#7
9 Czerwca
-Olivieeeeeeer! Chodź na zewnątrz! Mam do Ciebie niespodziankę!
-Ehhhh... -jestem okropnie zajęty a ona jeszcze coś ode mnie chce... przecież ona mnie wykończy...
Zszedłem na dół leniwie i wyszedłem na dwór.
-Co?...
-Ta da! -pokazała na... rower?
-...rower.
-Tak! Jedziemy na wycieczkę rowerową!
-Mam masę pracy... nie mogę, nie chcę.
-Wrócimy przed kolacją!
-Powiedziałem nie.
-Proszę! Olivier! Będzie fajnie!
-Ile razy już Tobie powtarzałem abyś nie mówiła mi po imieniu?...
-Dokładnie 379 razy.
-...czyli nie mam wyboru?
-Nie masz. -uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Chodź! Zaraz Cię przebierzemy!
-Po co?
-Chcesz jechać w garniturze?
-Dlaczego nie?
-No bo będzie Tobie nie wygodnie.
-...no dobrze. Jestem zbyt zmęczony aby się z Tobą wykłócać.
Przebrałem się, Rivalle zrobiła jakieś jedzenie i pojechaliśmy gdzieś w las.
-Gdzie jedziemy?
-Nad jezioro.
-Mamy tu jezioro?
-Tak! Przecież Twoi rodzice często na nim pływali razem kiedy Ciebie jeszcze nie było na świecie! Nie opowiadali?
-Nic mi na ten temat nie wiadomo.
-Hmm. Co powiesz na to abyśmy się przepłynęli?
-Nie dziś.
-Dlaczego?!
-Dziś tylko mi pokaż to jezioro.
-Ehhhhh. No dobrze.
Po dojechaniu na miejsce przed moimi oczami rozwijał się przepiękny widok. Słońce które było wysoko na niebie obijało się od wody i oświetlali wszystko wokół.
-...
-Podoba Ci się?
-Bardzo.
-Zdejmij buty.
-Co? Po co?
-Wejdziemy do wody.
-Nie nie nie!
-Tylko nogi zamoczysz! No dawaj!
-...dobrze...
Zdjąłem buty i podeszłem do brzegu. Zamoczyłem stopy do kostek po czym odrazu się wycofałem.
-Zimne!
-A jaka ma być woda latem? -uśmiechnęła się promiennie. -Musisz do niej przywyknąć.
Druga próba. Już lepiej ale stałem w miejscu jak słup soli, na co Riva wybuchła śmiechem.
-Spokojnie! Przecież jest Ok! Hahaha!
-Woda nadal jest zimna!
-Pochodź trochę!
Chodziłem przy brzegu. Rzeczywiście z każdą chwilą było coraz lepiej. Po jakimś czasie już zupełnie przestałem odczuwać zimno. Riva stanęła obok.
-I jak?
-...przyjemnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top