#9

13 lipca

Czuję wanilię.
-Olivier. Trzymaj proszę to przy nosie dopóki nie przestanie krwawić.
-Spokojnie... -Riva była blada jak kreda. -W tej chwili pewnie nie wyglądasz lepiej ode mnie.
-Czy to Ci się wcześniej zdarzało?!
Trzymałem kawałek materiału przy twarzy. To była długa suknia Rivy.
-Riva. Nie wolisz podać mi poprostu chusteczki?...
-Trzymaj dopóki nie przestanie lecieć!
-Spokojnie...
Po tym jak się zachwiałem Rivalle wpadła w panikę... i jeszcze krew zaczela mi lecieć z nosa.
-To sie wcześniej zdarzało?
-Tak. Uspokój się. Od zawsze jestem wrażliwy na choroby.
-Powinieneś uzupełniać witaminy!
-Przecież dobrze się odżywiam... taka już moja natura. Przestań panikować.
-Jak mam nie panikować?! Jesteś w tej chwili najbliższą mi osobą.
Westchnąłem.
-Dlatego właśnie nie powinnaś się tak martwić. Znasz mnie już dość długo.
-No tak...
Wziąłem materiał od twarzy.
-Krew już nie leci... -wstałem.
-Dobrze się czujesz? Poczekaj! Chodź umyjemy Ci buzię! -zaciągnęła mnie do toalety.
-Uspokój się! Przecież wszystko gra.
-Wybacz... wystraszyłeś mnie.
-Wiem. Widzę... -umyłem nos i usta.
-Riva. Zrób mi kolację. Zgłodniałem.
-Olivier... na pewno dobrze się już czujesz? Gdyby coś się działo to mów dobrze?
-Nie mów mi po imieniu. Będę Cię o wszystkim informować.
-Dobrze! -odbiegła do kuchni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top