił jednego strzałą, Pansy i Ron skoczyli do wody ratować karła, który tonął mając związane rece i nogi. Pansy wyłowiła go szybko, a Ron przypłynął z łodzią.
— Puście go!? Odbiło wam!?
Blondyn stanął na nogi i zaczàł się otrzepywać. Był zdenerwowany i spojrzal pesymistycznie na mokre ubrania.
— Zawsze mogliśmy pozwolić ci utonąć. — prychnął Harry i zaczepił się luk o pas na plecach.
— Tak właściwie kim byli ci ludzie i dlaczego chcieli cię zabic?
— Ludzie Malfoyów. Od lat tępią Narnijczyków.
— Malfoyowie? Tutaj? W Narni?
— Gdziewyście sie podziewali przez ostatnie lata?
— To dosyć długa historia.
Hermiona zaśmiała się i stanęli obok siebie na przeciwko niskiego stwora. Narnijczyk spojrzal na nich w szoku i zrobił krok w tył.
— Nie no nez żartów. To wy? Czworo władców z dawnych lat?
— Z tego co mi wiadomo to tak. — Ron prychnął. — nie wierzysz nam? No dobra.
Pansy z uśmiechem przyjęła miecz od przyjaciela i stanęła w pozycji do walki, karzeł tylko spojrzał na to krzywo i wziął miecz od Harry'ego i udał ze go nie podniesie. Blew rozśmieszył Pansy, jednak uśmiech zrzedł jej kiedy karzeł rzucił się na nią z ostrzem. Walczyli kulka minut jednak Pansy korzystając z błędu przeciwnika wyrzuciła mu miecz z rąk i spojrzała na niego z wyższością. Karzeł spadł na ziemie zszokowany i przerażony.
— To naprawdę wy.
~
Draco stał przed sądem Narnijczyków z Borsukiem u boku. Już od kilkunastu minut stwory naradzały się mówiąc głośno, a on stał na uboczu coraz bardziej rozdrażniony.
— Nie możemy mu ufać! Pamiętacie co jego lud zrobił naszym braciom?!
— Ale ja nie jestem tacy jak oni. — wszedl na środek zgromadzenia. — Proszę. Chce wam tylko pomóc.
— Czy gdyby był za władzą wuja straże by go goniły? Musiałby uciekać? Miałby to ze sobą?
Truflogon stanął obok blondyna i pokazał na jego róg. Draco otworzył szerzej oczy i wyjął róg księcia Harryego z pochwy.
– Posłuchajcie. Jeszcze wczoraj nie wiedziałem.. nie wierzyłem, że na tym świecie żyją karły, centaury, miniatury czy gadające zwierzęta. Ale jesteście tutaj. Razem. A ja jestem z wami. Magiczny czy nie. – wystawia róg do góry.— Ten róg nas tutaj sprowadził. I ja wierzę, że dzięki niemu zdobędziemy co nasze. Obiecuje, że jeśli posądzacie mnie na tronie odzyskacie swoje ziemie. Swoje dawne życie. Ale sam nie dam rady. A wiec moje pytanie brzmi. Czy mi pomożecie!?
Stworzenia zakrzyknęli zgodnie i zaczęli wiwatować na cześć księcia, który jedynie uśmiechnął się i spojrzal w gwiazdy.
~
Taca na opinie ————-> __________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top